Niemcy rozmyślnie zarażali więźniów KL Buchenwald tyfusem. Setki z nich zmarły w wyniku eksperymentów

Strona główna » II wojna światowa » Niemcy rozmyślnie zarażali więźniów KL Buchenwald tyfusem. Setki z nich zmarły w wyniku eksperymentów

Niemcy panicznie bali się tyfusu. Szukając skutecznego sposobu walki z roznoszoną przez wszy chorobą zakaźną prowadzili okrutne eksperymenty medyczne na więźniach KL Buchenwald. Setki osadzonych przypłaciły je życiem.

Bloku numer 46 bali się nawet strażnicy z SS patrolujący utwardzone szutrem alejki między barakami KL Buchenwald. Obóz koncentracyjny założono w lipcu 1937 roku na zalesionym wzgórzu, kilka kilometrów na północ od Weimaru w Turyngii. 149 więźniów przywiezionych z KL Sachsenhausen musiało wyrąbać rozłożyste buki i z drewna zbudować baraki.


Reklama


Pracowali w upale po 16 godzin dziennie. Pierwsza ofiara KL Buchenwald zmarła już po dwóch tygodniach katorgi. Budzący trwogę blok powstał kilka lat później w ostatnim rzędzie obozowych bloków, tuż przy granicy „Kleines Lager” – obozu przejściowego, w którym przetrzymywano więźniów ze wschodu przed wysłaniem ich do rozsianych po okolicy podobozów.

Do obozowej bramy ozdobionej napisem „Jedem das Seine” (Każdemu, co mu się należy) było stąd jakieś 300 metrów.

W 1958 roku Sommer został skazany na dożywocie za zbrodnie popełnione w Buchenwaldzie. Na zdjęciu brama obozowa (Andreas Trepte/CC BY-SA 2.5).
Brama obozu w Buchenwaldzie (Andreas Trepte/CC BY-SA 2.5).

Tyfus u bram Rzeszy

Zbudowany z klinkierowej cegły blok wyróżniał się spośród innych zabudowań obozu czystością obejścia. Szyby w oknach zamalowano na biało. Dostępu bronił płot, nad którym rozciągnięto podwójny drut kolczasty.

Postronnych odstraszała też tablica przestrzegająca przed zakażeniem – hasło „Fleckfieber” (tyfus plamisty) budziło lęk. Załoga obozu wiedziała, że we wnętrzu bloku numer 46 prowadzono badania właśnie nad tą chorobą. I nie tylko.


Reklama


Tyfus pustoszył zakładane przez Niemców getta i obozy, ale z biegiem czasu jego zasięg rozszerzył się poza okupowane tereny na Wschodzie (jak w nazistowskiej nomenklaturze określano podbite Polskę, Ukrainę i Białoruś). Choroba dotarła już na terytorium Rzeszy.

Na ubraniach wracających z frontu żołnierzy przenosiły się wszy zakażone riketsjami, specyficznymi bakteriami wywołującymi tyfus. W odchodach pasożytów mikroorganizmy były w stanie przetrwać nawet dwa tygodnie. Do ludzkiego organizmu wnikały przez ranki powstałe w wyniku drapania.

Artykuł stanowi fragment książki Bartosza T. Wielińskiego pt. Wojna lekarzy Hitlera (Agora 2021).
Artykuł stanowi fragment książki Bartosza T. Wielińskiego pt. Wojna lekarzy Hitlera (Agora 2021).

Kilka dni po zakażeniu chorzy mieli wysoką gorączkę, na skórze pojawiała się wysypka, potem wybroczyny, słabli w oczach, a wreszcie doświadczali niedowładu kończyn. Choroba po około dwóch tygodni ustępowała, ale dla skrajnie niedożywionych mieszkańców gett czy więźniów obozów koncentracyjnych zakażenie riketsjami oznaczało pewną i powolną śmierć.

Umierał co czwarty

W Buchenwaldzie tym, którzy zapadli na tę chorobę albo przyjechali z nią z innego obozu, nie pozwalano od razu umrzeć. Zabierano ich do bloku numer 46, gdzie służyli jako króliki doświadczalne, a przede wszystkim źródło zakażonej krwi do badań.

Od stycznia 1942 roku przez bramę wprowadzano duże, czasami stuosobowe grupy zdrowych więźniów. Większości podawano testowane szczepionki, a następnie wszystkim wstrzykiwano po 5 centymetrów sześciennych zakażonej tyfusem krwi.

Niezaszczepieni mieli stanowić grupę kontrolną, umierali zwykle po kilku dniach. Z taką ilością wprowadzonych bezpośrednio do organizmu riketsji nie poradziłyby sobie nawet młode, silne organizmy.

Ofiary z psudonaukowych eksperymentów w KL Dachau na zdjęciu wykonanym po wyzwoleniu obozu (domena publiczna).
Ofiary pseudonaukowych eksperymentów w KL Buchenwald na zdjęciu wykonanym po wyzwoleniu obozu (domena publiczna).

Z czasem zdrowych więźniów do bloku przenoszono tylko po to, by zakazić ich tyfusem, w ich organizmach inkubować riketsje i produkować zakażoną krew. Wykorzystywano ją później do zakażania kolejnych więźniów, na których testowano szczepionki. Był to prostszy sposób zdobycia drobnoustrojów niż ściąganie ich z laboratoriów w Berlinie. Z tysiąca więźniów, na których eksperymentowano, umierał co czwarty.

W eksperymentach uczestniczyli przedstawiciele koncernu chemicznego IG Farben i Instytutu imienia Roberta Kocha, renomowanej placówki zajmującej się badaniami nad bakteriami. Wykorzystywaniu ludzi nikt się nie przeciwstawił. Także temu, że więźniów, którym dzięki testowanym szczepionkom udało się pokonać chorobę, po przebadaniu zabijano dosercowymi zastrzykami z fenolu.

Przeczytaj również o tym, że naziści chcieli żywić miliony ludzi drewnem. Eksperymenty na więźniach obozów zakończyły się katastrofą


Reklama


Źródło

Artykuł stanowi fragment książki Bartosza T. Wielińskiego pt. Wojna lekarzy Hitlera. Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa Agora

Lekarze, którzy zostali zbrodniarzami

Tytuł, lead, tekst w nawiasach kwadratowych i śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.

Autor
Bartosz T. Wieliński
1 komentarz

 

Dołącz do dyskusji

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.