O Kazimierzu Wielkim pisano, że „ozdobił zamek krakowski podziwu godnymi domami, wieżami, rzeźbą, malowidłami, dachami wielkiej piękności”. Faktycznie na czasy sławnego króla przypadła spektakularna przebudowa Wawelu. I właśnie wówczas wzniesiono też jeden z najbardziej charakterystycznych, zagadkowych i problematycznych gmachów na wzgórzu. Istnieje do dzisiaj i wciąż wprowadza przewodników w konsternację.
W połowie XIV wieku od północno-wschodniego narożnika zamku wyprowadzono pod ukosem kamienne podmurowanie. Składało się ono ze strzelistych filarów, łączonych u góry zaokrąglonymi sklepieniami.
Reklama
Konstrukcja wychodziła w stronę miasta na dodatkowe kilkanaście metrów od murów otaczających rezydencję monarszą. Z pewnością od samego początku coś na niej stało. Badacze nie są jednak zgodni, co konkretnie.
Co pierwotnie stało na tajemniczym podmurowaniu?
Wiele pomysłowych propozycji wysunął przed stuleciem konserwator Wawelu Adolf Szyszko-Bohusz. Zainspirowany rozwiązaniami znanymi z zamków krzyżackich stwierdził, że podmurowanie mogło prowadzić do specjalnej, oddalonej od rezydencji wieży latrynowej, gdzie dało się spełniać fizjologiczne potrzeby bez ryzyka zasmrodzenia wnętrz zamkowych.
Bardziej prawdopodobne wydawało mu się jednak, że budynek na słupach zawierał dodatkowe ujęcie wody. Byłaby to więc swoista wieża wodna. Wreszcie Szyszko-Bohusz wysunął też domysł, że wieża miała charakter obronny albo że pod konstrukcją wychodził… „podziemny korytarz łączący zamek z miastem”.
Żadne z tych rozwiązań nie brzmi już dzisiaj wiarygodnie. Przyjmuje się raczej, że na podmurowaniu od początku wznosił się budynek rezydencjonalny, stanowiący bezpośrednie przedłużenie sąsiedniej „wieży Łokietkowej”, wzniesionej przez niskiego króla na początku XIV stulecia.
Reklama
Miał on tylko jedną, zawieszoną wysoko kondygnację. Nie był przestronny – dzisiejsza jego forma, chyba bliska pierwotnej, obejmuje mały przedsionek i salkę o powierzchni 26 m2. Według badaczy wnętrza mogły stanowić część apartamentu króla albo też monarszą kaplicę i tylko w razie zagrożenia były adaptowane do celów obronnych. Najwięcej dyskusji zrodziło zresztą nie ich przeznaczenie, ale nazwa.
Fałszywe zdrobnienie. Dlaczego nie należy mówić o Kurzej Stopce?
Belwederek czy też wykusz na słupach jest obecnie określany mianem Kurzej Stopki. Filuterne zdrobnienie nie ma żadnego historycznego uzasadnienia. Wymyślił je i spopularyzował dopiero Adolf Szyszko-Bohusz, uchodzący przed stuleciem za największy autorytet we wszelkich sprawach związanych z Wawelem.
W dokumentach z drugiej połowy XVII wieku i ze stulecia XVIII występuje nazwa Kurza Stopa. Wcześniej, za czasów świetności średniowiecznego i renesansowego Wawelu, używano jednak tylko formy Kurza Noga.
Skąd wzięła się nazwa Kurzej Nogi na Wawelu?
Znawcy dziejów zamku długo głowili się nad jej pochodzeniem. Sam fakt, że belwederek wznosił się na podmurowaniu z zaznaczonymi słupami, nie nadawał mu przecież formy przywodzącej na myśl kura stojącego na jednej nodze.
Szyszko-Bohusz odniósł się do kwestii zdawkowo i w sposób, który zdaniem innego badacza „niczego nie wyjaśniał”. W jednej z prac rzucił uwagę, że nazwa mogła przywędrować z Węgier. W kolejnej, że być może wiązała się z systemem ogrzewania budynku.
