Kim są ludzie przedstawieni na jednym z najstarszych zabytków polskiej sztuki? Jaką tajemnicę skrywa trzynastowieczny tympanon? Czy to możliwe, aby niewielki kamienny element wiejskiego kościoła miał na drugim końcu Polski swoją wierną kopię? I dlaczego przez setki lat nikt tego nie odkrył?
Kościół w Wysocicach jest być może najbardziej zdumiewającym obiektem pośród wszystkich budowli w naszym kraju. Składa się na to kilka kwestii. Przede wszystkim jest nieprawdopodobnie stary. Zabytków tak leciwych mamy zaledwie garstkę.
Reklama
Kościół w szczerym polu
Sam wiek budynku nie wystarczałby jednak, aby do określenia go używać szumnych kwantyfikatorów wielkich. Jeśli jednak dołożyć do tego informację, że przez osiemset lat w zasadzie nie uległ zmianom, to rzeczywiście zaczyna robić się ciekawie. Co więcej, miejscem godnym dla tak zacnego reliktu przeszłości byłaby średniowieczna uliczka eleganckiej starówki, ewentualnie rynek prastarego grodu.
Tymczasem romański kościół z białego kamienia stoi pośród pól. Na próżno szukać wokół tej świątyni innych zabudowań z epoki, pozostałości dawnego układu urbanistycznego czy chociażby podupadłej, lecz świadczącej o znamienitej przeszłości pierzei uroczych kamieniczek.
Kościół św. Mikołaja był i jest kościołem wiejskim. Niech jednak nikogo nie zmyli pojęcie „wiejski”. Jeżeli podświadomie kojarzymy skarby sztuki z metropoliami, tu będziemy musieli dokonać zmiany sposobu myślenia. Wielka tajemnica sztuki romańskiej ukryta jest pośród upraw ziemniaków i pszenżyta.
Za wyjątkowością tego miejsca przemawia w końcu nagromadzenie zagadek, pośród których największą stanowi chyba zagadka tympanonu. Tympanon to wykonana w kamieniu ozdoba znajdująca się nad wejściem do budynku, zbliżona kształtem do trójkąta lub półkola, wypełniona płaskorzeźbą.
Szybka inwentaryzacja kilku innych elementów świątyni – takich jak: monumentalna rzeźba Madonny tronującej, tajemnicza empora oraz wieża, która nie tylko ma chwalić Pana, lecz także realizuje zgoła odmienne funkcje – uświadamia, że pozostajemy w kręgu niesamowitości.
Niedoceniony tympanon
Aby było jeszcze ciekawiej, kościół, a konkretnie tympanon, przez lata był niedoceniany, żeby nie powiedzieć wykpiwany. Określenia „prymitywny”, „naiwny”, „nieudolny” nie padały z ust mało wrażliwych na piękno dyletantów, lecz utytułowanych naukowców. Rzeźbie nad wejściem do wysocickiego kościoła zarzucano wadliwe proporcje postaci, nieporadną formę, niedostatki finezji – charakteryzujące sztukę ludową.
Reklama
Twórcom wytykano nieobycie z kulturą Zachodu i brak wiedzy teologicznej. A zarządcę świątyni, pod którego okiem wykonywane były prace rzeźbiarskie, określono jako „prostaka plebana”. O ile takie opinie formułowane przez dawnych badaczy można jeszcze wytłumaczyć pewnego rodzaju skostnieniem ówczesnej nauki, o tyle krytyczne podejście do walorów artystycznych tympanonu reprezentowane przez badaczy z XXI wieku jest czymś zadziwiającym.
Tympanon jest, najprościej rzecz ujmując, piękny. Nie jest to piękno banalne, oczywiste, oparte na wypracowanych formułach estetycznych, lecz piękno wymagające zanurzenia się w umysłowości ludzi sprzed niemal tysiąca lat. Odczucie piękna potęguje zawarta w tympanonie tajemnica. (…)
Może kamieniarze znad Dłubni nie znali reguł sztuki, które podobałyby się współczesnym historykom sztuki, ale potrafili wykonać dzieło tak, że z głębi ośmiuset lat wciąż przemawia do nas z niezwykłą mocą.
