Najgorsze burdelmamy i alfonsi przedwojennej Warszawy

Strona główna » Międzywojnie » Najgorsze burdelmamy i alfonsi przedwojennej Warszawy

Borowiecka swoim dziewczynom kazała obsługiwać trzydziestu klientów dziennie. Pieniędzmi nie płaciła. Czasem rzuciła im złotówkę, ale zwykle – tylko tłustą kapustę, albo trochę boczku. I chyba wcale nie była najgorsza.

Do dziś na prawej pierzei ulicy Widok ocalała tylko jedna kamienica. Właśnie w niej przed laty znajdował się dom publiczny, słynący zresztą z licznych awantur, o których pisała nie tylko warszawska prasa.


Reklama


Utrzymująca ów lokal Jadwiga Bitnerowa zatarasowała drzwi i na wezwanie policji nie dawała odpowiedzi. Poradzono sobie w ten sposób, że przez otwarty lufcik wtargnięto do środka i stwierdzono, że «gość» zamknięty jest w wygódce, «dama» zaś poszukiwana przez policję — w szafie.

Ponieważ Bitnerowa wszczęła awanturę z przedstawicielami policji, aresztowano ją i wraz z przyjaciółką osadzono w areszcie. Jednocześnie władze policyjne występują na właściwą drogę z żądaniem zlikwidowania lokalu, który ma charakter tzw. spelunki złodziejskiej. [Orędownik Wrzesiński, 1925].

Dwie prostytutki na ulicy Marszałkowskiej. Fotografia z 1925 roku.

O podobnych wydarzeniach pisał „Ilustrowany Kurier Codzienny”:

Niemiła przygoda spotkała wczoraj wieczorem w znanym domu «schadzek» Jadwigi Bitnerowej przy ulicy Widok nr 11 kupca Jankla Herszla Zyskinda (Wronia 11).

Ponieważ Z. w ostatniej chwili rozmyślił się i nie chciał zostać w osławionym domu rzuciły się na niego, oprócz Bittnerowej, jeszcze trzy jej «pensjonarki» bijąc go pięściami i pogrzebaczem. Napadnięty zdołał wyrwać się, po czym stwierdził brak 1 dolara. O powyższej przygodzie Zyskind zameldował w X komisariacie

Przykład domu z ulicy Widok 11 porusza jednocześnie kilka bardzo istotnych aspektów — instytucję samych domów schadzek, osoby „cioci”, czyli inaczej burdelmamy, oraz owianą aurą tajemniczości kwestię „tatusiów”, czyli sutenerów zajmujących się opieką nad domami publicznymi.

<strong>Przeczytaj też:</strong> Lekcje wychowania seksualnego w II RP. Czego na nich uczono?

Dom publiczny na każdą kieszeń

Drażliwy temat formalnie nieistniejących domów publicznych niejednokrotnie stawał się przedmiotem zainteresowania Policji Państwowej.

Na łamach „Archiwum Kryminologicznego” pokuszono się nawet o podział tych warszawskich na kilka rodzajów: lokale z dwiema mieszkającymi na stałe prostytutkami (w świetle badań przeprowadzanych przez Surmacką w 1939 roku były one najpopularniejsze), lokale z większą ilością prostytutek i gospodynią, czyli „ciocią” (wydaje się, że w wypadku „cioci” Bitnerowej można mówić właśnie o takim układzie), lokale z samą tylko gospodynią, która jedynie „udzielała mieszkania”, to znaczy brała opłatę za wynajem łóżka, zazwyczaj niezwykle wysoką, oraz domy schadzek utrzymywane przez osoby z wyższych sfer społecznych.

Tekst stanowi fragment książki Pawła Rzewuskiego Grzechy „Paryża Północy”. Mroczne życie przedwojennej Warszawy opublikowanej nakładem Wydawnictwa Literackiego (2019).

