O relacji pomiędzy wybitną poetką Marią Konopnicką i młodszą od niej o 16 lat, ale nie mniej uzdolnioną malarką Marią Dulębianką przez długi czas tylko szeptano. Dzisiaj jest już oczywiste, że artystki łączyło więcej niż przyjaźń. O początkach znajomości, która odcisnęła się na życiu obydwu niezwykłych kobiet wciąż jednak wiadomo niewiele. Nowe światło na temat rzucają ustalenia Karoliny Dzimiry-Zarzyckiej zawarte na kartach książki Samotnica. Dwa życia Marii Dulębianki.
Wąski, niepozorny notes z zielonkawą okładką znajduję wśród papierów zachowanych po śmierci Dulębianki w Zakładzie Narodowym im. Ossolińskich, które po drugiej wojnie światowej trafiły do Lwowskiej Narodowej Biblioteki im. Wasyla Stefanyka.
Reklama
Kilkadziesiąt stron zapisanych czarnym atramentem, w wielu miejscach prawie nieczytelnie. Gdy Maria się śpieszyła lub pisała tylko na własny użytek, słowa wychodzące spod jej pióra zamieniły się w falujące szlaczki. Pierwsze zdania kreśliła drżącą ręką w październiku 1910 roku. Chciała na świeżo, póki wyraźnie pamiętała każdy szczegół, utrwalić ostatnie chwile Konopnickiej.
Ostatnia noc, ostatni dzień, ostatni tydzień w sanatorium, ostatnia wspólna podróż. Na kolejnych kartkach cofała się dalej i dalej. Jakby po śmierci przyjaciółki potrzebowała natychmiast spisać najważniejsze momenty wspólnego życia, uporządkować dwie dekady bliskiej relacji. Może tak radziła sobie z żałobą.
Wybitnie prywatne zapiski
Początkowo myślałam, że planowała przygotowanie szkicu biograficznego poetki. Ale nie, to bez wątpienia prywatne zapiski.
Notuje wszystko z głowy, niemal za jednym zamachem. Zamyka wspomnienia w krótkich hasłach: „Szukanie mieszkania”; „Wycieczki po górach”; „W Paryżu do maja”. Czasem wikła się w datach lub nieco myli kolejność odwiedzanych miast, ale kto by spamiętał tyle przeprowadzek. Nieważne, większość podróżnych szczegółów i tak znamy z korespondencji Konopnickiej.
Niecierpliwie przeglądam notatnik w poszukiwaniu czegoś innego. Czy Dulębianka opisała, jak się poznały?
Reklama
Wersje fałszywe i zupełnie nieprawdopodobne
Do tej pory kulisy pierwszego spotkania pozostawały zagadką. Nazwisko Dulębianki pojawia się w korespondencji Konopnickiej nagle pod koniec 1889 roku. Lato 1890 przyjaciółki spędzają już razem w Austrii. Wydawało się naturalne, że musiały się wtedy znać co najmniej kilka lat, a potwierdzające dłuższą znajomość listy po prostu się nie zachowały.
Pośrednio potwierdzał to artykuł Anny Lewickiej, ich bliskiej znajomej z późniejszych, lwowskich czasów. W 1929 roku na łamach czasopisma „Kobieta Współczesna” Lewicka wspomniała, że Maria Dulębianka zetknęła się z Konopnicką, gdy miała dwadzieścia pięć lat. Zgodnie z utrwaloną wtedy datą urodzin Dulębianki (1861) zdarzyłoby się to więc około 1886 roku.
Co prawda niektórzy uważali, że spotkały się jeszcze wcześniej, ale były to ewidentne pomyłki. Pisano na przykład, że [siostra Dulębianki,] Anna była przyjaciółką Konopnickiej „z lat szkolnych”. Taką wersję w 1938 roku przekazała Jadwiga Karłowiczowa na kartach Historii Związku Polek w Ameryce (w przyszłości Anna przeprowadzi się do Chicago).