Kościół, najpiękniejszy w Polsce zabytek romański, stoi na niewielkim wzgórzu. Teren wokół jest łagodnie pofalowany. Niełatwo trafić w to miejsce. (…) Najogólniej mówiąc, wieś Wysocice znajduje się pomiędzy Miechowem a Skałą. Po dotarciu na miejsce dostrzeżemy wzgórze porośnięte starymi lipami. Latem ta zielona kępa odcina się od żółtych zbóż. Gałęzie zacieniają niewielką budowlę z kamienia. (…)
Reklama
Kto był fundatorem kościoła w Wysocicach?
Brak jest źródeł pisanych, które wprowadziłyby nas w arkana przedsięwzięcia, jakim były fundacja i budowa kamiennego kościoła, zamówienie i wykonanie tympanonu. Nie wiadomo nawet, czy było to w czasach Mieszka Starego, czy Leszka Białego.
Pierwsza ćwierć trzynastego wieku jest jedynie próbą oszacowania okresu, w którym kościół mógł powstać. Naukowcy dokonali ustaleń wyłącznie na podstawie analizy formalnej budowli, czyli poprzez zbadanie jej wyglądu, kształtów, detali (formy) i odniesienie do innych obiektów o ustalonym datowaniu.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Po raz pierwszy kościół pojawia się na kartach historii dopiero w XIV wieku, w spisie dziesięciny papieskiej. Następnie w dokumencie sporządzonym przez Jana Długosza – w Księdze uposażeń diecezji krakowskiej. Kronikarz nie podaje jednak nazwiska fundatora, wskazuje wyłącznie, że kościół wzniósł jeden z biskupów krakowskich.
Jeżeli ustalenia historyków sztuki zestawi się z zapiskiem Długosza, powstanie krótka lista kandydatów. Po wyłonieniu ze spisu biskupów krakowskich dostojników z przedziału dat 1200-1225 otrzymamy trzy nazwiska: Pełka, Wincenty Kadłubek i Iwo Odrowąż. Większość naukowców stawia na Odrowąża, tym bardziej że do rodziny Odrowążów należały okoliczne ziemie.
Niemniej jednak istnieli zwolennicy teorii, że fundatorem był biskup Pełka. Może być i tak, że wszystkie te ustalenia oparte są na jakimś błędzie, trudnym do wytropienia z racji upływu setek lat, i prawda wciąż pozostaje poza naszym poznaniem.
Opowieść wyryta w kamieniu
Osiemset lat rozerwało łączność pomiędzy ludźmi z państwa Piastów a nami. Nie tylko nie mamy stuprocentowej pewności, kto zbudował kościółek w Wysocicach, lecz także nie rozumiemy przesłania, które pieczołowicie w kamieniu nad drzwiami rzeźbił artysta. Kształty ocalały, zatarła się treść. To nieodczytane przesłanie jest największą tajemnicą prastarej świątyni. Wołający do nas z XIII wieku rzeźbiarz musi zostać wysłuchany.
Reklama
Jego intencje domagają się zrozumienia. Opowieść w kamieniu powinna być rozkodowana i przetłumaczona na język współczesności. Historycy sztuki od lat badają tę romańską budowlę, próbując zrozumieć, kim są postacie z tympanonu i co oznaczają zawarte na nim symbole.
Tympanon znajduje się nad jedynym wejściem do kościółka, usytuowanym w jego południowej ścianie. Przez sześćset lat jako pierwszy witał nadchodzących do świątyni ludzi. Niepiśmiennych wiernych informował „pismem obrazkowym” o ofierze dokonującej się w tym przybytku.
Na przełomie XVIII i XIX wieku wokół portalu dobudowano niewielką kruchtę – rodzaj przedsionka. Dzięki niej wyeliminowany został wpływ czynników zewnętrznych na płaskorzeźbę, lecz jednocześnie romański rarytas skrył się w mroku murowanej dobudówki.