Wbrew pozorom te ostatnie musiały być liczne, skoro nawet w „Archiwum Kryminologicznym” odnotowano, że „Na wielką trudność natrafia się stale przy próbie likwidacji domów schadzek dokąd uczęszczają tzw. wyższe sfery towarzyskie, gdzie uprawiają nierząd kobiety, które z uwagi na swoje pochodzenie, wykształcenie itd. trudno by podejrzewać o uprawianie prostytucji”. Do tego istniały wszelkiego rodzaju „pensjonaty” oraz „pokoje umeblowane”, które cieszyły się dużą popularnością wśród warszawiaków.

Najsłynniejsze „ciocie” w mieście

We wspomnieniach i notatkach prasowych padają różne adresy. Sękowski wymienia takie jak Hoża 37, aleja Szucha 3, Dobra 42. Ten z ulicy Widok, jak wspomniano, należał do miejsc znanych na mapie Warszawy 48 , Bitnerowa była jedną z trzech najbardziej znanych „cioć” stolicy.

Niemniejszą sławą cieszyły się „ciocia Grzybowska” z Kruczej oraz Ryfka de Kij z ulicy Wołyńskiej. Ponadto gdzieś w Warszawie swoje przybytki miały „ciocie” Hendlowa, Żbikowska i Wiśniewska.


Reklama


Łącznie na terenie miasta w 1933 roku było blisko czterysta tajnych domów schadzek. Miejsc formalnie nielegalnych, ale pomimo to w mniejszym lub większym stopniu tolerowanych.

Najgroźniejsza kategoria sutenerów

„Ciocie” współpracowały z tak zwanymi tajnymi tatusiami, czyli po prostu alfonsami. Na łamach „Archiwum Kryminologicznego” zakwalifikowano ich do trzeciej, czyli najgroźniejszej kategorii sutenerów warszawskich.

Nie wiadomo dokładnie, ilu ich było, nie znamy praktycznie ich imion. Skrzętnie milczały o nich, poza pewnymi wyjątkami, gazety. Wiadomo, że byli bezwzględni i bardzo dobrze zorganizowani.

Bohaterka głośnej sprawy o stręczycielstwo na okładce Tajnego Detektywa.

„Tatusiowie”, odpowiedzialni za utrzymywanie lokali i odbieranie należności, byli faktycznymi właścicielami domów publicznych. Zazwyczaj charakteryzowali się brutalnością i bezkompromisowością. Relacja między nimi a prostytutkami była jednoznacznie związana z wyzyskiem, jeszcze większym niż w relacji między zwykłym sutenerem a jego podopieczną.

Tam zdarzało się niekiedy, że można było mówić o wykrzywionej formie uczucia (Stach, jak głosiły słowa ballady, przecież kochał swoją Hankę). „Tatusiowie” byli bezwzględnymi biznesmenami, którzy eksploatowali uzależnione od nich kobiety. Zorganizowani w grupy paramafijne, łączyli wiele domów w sieć i czerpali z tego olbrzymie zyski.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

„Tatuś”. Największy próżniak wśród przestępców?

Kim był „tatuś”? Najprościej powiedzieć, że był sutenerem, który uzbierał wystarczającą ilość pieniędzy, aby założyć dom publiczny.

Czasami „tatusiami” zostawali pośledni przestępcy, drobni złodzieje czy fałsze, nigdy natomiast nie rekrutowali się oni z przestępców wielkoformatowych , kasiarzy albo uznanych złodziei, którzy mieli swój honor i czuli się lepsi od zwykłych kryminalistów pokroju sutenera.

 Dla „honorowego” przestępcy, unikającego działalności brutalnej i nie przynoszącej zaszczytów, między drobnym alfonsem a właścicielem domu publicznego nie było wielkiej różnicy. Obaj czerpali zyski nie z „uczciwej” pracy, ale z wyzysku. Nawet pospolity oszust musiał na swój chleb ciężko zapracować, podczas gdy właściciel domu publicznego jedynie zarządzał interesem. W pewnym sensie był największym próżniakiem wśród wszystkich przestępców.

Prosytutki przypalające papierosa. Fotografia z Krakowa z 1938 roku.

