Obecnie Kraków ma niemal milion mieszkańców. Pod Wawel przejeżdża też kilkanaście milionów turystów rocznie. Nieco ponad 150 lat temu Gród Kraka był jednak biednym, zapuszczonym zaściankiem, a żyło w nim zaledwie 50 tysięcy ludzi. O tym jak wyglądało wtedy miasto pisze profesor Andrzej Chwalba w książce Festung Krakau. Kraków w cieniu twierdzy.
Porażka powstańców krakowskich w 1846 roku pozwoliła Austriakom na zrealizowanie planu, nad którym pracowali od lat — dokonali aneksji Rzeczypospolitej Krakowskiej, ostatniego wolnego skrawka dawnego państwa polsko-litewskiego.
Reklama
Zajęcie Krakowa przez Austriaków
Kwestia aneksji wymagała jednak uzgodnień między państwami zaborczymi oraz między nimi a mocarstwami zachodnimi — Wielką Brytanią i Francją. Mocarstwa były sygnatariuszami i strażnikami uchwał kongresu wiedeńskiego z 1815 roku, który powołał do życia państwo krakowskie.
Artykuł VI traktatu dodatkowego z 3 maja 1815 roku gwarantował poszanowanie jego niezawisłości. Stanowił, iż „żadna siła zbrojna nie będzie mogła być nigdy i pod żadnym pozorem wprowadzana”. Ale (…) ten ważny artykuł traktatu po roku 1831 nie był przestrzegany i wojska obce wkraczały na terytorium Wolnego Miasta Krakowa przy braku reakcji ze strony jego sygnatariuszy.
W pierwszej kolejności zgodę na aneksję wyraziły mocarstwa rozbiorowe, Rosja i Prusy. Natomiast mocarstwa zachodnie zaprotestowały, kiedy Austriacy zajęli Kraków, ale nadzieje polskich polityków emigracyjnych z kręgu Hôtel Lambert, że zbrojnie przeciwstawią się Habsburgom, okazały się płonne.
Jesienią 1846 roku Kraków z okręgiem stał się częścią monarchii habsburskiej jako Wielkie Księstwo Krakowskie w ramach Królestwa Galicji i Lodomerii. Tym samym cesarz austriacki dopisał do swojej już bardzo długiej tytulatury jeszcze jedną pozycję: wielki książę Krakowa. Do historii przeszedł ostatni relikt polskiej państwowości.
„Ulice całe zawalone gruzami”
Kraków był wówczas niewielkim ośrodkiem miejskim, a liczba mieszkańców nie przekraczała pięćdziesięciu tysięcy. Ludność zdawała sobie sprawę, co utraciła w 1846 roku, ale nie wiedziała, jak się w nowej sytuacji odnaleźć, czym powinien być Kraków jako miasto królów. Krakowianom trudno było odpowiedzieć sobie na to pytanie, szczególnie też nie zastanawiali się nad nim, przygnieceni bieżącymi problemami. Poza tym, co najważniejsze, to nie oni mieli władzę decyzyjną, tylko zwycięski Wiedeń.
Skutkiem powstania krakowskiego i równie nieudanej wiosny 1848 roku była głęboka zapaść ekonomiczna. Rok 1846 spowodował zerwanie dotychczasowych więzi gospodarczych z otoczeniem, choćby z powodu granicy celnej z Królestwem Polskim, a nowe szybko się nie wytworzyły.
Reklama
Kraków pozostawał miastem zapóźnionym cywilizacyjnie, pozbawionym nowoczesnych wodociągów i kanalizacji i w niczym nie przypominał dawnego królewskiego i stołecznego miasta. Następstwem niskiego poziomu higieny była duża śmiertelność, zwłaszcza niemowląt.
