W ramach 1 Korpusu Polskich Sił Zbrojnych w ZSRS powstał rzadko dzisiaj wspominany oddział żeński. Wiosną 1945 roku, u kresu działań wojennych, w batalionie im. Emilii Plater służyło ponad 500 kobiet, głównie repatriantek ze wschodu, nie mających w nowych granicach domów, rodzin i perspektyw. Gdy jednostkę rozformowano znalazły się na łasce partii i komunistycznych władz, którym z konieczności służyły. Oto co o ich dalszych losach pisze Olga Wiechnik w książce Platerówki? Boże broń!
W archiwach IPN-u szukam śladów karier robionych przez platerówki w bezpiece, jak później na fali dekomunizacji będzie im się czasem zarzucać. Znajduję szklany sufit.
Reklama
Kobiety zatrudniane przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego są maszynistkami, sekretarkami, telefonistkami, kalkulatorkami, rejestratorkami korespondencji, pracownicami kartotek, stołówek i domów wczasowych. Mężczyźni są inspektorami, wywiadowcami, naczelnikami, kierownikami, oficerami operacyjnymi.
Wyjątek od reguły
Oczywiście zdarzają się wyjątki, jak Julia Brystygierowa, która przez wiele lat kierowała departamentem V, odpowiedzialnym za „operacyjną ochronę” partii przed wpływem „reakcji” i „operacyjną kontrolę” nad administracją, szkolnictwem, instytucjami kultury, organizacjami społecznymi. Do 1953 roku do zadań wydziału V należała też walka z wpływami Kościoła katolickiego.
Julia Brystygier była wyjątkowo jak na ówczesną kadrę bezpieki wykształcona – przed wojną ukończyła Uniwersytet Jana Kazimierza we Lwowie, przez rok studiowała na paryskiej Sorbonie. Podczas wojny dzięki rekomendacji przedwojennej znajomej, Wandy Wasilewskiej, znalazła się w kręgu najbliższych Stalinowi polskich komunistów; departamentem V kierowała od jesieni 1946 roku. Choć członkinią KC PPR nie była, uczestniczyła w jego posiedzeniach w charakterze gościni.
„Jej kariera w aparacie bezpieczeństwa stanowiła precedens – pisze badaczka Justyna Dudek – żadna inna kobieta w tej instytucji nie posiadała takiego znaczenia i wpływów”.
Reklama
98% dla mężczyzn, 2% dla kobiet
Liczba kobiet na wszystkich stanowiskach kierowniczych w bezpiece nie przekroczyła dwóch procent, dodaje inny badacz.
Spośród wszystkich pracowników bezpieki kobiety stanowiły średnio piętnaście procent i zatrudniane były przede wszystkim na stanowiskach administracyjnych i pomocniczych. Przeglądam listy zawierające tysiące nazwisk i gdy wyłapuję przy nich kobiece imiona, zaczynam dostrzegać tę regułę.
Polska Partia Robotnicza, mając zaraz po wojnie mniejsze niż PSL czy PPS poparcie społeczne, wykazuje „większą elastyczność w awansowaniu kobiet”, piszą badacze, analizujący drogę kobiet do władzy w wydziałach innych niż bezpieka. Ale to na początku, na chwilę.
Tu też daleko nie zaszły, można by podsumować analizy. Ich kariery, z wyjątkiem bardzo nielicznych potwierdzających regułę wyjątków, również zatrzymują się na poziomie biurokracji i niskich stanowisk.
„Chłop aby w portkach i już awansuje”
Adela Jaworowska do pracy w MBP skierowana jeszcze z wojska, w styczniu 1946 roku też siedzi za biurkiem przy ulicy Koszykowej. Pracę sekretarki w wydziale kadr lubi, choć szybko dochodzi do wniosku, że coś tu jest nie tak.
„Chłop aby w portkach i już awansuje”, myśli, paląc nad biurkiem papierosy z amerykańskich paczek. Irena Sztachelska próbuje ten szklany sufit naruszyć.
Reklama
– „Sytuacja przedstawia się dziś dość smutno” – referuje swoje wnioski koleżankom z Ligi Kobiet – „bo nawet w fabrykach, gdzie pracuje dużo kobiet, w radach zakładowych większość stanowią mężczyźni. Nie chodzi o wypchnięcie tych mężczyzn” – zastrzega – „ale o to, że w fabrykach istnieje cały szereg zagadnień specjalnie ważnych dla kobiet, jak sprawa żłobków, urlopów macierzyńskich”.
„Często musimy w kobiecie przełamywać pewne poczucie małowartościowości”
Sztachelska zwraca uwagę na jedną z przyczyn:
Często musimy w kobiecie przełamywać pewne poczucie własnej małowartościowości, pewną jej nieśmiałość. To jest rzecz niesłychanie ważna. Musimy kobiety ośmielać, czynić je zaradnymi, żeby czuły się równe mężczyznom i miały poczucie własnej wartości. Brak pewności siebie mści się w tej chwili nieraz na kobiecie.
Jeżeli jest jakieś stanowisko do objęcia, kobieta daje się zazwyczaj prześcignąć mężczyźnie, który jej wcale nie przewyższa kwalifikacjami. Bardzo ważne jest więc wyrobienie w kobiecie poczucia, że jest równouprawnioną obywatelką.
Tylko że nie jest. To znaczy – w teorii tak. Nawet bardzo. „W kontekście Europy i świata ten pomysł – głoszenie i wprowadzanie równouprawnienia przez państwo, był rewolucyjny”, piszą badacze. Tak rewolucyjny, że w praktyce często się nie przyjmował.
Działaczki wydziałów kobiecych, które powstają w Polskiej Partii Robotniczej, oprócz uświadamiania masom, że kobieta to też człowiek, muszą do tego przekonywać swoich partyjnych kolegów.
„Zawracają głowę głupstwami”
Edwarda Orłowska, przewodnicząca Wydziału Kobiecego na zebraniu w październiku 1946 roku narzeka: „W Lubelskim sekretarz powiatowy, towarzysz Tomaszewski, każe instruktorce kobiecej zastępować przez cały miesiąc maszynistkę, która jest na urlopie”.
Reklama
Z kolei „w mieście M.”, jak donosi „Zwierciadło”, opisując działalność kobiet w tamtejszym samorządzie, nazywanym teraz radą narodową: gdy głos zabierała radna, radni uważali, że „zawraca głowę głupstwami”. Może głupstwem wydawał się im na przykład problem ślepej kuchni, dyskutowany na sesji poznańskiej rady narodowej, poświęconej budowie nowego osiedla mieszkaniowego.
Kuchnie bez okien skutecznie oprotestowały radne245. No tak, radni mieli prawo irytować się marnowaniem czasu na omawianie tego głupstwa. W końcu to nie oni mieli spędzać w takiej kuchni długie godziny.
Podczas posiedzenia wydziału kobiecego w lutym 1949 roku jedna z działaczek podsumowuje: „Trudności w terenie polegają na tym, że trzeba walczyć o to, by mężczyźni zrozumieli równouprawnienie kobiet”.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Olgi Wiechnik pt. Platerówki? Boże broń! Kobiety, wojna i powojnie. Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa Poznańskiego w 2023 roku.
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.