Babcia Sofki Zinovieff należała do elity elit: była córką księcia i hrabianki, członkiem jednej z najbogatszych rodzin w przedrewolucyjnej Rosji. Nie wychowała się jednak w zupełnie zwyczajnym pałacu. Jaki obraz życia rosyjskiej arystokracji wyłania się z jej wspomnień? I dlaczego jej matka uchodziła za jedną z największych skandalistek w otoczeniu carskiego dworu?
Hrabianka Sophy Bobrinska ledwo zdążyła dorosnąć, gdy w wieku osiemnastu lat stanęła na ślubnym kobiercu z księciem Piotrem Dołgorukim (znanym jako Pietia). Podobno pięćdziesiąt razy prosił ją o rękę na balach, piknikach, kuligach i przyjęciach domowych, na których spotykały się ich rodziny, zanim się wreszcie zgodziła.
Reklama
(…) Nawet młodzieńczy entuzjazm i wspólne zainteresowania – poezja, muzyka, jeździectwo, łyżwiarstwo i tenis – nie były w stanie zatrzeć zasadniczych różnic pomiędzy nimi. Różnice poglądów i aspiracji wynikały z tego, z jakich rodzin się wywodzili, ale też z ich charakterów. (…)
Pietia najbardziej na świecie lubił przyjęcia, przejażdżki trojką i słuchanie cygańskich pieśni. (…) Sophy, choć równie zuchwała jak mąż, była zupełnie inna. Bardzo poważnie traktowała swój cel, by być w życiu pożyteczną i zmieniać świat na lepsze. (…) Mimo postępowych poglądów rodzice odrzucili jako zbyt śmiałą prośbę Sophy, by zamiast wychodzić za mąż, mogła pójść na uniwersytet.
Sekret panny młodej
Jak twierdziła [córka Pietii i Sophy a jednocześnie moja babcia] Sofka, styczniowe wesele jej rodziców w 1907 roku było jednym z najwspanialszych w sezonie. Z całą pewnością ceremonię zaślubin łączących dwa tak znamienite rody i odbywających się w prywatnej cerkwi w Pałacu Zimowym zaszczycili swoją obecnością Romanowowie. Pojawili się także później na przyjęciu w domu panny młodej, Pałacu Bobrinskich.
Pietia wybrał dla panny młodej doskonały prezent ślubny. Gdy po zakończonym przyjęciu Sophy wyszła na ogromny, skuty lodem dziedziniec, czekał tam na nią nowiutki samochód z szoferem.
Reklama
Nie zachowały się żadne zdjęcia, ale sądząc po pojazdach innych arystokratów, było to prawdopodobnie otwierane po bokach przestronne auto, z fotelami obitymi skórą, długim, cylindrycznym silnikiem z przodu, wąskimi, białymi oponami, kołami ze szprychami i z czarnym składanym dachem, przypominającym dach powozu, który miał teraz trafić na zesłanie na tyły stajni.
Pan młody znał prawdę, której nie domyśliłaby się większość gości – ta szczupła, poważna dziewczyna w narzuconym na suknię ślubną futrze potrafiła prowadzić samochód. Opanowała tę umiejętność w tajemnicy rok wcześniej, jako siedemnastolatka, wymykając się ukradkiem do wiejskiej posiadłości i pożyczając auto kuzyna. Umiała zachować pozory przy gościach weselnych, ale następnego dnia siedziała już za kierownicą własnego samochodu.
Moda na zdrobnienia
Sophy zaszła w ciążę zaraz po ślubie, prawdopodobnie podczas podróży poślubnej do Paryża i Monte Carlo. Jej jedyne dziecko, córka, przyszła na świat dziewięć miesięcy później, 23 października.
Nadano jej imię tej samej świętej patronki, co matce, ale w modnej zdrobniałej formie. W imieniu Sofka kryły się: beztroska, żartobliwość i ledwo wyczuwalna nutka lekceważenia. (…)
Zmieniła wszystko
Przy końcu Nabrzeża Angielskiego [w Petersburgu] znalazłam dom pod numerem siedemdziesiątym, gdzie po ślubie w 1907 roku zamieszkali rodzice Sofki – piękny, trzypiętrowy budynek w karmelowym odcieniu, z fantazyjną białą sztukaterią. Mieszkanie na najwyższym piętrze, które nowożeńcy dostali od rodziców pana młodego, miało być tymczasowym lokum, dopóki młodzi nie znajdą czegoś większego na stałe. Rodzice obojga byli zadowoleni, że dzieci zamieszkały niedaleko od swoich rodzinnych domów przy ulicy Galernaja. (…)
Po powrocie z podróży poślubnej Sophy zastała nowe mieszkanie urządzone w eleganckim, delikatnym stylu, uwielbianym przez teściową. Natychmiast zmieniła wszystko.
