"Madonna pod jodłami" Lucasa Cranacha Starszego. Jedno z najcenniejszych dzieł sztuki w Polsce okazało się kiepską podróbką

Strona główna » Historia najnowsza » "Madonna pod jodłami" Lucasa Cranacha Starszego. Jedno z najcenniejszych dzieł sztuki w Polsce okazało się kiepską podróbką

Na początku lat sześćdziesiątych XX wieku w pracowni konserwatorskiej Muzeum Śląskiego we Wrocławiu – dziś jest to Muzeum Narodowe – w tajemnicy zjawił się ksiądz kustosz wrocławskiego Muzeum Archidiecezjalnego. Pod pachą niósł całkiem spory, pła­ski pakunek. Gdy znalazł się sam na sam z muzealną konserwatorką Danielą Stankiewicz, nie kryjąc podekscytowania, rozpakował paczkę: – To Cranach, nasz skarb.

W latach pięćdziesiątych żaden poważny historyk sztuki w Europie nie miał wątpliwości, że Madonna pod jodłami Lucasa Cranacha Starszego znajduje się we Wrocławiu. Arcydzieło to od czterystu pięćdziesięciu lat było w posiadaniu wrocławskiej katolickiej kurii metropolitalnej. Wojna światowa niczego nie zmieniła.


Reklama


Niemieccy księża, wyjeżdżając po klęsce III Rzeszy za Odrę, pozostawili arcydzieło Cranacha we wrocławskiej, teraz już polskiej, kurii. Polski Kościół do końca lat pięćdziesiątych nie krył, że Madonna pod jodłami wisi na ścianie wrocławskiego Pałacu Arcybiskupiego.

W czasie oblężenia Wrocławia przez Armię Czerwoną katedra została zniszczona w siedemdziesięciu procentach. Odbudowa trwała do roku 1951 (29 lipca 1951 roku prymas Polski Stefan Wyszyński dokonał ponownego poświęcenia archikatedry), a odtwarzanie wyposażenia wnętrza zajęło kolejne lata, stąd obraz Cranacha umieszczony został zrazu w budynku Muzeum Archidiecezjalnego.

Pałac arcybiskupi we Wrocławiu. Fotografia współczesna.
Pałac arcybiskupi we Wrocławiu. Fotografia współczesna (fot. Kriskros, lic. CC-BY-SA 3,0).

W 1948 roku administrator apostolski Dolnego Śląska ksiądz dr Karol Milik przekazał Madonnę z Muzeum Archidiecezjalnego do Pałacu Arcybiskupiego. Obraz zawisł w prywatnej kaplicy księdza Milika.

W roku 1953 w dwóch poważnych publikacjach niemieckich związanych z obchodami czterechsetnej rocznicy śmierci Cranacha, w katalogu wystawy w Weimarze i w berlińskiej monografii Lucas Cranach der Ältere. Der Künstler und seine Zeit, podano, że Madonna pod jodłami znajduje się we wrocławskiej katedrze.


Reklama


„Panią konserwator ogarnął niepokój”

Na początku lat sześćdziesiątych jedno z dużych francuskich wydawnictw przygotowywało do druku monografię Lucasa Cranacha Starszego. W roku 1961 Francuzi poprosili kurię metropolitalną we Wrocławiu o kolorowe zdjęcie arcydzieła Cranacha.

Ksiądz kustosz Muzeum Diecezjalnego postanowił przed sfotografowaniem obrazu odnowić go. Deska, na której namalowano Madonnę, pękła w dwóch miejscach. Szerokie szczeliny przechodziły przez czoło Madonny.

Ksiądz kustosz przyniósł zapakowany obraz do pracowni konserwatorskiej Muzeum Śląskiego. Gdy uroczyście wręczył go pani konserwator, Danielę Stankiewicz ogarnął niepokój.

Tekst stanowi fragment książki Włodzimierza Kalickiego i Moniki Kuhnke pt. Sztuka zagrabiona 2 (Wydawnictwo Agora 2021).

– To nie wyglądało na rękę Cranacha. A już na pewno nie było to arcydzieło – wspominała po latach pani Stankiewicz.

Nieklarowny, przybrudzony, z chorymi oczami…

Im dłużej i uważniej Daniela Stankiewicz wpatrywała się w obraz ze zbiorów kurii, tym większe ogarniały ją wątpliwości. Na obrazie należącym do wrocławskiej kurii pani konserwator nie mogła dopatrzyć się nawet śladu Cranachowskiej techniki.

Odstręczał nieklarowny i przybrudzony koloryt. Nie było śladu typowej dla szesnastowiecznego malarstwa techniki przełamywania tonów licznymi laserunkami. Podobny, choć znacznie gorszy efekt twórca obrazu ze zbiorów kurialnych osiągnął nałożeniem farb zmieszanych już na palecie.


Reklama


Z twarzy Madonny i Dzieciątka znikły łagodne, tajemnicze uśmiechy, które przez stulecia fascynowały oglądających. Hans Posse w opublikowanej w 1943 roku monografii Cranacha zachwycał się „ludzkim wdziękiem” Marii z wrocławskiej katedry. Tymczasem Maria na dostarczonym do renowacji obrazie spoglądała na Dzieciątko obojętnie, bez cienia uśmiechu. Jej prawe oko wyglądało jak chore, zaszłe bielmem.

