Po najstarszej zabudowie wzgórza wawelskiego do dzisiaj nie pozostały niemal żadne ślady. Po części winni byli najeźdźcy, po części upływ czasu i zmieniające się gusta. Przede wszystkim jednak na krakowskim wzgórzu doszło 1000 lat temu do inżynieryjnej fuszerki na wprost niesamowitą skalę.
Pierwsze polskie budowle z kamienia są nazywane przedromańskimi. Można też o nich mówić: płytkowe, mury wznoszono bowiem z płaskich, nieobrabianych płyt wapienia albo piaskowca.
Reklama
Nie miały one wyraźnych detali; bryłę pozostawiano zwykle w prostym, surowym kształcie. Sama skala i trwałość budowli, nie zaś jakiekolwiek zewnętrzne ornamenty, miały świadczyć o bogactwie i pozycji książąt fundatorów.
Taki sposób budowy stosowano już wcześniej w Czechach i w państwie wielkomorawskim. Zyskał on sobie też sporą popularność w Rzeszy niemieckiej. Nad Wisłą technika nie miała długo żadnej konkurencji. Wzniesiono w niej wszystkie najstarsze konstrukcje zarówno w Wielkopolsce, jak i na Wawelu.
Fenomen wawelskich budowli
Wzgórze, które dało początek krakowskiemu grodowi i przy którym z czasem powstało gwarne miasto, było architektonicznym ewenementem na mapie najstarszej Polski.
Z Poznania czy Gniezna znane są tylko pojedyncze kamienne gmachy z X i XI wieku. Na Wawelu natomiast odkryto już ślady kilkunastu budowli płytkowych – i lista ta stale się wydłuża dzięki nowym badaniom archeologicznym.
Reklama
Powody, dla których Wawel został w czasach Bolesława Chrobrego i Mieszka II Lamberta rozbudowany tak, by przypominał wspaniałe miasta i twierdze zachodniej Europy zasługują na osobny artykuł. Tutaj ograniczmy się do kwestii, która zwykle jest zupełnie pomijana: historii szybkiego i ponurego końca tego architektonicznego cudu.
Grabież, pożar, odbudowa
Według najnowszych ustaleń nauki Wawel poważnie ucierpiał w okresie upadku państwa pierwszych Piastów. Bunt możnowładców, który wstrząsnął Polską około roku 1037, zmusił wnuka Chrobrego Kazimierza Odnowiciela do ucieczki z kraju.
Przez niebronione granice wkroczyły siły grabieżców pod wodzą czeskiego księcia Brzetysława. Jak sugeruje archeolog Andrzej Kukliński wrogie wojska podłożyły ogień pod fortyfikacje Wawelu, a te, wykonane w przeważającej części z drewna, spłonęły ze szczętem.
Katastrofa nie położyła jednak kresu przedromańskiej zabudowie. Gmachy na szczycie wzgórza w znacznym stopniu ocalały, a gdy Kazimierz zdecydował się powrócić nad Wisłę, to osiadł właśnie tutaj i przystąpił do pospiesznych napraw. Po najeździe Brzetysława na Wawelu wciąż wznoszono też nowe budowle w tradycyjnej technice płytkowej.
Reklama
Ostatnie przedromańskie budowle na wzgórzu
W Saksonii metoda ta straciła uznanie już we wcześniejszej dekadzie. W Czechach zarzucono ją około roku 1040. Na ziemiach polskich pewnie niewiele później.
Do ostatnich wawelskich konstrukcji z nieobrobionych płyt kamienia mogła należeć prosta, pozbawiona przybudówek rotunda na północ od katedry. Umieszczono ją chyba na linii, którą wcześniej przebiegał wał grodu.
Teraz umocnienia zostały zwężone, tak by zrobić miejsce dla świeżej zabudowy. Ten konkretny budynek, nazywany kościołem przy bastionie Władysława IV, stanowił zdaniem jednego z badaczy przechowalnię relikwii.
Zapomniana fuszerka
Z budowli płytkowych zrezygnowano po części dlatego, że ich styl wydawał się coraz bardziej siermiężny, a niewyrównane ściany wymagały pełnego, dokładnego tynkowania – tak z zewnątrz, jak i od środka. Przede wszystkim jednak z czasem wyszło na jaw, że przyjęte techniki zupełnie nie przystawały do polskich warunków.
Reklama
Niemal każdy budynek przedromański był na dobrą sprawę inżynieryjną fuszerką. Jak wyjaśniają wybitni znawcy archeologii Wawelu Janusz Firlet i Zbigniew Pianowski, budowniczowie sprowadzani z zagranicy przez pierwszych Piastów „nie mieli pojęcia o zgubnych skutkach przemrażania gruntów w naszej strefie klimatycznej”.
Fundamenty posadawiano tak płytko, że już po kilku intensywnych zimach ściany zaczynały się przechylać i pękać. Imponujące konstrukcje – katedra, kościoły, rezydencja monarsza – miały stanowić wyraz nienaruszalności władzy Piastów. Nawet jednak te z nich, które uratowano od ognia i których nie zniszczyli najeźdźcy, groziły zawaleniem.
Nie było innego wyjścia, jak tylko przystąpić do wielkiej akcji rozbiórkowej. Mniej więcej od połowy XI wieku na Wawelu zaczęto burzyć stare płytkowe konstrukcje. W ciągu kilku dekad dokonała się, jak piszą Janusz Firlet i Zbigniew Pianowski, „niemal całkowita wymiana monumentalnej architektury na budowle romańskie”.
Nowy styl wymagał większej precyzji i znacznych umiejętności. Wznoszone w nim konstrukcje miały już równe ściany, licowane regularnymi, cieszącymi oko, ciosami kamienia, a ich grube, głębokie fundamenty gwarantowały, że za kilka dekad nie będzie trzeba powtarzać całego, jakże żenującego procesu.
****
Powyższy tekst powstał w oparciu o moją nową książkę pt. Wawel. Biografia. To pierwsza kompletna opowieść o historii najważniejszego miejsca w dziejach Polski: o życiu władców, ich apartamentach, zwyczajach, o setkach innych lokatorów Wawelu i o fascynujących zdarzeniach, które rozgrywały się na smoczej skale przez ponad tysiąc minionych lat.