Wolała bardziej niekonwencjonalny, niemal męski styl. W salonie postawiła gigantyczną otomanę, pokrytą perskimi dywanami i poduszkami, fotele z zielonej skóry, przy oknie duże praktyczne biurko. Jedną ze ścian zajęła oszklona biblioteczka, stopniowo zapełniana przez stale powiększające się zbiory. Wszystkie tomy były oprawione w czerwoną lub zieloną skórę z wytłoczonymi na grzbietach literą D i koroną.
Reklama
Sophy buntowała się także poprzez swój wygląd. Zawsze nosiła długą, ciemną spódnicę oraz białą, jedwabną bluzkę i uparcie łamała towarzyskie konwencje, ubierając się na przyjęcia ciągle w tę samą gładką sukienkę i szokując swoistą „nagością” – brakiem biżuterii.
Szerokie horyzonty
Młoda matka podejmowała kolejne radykalne kroki. Nie zatrudniła mamki, co nakazywała tradycja, upierając się, że sama wykarmi niemowlę. Wywoływała też wiele plotek, odmawiając chodzenia do cerkwi i samodzielnie prowadząc samochód. Jeszcze większe wrażenie wywołała jej decyzja o rozpoczęciu studiów medycznych.
Najwyraźniej zadowolona z prowokacji Sophy umieściła w salonie naturalnej wielkości ludzki szkielet, a na stoliczku zamiast pudełka Fabergé czy porcelanowych figurek znalazł się ceramiczny model ludzkiego ciała, przedstawiający układ mięśniowy i organy wewnętrzne.
Matka Sofki urodziła się jako pełnoprawny członek swojej klasy, ale jej horyzonty sięgały daleko poza nią. Większość jej przyjaciół i krewnych pełniła jakąś uprzywilejowaną funkcję w rodzinie carskiej, a swoją pozycję zaznaczała mundurem, połyskującymi broszami, wstęgami i medalami. Sophy sprawy dworskie były kompletnie obojętne.
Reklama
Jej matka, teściowa, siostry, szwagierki i liczne przyjaciółki były damami dworu carycy, cesarzowej wdowy lub tej czy innej wielkiej księżnej. Mężczyźni z rodziny Sophy i jej męża byli bardzo utytułowani – jej ojciec był marszałkiem szlachty, przewodniczącym Związku Szlachty Prowincji Rosyjskich, kawalerem Orderu Świętego Aleksandra Newskiego. Jednym z zaszczytów, których dostąpił, było „trzymanie korony Astrachania w czasie koronacji imperatora Mikołaja II”.
Wystawiwszy się poza nawias życia dworskiego, Sophy nie zamierzała tym bardziej zawracać sobie głowy przyjmowaniem towarzystwa w domu. Życie było zbyt krótkie, by przeznaczać jeden dzień w tygodniu na herbatki z gośćmi między czwartą a siódmą i na zbieranie wizytówek.
Oprócz pogawędek i ploteczek chodziło też o wszystkie przygotowania, których musiała dokonać gospodyni – zamówienie kwiatów we Fleur de Nice, sprowadzanych z południa Francji w wyściełanych słomą koszach, miniaturowych herbatniczków i wymyślnych torcików, najnowszych strojów prosto z Paryża. (…)
Etykieta, luksus, ignorancja
[Moja babcia] Sofka dziwiła się, że jej dzieciństwo przypadło na takie czasy. „Świat, na który przyszłam w 1907 roku, wydaje się sześćdziesiąt lat później tak niewyobrażalny jak życie na jakiejś odległej planecie. Perspektywa turystycznych wycieczek w kosmos wydaje się bardziej prawdopodobna niż powrót do konwencji i uprzedzeń, sztywnych zasad etykiety, luksusu i nędzy, kultury i ignorancji tamtej epoki”.Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Jednym z najwcześniejszych wspomnień Sofki był płacz niani kładącej ją do snu pewnego wieczoru. Następnego ranka niani nie było. Sasza jak zwykle przyniosła Sofce dzbanek gorącej wody i ubranie (jedną z następujących kombinacji – długie, brązowe pończochy i strój marynarski zimą lub wykrochmaloną, białą sukienkę z haftem angielskim – zmienianą przynajmniej dwa razy dziennie – latem).