Za ramieniem Marii na obrazie widać było trzy pasma gór, na przedwojennych fotografiach zaś – cztery.

Madonna pod jodłami była dokładnie opisana w niemieckich studiach nad twórczością Cranacha. Mistrz namalował najpiękniejszą ze swych Madonn na podłożu o wymiarach 71 na 57 centymetrów, z zespolonych lipowych desek, tymczasem przyniesiony przez księdza obraz miał rozmiary 68 na 54 centymetry.

Madonna pod Jodłami. Oryginał.
Madonna pod jodłami. Oryginał.

Deski obrazu powierzonego Danieli Stankiewicz do konserwacji ułożone były poziomo. Pani Stankiewicz, analizując spoiny widoczne na dwóch zdjęciach Madonny pod jodłami, wykonanych w roku 1935 i zachowanych w dokumentacji Muzeum Śląskiego, stwierdziła, że podłoże oryginalnego obrazu też tworzyły poziome deski – ale o innych szerokościach niż te pod obrazem przyniesionym z wrocławskiej kurii!

Nic się nie zgadzało

Badanie mikroskopowe nie pozostawiało wątpliwości: obraz z kurii namalowano na drewnie jodłowym, a nie lipowym. Rewelacje przyniosło też badanie faktury obrazu.

Przedwojenne, nietypowe, wielkie fotografie o rozmiarach 30 na 40 centymetrów ukazywały wyraźną, regularną siatkę pęknięć farby, charakterystyczną dla średniowiecznych obrazów malowanych na desce. Dawni mistrzowie gruntowali drewno bardzo grubą warstwą zaprawy klejowej, która po wiekach stała się przyczyną regularnych spękań farby.

Taką siatką spękań pokryte są obrazy Cranacha z wczesnego okresu twórczości, do którego zalicza się również Madonnę pod jodłami. Tymczasem badany przez Danielę Stankiewicz obraz pokrywała siatka spękań typowa dla dwudziestowiecznego malarstwa olejnego. Była ona bowiem nieregularna, jej rysunek zmieniał się w rozmaitych częściach obrazu.


Reklama


Przedwojenne fotografie nie pozostawiały wątpliwości: u Cranacha gruba zaprawa maskowała fakturę drewna. Tymczasem na obrazie przyniesionym z kurii pod warstwą farby wyraźnie widoczne były słoje jodłowych desek.

„Wyglądały po prostu obrzydliwie”

– Malarstwo Cranacha znałam wtedy dość dobrze, choć nie lubiłam go. Po prostu nie odpowiadało mi stylistycznie. Fascynowała mnie jednak jego mistrzowska technika – opowiadała Włodzimierzowi Kalickiemu Daniela Stankiewicz.

Na obrazie frędzle z poduszki, na której spoczywa Dzieciątko, namalowano chaotycznie, niedbale. – Te nitki wyglądały po prostu obrzydliwie, to nawet nie było malarstwo, ale jakaś szarpanina pędzlem – mówiła pani Stankiewicz. Przedwojenna fotografia zdradzała tymczasem, że Cranach mistrzowsko, precyzyjnie namalował frędzle i perełki, którymi wyszywana jest poduszka Dzieciątka.

Madonna pod Jodłami - kopia (z lewej) i oryginał.
Madonna pod jodłami – nieudolna kopia i oryginał (kadr z materiału wideo przygotowanego przez Muzeum Narodowe we Wrocławiu).

Ostatecznym dowodem nieautentyczności badanego dzieła był dla Danieli Stankiewicz pierścień w lewym dolnym rogu obrazu.

W katalogu zabytków Wrocławia – opublikowanym w roku 1930 przez wielkiej klasy niemieckich fachowców, konserwatora starego malarstwa Ludwiga Burgemeistera i konserwatora zabytków prowincji pruskiej Günthera Grundmanna – pani Stankiewicz znalazła informację, że namalowany prawdziwym złotem pierścień miał oczko z niebieską tarczą, na której widoczne były naniesione złotem inicjały Cranacha. Na dostarczonym jej obrazie pierścień niechlujnie maźnięto żółtą farbą.

Zamiast inicjałów Cranacha na tarczy pierścienia był jakiś bohomaz nie do odczytania. Później jednak historycy sztuki zidentyfikowali ten bohomaz. W oczku pierścienia ktoś nabazgrał żółte litery: T.C. Skąd takie inicjały? Do dziś pozostaje to tajemnicą.


Reklama


„To była ręka pacykarza, a nie średniowiecznego mistrza”

Daniela Stankiewicz nie miała cienia wątpliwości: badany przez nią obraz nie jest dziełem Cranacha z wrocławskiej katedry. Ksiądz kustosz był zszokowany. Zaskoczone były władze archidiecezji. Nawet niektórzy świeccy historycy sztuki nie chcieli się pogodzić z werdyktem pani Stankiewicz.

