Profesor Juwal Noach Harari podkreśla, że Rzeczpospolita Obojga Narodów oraz Republika Zjednoczonych Prowincji były „pierwszym demokratycznym eksperymentem na dużą skalę”. Los obu państw potoczył się jednak diametralnie inaczej. O tym dlaczego jego zdaniem upadła demokracja szlachecka ten światowej sławy historyk pisze w książce Nexus. Krótka historia informacji.
Komunikowanie masowe można zdefiniować jako zdolność do szybkiego łączenia milionów ludzi, nawet jeśli dzielą ich duże odległości. Przełomowym krokiem w tym kierunku było wynalezienie prasy drukarskiej.
Reklama
Demokratyczny eksperyment
Druk pozwolił na tanie i szybkie produkowanie pokaźnej liczby książek i broszur, dzięki czemu coraz szersze kręgi ludności mogły wyrażać opinie i docierać z nimi do odbiorców na dużym terytorium, nawet jeśli proces ten wciąż był czasochłonny.
Utorowało to drogę pierwszym demokratycznym eksperymentom na dużą skalę, takim jak powstała w 1569 roku Rzeczpospolita Obojga Narodów czy utworzona w 1579 roku w Niderlandach Republika Zjednoczonych Prowincji.
Niektórzy mogą kwestionować nazywanie tych organizmów państwowych „demokratycznymi”, ponieważ pełnią praw politycznych cieszyła się w nich jedynie mniejszość stosunkowo zamożnych obywateli. W Rzeczypospolitej Obojga Narodów prawa polityczne były zastrzeżone dla dorosłych mężczyzn należących do szlachty.
Realia demokracji szlacheckiej
Grupa ta liczyła 300 tysięcy osób, czyli stanowiła około 5 procent całej dorosłej populacji. Jedną z prerogatyw szlachty było wybieranie króla, ale że głosowanie wymagało pokonywania dużych odległości, aby dotrzeć na ogólnokrajowy zjazd, niewielu korzystało z tego przywileju. W XVI i XVII wieku w sejmach elekcyjnych uczestniczyło zwykle od trzech tysięcy do siedmiu tysięcy elektorów, z wyjątkiem elekcji w 1669 roku, w której wzięło udział 11 271 delegatów.
Reklama
Chociaż w XXI wieku bynajmniej nie brzmi to demokratycznie, trzeba pamiętać, że aż do XX wieku wszystkie wielkoskalowe demokracje ograniczały prawa polityczne do wąskiego kręgu stosunkowo zamożnych jednostek. Demokracja nigdy nie sprowadza się do zasady „wszystko albo nic”, lecz stanowi kontinuum, a pod koniec XVI wieku Polacy i Litwini eksplorowali nieznane przedtem obszary tego kontinuum.
Oprócz króla wyłanianego w drodze wolnej elekcji Rzeczpospolita polsko-litewska miała wybieralny parlament (sejm), który zatwierdzał lub blokował nowe ustawodawstwo oraz miał prawo wetować decyzje króla w sprawach podatkowych i zagranicznych. Ponadto obywatelom przysługiwał zespół nienaruszalnych praw, takich jak wolność zgromadzeń i wyznania.
Niepraktyczny eksperyment
Pod koniec XVI i na początku XVII wieku, kiedy większość Europy była targana zaciekłymi konfliktami religijnymi i prześladowaniami, Rzeczpospolita Obojga Narodów była ostoją tolerancji, przestrzenią, w której katolicy, prawosławni, luteranie, kalwini, żydzi, a nawet muzułmanie współistnieli we względnej harmonii. W 1616 roku na terenie Rzeczypospolitej działało ponad sto meczetów.
Ostatecznie jednak polsko-litewski eksperyment decentralizacji okazał się niepraktyczny. Kraj ten był drugim co do wielkości państwem Europy (po Rosji), rozciągającym się na obszarze niemal miliona kilometrów kwadratowych i obejmującym większą część terytoriów dzisiejszej Polski, Litwy, Białorusi i Ukrainy.
Reklama
Nie dysponował systemami informacji, komunikacji i edukacji nieodzownymi do prowadzenia konstruktywnej rozmowy politycznej między polską arystokracją, litewską szlachtą, ukraińskimi kozakami i żydowskimi rabinami, rozsianymi od Morza Bałtyckiego po Morze Czarne. Istniejące w nim mechanizmy samonaprawcze były zbyt kosztowne i paraliżowały centralny ośrodek władzy.
Na przykład każdy poseł na Sejm miał prawo weta wobec wszystkich ustaw parlamentarnych, co skutkowało impasem politycznym. Istnienie dużej i zróżnicowanej organizacji politycznej w połączeniu ze słabością centrum okazało się fatalne w skutkach. Rzeczpospolita została rozerwana przez siły odśrodkowe i podzielona na części, które zostały przejęte przez scentralizowane autokracje Rosji, Austrii i Prus.
Zupełnie inne realia
Niderlandzki eksperyment okazał się bardziej udany. Pod pewnymi względami Republika Zjednoczonych Prowincji była scentralizowana w jeszcze mniejszym stopniu niż Rzeczpospolita Obojga Narodów, ponieważ nie miała monarchy i stanowiła związek siedmiu autonomicznych prowincji, które z kolei składały się z samorządnych miast i miasteczek.
Ten zdecentralizowany charakter państwa znajduje odzwierciedlenie w tym, że w innych językach nazwa kraju występuje w liczbie mnogiej — Netherlands po angielsku, Les Pays-Bas po francusku, Los Países Bajos po hiszpańsku i tak dalej.
Pod względem powierzchni wszystkie Zjednoczone Prowincje były jednak dwudziestopięciokrotnie mniejsze niż Rzeczpospolita i miały znacznie lepszy system informacji, komunikacji i edukacji, który ściśle spajał ze sobą części składowe.