Galicyjscy chłopi 150 lat temu sami pozbawiali się tego produktu żywnościowego. To dlatego spożywano go tak mało

Strona główna » XIX wiek » Galicyjscy chłopi 150 lat temu sami pozbawiali się tego produktu żywnościowego. To dlatego spożywano go tak mało

Ogromna nędza galicyjskich wsi nie miała jednej przyczyny. Wynikała z polityki władz austriackich i z historycznych obciążeń. Ale spore znaczenie miały też lokalne przesądy oraz sposoby myślenia. Często chłopi sami pogłębiali swój niedostatek, choć niewielka zmiana w postępowaniu mogłaby zapewnić im o wiele lepsze warunki życia. Oto jeden przykład dający do myślenia.

Zgodnie ze statystykami opublikowanymi przez Stanisława Szczepanowskiego w książce Nędza Galicji w cyfrach typowy małopolski chłop żyjący u schyłku XIX wieku pił rocznie zaledwie 120 litrów mleka.


Reklama


Dawało to niespełna 1/3 litra dziennie. Co więcej zimą i wczesną wiosną mleko prawie całkowicie znikało z włościańskiego jadłospisu (o tym, co ogółem jadali galicyjscy chłopi pisałem w innym artykule).

Tak niskie spożycie nie wynikało w żadnym razie z niechęci do białego napoju. Mleko było bardzo cenione. Stale jednak go brakowało. I był to problem typowo małopolski.

W zagrodzie. Obraz Aleksandra Kotsisa (domena publiczna).
W zagrodzie. Obraz Aleksandra Kotsisa (domena publiczna).

Pięć razy gorzej niż w Wielkopolsce

Galicyjskie krowy dawały rocznie zaledwie około 600 litrów mleka. Dla porównania w tym samym czasie od krasul z Wielkopolski uzyskiwano go aż pięć razy więcej!

Olbrzymia dysproporcja miała różne przyczyny. Po części brała się z faktu, że na obszarze zaboru pruskiego hodowano rasy bydła dające więcej mleka. Przede wszystkim jednak wielkopolscy gospodarze traktowali swoje zwierzęta zupełnie inaczej niż ci z południa kraju.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Chłopskie oko konia tuczy

Możemy się o tym przekonać sięgając po wspomnienia Jana Słomki. Wieloletni wójt wsi Dzików, urodzony w 1842 roku, na kartach swojego pamiętnika opisał szczegółowo realia życia galicyjskich włościan.

Sporo uwagi poświęcił temu, jak opiekowano się inwentarzem żywym. I nie ukrywał, że zwłaszcza do krów małopolscy chłopi – w przeciwieństwie do tych z zaboru pruskiego – mieli w XIX wieku bardzo niewiele serca:

Hodowla inwentarza była dawniej bardzo licha, koło koni chodził gospodarz albo parobek, i o nie jeszcze najwięcej dbali, krowy zaś, trzoda chlewna i drób zdane były wyłącznie na opiekę gospodyni, która, jeśli miała dziewkę, to się nią przy tym wyręczała.


Reklama


Co najlepsza pasza, jak siano, koniczyna, owies z sieczką, ciarachy [wymłócone kłosy zbóż, zioła i chwasty], plewy, była tylko dla koni, krowy zaś dostawały tylko czystą słomę z żyta, pszenicy, jęczmienia, owsa, a prośniankę [słomę z prosa] zadawali im dopiero na wiosnę, gdy się ocieliły.

Jeżeli zaś gospodyni chciała im kiedy zarzucić za drabinę lepszej paszy: siana czy koniczyny, to czyniła to ukradkiem, żeby tego gospodarz nie widział, bo się bardzo o to złościł i gniewał.

Ciężki tegoroczny przednówek. Rysunek Franciszka Kostrzewskiego z drugiej połowy XIX wieku (domena publiczna).
Ciężki tegoroczny przednówek. Rysunek Franciszka Kostrzewskiego z drugiej połowy XIX wieku (domena publiczna).

Były tak słabe, że słaniały się od wiatru

Sposób rozumowania gospodarzy był bardzo prosty. Chłopi przyjmowali, że skoro konie ciągnęły wóz oraz pracowały w polu należało je dobrze karmić. Co zaś do krów, uważano że te „nie idą do zaprzęgu”, lecz tylko „stoją i żrą”, więc nie trzeba się o nie troszczyć. W efekcie w zimowych miesiącach zwierzęta były wprost głodzone i niemal w ogóle nie dawały mleka.

Według słów Słomki od czterech lub pięciu krów można było uzyskać dziennie łącznie… niespełna litr płynu! Wraz z nadejściem wiosny zwierzęta były zaś w tak skrajnie złym stanie fizycznym, że:


Reklama


(…) gdy wychodziły na pastwisko, to się słaniały od wiatru, nieraz się przewracały i nie mogły się same podźwignąć, i trzeba je było podnosić, a boki miały oblepione zeschniętym gnojem, że nie znać było sierści.

Dopiero w lecie na pastwisku, jak się leniły, łajno odłaziło z sierścią i skóra była goła i na nowo sierścią porastała. Wtedy pobierały się i dawały więcej mleka, tak, że go już w domu nie brakowało.

Rysunek Francuszka Kostrzewskiego przedstawiający wypas krów (domena publiczna).
Rysunek Franciszka Kostrzewskiego przedstawiający wypas krów (domena publiczna).

Paradoksalnie krowom często znacznie lepiej powodziło się u komornika, czyli bezrolnego chłopa, który mieszkał u bogatszych gospodarzy lub rodziny.

Jak wyjaśniał Słomka taki rolnik bowiem „nie chował koni i więcej o krowę zadbał, ale sąsiedzi przypisywali to zawsze czarom i komornicę nazywali czarownicą”.

Bibliografia

  • Stanisław Szczepanowski, Nędza Galicyi w cyfrach i program energicznego rozwoju gospodarstwa krajowego, Lwów 1888.
  • Jan Słomka, Pamiętniki włościanina od pańszczyzny do czasów dzisiejszych, Nakładem Towarzystwa Szkoły Ludowej w Krakowie 1929.
Autor
Rafał Kuzak

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.