– Pewien bardzo znany profesor historii sztuki, nie chcę podawać jego nazwiska, zaatakował mnie, że autentyczność słynnego obrazu podważam dla sensacji. Mówił, że na obrazie jest wszystko to, co powinno być w Madonnie pod jodłami, więc musi to być oryginalne dzieło Cranacha – opowiadała konserwatorka.

sztuka zagrabiona - baner
Tekst stanowi fragment książki Włodzimierza Kalickiego i Moniki Kuhnke pt. Sztuka zagrabiona 2 (Wydawnictwo Agora 2021).

Władze kościelne wyraziły zgodę na dalsze badania. W sierpniu 1961 roku prof. Kazimierz Kwiatkowski w Laboratorium Badawczym Muzeum Narodowego w Warszawie prześwietlił wrocławski obraz promieniami rentgena.

Na trzech rentgenogramach wyraźnie było widać warsztatowe niedostatki twórcy obrazu. Kontury postaci malowane niepewną, chwiejną ręką rozpływały się. To była ręka pacykarza, a nie średniowiecznego mistrza.

Dzieciątko, które na podejrzanym obrazie ma zadziwiająco skośne oczy, na pierwszych szkicach fałszerza, ukrytych pod jego późniejszymi przemalowaniami, przypomina wręcz Chińczyka. Stópkę Dzieciątka nieudolny fałszerz zwyczajnie okaleczył. Madonna, której pełne miłości spojrzenie przez stulecia fascynowało wiernych i koneserów sztuki, pod pędzlem fałszerza ewidentnie zezuje.


Reklama


Tylko deski były stare

Obraz był zatem kopią dzieła Cranacha. Kto i kiedy ją jednak wykonał? Madonnę pod jodłami kopiowano już w średniowieczu. W prywatnej kolekcji dr. inż. Heinricha Scheufelena ze znanego w Niemczech rodu producentów papieru w Oberlenningen pod Stuttgartem znajdowała się na przykład kopia wykonana już w drugiej połowie XVI wieku.

Czy kopia wrocławska powstała w średniowieczu? Jodłowe deski, na których ją namalowano, wyglądały na bardzo stare, najpewniej właśnie średniowieczne.

Ekspozycja w Muzeum Narodowym we Wrocławiu Madonna pod jodłami
Ekspozycja w Muzeum Narodowym we Wrocławiu ukazująca różnice między oryginałem i kopią Madonny pod jodłami (fot. Google Maps).

Na odwrociu obrazu znajdował się prostokąt namalowany żółtoszarą farbą olejną. Pani Stankiewicz usunęła farbę. Pod jej drugą warstwą znalazła przelaserowane złocistym lakierem srebro płatkowe osadzone na grubej warstwie zaprawy klejowo­kredowej. W zaprawie wyryte były zarysy górnych partii płaskorzeźbionych figur, których tłem była płaszczyzna laserowanego srebra.

Rodzaj drewna, charakter figur i przede wszystkim technika malarska nie pozostawiały wątpliwości – kopia Cranacha namalowana została na odwrociu oryginalnej kwatery średniowiecznego ołtarza. Właśnie to jednak wykluczało możliwość, by wrocławską kopię stworzono w średniowieczu.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Przepisy cechowe surowo zabraniały wówczas wykorzystywania obrazów kultowych jako podłoża do kolejnych dzieł.

Emocje wokół wrocławskiego obrazu były tak wielkie, że badania prowadzono niemal cztery lata. Wreszcie w roku 1965 Daniela Stankiewicz opublikowała w „Biuletynie Historii Sztuki” oficjalny komunikat naukowy. Odebrał on księżom wrocławskiej kurii resztki nadziei:

W świetle przeprowadzonych badań i analiz porównawczych jest rzeczą niewątpliwą, iż obraz znajdujący się obecnie w posiadaniu Kurii Arcybiskupiej we Wrocławiu nie jest identyczny z obrazem Lucasa Cranacha Starszego Madonna pod jodłami, publikowanym w całym szeregu monografii cranachowskich. Jest on zatem kopią obrazu Cranacha o tym samym tytule, wykonaną, jak wskazuje stan zachowania i użyta technika – w I ćwierci XX wieku.


Reklama


 – Uznałam, że kopię tę namalowano w początkach XX wieku, przede wszystkim na podstawie analizy spękań farby – wyjaśniła pani Stankiewicz. Kuria metropolitalna przeprowadziła wewnętrzne dochodzenie, co się stało z oryginalnym obrazem. Nie wyjaśniło ono właściwie niczego.

***

Prawda o losach Madonny pod jodłami zaczęła wychodzić na jaw dopiero w latach 80. XX wieku. Okazało się, że obraz został skradziony i podmieniony przez niemieckiego duchownego Siegfrieda Zimmera w 1946 roku.

Całą tę historię oraz kulisy odzyskania bezcennego dzieła przedstawiają Włodzimierz Kalicki i Monika Kuhnke w książce Sztuka zagrabiona 2 (Wydawnictwo Agora 2021). Powyższy tekst stanowi fragment tej właśnie publikacji.

Fascynujące losy zagrabionych dzieł sztuki

1 komentarz

 

Dołącz do dyskusji

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.