W dwudziestoleciu międzywojennym kilka gazet namieszało jeszcze bardziej, pisząc, że to Konopnicka, Orzeszkowa i Dulębianka były koleżankami z klasy. Oczywiście wszystko temu przeczy, od różnicy wieku po dzieciństwo spędzone w innych miastach, a nawet zaborach. W historii ze szkolnymi koleżankami tkwiło jednak ziarenko prawdy. To Konopnicka i Orzeszkowa uczyły się na tej samej warszawskiej pensji.
Reklama
Teoretycznie Dulębianka mogła zetknąć się z córką poetki podczas pobytu w Paryżu, gdy Zofia Konopnicka w latach 1885–1887 kształciła się w tamtejszym Instytucie Panien Polskich. Czy nie spotkały się, choćby przelotnie, na proszonej herbatce w domu polskich emigrantów?
Zosia na pewno znała Annę Bilińską. Po przedwczesnej śmierci malarki poruszona Konopnicka pytała córkę: „Czy bywałaś u niej w ostatnich czasach? Biedna kobieta!”. Zamierzając przygotować artykuł o Bilińskiej, prosiła zaś: „Napisz mi, Zośko, trochę szczegółów o jej paryskim pokoju, życiu, ubraniu – ot, co wiesz, i gdzie mieszkała wtedy”.
Najlepsze przypuszczenie?
Najbardziej prawdopodobne teorie sprowadzały się właściwie do jednego przypuszczenia: Dulębianka i Konopnicka obracały się w tych samych warszawskich środowiskach.
Konopnicka w latach siedemdziesiątych [XIX wieku] opuszcza męża i wraz z sześciorgiem dzieci przenosi się do Warszawy. Ma już za sobą obiecujący (choć dość późny) debiut poetycki, a wkrótce trafi do grona najważniejszych pisarzy i pisarek swojego pokolenia.
Rodzinę utrzymuje z korepetycji i pracy literackiej. Równocześnie znajduje czas na przeróżne projekty społeczne, dobroczynne, emancypacyjne. Odwiedza więźniarki, współpracuje z działaczkami ludowymi, redaguje pismo dla kobiet „Świt”.
Marie mogły się poznać w kręgu Pauliny Kuczalskej-Reinschmit. Podobno obie bywają u niej w „saloniku na Marszałkowskiej”, gdzie wspólnie z Józefą Bojanowską prowadzi czytelnię naukową dla kobiet. To dość pewna informacja, pochodząca prosto od Cecylii Walewskiej, ówczesnej kronikarki ruchu kobiecego w Polsce.
Reklama
Co więcej, Kuczalska-Reinschmit pisuje regularnie do „Świtu” Konopnickiej. A gdy wkrótce sama założy feministyczne czasopismo „Ster”, swoje teksty publikowała będzie w nim Dulębianka.
Przełomowa notatka
Czytam notatnik Marii strona po stronie. Wreszcie znajduję. „1889. Poznanie u Jasińskich na Oboźnej”. Dulębianka ma wtedy trzydzieści jeden lat, Konopnicka czterdzieści siedem. A więc jeszcze inaczej!
Trudno dociec, o jaką rodzinę chodziło. Na Oboźnej 5 przyjmował chirurg i pediatra Roman Jasiński, ceniony za pracę społeczną. W jednym z listów Konopnicka przekazuje córce pozdrowienia od państwa Jasińskich, ale nic więcej o nich nie pisze.
Jeśli Dulębianka zapisała nazwisko niedokładnie, mogło chodzić o Jasieńskich. Pod tym samym adresem mieszkała działaczka emancypacyjna Helena Jasieńska, która jesienią 1888 roku wystosowała Odezwę z powodu projektowanego pisma zbiorowego poświęconego wyłącznie piórom kobiecym. Za pomocą obszernego kwestionariusza starała się zebrać informacje dotyczące pracy zawodowej Polek. W projekt zaangażowana była również Konopnicka. Może to właściwszy trop?
Maria Dulębianka w liście do krakowskiego Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych wspomina też znajomego pana Jasieńskiego, który pomógł jej w transporcie obrazu.
