Daphne Van Wart była brytyjską pielęgniarką wojskową. We wrześniu 1940 roku trafiła do wciąż bezpiecznego, tętniącego życiem i nieznającego z bliska wojny Hongkongu. Umawiała się na randki, tańczyła, żeglowała. Tak było aż do grudnia 1941 i ataku Japończyków na brytyjską kolonię.
Po pierwszej inwazji Japończyków w grudniu 1941 roku [Daphne] została przeniesiona do szpitala polowego na 400 łóżek, który utworzono w budynku Konwentu św. Alberta w centrum wyspy Hongkong.
Reklama
Z dnia na dzień rosła liczba zwożonych do szpitala ofiar z zagrażającymi życiu obrażeniami, podczas gdy alianci walczyli rozpaczliwie, by odeprzeć Japończyków.
Ratunek od śmierci
18 grudnia wojska japońskie zbombardowały teren szpitala, uderzając w stołówkę dla personelu w porze lunchu. Koleżanka Daphne, Brenda Morgan, zginęła na miejscu, a przełożona pielęgniarek, Kathleen Thomson, została ranna w wyniku eksplozji. Daphne ocalała, ponieważ zdążyła się schronić w piwnicy.
23 grudnia armia japońska opanowała szpital i uwięziła większość personelu. Coś znacznie gorszego miało się zdarzyć w innym szpitalu w Hongkongu, gdzie Daphne znała wiele pielęgniarek.
Czarne Boże Narodzenie
Szpital ten utworzono w Kolegium św. Stefana, na południu wyspy. W dzień Bożego Narodzenia rano wtargnęło tam 150–200 żołnierzy japońskich.
Więcej niż piętnastu rannych brytyjskich żołnierzy zostało zabitych na szpitalnych łóżkach. Spośród pielęgniarek, które napastnicy zamknęli w pokoju na piętrze, pięć Chinek i trzy Brytyjki zgwałcili i zamordowali.
Reklama
Zbiorowego gwałtu dokonali tego dnia na czterech innych brytyjskich pielęgniarkach, którym udało się przeżyć. Jedną z nich była Szkotka, Molly Gordon. (…) Podczas masakry wszystkie kobiety miały na sobie pielęgniarskie stroje z opaskami Czerwonego Krzyża.
Mężczyzn spośród pacjentów i personelu japońscy żołnierze spędzili do ciasnego pomieszczenia, skąd co krótki czas przez cały dzień wyprowadzali na korytarz jednego lub dwóch i rozstrzeliwali.
Wieczorem 25 grudnia gubernator Hongkongu, sir Mark Aitchison osobiście ogłosił formalną kapitulację. Wydarzenia tego dnia przeszły w Hongkongu do historii jako „Czarne Boże Narodzenie”. (…)
Szpitalny koszmar
[Rodziny Brytyjek, które utknęły w okupowanym Hongkongu nie wiedziały nic o ich losie]. Dopiero pod koniec 1942 roku pielęgniarki mogły napisać do domu kartki pocztowe i zawiadomić, że są bezpieczne.Okazało się, że Daphne wraz z innymi członkami personelu medycznego w lutym 1942 roku trafiła do szpitala św. Teresy na półwyspie Koulun, gdzie „stan pacjentów, wycieńczonych, beznadziejnie chorych i zagłodzonych, budził przerażenie”.
Większość żołnierzy alianckich, których regularnie zwożono do szpitala ze zorganizowanego przez Japończyków obozu jenieckiego, chorowała na błonicę, która jest niezwykle zakaźna. Pielęgniarki nie miały antytoksyny, niezbędnej w leczeniu tej choroby, a okupanci nie dostarczali im prawie żadnych leków.
Reklama
Musieli kłaniać się w pas
Po sześciu miesiącach spędzonych w szpitalu św. Teresy w sierpniu 1942 roku Daphne została przeniesiona do obozu internowania Stanley Internment Camp, urządzonego przez Japończyków w Kolegium św. Stefana, miejscu masakry dokonanej w Czarne Boże Narodzenie.
Przez następne trzy lata wraz z kilkoma pielęgniarkami żyła tam jako cywilny jeniec wojenny pośród 2800 innych, głównie Brytyjczyków, Amerykanów, Norwegów i Holendrów.
Niedożywienie było w obozie normą, a choroby, takie jak biegunka, błonica i beri beri, przybrały charakter endemiczny. Przez czterdzieści cztery miesiące istnienia obozu, zmarło w nim 121 internowanych, w tej liczbie siedmiu straconych za posiadanie radia.
Obóz w Stanley nie był jednak aż tak nieludzki, jak większość innych podlegających japońskiej armii na Dalekim Wschodzie. Jeńcy mogli się swobodnie poruszać po całym terenie, jeżeli kłaniali się głęboko swoim strażnikom i podporządkowywali wszystkim przepisom.
Reklama
Sześciomiesięczna więźniarka
Jedna z internowanych, Dominica Lancombe, miała zaledwie sześć miesięcy, gdy została umieszczona w obozie w Stanley. Przez trzy i pół roku sypiała w komodzie obok swojej matki, Elisabeth, która kładła się przy niej na betonowej podłodze. To, co zapamiętała z obozu w Stanley, przypomina wspomnienia Daphne.
– „Najbardziej utrwalił mi się w pamięci strach, strach przed wszystkim” – opowiadała Dominica w wieku siedemdziesięciu sześciu lat, gdy rozmawiałyśmy w jej londyńskim domu, kilka miesięcy po spotkaniu na zjeździe byłych jeńców wojennych i ich rodzin.
Co rano bałam się spóźnić na apel. Bałam się, że mnie pobiją, jeżeli się nie ukłonię któremuś z japońskich żołnierzy. Bałam się braku jedzenia. Ciągle doskwierał mi głód, choć byłam tylko małym dzieckiem.
Mama stała w kolejce po wszystko – kubek gorącej wody rano i po południu, ryżową kulę o jedenastej i drugą o czwartej po południu. Aby zdobyć więcej jedzenia ludzie handlowali przez płot z Chińczykami, więc od czasu do czasu miałyśmy jakiś owoc, trochę warzyw albo jajko.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Pomiatali nami i nie płacili
Oprócz tych ciężkich warunków oburzał Daphne sposób traktowania pielęgniarek przez japońskich okupantów.
W armii brytyjskiej pielęgniarki cieszyły się szacunkiem. Japończycy w Hongkongu pomiatali nimi i kazali im wykonywać poślednie czynności bez żadnego wynagrodzenia, choć mężczyźni za swoją pracę dostawali niewielką zapłatę.
Dla dumnej Angielki ów podrzędny status był jeszcze jednym powodem, by znienawidzić kraj, który wychował takich ludzi.
Reklama
***
Bolesna historia Daphne Van Wart została opisana w biografii jej teścia – niezwykłego miłośnika przyrody i Japonii „Cherry’ego” Ingrama. KLIKNIJ, by dowiedzieć się więcej o tej książce.
„Cherry” Ingram i jego historia
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Naoko Abe pt. Anglik, który ocalił japońskie wiśnie. Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego w 2021 roku.
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej i skrótom.