Tajemnica sprzed 800 lat
Opis, a konkretnie wyjaśnienie znaczenia tympanonu, nie będzie rzeczą łatwą. Wszystko tu jest tajemnicze. Jednym z rodzajów tympanonów, rozpowszechnionym w Europie, jest tympanon fundacyjny. Jeśli więc w romańskiej świątyni widzimy nad wejściem wyrzeźbione klęczące postacie z modelem kościoła w rękach, niechybnie są to fundatorzy. Takie przedstawienie jest typowe, opisane przez naukę, często spotykane.
Reklama
W Wysocicach po lewej stronie płaskorzeźby mamy dwie klęczące osoby. Zamiast jednak oczywistego rekwizytu w postaci miniaturowego kościoła jedna z nich, większa, dzierży w dłoniach kielich. Obie osoby mają wokół głów aureole. Większa, znajdująca się bliżej środka kompozycji, odziana jest w luźne szaty, ma wysokie nakrycie głowy oraz brodę i wąsy; wznosi oburącz kielich.
Mniejsza, klęczącą z tyłu za plecami brodacza, znajduje się przy krawędzi płaskorzeźby, ma młodzieńczą twarz, krótkie włosy. Podnosi ręce w nietypowym geście: otwarte dłonie skierowane są na zewnątrz, uniesione na wysokości klatki piersiowej, odchylone trochę do góry. Gest jakby tuż przed złożeniem pokłonu, w którym głowa i te otwarte dłonie zaraz dotkną ziemi.
Bardzo piękna rzecz oddana jest w tej powstałej ze skały scenie. Obaj mężczyźni, jeśli dobrze się przypatrzeć, są, o dziwo, w ruchu. Obaj mają uniesione prawe kolana, jakby przesuwali się w kierunku tronującego Chrystusa.
Kogo przedstawia tympanom?
Kim są dwie postacie? Może to święci, na co wskazywałyby aureole? A może bohaterowie Starego Testamentu – personifikacje Eucharystii? Czy możliwe jednak, aby na płaskorzeźbie znalazły się osoby związane bezpośrednio z tym miejscem? Mężczyźni, którzy zapłacili za budowę kościoła, lub byli w jakiś inny sposób związani z jego fundacją? Wizjonerzy, którzy sprowadzili na rubieże cywilizacji, do maleńkiej wioski, artystów z Niemiec lub Francji?
Czy odkrywając tożsamość dwóch klęczących mężczyzn, dowiemy się wszystkiego o okolicznościach powstania kościoła, odczytamy przesłanie sprzed wieków, poznamy tożsamość rzeźbiarzy i rozwiążemy zagadkę tympanonu?
Kontynuując odczytywanie płaskorzeźby, idąc od lewej strony do prawej, widzimy w samym środku kompozycji zasiadającego na tronie Chrystusa. Syn Boży wznosi dwa palce prawej dłoni ku górze w geście błogosławieństwa. Lewa ręka nie przetrwała próby czasu – ta część rzeźby uległa zniszczeniu. Pozostał jedynie sztandar – vexillum, symbol Zmartwychwstania, którego drzewce, również utracone, Chrystus zapewne trzymał właśnie lewą ręką. Szaty spływają z postaci luźnymi zwojami.
Reklama
Na samym dole kompozycji mamy do czynienia z bestiami. Dwa szkaradne potwory, istoty o rybich lub delfinich kształtach wywijają ogony do góry, podczas gdy stopy Zmartwychwstałego miażdżą są ich łby. Tryumf Chrystusa zamanifestowany jest w każdym geście i atrybucie: w układzie dłoni na wzór Pantokratora – Władcy Wszechświata, w rezurekcyjnej chorągwi, w tronującej postawie znanej jako Maiestas Domini i w końcu w akcie deptania piekielnych stworów.
