W pierwszych miesiącach 1799 roku egipska kampania Napoleona trwała w najlepsze. Po zdobyciu Al-Arisz i Gazy przyszły cesarz skierował się w stronę Jafy. I udowodnił, że tam, gdzie toczy się wojna, on sam nie uznaje żadnych półśrodków.
Wkroczywszy do Gazy po drobnej potyczce, Bonaparte wygłosił bombastyczną mowę, informując mieszkańców, że przynosi im wolność. Odpowiedział na skargi swoich żołnierzy rozkazem dziennym, pełnym odniesień do Filistynów i krzyżowców. Żołnierzom, którzy narzekali na brak jedzenia, oświadczył, że rzymscy legioniści jedli skórzany osprzęt, ale maszerowali naprzód.
Reklama
Kapitulacja Jafy
Trzeciego marca [1799 roku on sam i jego ludzie] dotarli do malowniczego miasta Jafa. Parlamentariusz wysłany z białą flagą, by wezwać jego obrońców do poddania się, został ścięty, a jego ciało wrzucono do morza. Rozwścieczeni żołnierze Bonapartego przypuścili po trzech dniach oblężenia szturm na miasto i rychło je zdobyli.
Jego obrońcy wycofali się do cytadeli, a Francuzi wyładowali swoją wściekłość na złożonej głównie z chrześcijan ludności, inscenizując orgię grabieży, gwałtów i morderstw. „Aby odmalować ohydne sceny, do których tu doszło, trzeba by się posłużyć bardzo ciemnymi farbami” — zanotował pewien oficer. Ale najgorsze miało dopiero nadejść.
Dwaj adiutanci Bonapartego, jego pasierb Eugeniusz i kapitan Croisier, nakłonili osaczonych w cytadeli żołnierzy do kapitulacji, zapewniając ich, że nie stracą życia. Bonaparte, obserwując ich wymarsz, zbeształ swego pasierba, pytając go, co ma z nimi zrobić, skoro nie może ich wykarmić i nie posiada dość ludzi, by eskortować ich do Egiptu.
Ponieważ byli to przeważnie ci sami żołnierze, których uwolnił pod Al-Arisz po złożeniu przysięgi, doszedł po naradzie z najwyższymi rangą oficerami do wniosku, że należy ich rozstrzelać. Kiedy Berthier zaczął prosić o darowanie im życia, usłyszał, że powinien wstąpić do klasztoru.
Reklama
W ciągu najbliższych kilku dni Francuzi wyprowadzili na brzeg i rozstrzelali, zabili bagnetami lub utopili (według różnych ocen) od tysiąca pięciuset do dwóch tysięcy ludzi. Pewien oficer zanotował, że „serce francuskiego żołnierza zamarło ze zgryzoty”.
Francuscy żołnierze nie dowiedli jednak wielkiej wrażliwości, ograbiając miasto i zamieniając swój obóz w targowisko, na którym sprzedawali zdobyte łupy, nie czyniąc wyjątku dla pojmanych kobiet.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Napoleon wcale nie chciał odrodzenia Polski. A o Polakach pisał, że są…Okrucieństwo czy realizm?
Decyzja Bonapartego dotycząca zabicia jeńców wzbudziła oburzenie Brytyjczyków i była od tej pory często potępiana przez jego krytyków. Ale miasta stawiające opór z reguły ponosiły konsekwencje swojej postawy, a brytyjscy żołnierze wcale nie zachowywali się lepiej w Indiach podczas trwającej wtedy wojny z Marathami ani później w czasie kampanii na Półwyspie Iberyjskim.
Natomiast sposób, w jaki Hiszpanie i Brytyjczycy potraktowali żołnierzy francuskich po kapitulacji pod Bailén, był o wiele mniej humanitarny. Ówczesne pojęcie moralności odbiegało znacznie od dzisiejszych standardów, a wszyscy byli zgodni, iż każdy generał musi dbać przede wszystkim o interes własnych ludzi.
Umiejętność zdecydowanego działania zapewniła Bonapartemu szacunek nawet tych oficerów i żołnierzy, którzy mogli wyrażać zastrzeżenia wobec jego osoby. Odwiedzając miasto, zwizytował szpital i zaskoczył swoje otoczenie, wchodząc między chorych na dżumę, rozmawiając z nimi, a nawet ich dotykając.
Chcąc dać przykład opornym sanitariuszom, podszedł jakoby do jednej z ofiar, „dotknął czyraka i wycisnął z niego ropę”. Ta prawdziwa lub zmyślona opowieść krążyła w szeregach żołnierzy, wzmacniając jego autorytet.
Reklama
Dla wrogów jestem straszny jak ogień
Wizerunek dowódcy był ważny, a Bonaparte zawsze doceniał jego znaczenie. „Powinniście wiedzieć, że wszystkie ludzkie wysiłki skierowane przeciwko mnie są daremne, gdyż działania, jakie podejmuję, muszą się udać — oznajmił w proklamacji, skierowanej do mieszkańców tego obszaru. — Ci, którzy deklarują mi przyjaźń, dobrze prosperują. Ci, którzy deklarują się jako moi wrogowie, przepadają”.
W innej odezwie, adresowanej do mieszkańców Jerozolimy, przemówił jeszcze bardziej ostrzegawczym tonem: „Dla moich wrogów jestem tak straszny jak ogień z niebios, a wyrozumiały i miłosierny dla tych, którzy chcą być moimi przyjaciółmi”.
Niektórzy członkowie jego najbliższego otoczenia byli zaniepokojeni tym, że postrzega on swoją rolę w sposób coraz bardziej oderwany od rzeczywistości i daje się ponieść przekonaniu o swoim „przeznaczeniu” i swojej „misji”. Ale on na tym etapie wydarzeń chyba po prostu podbudowywał się psychicznie, gdyż sytuacja dawała coraz więcej powodów do niepokoju.
Reklama
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Adama Zamoyskiego „Napoleon. Człowiek i mit”, wydanej nakładem Wydawnictwa Literackiego (2019). Tytuł, lead, śródtytuły i teksty w nawiasach kwadratowych pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.
Ilustracja tytułowa: francuscy żołnierze masakrują obrońców Jafy (M.K. Porter/domena publiczna).