Zamek na Wawelu na początku XVII wieku.

Zapomniana atrakcja Wawelu. Zachwycała od średniowiecza, ale nie ma szans na to, że kiedykolwiek zostanie odtworzona

Strona główna » Średniowiecze » Zapomniana atrakcja Wawelu. Zachwycała od średniowiecza, ale nie ma szans na to, że kiedykolwiek zostanie odtworzona

Znamienitych gości, przybywających na wzgórze wawelskie w dawnych wiekach zachwycały nie tylko budowle i splendor monarszego dworu. Ogromne wrażenie robiły także szczególne atrakcje siedziby monarszej. O jednej z nich źródła przechowały sporo informacji, nie ma jednak raczej żadnych szans na to, że muzeum, obecnie opiekujące się Wawelem, kiedykolwiek odtworzy ten przybytek.

Było przyjętym zwyczajem, że europejscy władcy zakładali menażerie dzikich, a najchętniej jednocześnie egzotycznych, zwierząt. Jak wyjaśniała profesor Małgorzata Wilska, zwierzyńce „ogromnie dodawały splendoru dworom i budziły zainteresowanie”.


Reklama


Niewykluczone, że swoistą menażerię posiadał już Mieszko I, który u schyłku X stulecia podarował cesarzowi Ottonowi III w prezencie wielbłąda. Nieopodal Wawelu, w dzielnicy zwanej do dzisiaj Zwierzyńcem, niezwykłe okazy trzymał Kazimierz Wielki.

Możliwe, że sławny król miał także osobną menażerię na wzgórzu wawelskim. Konkretne dane na temat takiego przybytku pochodzą jednak dopiero z czasów Władysława Jagiełły.

Wzgórze wawelskie pod koniec XVI wieku.
Wzgórze wawelskie pod koniec XVI wieku. Rabsztyn, przy którym zlokalizowano królewską menażerię znajduje się pod numerem 12. Plan przygotowany przez Instytut Historii PAN w ramach Atlasu Historycznego Polski.

Florentyńskie lwy Władysława Jagiełły

Wiadomo, że w roku 1389 ze skarbu królewskiego wypłacono pensję dla dozorcy zwierząt. Przede wszystkim zaś zachował się list, jaki w roku 1406 rada miejska Florencji skierowała do króla Polski i wielkiego księcia litewskiego.

Z epistoły można się dowiedzieć, że Jagiełło od dawna starał się przez pośredników o zdobycie okazów najbardziej pożądanego przez władców gatunku: lwa. Szukał ich we Florencji, bo właśnie toskańska metropolia kupiecka stała się w późnym średniowieczu wiodącym eksporterem majestatycznych zwierząt, symbolizujących rangę monarszą.


Reklama


Lwy sprzedawano do całej Europy, ale usiłowania Jagiełły w tej sprawie początkowo spełzły na niczym. Dopiero po zmianie składu rady miejskiej oraz na skutek „gorących i uprzejmych” próśb posła jego królewskiej mości florentczycy zgodzili się „wydać na imię” Jagiełły „jednego lwa z lwicą”, aby najjaśniejszy pan „miał obie płci zwierząt do rozmnażania”. Były to, jak stwierdzono, „lwy florentyńskie i dosyć, na ile natura pozwala, oswojone”.

Do decyzji dołączono również wytyczne hodowlane. Przede wszystkim włoscy rajcy ostrzegali, że lwom „nie sprzyja zimno”. Jeśli więc Jagiełło chciał, aby okazy wydały potomstwo, należało „baczyć, żeby je chowano w miejscu ciepłym”.

Królewska menażeria na Wawelu

Czy tę konkretną parę udało się rozmnożyć – nie wiadomo. W każdym razie tradycja hodowli lwów na Wawelu przetrwała całe stulecia. Monarsza menażeria niewątpliwie wciąż istniała za czasów Zygmunta Starego, w pierwszej połowie XVI stulecia. Dokładne wiadomości na jej temat pochodzą jednak z czasów ostatniego Jagiellona, Zygmunta Augusta, rządzącego samodzielnie krajem od 1548 roku.

Niedługo po przejęciu władzy młody król zakupił od rodu Tęczyńskich ich wawelską rezydencję – Rabsztyn, położony na tyłach kuchni królewskich. Wkrótce po transakcji, w roku 1549, dwór spłonął, podobnie jak ogromna część zamku dolnego. Odbudowano go w zmienionej formie. No i nadano mu zupełnie nowe funkcje.

Zamek na Wawelu na początku XVII wieku.
Zamek na Wawelu na początku XVII wieku. Strzałką zaznaczono basztę Tęczyńską, za którą znajdowała się królewska menażeria.

W Rabsztynie mieszkali drabanci, czyli członkowie osobistej straży króla. Były tam też kuchnia i jadalnia, przeznaczona dla części służby czy dworzan. Poza tym, jak podają dokumenty, w Rabsztynie „trzymano lwy” i „zwierzęta zagraniczne”.

Dozorca lamparta i treser lwów

Wiadomo o lwicy, jaką Zygmunt August – wyjeżdżając na Litwę – pozostawił na Wawelu pod opieką zaufanego doradcy. Rachunki wzmiankują ponadto „budę dla niedźwiedzia” i zatrudnienie „dozorcy lamparta”. Wreszcie pisano i o osobnym „treserze lwów na zamku”. Z innych zwierząt przetrzymywanych w Rabsztynie i na wybiegu przed rezydencją można wymienić jeszcze rysie.


Reklama


Utrzymanie tych wszystkich okazów nie tylko było trudne, biorąc pod uwagę niesprzyjający klimat, ale też kosztowne. W nieznanym momencie koszty postanowiono przerzucić na lokalną społeczność żydowską.

Pismo z drugiej połowy XVII wieku informuje, że „wedle starych zwyczajów” Żydzi krakowscy mieli obowiązek płacić 120 florenów rocznie za utrzymanie „każdej bestii”. Odpowiada to mniej więcej kwocie 18 400 dzisiejszych złotych na jedno „zwierzę zagraniczne”.

****

Powyższy tekst powstał w oparciu o moją książkę pt. Wawel. Biografia. To pierwsza kompletna opowieść o historii najważniejszego miejsca w dziejach Polski: o życiu władców, ich apartamentach, zwyczajach, o setkach innych lokatorów Wawelu i o fascynujących zdarzeniach, które rozgrywały się na smoczej skale przez ponad tysiąc minionych lat.

Autor
Kamil Janicki

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.