Taką symbolikę miał szansę zrozumieć każdy człowiek przekraczający portal kościoła nad Dłubnią. I o to chodziło, o obrazkową wersję teologii dla każdego. Taki był program sztuki romańskiej i taki jest tympanon. Jest to swoista Biblia pauperum – wykład o najważniejszych prawdach wiary w wersji dostępnej nawet dla niewykształconych wieśniaków.
Boże narodzenie czy złożenie do grobu?
Prawa strona tympanonu jest również niezmiernie tajemnicza. Zostały tam wyrzeźbione dwie postacie, co ciekawe i nietypowe – obie w pozycji leżącej. W przypadku pierwszej nie ma raczej wątpliwości co do jej tożsamości. Obecność tuż obok niej apokryficznego wołu i osła wprowadza kontekst bożonarodzeniowy. Postacią jest Nowonarodzony.
Kto jednak leży poniżej? Głosy są podzielone, nie ma zgody co do osoby przedstawionej na samym dole kompozycji. Może to być Matka Boska niczym ze schematu ikonograficznego wschodniej ikony: leżąca na wznak, na ozdobnym, zawsze czerwonym (w ujęciu z bizantyjskiego obrazu) posłaniu, tuż obok Dzieciątka. Może być i tak, że tkanina nie jest posłaniem, lecz całunem.
Reklama
Wtedy scena przedstawiałaby zgoła odmienny temat – złożenie Chrystusa do grobu. Czy może istnieć taka rozbieżność w interpretacji dzieła sztuki? W przypadku wysocickiego tympanonu – tak. Naukowców niepokoi również „nielogiczne” zestawienie sceny Bożego Narodzenia z Chrystusem Zmartwychwstałym. Tu nic się nie zgadza, nie pasuje, nie wpisuje w konwencję.
Wróćmy jednak do części reliefu, która teoretycznie powinna odnosić się do fundacji kościoła, lecz w praktyce nie chce podporządkować się temu zadaniu – do fragmentu ukazującego dwóch klęczących mężczyzn. Gdyby był to tympanon fundacyjny, postacią znajdującą się bliżej Chrystusa powinien być Iwo Odrowąż, a kielich musiałby być metaforą kościoła.
Kim był Iwo Odrowąż?
Biskup Iwo to człowiek instytucja: przedstawiciel możnego rodu, absolwent bolońskiej uczelni, paryski mnich, kanclerz księcia Leszka Białego, biskup otoczony dworzanami, wojskiem i strażą przyboczną, właściciel dóbr ziemskich, warowni, dworów i zamków, posiadacz prywatnej biblioteki (!), fundator kościołów, w końcu lobbysta na rzecz przywrócenia Krakowowi arcybiskupstwa.
Iwo Odrowąż był bez wątpienia wielką postacią XIII-wiecznej Polski: mężem stanu i osobą cieszącą się opinią świętości, niemniej jednak nie pozbawioną przywar. Do niedawna celebryci korzystali z usług opłaconych paparazzich, aby ci, kręcąc się z aparatami wokół gwiazdy, przydawali jej świetności i prestiżu. Według Długosza podobną ustawkę wymyślił osiemset lat temu Iwo Odrowąż.
Reklama
Biskup najął benedyktyńskiego opata z klasztoru w Sieciechowie, by chodził za nim z księgą do błogosławieństw. Małą postacią klęczącą za mężczyzną w biskupiej mitrze nie jest jednak ów opat, lecz najprawdopodobniej również Iwo, ale w młodszych latach, jako rozpoczynający przygodę ze świętością adept kapłaństwa – diakon. Cóż jednak robią wokół ich głów aureole? Aureola to atrybut świętego, a Iwo nie został wyniesiony na ołtarze. Nie jest nawet błogosławionym Kościoła. Czy hipoteza o dwóch Iwonach jest do obronienia?
A może Melchizedek i Abraham?
Istnieje zgoła odmienna propozycja na określenie personaliów dwóch akolitów. Jeżeli cały tympanon jest rodzajem wykładu poświęconego jednemu jedynemu zagadnieniu, a mianowicie dogmatowi Eucharystii, wtedy oczywisty wydaje się fakt, że większa postać to starotestamentowy Melchizedek, a mniejsza to Abraham.
