W 1610 roku Francja znalazła się na szalenie niebezpiecznym zakręcie dziejów. Król Henryk IV Burbon, znany ze stwierdzenia, że „Paryż wart jest mszy”, zginął w zamachu z ręki katolickiego fundamentalisty. Władzę oddano w ręce kobiety, którą monarcha zawsze pogardzał, a nawet darzył nienawiścią: królowej wdowy Marii Medycejskiej.
Regentka miała kierować nawą państwową tak długo, aż starszy z jej dwóch synów, Ludwik XIII, będzie zdolny sam przejąć stery.
Reklama
Formalnie kobiece rządy trwały od 1610 do 1614 roku, kiedy to królowa zdała władzę w ręce trzynastoletniego chłopca. W praktyce jednak także później wszystko zależało od Marii Medycejskiej i jej faworytów.
Wszystko dla władzy
Monarchini nie przyniosła Francji stabilności ani spokoju. Wprost przeciwnie: była, jak podkreśla francuski historyk François Bluche, kobietą zbyt ufną, często wręcz naiwną, a przede wszystkim niezwykle emocjonalną. Do życia „pobudzały ją uczucia, które myliła z ideami”.
Jej krytycy obelżywie notowali, że była „szorstka, zgryźliwa, mało inteligentna”. To sądy przerysowane, zwłaszcza ostatni. Jest jednak faktem, że właśnie Maria Medycejska — przez jedną z francuskich diuszes przezywana „grubą bankierzycą” — sprawiała, że dwór i kraj stale znajdowały się na krawędzi wojny domowej.
Królowa matka nie miała wielkich celów, może poza jednym: by zachować kontrolę i miejsce na tronie. Nawet faktyczne rządzenie interesowało ją w ograniczonym stopniu.
Reklama
Most miłości
Nieformalna regentka dała się omotać włoskiemu szlachcicowi, Concino Conciniemu, który został jej prawą ręką i pierwszym ministrem rządu. Był tak bezczelny, że choć na dworze przebywała także jego żona, to publicznie insynuował, iż utrzymuje romans z Marią Medycejską. Po wyjściu z komnat królowej zawsze wyrównywał ubranie, ponoć zmarszczone in flagranti.
Drogę łączącą Luwr z przekazaną Conciniemu sąsiednią rezydencją przezywano wręcz „mostem miłości”, a Paryż tonął w obrzydliwych pamfletach wymierzonych tak w faworyta, jak i monarchinię.
Concini zagarniał dla siebie wszelkie fundusze, odmawiając dostępu do pieniędzy nawet młodemu królowi. Wobec Ludwika XIII był opryskliwy, wprost bezczelny. Nie ściągał przed nim kapelusza, nie kłaniał się, często udawał, że nie zauważa swego władcy.
Raz zaczął też obmacywać przy królu jego dawną niańkę i ogłosił, że jako „pierwszy człowiek dworu” powinien mieć prawo ją zgwałcić. Przerażony młodzieniec szepnął: „Co za łajdak” i opuścił własne apartamenty.
Zdarzyło się też, że żona Conciniego zaczęła robić królowi wymówki, bo przeszkadzało jej szczekanie psów Ludwika. Monarcha zebrał się na odwagę i odparł, że jeśli jest niezadowolona, to z pewnością „zdoła znaleźć sobie inne kwatery”, gdzieś z dala od Luwru.
Wychowany by słuchać
Taka odpowiedź niezwykle wiele go kosztowała. Maria Medycejska wychowywała syna na cichego, zakompleksionego, niezdecydowanego, a przede wszystkim — posłusznego.
Reklama
Stale szantażowała go emocjonalnie, wystawiała na próby, poddawała inwigilacji i wpędzała w poczucie winy, jeśli odważył się walczyć o choćby pozór niezależności.
Ludwik bał się wszelkich scysji z rodzicielką. Zdarzyło mu się stwierdzić, że wprawdzie Concini „popycha królestwo do zguby”, ale z matką nie może o tym rozmawiać z obawy przed jej szałem.
Ludwik Jąkała
Dyskusje były dla króla tym trudniejsze, że stale się jąkał. Gdy był niemowlęciem, orzeczono, że zbyt dużo je. Lekarze za zgodą rodziców nacięli mu język, by poskromić apetyt, co dało początek uporczywym problemom z wymową.
Król był też bardzo nerwowy, a każda kłótnia i stres natychmiast odbijały się na jego zdrowiu. Gdy Ludwikowi doniesiono, że Concini zamierza ogłosić się księciem i parem, monarcha stracił przytomność.
