Plany były spektakularne. W specjalnym Legionie Waffen SS miało służyć 10 000 przedstawicieli „narodu góralskiego”. Próby werbunku prowadzono od jesieni 1939 roku, aż do początku roku 1943. Skutki były… więcej niż żałosne.
Pierwsze działania, mające na celu wciągnięcie mężczyzn z Podhala w orbitę hitleryzmu podjęto już jesienią 1939 roku. Wtedy to generalny gubernator Hans Frank zwrócił się do wiceszefa Związku Górali, Wacława Krzeptowskiego, z osobliwą propozycją.
Reklama
Działacz miał zorganizować góralską „honorową” służbę wartowniczą, której zadaniem byłoby pełnienie straży przy „niekoronowanym królu Polski”.
Jak pisze Wojciech Szatkowski, autor książki Goralenvolk. Historia zdrady, chętnych zachęcano iście patriotycznymi hasłami. Agitując na Podhalu, kolaborant Krzeptowski, a także niemiecki agent Witalis Wieder przekonywali, że „będzie to służba na Wawelu, między innymi u grobu Marszałka Polski, Józefa Piłsudskiego”.
I zostało tylko dwóch
Buńczuczne zapewnienia oraz wizje dobrze płatnych, bezpiecznych posad miały skusić całe rzesze potencjalnych żołnierzy. Hans Frank mocno się jednak przeliczył. Do Krakowa przybyło łącznie… tylko sześciu ochotników.
Początkowo pracowali oni przez trzy tygodnie jako portierzy i woźni, w prowadzonym przez Niemców, Hotelu „Pod Baranami”. Następnie zostali – bez pytania – umundurowani i wcieleni do pułku SS „Totenkopf-Standarte” 8.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Waffen-SS w liczbach. Milion Europejczyków w służbie HitlerowiNajwidoczniej służba w czarnej gwardii Hitlera nie leżała w góralskiej naturze, ponieważ po kilku miesiącach tylko dwóch z nich pozostało w szeregach tej formacji. Inni bądź uciekli, bądź też postarali się o zaświadczenia lekarskie zwalniające ze służby.
Werbunek wśród „narodu góralskiego”
Pierwsza próba wcielenia górali do niemieckich formacji pomocniczych zakończyła się spektakularną klapą. Po parunastu miesiącach na Podhalu znów zaczęto jednak szukać kolaborantów. Zwłaszcza, że dywizje Hitlera zbierały coraz gorsze cięgi na froncie wschodnim.
Reklama
Latem 1942 roku w Zakopanem i Nowym Targu trwała agitacja za wstępowaniem do SS, ale i tym razem odzew był minimalny. Temat zawieszono i został on podjęty (po raz trzeci) dopiero pod koniec roku.
Dla wzbudzenia właściwych postaw, niemieckie władze zaczęły rozdawać kenkarty, potwierdzające przynależność do „narodu góralskiego” (Goralenvolk). I ten pomysł nie wystarczył, by rozbudzić entuzjazm.
(Wyimaginowane) dziesięć tysięcy ochotników
Pomyślano, że problemem jest formacja docelowa. Górali próbowano kierować do… ukraińskiej dywizji grenadierów Waffen SS „Galizien”. Nie było odzewu, więc kolaborancki Komitet Góralski zmienił taktykę i przystąpił do formowania samodzielnego Legionu Góralskiego Waffen SS. Niemcy optymistycznie przewidywali, że będzie w nim służyć aż 10 tysięcy mężczyzn!
Jak pisze W. Szatkowski, zadanie naboru przyszłych esesmanów z Podhala spadło na barki dziesięciu werbunkowych, którzy jeździli po całym terenie „agitując wśród tamtejszej młodzieży”.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Rzecz jasna potencjalnym ochotnikom obiecywano „przysłowiowe »złote góry« – dobrze opłacaną służbę w kraju, zwolnienie od robót w Rzeszy, wypuszczenie krewnych z niemieckich więzień i obozów”.
Góralska metoda werbunku?