Zainteresowani takim przedstawieniem sprawy koniecznie powinni zapoznać się z pasjonującym artykułem Tympanon w Wysocicach: próba interpretacji ikonologicznej Katarzyny Hewner. W tym miejscu wystarczy może jedynie nadmienić, że Melchizedek symbolizuje właśnie Eucharystię. A w ślad za nim, zgodnie z przekazem biblijnym oraz tradycją ikonograficzną, podąża prorok Abraham.
Święci Norbert i Mikołaj
Trzecia hipoteza zakłada, że mężczyźni to Święty Norbert oraz Święty Mikołaj. Norbert zyskał godność biskupa (tiara), związany był z nadaniami Iwona Odrowąża (Iwo uposażał klasztory norbertańskie), zmarł w opinii świętości (nimb).
Reklama
Święty Mikołaj to patron wysocickiej świątyni i jego obecność wydaje się oczywista. Jest to być może najbardziej klasyczna teoria, łącząca rozsądnie w całość kilka elementów, ale czy jest prawdziwa? Niekoniecznie. Norbert został świętym dopiero pod koniec XVI wieku, a jego przedstawienia w XIII wieku nie należą do typowych tematów sztuki romańskiej.
Brak jest zgody naukowców co do programu teologicznego reliefu znad wejścia do wiejskiej świątyni. Nie wiadomo, czy stanowi wykład poświęcony zagadnieniu współistotności (homoousios) Ojca i Syna, czy też może alegorię Eucharystii albo ilustrację dogmatu o Trójcy Świętej.
Niedokończone dzieło
Tympanon, jak przystało na rasowe dzieło sztuki, skrywa wiele tajemnic. Pewne detale umożliwiają dość dokładne prześledzenie malutkiego fragmentu jego historii. Jakie to detale? Te, których brak. Dzieło bowiem nie zostało ukończone. Wprawne oko dostrzeże, iż szatom klęczących postaci brakuje zdobień, oczy postaci leżących są pozbawione opracowania rzeźbiarskiego, podobnie jak ich fryzury.
Na tej podstawie można założyć następujący scenariusz: Iwo Odrowąż, zanim jeszcze został biskupem, zapragnął, jako świątobliwy arystokrata, posiadać pośród innych nieruchomości prywatny rycerski kościół – capellę. Budowla miała służyć nie tylko modlitwie. Wspomniana na wstępie wieża to nie tyle „wieża z kości słoniowej” – architektoniczne uhonorowanie Matki Boskiej, ile doskonałe miejsce obserwacyjne, dające taktyczny wgląd w całą okolicę.
Reklama
Funkcja obronna w burzliwych czasach rozbicia dzielnicowego stanowiła dla Iwona Odrowąża ważny aspekt świątyni. „Wieża miała pełnić funkcję ostatniego miejsca obrony po zajęciu kościoła, który miał stanowić pierwszą zaporę dla wroga. Potwierdza to obecność w środku nawy studni, dziś już zasypanej” – piszą o kościele Odrowąża naukowcy z Akademii Górniczo-Hutniczej Jan Bromowicz i Janusz Magiera.
Komes Iwo sprowadził na odludzie grupę wykonawców. Chciałoby się powiedzieć, że ekipa pochodziła z Francji lub Włoch. Biorąc pod uwagę walory estetyczne romańskiej budowli, nie jest to wykluczone. Niemniej jednak, pomimo trudu włożonego przez historyków sztuki w wytropienie proweniencji założeń artystycznych kościoła, wciąż nie jest ona znana.
Brakujące detale
Wśród miast i miejscowości, z których miała pochodzić inspiracja lub wprost kamieniarze budujący świątynię, pojawiają się: austriacki Heiligenkreuz, francuskie Andlau, niemiecki Landsberg, włoska Modena czy Nonantola. Wszędzie tam istnieją zachowane średniowieczne zabytki, w oczach historyków sztuki stanowiące odniesienie dla polskich rozwiązań.
