Hrabia Tadeusz Łubieński – ziemianin z Zassowa na obecnym Podkarpaciu żyjący na przełomie XIX i XX wieku – był dobrym gospodarzem, chwalonym za innowacyjne podejście do rolnictwa. Był też domorosłym publicystą. W 1919 roku, wobec groźby reformy rolnej, laicyzacji społeczeństwa i zachwiania dotychczasowego układu sił, postanowił napisać list otwarty do polskich chłopów. Co miał im do przekazania?
Reklama
Pierwsza wojna światowa zradykalizowała nastroje. Panowała wprawdzie radość z odzyskanej pod koniec 1918 roku ojczyzny, ale w sercach ziemiańskich narastał niepokój związany z rewolucją bolszewicką i z reformą rolną.
Rewolucja toczyła się za granicą, ale mając na uwadze jej internacjonalistyczne ambicje, można się było jej obawiać. Reforma zaś działa się „tu i teraz”. Jej trzeba było się bać. Środowisko ziemiańskie broniło się przed reformą setkami broszur, odezw i elaboratów. Pisano w nich, że reforma to „przymusowy okup jednej klasy na rzecz drugiej” albo „krucjata klasowa”, że jej celem jest zniszczenie ziemiaństwa. (…)
Ksiądz to nie darmozjad
W 1919 roku pradziadek znów poczuł publicystyczny zew i napisał List otwarty do polskiego chłopa. To poważna broszura polityczna bez natchnionych obrazów zjednoczenia, skierowana raczej do wiejskiej inteligencji, a nie do tytułowego chłopa.
Według danych z 1921 roku czterdzieści procent ludności wiejskiej nie umie czytać. Tadeusz Łubieński przedstawia się jako katolik i szlachcic, w tym właśnie porządku, odsłaniając hierarchię warstw swojej osobowości. Jako katolik domaga się, by nie podważać autorytetu kleru.
Twierdzi, że prowadzi to do moralnego upadku społeczeństwa. W dość karkołomnej próbie stara się pokazać, że dziecko, które słyszy, „że ksiądz to darmozjad”, niechybnie wyrzuci starych rodziców z domu.
Bardziej przekonujący jest zdroworozsądkowy wywód, w którym udowadnia, że wspólnota, która atakuje księdza, atakuje swojego sojusznika. Ksiądz pochodzi przecież ze środowiska chłopskiego, chłopów rozumie, a jako człowiek wykształcony, może i chce chłopom pomóc. (…)
Reklama
Nie mogło zabraknąć argumentu, że księża wykupują chłopów z „lichwy żydowskiej”. Pradziadek miał w tej kwestii poglądy dosyć ustalone. „Rządzą socjaliści i żydzi”, pisał o rządzie, którego premierem był Ignacy Paderewski. W rządzie rzeczywiście było kilku socjalistów, tak jak byli w nim peeselowcy i endecy. Tadeusz Łubieński należał do tej grupy naszych rodaków, którzy Żydów widzą wszędzie.
Dlaczego biskup nie musi się dzielić majątkiem z potrzebującymi?
„Gdy wojska rosyjskie zajęły Galicję [w 1914 roku], księża chłopów bronili, panowie pouciekali”, pisze, bardziej jako katolik niż jako szlachcic. No i oczywiście przypomina czytelnikowi, że to ksiądz „otwiera po tem ciężkim życiu drogę do szczęśliwej wieczności”.
Co ciekawe, by dowieść jednoznacznie pozytywnej roli Kościoła, sięga pradziadek po list pasterski episkopatu z grudnia 1918 roku. Biskupi zachęcają w nim do ofiar w duchu chrześcijańskim i narodowym, to znaczy do dzielenia się własnością dla dobra wspólnoty. Tłumaczą zarazem, że niestety, choćby nawet bardzo chcieli, nie oddadzą dóbr kościelnych. „Nie są one naszą własnością, gdyż stróżami jesteśmy tylko woli świętej testatorów”.
A więc uszczuplenie własności kościelnej byłoby pogwałceniem woli ludzi, którzy w przeszłości zapisali Kościołowi swoje majątki. Ale zwykły świecki właściciel ziemski jest przecież także posiadaczem z woli „testatorów”. Czemu i on nie może się mienić „stróżem” ich „woli”, by zachować własność? Nie jest „święta”, bo nie dotyczy Kościoła?
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Doceniam subtelność wywodu ich eminencji, ale średnio mnie on przekonuje.
Szlachta była winna… ale inna szlachta
W tych rewolucyjnych czasach dużo pisało się o odpowiedzialności szlachty za upadek dawnej Polski. Pradziadek nie inaczej.
Reklama
„Pan Bóg sprawiedliwość zrobił, bo tamtej szlachty już nie ma”, argumentuje sprytnie, ale wie, że to za mało. Wprowadza więc rozróżnienie: wielcy panowie i szlachta. Polska, owszem, upadła przez wielkich panów, ale przetrwała dzięki szlachcie.
Na czym polegało to ocalenie przez szlachtę zdaniem pradziadka? Otóż budowała ona kościoły i klasztory, gdzie lud mógł się modlić. Patrząc głębiej w historię, widzi pradziadek wielkie zasługi szlachty, która „przez wieki osłaniała [chłopów] swoją piersią przed najazdami Turków i Tatarów”.
