Jak szary obywatel może zarobić na zwycięstwie rewolucji? Oczywiście – sprzedając powiązane z nią gadżety. Francuscy rzemieślnicy, jubilerzy i uliczni handlarze szybko to zrozumieli. Wręcz prześcigali się w wymyślaniu kolejnych rewolucyjnych pamiątek. W końcu nie dla każdego wystarczyło kamieni ze zburzonej Bastylii.
Nie wiadomo, kto pierwszy wpadł na pomysł produkowania suwenirów, upamiętniających przewrót z 1789 roku. Symbolem tego typu działalności stał się jednak Pierre-François Palloy: jeden ze zdobywców Bastylii, zwany „Patriotą”. To on stanął na czele ekipy budowlanej, która najpierw nieoficjalnie, a następnie w imieniu władz miejskich demontowała przejętą przez rewolucjonistów twierdzę.
Reklama
Palloy „Patriota”
Palloy od samego początku zamierzał uczynić z Bastylii symbol rewolucji. „Chciałem unieśmiertelnić wspomnienie związanego z nią terroru” – napisał w 1790 roku do administracji departamentu Calvados. I zabrał się do pracy bardzo umiejętnie.
Już latem 1789 roku organizował zwiedzanie twierdzy. Rok później zaczął rozsyłać kamienie, z których była zbudowana, do wszystkich osiemdziesięciu trzech ośrodków władz lokalnych we Francji! Nazywał je „reliktami wolności”. Z części wykonał nawet… miniaturowe modele Bastylii.
Trzeba jednak przyznać, że nie myślał wcale o wzbogaceniu się: przeciwnie, wszystko to robił na swój koszt. W kolejnych latach fragmenty muru dostawali kolejni adresaci – łącznie Palloy podarował ich co najmniej kilkaset, jeśli nie ponad tysiąc.
Na tym jednak „Patriota” nie poprzestał. Jak opowiadają historycy Hans-Jürgen Lüsebrink i Rolf Reichardt:
(…) w marcu 1792 roku Palloy zlecił produkcję małych medali, wykonanych z żelaza, pozyskanego z krat, kul i łańcuchów z Bastylii, dla ponad dziewięciuset przedstawicieli francuskiego parlamentu. Na każdym znajdował się wizerunek kolumny wolności, którą Palloy zaprojektował dla Placu Bastylii.
Samozwańczy budowniczy miał nadzieję, że medale te staną się symbolami równości, wolności i braterstwa, i będą przypominały deputowanym o przeszłej tyranii. Czy tak było rzeczywiście – nie wiemy. Na pewno jednak stały się dla wielu cennymi pamiątkami. A pomysł chwycił.
Moda na Terror
Niestety na „prezenty” od Palloya mogli liczyć tylko przedstawiciele nowych władz i zasłużeni rewolucjoniści. A co z resztą mieszkańców kraju? Oczywiście, zawsze mogli podziwiać kamienie z Bastylii w siedzibach lokalnej administracji.
Wielu jednak chciało móc wyraźnie pokazać swoje przywiązanie do Republiki, tym bardziej, że ona sama – a nawet towarzyszący jej terror! – stawała się coraz bardziej modna. Historyczka Monika Milewska wyjaśnia:
Swoista moda na Terror skłoniła obrotnych rzemieślników do wyprodukowania całej masy związanych z nim gadżetów. Żony modne mogły więc nosić pozłacane kolczyki w kształcie zwieńczonej czapką frygijską gilotyny, z której w filuterny sposób zwisały koronowane głowy.
Takie zachowane zresztą do naszych czasów ozdoby sprzedawane były w roku 1794 w modnych sklepikach z biżuterią w arkadach Palais-Royal, gdzie do dziś notabene kupić można miniaturowe gilotynki.
Makabryczne suweniry
Niezwykłe kolczyki stanowiły przy tym jedynie wierzchołek góry lodowej. Milewska podkreśla, że podobnych rewolucyjnych pamiątek było prawdziwe zatrzęsienie:
Paryskie butiki roku drugiego oferowały bardzo szeroką gamę wyrobów gilotynopodobnych. Modne paryżanki miały więc do wyboru brosze-gilotyny i agrafki-gilotyny, dla mężów zaś – zegarki i tabakierki z jej zarysem. Wszyscy natomiast mogli zapinać się na efektowne guziki ozdobione jej zgrabną sylwetą.