W początkach XX wieku w literaturze, skądinąd naukowej, promowano również wersję, według której Kurza Noga to swoiste przejęzyczenie, a prawdziwa nazwa powinna brzmieć Zmorza Stopa. To by zaś, jak tłumaczono, oznaczało pentagram, gwiazdę pięcioramienną. Wreszcie dawni akademicy sięgali nawet po motywy zaczerpnięte z kultury japońskiej, zupełnie przecież nieznanej na dworze ostatnich Piastów.
Reklama
Antoni Franaszek, który przed trzydziestu laty zestawił różne możliwości, za dość przekonującą uznał wersję, według której nazwa wiązała się z tym, jak światło słoneczne padało na obicia wnętrza, ukazując na nich raz w roku sylwetkę koguta. Badacz zaproponował też własne rozwiązanie zagadki. Sugerował, że może budowniczowie zwieńczyli belwederek metalowym kogutem, symbolem zmartwychwstania.
Oczywiście ani rzeczone obicia, ani kur na dachu nie znajdują potwierdzenia w materiale historycznym. I co najważniejsze, nie muszą znajdywać.
Rozwiązanie zagadki
Wprawdzie wszelkie przewodniki i albumy wciąż określają wykusz na słupach mianem Kurzej Stopki, ale dzisiaj wiadomo, że termin ten jest kompletnie błędny.
Wieloletni kustosz zbiorów na Wawelu doktor Andrzej Fischinger przekonująco wykazał, że w drugiej połowie XVII wieku, gdy zamek królewski znajdował się w ruinie i od dawna nie pełnił funkcji faktycznej rezydencji władcy, doszło do pomyłki, która wciąż jest powielana.
Kiepsko zorientowani inspektorzy, wysłani, aby ocenić stan zabudowań, błędnie przypisali nazwę Kurzej Stopy ukośnemu belwederkowi. Wcześniej Kurzą Nogą określano jednak inną część zamku. Taką, którą faktycznie dało się powiązać z kogutem na jednej nodze.
Kurza Stopka bez nogi i Kurza Noga ze stopą
Prawdopodobnie u schyłku swojego panowania Kazimierz Wielki przystąpił do generalnego remontu Białego Pałacu, naczelnej części rezydencji monarszej na Wawelu, wzniesionej u schyłku rozbicia dzielnicowego.
Reklama
Walna przebudowa objęła wschodnią część budowli – kwadratowy aneks w formie wieży, usytuowany pomiędzy główną bryłą domu a tak zwaną wieżą Łokietkową z belwederkiem.
Z wnętrza budowli usunięto drewniane stropy, a ich miejsce zajęły murowane sklepienia. Na poszczególnych poziomach zostały one wsparte umieszczonymi centralnie słupami. Konstrukcje kondygnacji rozwiązano jednak za każdym razem inaczej.
Trzy filary
W piwnicy przypora podtrzymywała proste w formie sklepienie w typie nazywanym klasztornym – złożone z dwóch łuków przecinających się w centrum. Wyżej wybrano już formy o wiele bardziej imponujące.
Słup w sali na wysokim parterze wciąż można podziwiać w pełnej okazałości. Pomieszczenie istnieje nadal, nie zniszczono go podczas kolejnej, renesansowej przebudowy. To tak zwana sala Kazimierzowska w obecnym narożniku pałacu.
Reklama
Nazwa nie powinna dziwić. Zapewne właśnie w tym pokoju, ozdobionym smukłym filarem, który podtrzymuje eleganckie sklepienie krzyżowo-żebrowe, znajdowała się monarsza sypialnia.
Największe wrażenie musiało jednak robić pomieszczenie, które na polecenie Kazimierza Wielkiego zbudowano na piętrze pierwszym, a więc na szczycie wieży.