Jakie były efekty akcji? Znów niezbyt oszałamiające. Według różnych źródeł 8 stycznia 1943 r. w sali Hotelu „Morskie Oko” na komisji rekrutacyjnej zjawiło się od 300 do 400 „ochotników”.
Reklama
Po badaniu lekarskim grupa ta znacznie stopniała. Niemcy zawzięli się jednak i nie chcieli odpuścić sprawy góralskich esesmanów. Tych którzy zostali uznani za wystarczająco zdrowych i silnych – źródła mówią o 216 ochotnikach – wysłano na szkolenie do obozu SS w Trawnikach w przedwojennym województwie lubelskim.
W tym miejscu trzeba podkreślić, że rekrutacja „ochotników” a następnie odprawa zwerbowanych miała osobliwy przebieg. Otóż, górali kompletnie spito, a następnie siłą wrzucono do pociągu odjeżdżającego z zakopiańskiego dworca.
Gdy tylko mężczyźni nieco oprzytomnieli, niemal wszyscy – około dwustu – poszli po rozum do głowy. Stwierdzili, że nie dla nich służba w Legionie Góralskim i w okolicach Makowa Podhalańskiego wyskoczyli z jadącego składu.
Później musieli się przez pewien czas ukrywać, zaś ci którzy wpadli w ręce władz w większości zostali wysłani na roboty przymusowe do Niemiec. Kilku trafiło nawet do obozów koncentracyjnych.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Byłyśmy dumne, że ojczyzna odzyskuje godność. Niemieckie kobiety tłumaczą czemu wstąpiły do HitlerjugendDo Trawnik dotarło ostatecznie jedynie… dwunastu górali. Na miejscu zaraz wdali się oni w bójkę ze szkolonymi tam Ukraińcami. Paru poniewczasie dało dyla. Zamiast dziesięciu tysięcy rekrutów, Niemcy pozyskali mniej niż tuzin. Pięciu z nich znamy z nazwiska. Byli to: Marzec, Suleja, Karkosz, Mytkowicz i Duda.
Niemiecka „prawda” o Legionie Góralskim
Nieco inny przebieg wydarzeń przedstawił Wyższy Dowódca SS i Policji w Generalnym Gubernatorstwie Fridrich W. Krüger. W piśmie do szefa Głównego Urzędu SS Gottloba Bergera, wysłanym 5 kwietnia 1943 roku, stwierdził między innymi:
Według ostatnich zapewnień 410 górali było gotowych zaciągnąć się do Waffen SS celem wzięcia następnie udziału w walkach na froncie. Przed komisją poborową stawiło się już tylko 300 […], jako nadających się do służby zakwalifikowano jedynie 154. Nadających się do służby skierowano do obozu w Trawnikach […].
Mieli być użyci w charakterze strażników, zwłaszcza w obozach pracy. Do Trawnik dotarło jedynie 140 „ochotników”, a z nich SS zmuszone było natychmiast zwolnić 21 […]. W trakcie i tak maksymalnie skróconego szkolenia zwolniono kolejnych 88 górali. […] 19 górali zbiegło, w końcu […] w obozie przybywało jedynie 12 górali.
„Należy ich ocenić gorzej niż Polaków”
Interesujące jest podsumowanie całej sprawy przez Kügera, który jasno stwierdzał, że:
Górale w żaden sposób nie różnią się od Polaków, a nawet przeciwnie, na postawie naszych trwających już trzy i pół roku obserwacji, należy ich oceniać gorzej niż Polaków. […]
Reklama
Skoro nie da się uczynić z górali nawet wartowników na terenie Generalnego Gubernatorstwa, należy zaniechać prób wcielenia ich do Waffen SS.
Tak oto po kilkuletnich staraniach Niemców oraz kolaborującego z nimi Wacława Krzeptowskiego marzenia o Legionie Góralskim SS ostatecznie umarły. Chyba jednak mało płynęło tej „germańskiej” krwi w góralskich żyłach…
Bibliografia
- Wojciech Szatkowski, Goralenvolk. Historia zdrady, Firma Księgarsko-Wydawnicza Kanon, 2012.