We francuskich sklepikach można też było nabyć udekorowane rewolucyjnymi symbolami woreczki na tytoń lub ryciny, przedstawiające bohaterów rewolucji. Gilotyna, jako symbol przewrotu, stała się wyjątkowo popularna. Prawdziwym hitem okazały się zaś… jej miniaturowe modele.
Używano ich na przykład do krojenia chleba lub owoców w czasie przyjęć. Niektórzy dawali też małe gilotynki do zabawy dzieciom – w Arras postępująca w ten sposób „demoralizacja” najmłodszych posłużyła za powód zakazu sprzedaży tego typu artefaktów.
Arras było jednak wyjątkiem. Gilotynki zyskały ogromną popularność w całej Europie. Wykonywali je często własnoręcznie… przebywający w niewoli francuscy żołnierze. I pewnie wielu z nich dobrze na tym zarobiło.
Rewolucyjne fajanse
Na rynku rewolucyjnych suwenirów nie brakło też gadżetów dla bardziej wymagających klientów. To dla nich produkowano na przykład wyroby z kości słoniowej, na których uwieczniono scenę egzekucji Ludwika XVI i Marii Antoniny. Podobne przedstawienia znalazły się też na wieczkach od szkatułek.
Zysk ze sprzedaży tego typu „scenek rodzajowych” był przy tym podwójny. Kupowali je zarówno republikanie, chcący zapamiętać znienawidzonego króla, jak i tęskniący za ancien régime’m monarchiści.
Reklama
Ogromnym powodzeniem cieszyła się też ceramika. Nie bez znaczenia był fakt, że nawet rząd uważał ją za jeden ze środków propagandy i nieraz subwencjonował producentów fajansu. W końcu w ten sposób mógł dotrzeć do najdalszych zakątków Republiki. Jak opowiada Milewska:
Na rewolucyjnych fajansach częsty był motyw drzewa Wolności opatrzonego podpisem La Liberté ou la mort [wolność albo śmierć – przyp. A. W.]. Zdarzały się też naiwne dość przedstawienia egzekucji króla lub gilotyny skrzyżowanej z piką, na której końcu zatknięta była czapka frygijska, u podnóża zaś znajdował się napis Vive la Liberté [niech żyje wolność – przyp. A.W.].
Na filiżankach przedstawiano też nieraz ważniejsze wydarzenia. W Muzeum Carnavalet w Paryżu zachowały się na przykład wyroby upamiętniające śmierć Mirabeau, wpływowego polityka i przewodniczącego Zgromadzenia Narodowego.
Co ciekawe, rewolucyjną ceramikę można było znaleźć także poza granicami Francji. Niezwykłe były zwłaszcza kubki oferowane mieszkańcom angielskiego Staffordshire, ozdobione niezwykłe szczegółową relacją z egzekucji króla Ludwika XVI.
„Takie kubki, produkowane dla mniej zamożnych nabywców, nie miały raczej dewocyjnego przeznaczenia” – relacjonuje Milewska – „Służyły głównie zaspokojeniu ciekawości”. Ich właściciele przy trunku dowiadywali się, jak dokładnie zginął monarcha, a także, jak działa machina, która pozbawiła go głowy. Makabryczne? Być może. Dochodowe? Na pewno.
Bibliografia:
- Monika Milewska, Ocet i łzy. Terror Wielkiej Rewolucji Francuskiej jako doświadczenie traumatyczne, słowo/obraz terytoria 2019.
- Hans-Jürgen Lüsebrink, Rolf Reichardt, The Bastille. A History of a Symbol of Despotism and Freedom, Duke University Press 1997.
Ilustracja tytułowa: Ceramika z rewolucyjnymi hasłami zyskała ogromną popularność (fot. Rama/CC BY-SA 2.0 fr).