Sprawa Marguerite de Carrouges wstrząsnęła średniowieczną Europą. W epoce, w której zbrodnie seksualne ignorowano lub zamiatano pod dywan, żona francuskiego rycerza była gotowa otwarcie mówić o swojej krzywdzie. Żądała sprawiedliwości. Do dzisiaj spotykają ją za to najohydniejsze oskarżenia.
Marguerite de Carrouges twierdziła, że 18 stycznia 1386 roku, gdy przebywała samotnie w domu, naszło ją dwóch mężczyzn, w tym rywal męża – giermek Jacques le Gris. Ten miał ją zastraszyć, obezwładnić, wykorzystać seksualnie, na koniec zaś zażądać milczenia, pod groźbą hańby.
Reklama
Marguerite nie zamierzała jednak zatajać tego, co jej uczyniono. Wyznała prawdę mężowi, ten zaś rozpętał sądową batalię, głośną w kraju i zagranicą.
Le Gris bronił się zawzięcie i wreszcie został formalnie uniewinniony – co zresztą w procesach o gwałt było standardem, niezależnie od winy oskarżonego. Państwo de Carrouges nie dawali jednak za wygraną. Decyzją parlamentu spór został wreszcie przekazany, wedle myślenia epoki, w ręce Boże.
Stulecia kontrowersji
29 grudnia 1386 roku doszło do „sądu Bożego”: pojedynku na śmierć i życie, w którym mąż Marguerite zabił Jacquesa le Gris. Według prawodawstwa tej epoki sam wynik walki stanowił ostateczny wyrok: potwierdzał, że Marguerite była ofiarą, a le Gris kłamcą i gwałcicielem.
A jednak temat wcale nie został zamknięty. Eric Jager, autor książki Ostatni pojedynek. Zbrodnia, skandal i sąd boży w średniowiecznej Francji, podkreśla, że „słynna sprawa wzbudzała kontrowersje przez kilka kolejnych stuleci i dzieliła późniejszych komentatorów równie mocno jak ludzi współczesnych de Carrouges’owi i Le Grisowi”.
Reklama
Kilka lat po pojedynku, około 1390 roku, kronikarz Jean Froissart stwierdził, że wynik walki uradował króla, jego dwór i tłum gapiów. Jednakże Jean Le Coq, prawnik oskarżonego, zapisał, że reakcje były mieszane – jedni postrzegali de Carrouges’a jako mściciela, inni uważali, że śmierć Le Grisa była niezasłużona.
Ci ostatni chętnie powtarzali argument, jakoby gwałt istniał… tylko w bujnej wyobraźni Marguerite, której przyśniło się, że została napadnięta.
Dzisiaj temat znów jest nośny, za sprawą filmu Ostatni pojedynek. To jakie opinie przeważają w dyskusji dobrze zaś pokazuje, że nawet po przeszło 600 latach niewiele zmieniło się w postrzeganiu przestępczości seksualnej.
„Zdała sobie sprawę ze strasznego błędu”
Eric Jager, profesor University of California i uznany badacz literatury średniowiecznej, wyjaśnia że nie minęło nawet 15 lat, a dominować zaczęła interpretacja, według której Marguerite albo nieświadomie – z głupoty czy też braku rozsądku – albo wręcz rozmyślnie oskarżyła niewinnego człowieka.
W kronice z Saint-Denis podano, że kobieta postąpiła „w dobrej wierze”, ale po śmierci Le Grisa okazało się, że nie rozpoznała swojego oprawcy. Dopiero, gdy niewinny giermek poległ, do zbrodni przyznał się ktoś inny.
Reklama
W wieku XV wersję powtórzono w popularnej kronice Jeana Juvénala des Ursins, choć autor ubarwił historię, twierdząc że winny zdradził prawdę na łożu śmierci. Czytelnikom bardzo się to spodobało. Opowieść była barwna, ukazywała też tragedię Marguerite, która poniewczasie „zdała sobie sprawę ze strasznego błędu, jaki popełniła”.
Później rozpowszechnił się też wariant, w myśl którego kobieta kłamała zupełnie cynicznie, by pogrążyć konkurenta męża. Takie postępowanie, w realiach średniowieczna, byłoby zupełnym nonsensem. Gwałt zawsze podważał renomę ofiary, stanowił źródło hańby, niezależnie od wyroków sądowych. Żadna wysoko urodzona dama nie podałaby się za ofiarę tylko po to, by pomóc małżonkowi w osobistym sporze. Straty były przecież dużo poważniejsze od możliwych korzyści.
Eric Jager podkreśla jednak na kartach książki Ostatni pojedynek. Zbrodnia, skandal i sąd boży w średniowiecznej Francji, że także wersja mówiąca o pomyłce nie ma mocnych podstaw. To zapewne tylko legenda „wymyślona w czasach, gdy ceniono sobie cnoty rycerskie”.
„Najlepszy dowód ciemnoty”
Opowieść o błędzie lub kłamstwie Marguerite, od początku atrakcyjna, doskonale wpisała się także w oczekiwania kolejnych epok. Według Erica Jagera chętnie odwoływali się do niej autorzy doby oświecenia, „którzy mieli w zwyczaju oskarżać żyjących w średniowieczu o barbarzyństwo i wiarę w zabobony”.
Reklama
W XVIII wieku potępiano w czambuł instytucję sądów bożych. Zarazem starano się też wykazywać mylność wszelkich ich rezultatów. Śmierć Jacquesa le Gris urosła w efekcie do rangi „najlepszego dowodu średniowiecznej ciemnoty”.
W XIX wieku posypały się kolejne prace wprost oskarżające Marguerite o wielką pomyłkę. I pełne iście powieściowych zmyśleń. Na przykład poczytny historyk Louis Le Gris pisał, bez jakichkolwiek źródłowych podstaw, że kobieta „pod wpływem rozpaczy i pragnienia odpokutowania zuchwałego oskarżenia została zakonnicą. Zmarła w żalu i smutku, niepocieszona z powodu okrutnej niesprawiedliwości, do której się przyczyniła i za którą zapłaciła”.
Tak rzecz jasna się nie stało. Eric Jager podkreśla, że chociaż nigdy nie poznamy wszystkich faktów na temat zbrodni z 1386 roku, to teorie o błędzie lub oszustwie Marguerite nie znajdują potwierdzenia.
Mimo to „legenda o fałszywym oskarżeniu, niesprawiedliwej karze i spóźnionym wyjawieniu prawdy przez Marguerite jest żywa nawet wśród współczesnych historyków”. I wśród dzisiejszych odbiorców, z których wielu wciąż najwyraźniej nie uważa, że w sprawach o gwałt należy słuchać ofiar.
Bibliografia
Artykuł powstał w oparciu o książkę Erica Jagera pt. Ostatni pojedynek. Zbrodnia, skandal i sąd boży w średniowiecznej Francji (Wydawnictwo Marginesy 2022).