„Najsmutniejsze to chwile w dziejach Krakowa; ulice całe zawalone gruzami, których obywatelstwo nie sprząta nawet, bo wszystkich opanowuje jakaś apatia […]. Na Wawelu, gdzie zasiadali królowie, teraz dom przytułku dla starców niedołężnych i kalek lub koszary dla wojska, w ratuszu burmistrzuje urzędnik mianowany przez namiestnictwo, armaty stojące na Rynku pod odwachem strzegą, by przypadkiemspod kapoty mieszczańskiej nie wyjrzała rogata polska dusza […]. Gruzy, niedola, nędza, panowanie niemczyzny — oto Kraków” — pisał o mieście w 1860 roku literat Władysław Sabowski. Nie była to obserwacja odosobniona, raczej typowa.
„Ubogie miasto ze sterczącą w Rynku ruderą Sukiennic”
„Wiekowy nałóg niechlujstwa, przeludnienie mieszkań, brak podwórców i wychodków w wielu domach, niedostatek wody płynącej, studni, zaniedbane wychowanie klasy uboższej, niemającej poczucia przyzwoitości” — tak widział swoje miasto w 1867 roku Stanisław Strzelecki, wiceprezydent Krakowa.
I dodawał: „Przykro przyznać, ale wyznać trzeba, że nam się dotąd nie udało przyzwyczaić mieszkańców do codziennego zamiatania podwórców domów, do utrzymania czystości wychodków i do zaniechania odbywania potrzeby naturalnej naulicach i placach publicznych”. Zmiana tego stanu rzeczy okazała się wielkim wyzwaniem stojącym przed władzami miasta.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Dwa lata później podobnie sytuację oceniał liberalny dziennik polityczny „Kraj”. Kraków to „ubogie miasto ze sterczącą w Rynku ruderą Sukiennic i zaniedbanym Wawelem […]. Na historycznym Rynku leżały kupy śmieci, chodziły krowy, gołębie, a dokoła były stragany przekupek i pełno było Żydów”.
Z pewnością podatki, które zostały nałożone na miasto, co prawda w takiej skali, jak i na pozostałych obszarach monarchii, utrudniły pokonywanie wieloletnich zapóźnień. Dlatego mimo wysiłku władz miejskich i mieszkańców zmiany postępowały stosunkowo wolno. „Kraków wyglądał biednie, zaniedbane bruki okropne, oświetlenie gazowe słabe, studnie, przy których gromadziły się służące z konewkami. Wystawy sklepowe ubogie” — pisał o latach osiemdziesiątych XIX wieku Karol Rolle, przyszły prezydent międzywojennego Krakowa.
Reklama
Jednak na początku XX wieku materialna kondycja miasta zmieniła się zdecydowanie na plus. Było już zadbane, dobrze urządzone i zarządzane, dysponujące najważniejszymi atrybutami nowoczesności, czyste i schludne, a śródmieście w przeddzień wybuchu wojny oświetlało sto pięćdziesiąt lamp elektrycznych.
Wielki pożar Krakowa
Dramatycznym wydarzeniem był pożar miasta w 1850 roku, największy w jego dziejach i najbardziej dotkliwy w skutkach. Wybuchł 18 lipca, po trzech miesiącach skwarnej, upalnej pogody. Zaczął się od zapalenia młyna na Dolnych Młynach w okolicach dzisiejszej ulicy Krupniczej, ale ogień, unoszony wiatrem, szybko się rozprzestrzeniał. Kraków płonął przez kilka dni. Niestety nie posiadał ochotniczej straży pożarnej i dysponował jedynie trzema sikawkami, zresztą nie pierwszej młodości.
Gaszenie za pomocą wiader wody i konewek oraz piasku nie mogło być skuteczne. Żywioł wygrał z mieszkańcami i pochłonął dorobek wielu pokoleń. Spopieleniu uległy liczne księgozbiory oraz przedmioty artystyczne o dużej wartości, w tym dzieła sztuki. Szacunkowo ogień zniszczył obiekty znajdujące się na powierzchni stanowiącej dziesięć procent miasta, głównie na obszarze Starego Miasta. Według oficjalnych danych spłonęło sto sześćdziesiąt pięć domów, cztery kościoły i trzy klasztory. Kietlińska tak to zapamiętała:
(…) ogromny ruch na plantach, płacz kobiet i dzieci, lament i okrzyki. Pobiegłam do okna i z trwogą ujrzałam istne mrowisko ludzi, zalegających ścieżki i trawniki. Nieszczęśliwi pogorzelcy, obciążeni tobołkami, unosząc w kufrach, koszach i tłumokach swój dobytek, rozbili obozowisko na plantach.