Pretensje i płacze matki wpędzały go w stan otępienia i melancholii. Niedostępny dla dworzan, a nawet przyjaciół, otrząsał się z depresji dopiero po wielu dniach lub tygodniach. Zdawał się zupełnie niezdolny do stanowczego oporu. Wreszcie jednak miarka się przebrała.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Sądna gra w bilard
Szesnastoletni król poparł spisek mający na celu usunięcie faworyta matki. 24 kwietnia 1617 roku, gdy Concini przekroczył bramę Luwru, natychmiast spuszczono kratę — za nim, ale przed zaskoczonymi członkami świty.
Ministrowi ogłoszono, że na rozkaz króla zostaje aresztowany. Nie taki był jednak plan. Ludwik wiedział, że jeśli ograniczy się do pojmania wroga, ten wkrótce wyjdzie na wolność pod naciskiem Marii Medycejskiej, toteż Conciniego zadźgano i dla pewności zastrzelono, podczas gdy sam monarcha grał w bilard w innej części zamku.
Reklama
Ciało znienawidzonego Włocha zostało wkrótce wykradzione przez paryżan. Plebs powiesił je do góry nogami, a następnie rozdarł na kawałki. Część kończyn, płatów ciała i organów podpalono, inne rzucono psom na pożarcie.
Ludwik, chyba zaskoczony skalą poparcia dla swojego postępku i entuzjastycznymi okrzykami Vive le Roi! — niech żyje król! — nie zachwiał się w powziętej decyzji. Maria została zmuszona do usunięcia się na prowincję i odcięta od władzy. Ale to był to dopiero początek rodzinnego konfliktu.
Wojny matki i syna
Po dwóch latach królowa matka uciekła z wyznaczonej sobie rezydencji, zresztą w iście teatralny sposób — po drabince linowej wywieszonej z okna. Teraz polała się krew.
W toku tak zwanych wojen matki i syna Ludwik XIII stale był górą, mimo że Maria Medycejska skrzykiwała przeciw niemu wszelkich malkontentów i opozycjonistów. Każdy sukces przynosił jednak królowi tylko nowe udręki.
Reklama
Nie był w stanie spać, budził się w środku nocy, wzywał doktorów, podejrzewając, że cierpi na odrę. Gdy w środku kryzysu wystąpił na posiedzeniu paryskiego parlamentu, trząsł się tak bardzo, że z daleka słyszano, jak dzwonią mu zęby. Maria, świadoma słabości potomka, odmawiała kapitulacji, przedłużała konflikt, liczyła, że psychicznie złamie Ludwika i w ten sposób na nowo nim zawładnie.
W podkopywaniu woli, a nawet poczytalności króla wspierał ją monarszy spowiednik. Ksiądz napominał swego pana w kazaniach, że ten „nie ma prawa podnosić miecza na osobę, która wydała go na świat”. I to mimo że Maria Medycejska ruszyła do walki jako pierwsza, a Ludwik tylko niechętnie i z konieczności reagował na jej zdradę.
Triumf złudzeń
Postawa królowej matki, prywatnie odrażająca, z perspektywy czysto politycznej okazała się słuszna. Ludwik zawahał się przed zadaniem ostatecznego ciosu.
Nie uwięził ani nie skompromitował Marii Medycejskiej. Przeciwnie. W 1620 roku przyjął przeprosiny, zgodził się na jej powrót do Paryża, a nawet włączył ją na nowo w skład monarszej rady. „Prześladowany wyrzutami sumienia, nie był w stanie trzymać jej dłużej na wygnaniu” — podkreśla biograf władcy, profesor Alanson Lloyd Moote.
Królowa matka dla uczczenia pojednania zleciła sławnemu Rubensowi przygotowanie dwudziestu czterech płócien prezentujących zmienne koleje jej relacji z Ludwikiem.
Na ostatnim obrazie z kolekcji Ludwik XIII i Maria Medycejska szybują w niebiosach, złączeni wieńcem symbolizującym pokój. Tytuł to Triumf prawdy. Choć powinien raczej brzmieć: Triumf złudzeń. Między królem i królową matką nigdy nie zapanował bowiem faktyczny spokój, nie było harmonijnej współpracy.
Reklama
Oboje, tak jak dawniej, tkwili w błędnym kręgu sporów i aktów przebaczenia. Początkowo król był ogromnie nieufny.
Potem zaczął faktycznie dopuszczać matkę do władzy, by choć trochę poskromić jej pretensje i oskarżenia. Przede wszystkim jednak zgodził się przyjąć usługi najbliższego i najbardziej utalentowanego doradcy królowej, biskupa Luçon Armanda Jeana du Plessis. Dziś znacznie lepiej znanego jako kardynał Richelieu.
***
Powyższy tekst stanowi fragment mojej nowej książki poświęconej niezwykłym kobietom XVII stulecia i wpływowi, jaki wywarły na tę epokę przepychu i upadku. Damy srebrnego wieku kupicie na Empik.com.