Tym, co charakteryzowało tajne domy schadzek, był niesamowity wyzysk. Kobiety musiały większość tego, co dali im klienci, oddawać właścicielom lokalu, a na dodatek płacić za pranie odzieży i korzystanie z miejsca do pracy. Koszty się piętrzyły, przetrzymywane kobiety praktycznie pozostawały bez dodatkowych środków i były skazane na pracę u „cioci”.

Jakby tego było mało, bito je i zastraszano. Domom schadzek było bardzo blisko do zorganizowanego niewolnictwa. [Nie wszystkim jednak]. W jednych dochodziło do przemocy i zniewolenia, inne dla biednych prostytutek były szansą na spokojniejsze i znacznie bezpieczniejsze życie.

Walka z wiatrakami

Chociaż domy schadzek były nielegalne, ich eksmisja wcale nie należała do najprostszych. Kamienicznicy nie byli skorzy do wyrzucania „cioć” i „tatusiów”, gdyż ci płacili solennie za wynajem, a i można było od nich zażądać większych opłat.


Reklama


Również i sąsiedzi nie kwapili się do donoszenia na domy schadzek, których obecność paradoksalnie mogła zapewniać bezpieczeństwo, bo prowadzącym je przestępcom zależało, aby zwracać na siebie jak najmniej uwagi.

[Mimo to regularnie] dochodziło do nalotów na tajne domy schadzek, o czym z lubością informowała żądna sensacji prasa. W fascynacji brukowców było coś kabotyńskiego. Wszyscy wszak wiedzieli, że domy schadzek istnieją, a oficjalnie je potępiali.

Złota Pantera

Wzięte na cel lokale rozrzucone były po całym mieście. I tak na przykład w 1932 roku rozbity został „salon rozpusty” madame Chodeckiej, mieszczący się przy ulicy Złotej, a rok później kolejną akcję przeprowadzono w lokalu Stanisławy Borowieckiej, działającym na rogu Krzywego Koła i Nowomiejskiej.

Tekst stanowi fragment książki Pawła Rzewuskiego Grzechy „Paryża Północy”. Mroczne życie przedwojennej Warszawy opublikowanej nakładem Wydawnictwa Literackiego (2019).

Sprawa burdelmamy nazywanej „Złotą Panterą”, względnie Tygrysicą Starego Miasta, spotkała się z ogólnopolskim zainteresowaniem i pisały o niej nawet krakowskie gazety. Na łamach prasy lamentowano nad brakiem szans życiowych zatrzymanych prostytutek: „nie znają się bowiem na żadnej innej pracy”.

Artykuł wprowadzał zarazem w ciekawe kulisy pracy u „Złotej Pantery”, a co za tym idzie i w innych podobnych miejscach:

Kobietom, których faktyczny zarobek wynosił nawet 30 złotych dziennie (jeśli obsłużyły 30 gości), Borowiecka prócz dostarczonego pożywienia składającego się z boczku, tłustej kapusty, makaronu, wódki albo nic nie dawała, albo premię stanowiącą drobne sumy, złotówkę lub półtora złotych. Traktowała je zatem jako niewolnice (a realnie rzecz ujmując, pracujące w lokalu dziewczyny zarabiały tyle co biedne chustkowe).

„Złota tygrysica” pilnowała więc, aby podczas kontroli nie ukrywały przed nią swoich zarobków, strzegła je na ulicy i często rewidowała, awanturując się, wymyślając, gdy za mało zarabiały.

Poznaj też najciekawsze liczby i statystyki na temat przedwojennej Warszawy.


Reklama


Źródło

Tekst stanowi fragment książki Pawła Rzewuskiego Grzechy „Paryża Północy”. Mroczne życie przedwojennej Warszawy opublikowanej nakładem Wydawnictwa Literackiego (2019).

Polecamy

Tytuł, lead, śródtytuły i teksty w nawiasach kwadratowych pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej.

Tekst został skrócony, a także poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów i upłynnienia wybranych fragmentów.

Autor
Paweł Rzewuski
1 komentarz

 

Dołącz do dyskusji

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.