Reklama
Plotki na temat pożaru
Wiadomość o pożarze szybko dotarła do odległych miejscowości Galicji. Jak to zwykle bywa, realny obraz zniszczeń mieszał się z plotkarskimi wyobrażeniami. Kazimierz Girtler przywoływał powtarzane przez ludzi różne wersje zdarzeń:
(…) że do szczętu Kraków się spalił, tylko Zamek ocalał; że ludność pozbawiona dachu i przytułku, porzuciwszy straszne zgliszcza, rozeszła się na wsie okoliczne; że Kraków podpalono; że połapano jakichś galicyjskich urwisów, sprawców tej zbrodni.
Mieszkańcy opowiadali, że władze wojskowe zatrzymały straże pożarne z innych miast spieszące z pomocą do Krakowa, czy też że strażnik na wieży mariackiej nie mógł bić na alarm, gdy się pojawił ogień, ponieważ zabroniły tego władze, obawiające się, że odgłos dzwonu może być wezwaniem do powstania.
Oskarżenia pod adresem wojska
Jeszcze dwa tygodnie później tu i ówdzie dymiły zgliszcza kamienic i świątyń. Pożar gaszono powoli, gdyż ani mieszkańcy, ani nieliczni strażnicy miejscy, dysponujący archaicznym sprzętem, niewiele mogli zdziałać. Niektórzy mieszkańcy miasta obwiniali o nieszczęśliwe skutki pożaru austriackie wojsko.
Reklama
Dowodem przeciw niemu miało być trzymanie zbyt długo pod kluczem jednej z czterech sikawek gaśniczych znajdujących się w koszarach na zamku, a pochodzących jeszcze z czasów Rzeczypospolitej Krakowskiej. Obywatele Krakowa mieli pretensje do austriackiego dowództwa o opieszałość i kierowanie się w walce z żywiołem niepraktycznymi przepisami biurokratycznymi, które opóźniły wsparcie akcji przeciwpożarowej przez wojsko.
Zarzucano wojskowym, że kiedy już zdecydowali się działać, ograniczali się do ochrony obiektów państwowych. W istocie trudno oskarżać wojsko o grzechy, których nie popełniło, aczkolwiek jest faktem, że mogło przystąpić do gaszenia pożaru wcześniej, niż to uczyniło, ale — po pierwsze — było zaskoczone tempem rozprzestrzeniania się żywiołu, a po drugie — dowództwo musiało postępować zgodnie z procedurami wojskowymi, które bynajmniej nie ułatwiały podjęcia szybkiej decyzji o wejściu wojska do akcji.
Niemniej w świetle źródeł ani postawa Andreasa Ettmayera, pełniącego wówczas obowiązki przewodniczącego Komisji Gubernialnej, ani postawa generała Hlawaczka nie upoważniają do stawiania żołnierzom zarzutów. Raczej można stwierdzić, że dzięki ich zaangażowaniu uniknięto pożogi w jeszcze większych rozmiarach, gdyż wojsko, korzystając z własnych środków przeciwpożarowych, aktywnie włączyło się do walki z żywiołem.
Powolna odbudowa miasta
Podczas pożaru i po jego ugaszeniu żołnierze patrolowali ulice, przeciwdziałając szabrownictwu i wzmożonej przestępczości, jak to bywa w podobnych okolicznościach. Wojsko nie dopuściło do linczu na Bogu ducha winnych młodych ludziach oskarżonych przez tłum o podpalenie miasta, a także skutecznie przeciwdziałało, gdy jeszcze w tym samym miesiącu wybuchł kolejny pożar, tym razem w krakowskiej dzielnicy Kleparz. Po latach zapomniano o krytycznych opiniach na temat wojska, a pamiętano o pomocy w gaszeniu pożaru.