Trop nadreńsko-mozański, podejmowany podczas wszelkich prób odszukania nawiązań romańskiej i przedromańskiej sztuki polskiej, także był podejmowany w przypadku kościółka znad Dłubni, ale bez jednoznacznego efektu. Z jaką szkołą kamieniarską mamy do czynienia w Wysocicach? Kogo sprowadził Odrowąż? Nie wiadomo.
Reklama
Wiadomo natomiast, że po pewnym czasie, pod koniec prac, zespół kamieniarzy opuścił plac budowy. Niewiele zostało do skończenia: należało wykonać jeszcze kilka mozolnych, lecz precyzyjnych ruchów dłutka przy tympanonie, dopracować głowicę kolumienki północnego okna, nazywającego się z racji swojej podwójnej formy biforium, oraz doprowadzić do końca zamysł opierający się na stworzeniu małego okna w apsydzie głównej zewnętrznej (po stuleciach znaleziono je zamurowane). Przyczyny zarzucenia prac wykończeniowych nie są znane. Czy to śmierć fundatora, czy brak funduszy, czy też jeszcze inna przyczyna legła u podstaw tej decyzji – znów nie wiadomo.
Rzeźba Madonny z Wysocic
Po tajemniczej ekipie pozostała jeszcze jedna cudowność. Mogłaby ona być tematem, podobnie jak tympanon, osobnego rozdziału: wielka, bezprecedensowa, majestatyczna rzeźba Matki Boskiej. Wykuty w piaskowcu, niemal pełnoplastyczny posąg naturalnych rozmiarów, umieszczony jest na zewnątrz budowli, w romboidalnej wnęce, w szczycie ściany wschodniej. Tronująca Madonna z Dzieciątkiem to dzieło sztuki tak oryginalne, posiadające tak wielki ładunek emocji, że może stawać w szranki z największymi osiągnięciami rzeźbiarskimi świata.
Dawid Michała Anioła czy Atena Fidiasza to uładzone, pozbawione wyrazu manekiny przy pełnej dostojeństwa, wręcz surowej Bożej Rodzicielce z Wysocic, której niecodzienna, monumentalna forma i stojące za nią idee chwytają za serce, mając siłę wyzwalania u widza najczystszych uczuć. A to wszystko przy skrajnej prostocie stylistycznej. Naukowcom nie udało się odnaleźć dla tej figury analogii w świecie sztuki ani rozszyfrować jej genealogii artystycznej.
Z kościoła rycerskiego w parafialny
Po śmierci Odrowąża budowla trafiła w ręce Mikołaja herbu Ostoja, właściciela nieodległych Ściborzyc, który przekwalifikował ją z prywatnej rycerskiej świątyni na kościół parafialny, którym jest do dziś. Mikołaj Ostoja zrobił rzecz, o której zapomniał twórca budynku. Oznaczył go swoim logo. Godło nowego właściciela zostało wyryte na lewym węgarze portalu. Tym samym przypieczętowało los kościoła jako budowli pozbawionej odniesień do pierwszego właściciela, z zatartą historią uposażyciela, bez materialnego znaku tego, kto go fundował.
Reklama
Dzięki jednemu znakowi w kamieniu możemy połączyć kilka faktów i stworzyć pełen obraz sytuacji, jaka miała miejsce kilka lat po interesujących nas zdarzeniach. Sytuacji bez większego znaczenia dla tej budowli. Mikołaj ze Ściborzyc najprawdopodobniej pokrył dach gontem.
Zaskakujące odkrycie w Strzelnie
A teraz sprawa najdziwniejsza. Niewielka, zamknięta w trójłucze płaskorzeźba nad wejściem do wiejskiego kościoła przez setki lat stanowiła przykład oryginalności i niepowtarzalności. Lecz skoro w historii wysocickiego zabytku wszystko jest zaskakujące, to nawet z jego unikalnością wiążą się niezwykłe perypetie. Otóż w 1953 roku historycy pracujący w odległym od Wysocic o niemal 400 kilometrów Strzelnie dokonali pewnego odkrycia.
