Trudno przecenić wkład Ludwika Pasteura w rozwój medycyny. To właśnie jemu zawdzięczamy między innymi szczepionkę na wściekliznę. Straszną chorobę, która w 100% przypadków zabija pacjentów. Wybitny chemik znalazł też sposób zapobiegania kurzej cholerze.
W 1879 roku przeprowadzał Pasteur badania nad kurzą cholerą. Uzyskał w hodowli zarazek, który ją wywoływał. W czasie letnich wakacji w rodzinnym Arbos, dla potwierdzenia tezy zainfekował kury preparatem z hodowli, którą sporządził w Paryżu, czyli jakiś czas temu.
Reklama
Szczepionka na kurzą cholerę
Kury nie zachorowały. Rzecz osobliwa, nie zachorowały nawet wtedy, gdy wstrzyknął im całkiem świeży preparat, czyli bardziej żywotny, bardziej wirulentny zarazek. Stały się odporne.
A zatem – wyprowadził wniosek – dłuższe przetrzymywanie bakterii albo (jak z czasem to odkryto) działanie na nie środkiem chemicznym (fenol) osłabia ich żywotność. A teraz, gdy dostaną się do żywego ustroju, wywołują odporność. Przypadek? Tak, ale właśnie taki, który natrafił na umysł przygotowany.
Ponieważ poprzednikiem Pasteura w tym działaniu był [angielski lekarz Edward] Jenner, Pasteur na jego cześć i tak jak on nazwał to postępowanie wakcynacją.
Testy na psach
Przed Pasteurem stało jeszcze jedno wielkie wyzwanie, które dobrowolnie przyjął na siebie – wścieklizna, choroba występująca u zwierząt i u ludzi, najczęściej widoczna u psów, o nieznanej przyczynie, charakteryzująca się wodowstrętem, od którego też wzięła drugą nazwę.
Reklama
W razie pogryzienia prowadziła nieubłaganie do śmierci w bolesnych konwulsjach. Próby ratowania pokąsanych przez wypalanie ran dawały tylko sporadycznie dobre wyniki.
Pasteur nie miał tu do czynienia z bakteriami, z czego nie zdawał sobie początkowo sprawy, lecz z innym jeszcze nieznanym, z mikrobem. Należało rzecz zbadać eksperymentalnie. Psom laboratoryjnym podawano w iniekcji materiał z padłych na wściekliznę zwierząt. Przebieg był taki sam.
Z genialną intuicją przystąpił do dalszego postępowania: wypreparowywał rdzeń, osuszał go, poddawał zabiegom, sporządzał preparat, który wstrzykiwał psom.
A potem je zakażał prawdziwą wścieklizną. Nie zapadały na chorobę. Okazało się, że wirus wędrujący dość wolno wzdłuż szlaków nerwowych do mózgu jest uprzedzony nabytą dzięki szczepieniu odpornością.
Pierwszy człowiek zaszczepiony na wściekliznę
Pasteur stanął przed ryzykowną próbą przeniesienia swych wyników na człowieka. Zdawał sobie bowiem sprawę z wielkiej odpowiedzialności: w razie niepowodzenia grozi mu kara, a odkrycie nie wyjdzie poza laboratorium.
Przyszedł mu z pomocą przypadek: zrozpaczony ojciec przyprowadził mu pogryzionego przez wściekłego psa syna i wymusił przeprowadzenie pierwszego szczepienia. Chłopiec nazywał się Józef Meister, pochodził z Ville. Eksperyment się udał, chłopiec nie zachorował. Było to w 1885 roku.
Ten wynik stał się głośny w świecie. Dzięki temu dziesiątki stacji rozpoczęły produkcję szczepionki przeciw wściekliźnie. Pierwsza stacja zapobiegania wściekliźnie powstała w Warszawie. Jej założyciel Odo Bujwid (1857–1942) wkrótce przeniósł ją do Krakowa.
Pasteur uzyskał subwencje z kraju i zagranicy na budowę instytutu, który pod jego imieniem działa do dziś, a w którym Józef Meister pracował aż do czasu II wojny światowej. Jubileusz Pasteura w 1892 roku był świętem świata naukowego całej Europy. Nie brakło na nim przedstawicieli z Polski.
Przeczytaj również o przysiędze Hipokratesa. Czy jej autorem naprawdę był ojciec medycyny?
Reklama
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Zdzisława Gajdy pt. Historia medycyny dla każdego. Jej nowe wydanie ukazało się nakładem Wydawnictwa Fronda.