Słaby to powód do wdzięczności dla chłopa z Kujaw czy z Wielkopolski, krain, gdzie pierwsi Turcy dotarli w latach dziewięćdziesiątych wieku XX. I nie jako najeźdźcy, tylko sympatyczni właściciele budek z kebabem. W ogóle kiepski powód do wdzięczności dla kogoś takiego jak na przykład Witos, kto trzysta lat po tamtych wojnach ma dwie morgi ziemi.
Wdzięczność za Mickiewicza
No i szlachta, pisze polskiemu chłopu pradziadek, w osobach Mickiewicza, Krasińskiego, Słowackiego i Sienkiewicza budziła po wsiach i dworach życie, a w osobach Piłsudskiego, Hallera i Paderewskiego „odwaliła grobowy kamień ojczyzny”.
Reklama
Dziwne to powody do wdzięczności dla chłopa z Zassowa albo z [sąsiedniej] Wiewiórki. Co to znaczy być wdzięcznym szlachcie za Słowackiego? Czy pradziadek, jako szlachcic, czuł się do odbierania takiej wdzięczności za Mickiewicza upoważniony?
Radykalna propozycja
Tadeusz Łubieński ma polemiczny temperament. Jego wywód nie zawsze, mówiąc łagodnie, trafia w sedno. Ale ton brzmi demokratycznie, postępowo i przenika go szczera chęć, by zasypać przepaść między dworem i wsią.
Uścisk dłoni, pogadanie jak sąsiad z sąsiadem, odrzucenie feudalnych zwyczajów i przesądów – oto małe kroki do zbliżenia zantagonizowanych klas. Ale pradziadek ma coś więcej niż ton i pomysły międzyklasowej kosmetyki. Cały wywód prowadzi do radykalnego wniosku – szlachta musi się ziemią podzielić.
Pradziadek chce, by przy własności o powierzchni dwustu mórg (sto hektarów) szlachecki właściciel dobrowolnie oddał chłopom dziesięć procent. To konkretna propozycja, nie pusta deklaracja. Co więcej, na tle epoki nad wyraz hojna. I uwaga! Im większa powierzchnia, tym wyższy ma być procent oddanej ziemi. Czyli te dziesięć procent przy dwustu morgach to minimum.
Reklama
Pradziadek pisze, że procent do parcelacji ma progresywnie rosnąć, jak konkretnie, tego już nie wyjaśnia. Jeśli zaś zabrakłoby wielkoduszności ziemiaństwu, proponuje pradziadek ustalić wysoki podatek od wielkiej własności, który zmusi właścicieli do podzielnia się ziemią.
Ultrakonserwatyzm i postępowość
Tadeusz Łubieński jest więc ultrakonserwatywnym katolikiem, ale dalekim od konserwatyzmu w życiu społecznym. Przywilejów Kościoła broni zawzięcie, na przywileje własnej klasy macha ręką, świadom, że przestają mieć znaczenie.
Ukrywa też w tekście to, że jest hrabią. Może nie tyle ukrywa, ile po prostu o tym nie pisze. Nie epatuje „hr.” na stronie tytułowej. Może dlatego, że jako „hr.” zaliczyłby się do wielkich panów, których kosztem stara się uratować image szlachty?
Zwłaszcza że wielcy panowie wciąż, mimo rewolucji i reform, potrafią zachowywać się koszmarnie i komicznie zarazem. Mówiono, że minister spraw zagranicznych Eustachy Sapieha zwracał się do swojego szefa, premiera Wincentego Witosa, jakby rozmawiał ze swoim ekonomem. A książę August Czartoryski pytał podobno o „swojego urzędnika Kukiela”, kiedy ten, niegdyś kustosz zbiorów książąt Czartoryskich, był już ministrem obrony.
Synkowie kosynierzy
Zachowało się zdjęcie, na którym pradziadek w stroju szlacheckim stoi pomiędzy czterema synkami przebranymi za kosynierów. Wykonano je około 1910 roku, przed narodzinami mojego dziadka Konstantego. Zastanawia mnie, czemu Tadeusz Łubieński sam się za Bartosza Głowackiego nie przebrał? Czemu w roli chłopów obsadził swoich synów?
Może dlatego, że pomimo wszystkich szlachetnych intencji, przybijania piątek i zagadywania jak sąsiad z sąsiadem nie potrafił zerwać ze szlacheckim paternalizmem. W wydanym w 1936 roku Liście otwartym do polskiej wsi tłumaczy „bratu rolnikowi”:
Reklama
O prawdzie moich słów przekona Cię, nie kto inny, tylko Twój własny rozum i sumienie […] nie masz dużo wykształcenia, ale masz uczciwe sumienie i masz jak mówi przysłowie prosty chłopski rozum.
Rozum jest więc po to, by przyznawać panu hrabiemu rację. „Brat rolnik” jest młodszym bratem. Przebrał własne dzieci za chłopów, bo chłopi byli dla niego jak dzieci, żywioł niedojrzały, nad którym jako pan i ojciec roztaczał opiekę.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Macieja Łubieńskiego pt. Portret rodziny z czasów wielkości. O prymasach, milionerach, zakonnicach, pisarkach i innych przodkach (Wydawnictwo W.A.B. 2020).
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.