Reklama
„Żałuję, że nie jestem pani koleżanką”
Jak wynika z zapisków Dulębianki, na spotkanie u Jasińskich (bądź Jasieńskich) przyszła w towarzystwie młodej rzeźbiarki Toli Certowiczówny. Konopnicka komplementuje jej twórczość, zaczynają rozmawiać.
„Żałuję, że nie jestem pani koleżanką” – wyrywa się Dulębiance. Niespeszona Konopnicka od razu zaprasza ją do siebie: „Więc proszę nie z pierwszą, ale i drugą albo trzecią wizytą. No i musi pani przyjść sama”.
Dokładnie taki dialog zapisuje Maria w notesie dwadzieścia jeden lat później. To zapewne wersja skrócona i uproszczona na potrzeby prywatnych notatek, ale sens pierwszej rozmowy z poetką pozostaje jasny.
Tylko impulsywna, szczera Dulębianka mogła w ten sposób zacząć znajomość. Dużo, dużo później Konopnicka powie o przyjaciółce: „Ma ona rzadką cywilną odwagę być zawsze i wszędzie – sobą. Słowo jej jest w doskonałej zgodzie z jej myślą, z jej czuciem”.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
„Zaszywanie łokcia na pierwszej wizycie”
Zastanawia mnie jedynie, czy Maria po prostu od razu polubiła Konopnicką – od pierwszego wejrzenia – czy już wcześniej fascynowała się znaną poetką.
Niewykluczone, że pisarka też słyszała co nieco o tej szczupłej malarce z krótkimi włosami. O jej sukcesach artystycznych pisały przecież gazety, a na łamach „Świtu” chwalił ją sam Gerson. Z kolei krakowski dwutygodnik „Świat” publikował regularnie i szkice Dulębianki, i utwory Konopnickiej.
„Zaszywanie łokcia na pierwszej wizycie. Frascati. Muzyka”. Te dwie linijki czytam wiele razy, wpatrując się w niedbałe zawijasy liter.
Reklama
„Frascati” – zgadza się, to warszawski adres Konopnickiej. Poetka wynajmowała wówczas mieszkanie w pałacyku Branickich otoczonym ogrodami o tej wdzięcznej włoskiej nazwie. „Muzyka” – może o niej rozmawiały? Albo Dulębianka zagrała coś na fortepianie? Brzmi prawdopodobnie. Ale „zaszywanie łokcia”?
Wbrew pozorom ma to sens
Gdy mija zaskoczenie, dociera do mnie, że wbrew pozorom ma to sens. Zarówno o dziurawych łokciach, jak i cerowaniu ubrań wspomina w listach także Konopnicka.
Po pierwsze, stan garderoby Marii pozostawia wiele do życzenia. „Dulębianka grosza przy duszy nie ma i nawet na mieszkanie to to, to owo zastawia. Wielka ta bieda nie odejmuje jej wszakże humoru i w wydartych rękawach na łokciach zachowuje zawsze swoją pańską minę” – napisze niedługo Konopnicka.
Po drugie, poetka niejedną godzinę spędza z igłą w dłoni. Gdy zatrzymają się z Dulębianką w Wiedniu, wieczornymi zajęciami podzielą się tak: „zapalam świecę i ceruję lub szyję, a ona mi czyta”. Kiedy indziej Konopnicka donosi córce: „Kupiłam sztukę płótna i szyją się u nas koszule”. A w notatniku Dulębianki pojawia się wspomnienie, że podczas pobytu w Nicei przyjaciółka zaszywała jej kamizelki.
Reklama
Wygląda na to, że Konopnicka, która odchowała gromadkę dzieci i samodzielnie zajmowała się wieloma pracami domowymi, już podczas pierwszej wizyty młodszej koleżanki wzięła ją pod opiekę – i zacerowała jej powycierane rękawy.
Przesunięcie pierwszego spotkania na rok 1889 oznacza, że dalsza znajomość musiała potoczyć się w błyskawicznym tempie, ale to nie pomyłka. Przyjaciółki poznały się między styczniem a marcem tego roku.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Karoliny Dzimiry-Zarzyckiej pt. Samotnica. Dwa życia Marii Dulębianki. Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa Marginesy w 2022 roku.
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.