Miało ono po remoncie przeszło 9 metrów wysokości. Pośrodku stał filar o dwunastu bokach, tak smukły, że aż trudno było uwierzyć, że dźwiga ceglaną strukturę sufitu. Sklepienie rozchodziło się od niego promieniście, przyjmując jakby formę ogromnego, misternie zdobionego parasola.
Było to prawdziwe dzieło sztuki – wyraz bogactwa i wyszukanych gustów polskiego monarchy. Nic więc właściwie dziwnego, że piętro aneksu Białego Pałacu stało się – jak pisał chociażby Andrzej Fischinger – „jedną z najważniejszych izb królewskiego zamku”. Tutaj ulokowano salę audiencyjną czy też tronową polskich władców.
Reklama
Wspaniała ozdoba i proste skojarzenie
Filar niósł za sobą zapewne ważne treści ideowe, a na zwornikach sklepienia umieszczono być może herby lub inne oznaki królewskiej zwierzchności. Jeden z badaczy tematu sugerował, że sam słup symbolizował sprawiedliwość. Goście pałacu wyrobili sobie jednak prostsze skojarzenia.
O wspaniałym wnętrzu, podtrzymywanym przez centralną przyporę, szybko zaczęto mówić i pisać, że jest to Kurza Noga. Termin odnoszono do samego reprezentacyjnego piętra albo do całego aneksu, niekiedy zaś – szerzej – do północno-wschodniej części zamku, łącznie z salami głównego gmachu Białego Pałacu. Ale nie do belwederku na podmurowaniu, który dzisiaj jest określany Kurzą Stopką!
Nazwa nie brzmiała może dumnie, ale najwidoczniej spodobała się także głównym rezydentom Wawelu. Szybko przeniknęła do oficjalnej dokumentacji. W różnych pismach oraz rachunkach z wieków XV i XVI wzmianki o Kurzej Nodze padają ponad dwieście razy. I nie kłócą się wcale z powagą źródeł.
Ogółem można odnieść wrażenie, że polscy królowie mieli pewien dystans do swojej rezydencji. Inne – zwykle trudne do zlokalizowania – sale zamku również określano w dość swobodny sposób. Z późnego średniowiecza znane są takie pomieszczenia jak Sowiniec, Laskowiec czy Malowanka.
Dlaczego zapomniano o prawdziwej Kurzej Nodze?
Następcy Kazimierza Wielkiego wypełniali w Kurzej Nodze swoje codzienne, rutynowe obowiązki. Tutaj przyjmowano dygnitarzy, krakowskich rajców, a także delegatów z nowego miasta, założonego po przeciwnej stronie Wawelu – Kazimierza.
Pod imponującym filarem królowie odbierali przysięgi, rozstrzygali spory i wydawali dyplomy, czasem z precyzyjną adnotacją, na przykład w brzmieniu: „actum in Curza Noga, in cubiculo castri Cracoviensis”, a więc: „dano w Kurzej Nodze, w pokoju zamku krakowskiego”.
Sala liczyła 100 m2, mogła zatem sprostać wszelkim wymogom ceremoniału, nawet w rzadkich wypadkach, gdy królowi towarzyszyła w komplecie cała, przynajmniej dwudziestoosobowa, rada monarsza. Podczas renesansowej przebudowy rezydencji nie zdecydowano się jednak zachować bez zmian tej tak ważnej części Wawelu.
Wysoki pokój Kurzej Nogi został wówczas podzielony na dwa piętra. W efekcie stopniowo zaczęła się zacierać geneza nazwy. W XVII wieku już tak niezrozumiałej, że ktoś mógł faktycznie pomyśleć, iż należy ją odnieść do innego punktu na mapie pałacu.
****
Powyższy tekst powstał w oparciu o moją książkę pt. Wawel. Biografia. To pierwsza kompletna opowieść o historii najważniejszego miejsca w dziejach Polski: o życiu władców, ich apartamentach, zwyczajach, o setkach innych lokatorów Wawelu i o fascynujących zdarzeniach, które rozgrywały się na smoczej skale przez ponad tysiąc minionych lat.