Reklama
Z braku środków finansowych i fachowców odbudowa przebiegała wolno, pomimo że miasto otrzymało kredyt rządowy w wysokości pięciuset tysięcy złotych reńskich. Najwcześniej, bo w ciągu pierwszych trzech–czterech lat, uporządkowano i odbudowano kamienice w Rynku i przy ulicy Grodzkiej.
Najwolniej prace postępowały na Kleparzu. Stosunkowo długo likwidowano skutki pożaru klasztoru i kościoła franciszkanów oraz dominikanów. W 1861 roku w miejsce usuniętego muru klasztoru dominikańskiego przy ulicy Stolarskiej postawiono kramy dominikańskie, ale prace przy kościele i klasztorze ukończono w 1884 roku, a u sąsiadów franciszkanów — dopiero w 1912 roku. W latach 1881–1884 przeprowadzono solidną restaurację pałacu biskupiego z inicjatywy kardynała Albina Dunajewskiego.
„Wznoszą się okazałe domy”
Ale nie ma tego złego… Odbudowywane i rewitalizowane obiekty były z reguły lepiej wyposażone w udogodnienia cywilizacyjne niż wcześniejsze, gdyż odbudowę najczęściej łączono z modernizacją.
W jakiejś mierze została ona wymuszona przepisami miejskimi oraz nową instrukcją przeciwpożarową, która nie dopuszczała do wznoszenia budynków z materiałów łatwopalnych. Zastosowano nowoczesne gatunki cegły i dachówek, łupków i blachy, a do budowy użyto cementu portlandzkiego.
Mniejsze kamienice łączono ze sobą, co pozwoliło na wygospodarowanie nowej przestrzeni. Poszerzono niektóre ulice, w tym początkowy fragment Grodzkiej. Dzięki szerokiemu programowi restauracji i modernizacji wykształcili się liczni fachowcy, w tym specjaliści z zakresu prac przy obiektach zabytkowych.
Bez nich wykonanie planowanych czynności budowlanych i konserwatorskich nie byłoby możliwe. Oczywiście można było sprowadzić fachowców spoza Krakowa i Galicji, ale ze względu na ich oczekiwania finansowe bardzo by to podniosło koszty planowanych inwestycji.
„Część miasta, która nieszczęściu uległa, przybiera nader piękną postać. Wznoszą się okazałe domy, według pięknych pomysłów tegoczesnego budownictwa, budowane z trwałych materiałów i już nie dachami drewnianymi, gontami nakryte, ale dachówką, blachą żelazną lub cynkiem — co już od podobnego nieszczęścia chronić będzie; wewnątrz schody kamienne i wszystko z trwałego materiału, aby wewnątrz zdarzony pożar jak najmniej miał drzewa na żer okropnemu żywiołowi” — komentował realizację nowych inwestycji Ambroży Grabowski, dziejopis miasta.
Dzięki dyskusjom publicznym i pracom nad odbudowywaniem obiektów zabytkowych, w tym kościołów, rosła wśród mieszkańców świadomość ceny dziedzictwa historycznego. Ale nie wszystkie zamierzenia udało się zrealizować. Niektóre ze względu na skalę nie zostały wykonane. Po pożarze planowano m.in. poprowadzenie kanału z Rudawy w kierunku Rynku, tak aby w razie kolejnego pożaru można było do woli korzystać z wody. Prac jednak nie podjęto.
Reklama
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Andrzeja Chwalby pt. Festung Krakau. Kraków w cieniu twierdzy Ukazała się ona w 2022 roku nakładem Wydawnictwa Literackiego.
Kraków w twierdzy czy twierdza w Krakowie?
Ilustracja tytułowa: Kościół Mariacki na zdjęciu Ignacego Kriegera z około 1870 roku (domena publiczna).