Ogromna nędza galicyjskich wsi nie miała jednej przyczyny. Wynikała z polityki władz austriackich i z historycznych obciążeń. Ale spore znaczenie miały też lokalne przesądy oraz sposoby myślenia. Często chłopi sami pogłębiali swój niedostatek, choć niewielka zmiana w postępowaniu mogłaby zapewnić im o wiele lepsze warunki życia. Oto jeden przykład dający do myślenia.
Zgodnie ze statystykami opublikowanymi przez Stanisława Szczepanowskiego w książce Nędza Galicji w cyfrach typowy małopolski chłop żyjący u schyłku XIX wieku pił rocznie zaledwie 120 litrów mleka.
Reklama
Dawało to niespełna 1/3 litra dziennie. Co więcej zimą i wczesną wiosną mleko prawie całkowicie znikało z włościańskiego jadłospisu (o tym, co ogółem jadali galicyjscy chłopi pisałem w innym artykule).
Tak niskie spożycie nie wynikało w żadnym razie z niechęci do białego napoju. Mleko było bardzo cenione. Stale jednak go brakowało. I był to problem typowo małopolski.
Pięć razy gorzej niż w Wielkopolsce
Galicyjskie krowy dawały rocznie zaledwie około 600 litrów mleka. Dla porównania w tym samym czasie od krasul z Wielkopolski uzyskiwano go aż pięć razy więcej!
Olbrzymia dysproporcja miała różne przyczyny. Po części brała się z faktu, że na obszarze zaboru pruskiego hodowano rasy bydła dające więcej mleka. Przede wszystkim jednak wielkopolscy gospodarze traktowali swoje zwierzęta zupełnie inaczej niż ci z południa kraju.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Chłopskie oko konia tuczy
Możemy się o tym przekonać sięgając po wspomnienia Jana Słomki. Wieloletni wójt wsi Dzików, urodzony w 1842 roku, na kartach swojego pamiętnika opisał szczegółowo realia życia galicyjskich włościan.
Sporo uwagi poświęcił temu, jak opiekowano się inwentarzem żywym. I nie ukrywał, że zwłaszcza do krów małopolscy chłopi – w przeciwieństwie do tych z zaboru pruskiego – mieli w XIX wieku bardzo niewiele serca:
Hodowla inwentarza była dawniej bardzo licha, koło koni chodził gospodarz albo parobek, i o nie jeszcze najwięcej dbali, krowy zaś, trzoda chlewna i drób zdane były wyłącznie na opiekę gospodyni, która, jeśli miała dziewkę, to się nią przy tym wyręczała.
Reklama
Co najlepsza pasza, jak siano, koniczyna, owies z sieczką, ciarachy [wymłócone kłosy zbóż, zioła i chwasty], plewy, była tylko dla koni, krowy zaś dostawały tylko czystą słomę z żyta, pszenicy, jęczmienia, owsa, a prośniankę [słomę z prosa] zadawali im dopiero na wiosnę, gdy się ocieliły.
Jeżeli zaś gospodyni chciała im kiedy zarzucić za drabinę lepszej paszy: siana czy koniczyny, to czyniła to ukradkiem, żeby tego gospodarz nie widział, bo się bardzo o to złościł i gniewał.
Były tak słabe, że słaniały się od wiatru
Sposób rozumowania gospodarzy był bardzo prosty. Chłopi przyjmowali, że skoro konie ciągnęły wóz oraz pracowały w polu należało je dobrze karmić. Co zaś do krów, uważano że te „nie idą do zaprzęgu”, lecz tylko „stoją i żrą”, więc nie trzeba się o nie troszczyć. W efekcie w zimowych miesiącach zwierzęta były wprost głodzone i niemal w ogóle nie dawały mleka.
Według słów Słomki od czterech lub pięciu krów można było uzyskać dziennie łącznie… niespełna litr płynu! Wraz z nadejściem wiosny zwierzęta były zaś w tak skrajnie złym stanie fizycznym, że:
Reklama
(…) gdy wychodziły na pastwisko, to się słaniały od wiatru, nieraz się przewracały i nie mogły się same podźwignąć, i trzeba je było podnosić, a boki miały oblepione zeschniętym gnojem, że nie znać było sierści.
Dopiero w lecie na pastwisku, jak się leniły, łajno odłaziło z sierścią i skóra była goła i na nowo sierścią porastała. Wtedy pobierały się i dawały więcej mleka, tak, że go już w domu nie brakowało.
Paradoksalnie krowom często znacznie lepiej powodziło się u komornika, czyli bezrolnego chłopa, który mieszkał u bogatszych gospodarzy lub rodziny.
Jak wyjaśniał Słomka taki rolnik bowiem „nie chował koni i więcej o krowę zadbał, ale sąsiedzi przypisywali to zawsze czarom i komornicę nazywali czarownicą”.
Bibliografia
- Stanisław Szczepanowski, Nędza Galicyi w cyfrach i program energicznego rozwoju gospodarstwa krajowego, Lwów 1888.
- Jan Słomka, Pamiętniki włościanina od pańszczyzny do czasów dzisiejszych, Nakładem Towarzystwa Szkoły Ludowej w Krakowie 1929.