Bazylika w Strzelnie w owym czasie była tym dla historyków sztuki, czym dla Indiany Jonesa indiańskie świątynie w dżungli. Co rusz dokonywano tam odkryć skarbów tak starych i tak cennych, że obecnie aż trudno to sobie wyobrazić. Dwie kolumny, od baz po głowice pokryte dwunastowiecznymi rzeźbami – będące świadkami początków chrześcijaństwa w Polsce, odnaleziono pod obudową z cegieł i tynku.
Głowa monumentalnego posągu, wykonana z kamienia, została odkryta kilka lat później w Strzelnie przez Komitet Badań nad Początkami Państwa Polskiego. I w końcu, w miejscu, które na pierwszy rzut oka nie rokowało na ostoję ukrytych tajemnic, odnaleziono coś, co ma bezpośredni związek z Wysocicami.
Najlepiej oddać głos Aleksandrowi Holasowi, konserwatorowi sztuki, który dokonał tego odkrycia:
W trakcie prac inwentaryzacyjno-konserwatorskich, prowadzonych przez PKZ [Pracownie Konserwacji Zabytków] pod moim kierownictwem, natrafiłem przy penetrowaniu zabudowań klasztornych na nieumotywowane, jak się wydawało, występy we framudze drzwiowej na północnej ścianie nawy kościoła.
Szczegółowe badanie połączone ze zbijaniem ujawniło, że chodzi tu o wnękę portalową. Co więcej, w miarę odsłaniania ujawniła się najpierw dolna część, a potem całość kamiennego tympanonu pokrytego figuralną dekoracją rzeźbiarską.
Reklama
Ręka tego samego mistrza
Strzeleński tympanon stał się od tej chwili przedmiotem badań. Minęło zaledwie kilka miesięcy, gdy inny naukowiec dokonał przełomowego odkrycia:
Zainteresowanie, jakie wzbudza niezwykłe bogactwo treściowe i plastyczne tympanonu, wzmaga fakt, że dzieło to posiada niezwykle bliskie pokrewieństwo w jednej ze znanych już dawniej nielicznych rzeźb figuralnych. Na myśli mam tympanon z wyjątkowo dobrze zachowanego rzadkiej piękności kościoła parafialnego p.w. św. Mikołaja w Wysocicach.
Tak o tympanonach pisał Zygmunt Świechowski.
O przypadku nie może być mowy, są bowiem podobne nie tylko treściowo, lecz także formalnie. Zbieżności jest tyle, że z pewnością można powiedzieć, iż autor był ten sam. Ten sam kamieniarz został zatrudniony w Strzelnie przez palatyna kujawskiego Piotra do prac przy ozdabianiu świątyni zakonu norbertanek, a później przez Iwona Odrowąża w Wysocicach. Z pewnością na prace poświęcone wielkopolskiej budowli miał więcej czasu. Tu wszystko jest wykończone, zdobne w szczegóły rzeźbiarskie, wypracowane.
Aureole posiadają opracowanie rzeźbiarskie w formie promieniście rozchodzących się żłobień, szaty mają wykonane drapowania, twarze detale. Niemniej jednak układ szat, forma bestii, sploty włosów, kształt ust i uszu Chrystusa, ogólna kompozycja i trójlistne pole obu reliefów nie pozostawiają wątpliwości, że wykonała je ta sama osoba.
Reklama
Tympanon z Wysocic skrywa tyle tajemnic nie dlatego, że został pomyślany jako czara sekretów, lecz dlatego, że przestaliśmy rozumieć ludzi żyjących osiemset lat temu. Szkoda.
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Joanny Łenyk-Barszcz i Przemysława Barszcza pt. Sekretna galeria. Co artyści ukryli w swoich arcydzieł. Ukazała się ona w 2022 roku nakładem wydawnictwa Zona Zero.
Co artyści ukryli w swoich arcydziełach
Tytuł, lead, śródtytuły i teksty w nawiasach kwadratowych pochodzą od redakcji.Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów i skrócony.