Na miejscu niani siedziała brzydka, zapięta po szyję Angielka o kamiennym wyrazie twarzy. Była to nowa guwernantka Sofki, panna King. Język angielski był w modzie, bo młoda caryca Aleksandra wolała go od francuskiego, którym władała prawie tak słabo jak rosyjskim. W konsekwencji w najbardziej europejskim mieście Rosji zaroiło się od angielskich guwernantek i korepetytorów.
Reklama
Z czasem Sofka doszła do przekonania, że choć panna King nie była specjalnie sympatyczna, to jednak musiała mieć w sercu ( podobnie jak inne niezamężne kobiety z klasy średniej decydujące się na opuszczenie angielskich przedmieść i wyjazd do kolonii) sporo odwagi. (…)
Panna King gloryfikowała wszystko, co angielskie i nalegała na zachowanie anglosaskich standardów. Odmawiała nawet zamknięcia lufcika w oknie w najbardziej mroźne zimowe noce, twierdząc, że świeże powietrze jest niezbędne. Angielka udzielała Sofce porannych lekcji, choć inni nauczyciele przychodzili uczyć ją: języków rosyjskiego i francuskiego oraz rysunku.
Sofka miała też lekcje tańca z innymi dziećmi. Później panna King zabierała Sofkę na spotkania z innymi dziećmi i ich angielskimi guwernantkami lub na spacery – jakaż to była ulga, gdy wreszcie nadeszła wiosna i nie trzeba było wciągać na buty niezgrabnych walonek i nosić pod futrem grubej podpinki.
Porcelanowe lale, elektryczne pociągi, mechaniczne misie…
Z perspektywy czasu Sofka postrzegała swoją uprzywilejowaną egzystencję z dużą dozą cynizmu:
Ponieważ »Dziecko« było dziedziczką jednej z najbogatszych rodzin w kraju, a jego wujowie, ciotki, babcie i inni krewni mieli więcej pieniędzy, niż potrafili się doliczyć, na każdą wizytę przynoszono mu zabawki, nie wspominając już o takich okazjach jak: Boże Narodzenie, Wielkanoc, urodziny czy imieniny.
Reklama
Były tam: porcelanowe lalki wielkości dziecka, pokryte skórą kucyków konie zaprzężone do powozów, elektryczne pociągi, mechaniczne misie, kury i tygrysy, wszelkiego rodzaju piłki, obręcze, skakanki, układanki i gry planszowe.
Sama Sofka na ogół i tak wolała czytać książki w zaimprowizowanym wigwamie.
Kiedy wyjechała do Zimietcziny, majątku Dołgorukich na Ukrainie, panna King pojechała razem z nią, przestrzegając wychowankę przed kontaktem z wiejskimi dziećmi, które rzucały w nią piaskiem i kamieniami. „Są dzikie, ordynarne i nienawidzą nas” – wyjaśniła panna King.
Młody lokaj Siemion, który siodłał kucyka Sofki i popychał jej huśtawkę, wyjaśnił to dużo lepiej: „Gdybym był głodny, nie miał butów ani ładnego domu, to czy nie nienawidziłbym tych, którzy całe życie zmuszają mnie do pracy i nie płacą mi wystarczająco?”.
Sofka uroczyście przysięgła nikomu nie powtarzać tego, co jej powiedział, choć nawet sama Sophy też już próbowała zaszczepić córce liberalne poglądy, nalegając, by Sofka zawsze zwracała się do wszystkich starszych od siebie per pan lub pani. Na wsi, gdzie pracodawcy wciąż mówili do pracowników po imieniu, a ci odpowiadali, używając formy pan czy pani, było to wciąż niezwykłe. (…)
Reklama
Pietia nadal nosił, jak jego przodkowie, wojskowy mundur Gwardii Konnej, grywał w ekskluzywnym Klubie Jachtowym (który nie miał nic wspólnego z żeglarstwem) i chadzał na mocno zakrapiane wódką wieczory kawalerskie w niedawno otwartym hotelu Astoria. Znacznie bardziej kompromitujący był jednak fakt, że jeden z jego romansów zmienił się w coś poważnego.
Pietia zakochał się w niezwykłej urody cygańskiej śpiewaczce imieniem Anna. Prawdopodobnie opuszczał więc małżeńskie mieszkanie z mieszaniną ulgi i obawy. Wrócił do rodzinnego domu, gdzie czekali oburzeni rodzice.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Sofki Zinovieff pt. Czerwona księżniczka (Bellona 2021). Pozycję możecie kupić w księgarni wydawcy.