Obóz na Przemysłowej. Jedyny niemiecki obóz koncentracyjny dla dzieci w okupowanej Polsce

Strona główna » II wojna światowa » Obóz na Przemysłowej. Jedyny niemiecki obóz koncentracyjny dla dzieci w okupowanej Polsce

W czasie II wojny światowej do Polen-Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt, zwanego powszechnie obozem na Przemysłowej, Niemcy zesłali tysiące polskich dzieci. Miały one zwykle od ośmiu do szesnastu lat, ale trafiały się nawet niemowlęta. Na więźniów „Auschwitz dla najmłodszych” czekało prawdziwe piekło na ziemi.

Od grudnia 1942 do stycznia 1945 roku działał w Łodzi niemiecki obóz izolacyjny dla dzieci – Polen-Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt. Prewencyjny Obóz Policji Bezpieczeństwa dla Młodzieży Polskiej w Łodzi. Wzorowany na obozie dla nieletnich w Moringen w Dolnej Saksonii.


Reklama


Wysoki płot i drut kolczasty

Za autora projektu uznaje się Alvina Brockmanna, kierownika Krajowego Urzędu ds. Młodzieży w Katowicach. Realizację powierzono Oswaldowi Pohlowi, obergruppenführerowi SS, zarządzającemu Głównym Urzędem Gospodarczo-Administracyjnym SS (był on także głównym inspektorem niemieckich obozów koncentracyjnych). Zarządzenia firmował sam reichsführer SS Heinrich Himmler, komisarz Rzeszy do spraw umacniania niemieckości.

Wzdłuż ulic Brackiej, Emilii Plater i Górniczej w Łodzi Niemcy wykroili z getta pięć hektarów, otoczyli je drewnianym płotem, sięgającym mniej więcej trzech metrów i zwieńczonym zwojami drutu kolczastego. Deska obok deski, bez prześwitów, aby oko ludzkie nie dojrzało dziecięcego piekła.

Plan nienieckiego obozu dla polskich dzieci przy ulicy Przemysłowej w Łodzi (AusLodz/CC BY-SA 3.0).
Plan nienieckiego obozu dla polskich dzieci przy ulicy Przemysłowej w Łodzi (AusLodz/CC BY-SA 3.0).

Od strony cmentarza żydowskiego podniesiono ceglany mur. Na wieżyczkach strażniczych silne reflektory i esesmani z bronią maszynową. Ujadające psy. Żeby nie można było uciec. Jak w Auschwitz. Jakby w hitlerowskim Alcatraz.

„Z trzech stron obóz otoczony był wysokim gęstym płotem drewnianym i nad nim drutem kolczastym. W rogach były budki strażnicze. Obóz z trzech stron przylegał do getta” – zapamiętała trzynastoletnia w 1942 roku Maria Andryszczak (wtedy Pawłowska).

Polen-Jugendverwahrlager otwarto 1 grudnia 1942 roku, a pierwszy transport więźniów dotarł dziesięć dni później. Dzieciom przydzielono numery obozowe. Zdzisław Włoszczyński dostał numer 1, czternastoletnia Halina Szturma – 2, Mieczysław Wlazło – 3. Odtąd nie mieli imion i nazwisk, stali się numerami.

Nie tatuowano im ich na przedramionach. Każdego fotografowano – en face i z profilu – jak w obozach koncentracyjnych i ściągano odciski palców. Zakładano im kartoteki z danymi personalnymi i krótkim rysopisem.


Reklama


Do obozu trafiały nawet niemowlęta

Kierujący obozem urzędowali przy ulicy Przemysłowej 34. Byli nimi kolejno: Hans Heinrich Fuge, Arno Wruck i Erlich Enders. Ich pracę kontrolował Karl Ehrlich, szef niemieckiej policji kryminalnej w Łodzi.

Wśród załogi wyjątkową brutalnością wyróżniała się trójka wachmanów: Sydonia (właściwie Isolde) Bayer, Edward August i Eugenia Pol vel Genowefa Pohl, Medea tej opowieści. W ocenie byłego więźnia Janusza Prusinowskiego August, Bayer i Pol byli największymi w obozie sadystami.

Artykuł stanowi fragment książki Błażeja Torańskiego pt. Kat Polskich dzieci (Prószyński i S-ka 2022).
Tekst stanowi przedmowę książki Błażeja Torańskiego pt. Kat Polskich dzieci (Prószyński i S-ka 2022).

Do Polen-Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt, zwanego powszechnie obozem na Przemysłowej, trafiały przeważnie dzieci od ósmego do szesnastego roku życia. Ale były też młodsze, nawet niemowlęta. Ze Śląska, z Wielkopolski, Mazowsza i okolic Łodzi. Z całej Polski, a nawet z zagranicy.

Za co polskie dzieci zamykano w niemieckim obozie? O genezie tego miejsca mówią dokumenty w katowickim archiwum. Wynika z nich, że dla Niemców młodociani Polacy byli przestępcami.


Reklama


Zarządzenie Heinricha Himmlera z 10 czerwca 1941 roku nakazywało wprost, że „polscy młodociani przestępcy” powinni być „natychmiast umieszczani w obozach koncentracyjnych”. Powód? „Niebezpieczeństwa, które mogą powstać przez zaniedbanie młodocianych Polaków i zejście ich na drogę przestępczości”.

Wynikało to zdaniem okupantów z dwuletniej przerwy w opiece szkolnej i z predyspozycji. Z „charakteru Polaka, skłaniającego się w stronę przestępczości” (sic!). W ocenie łódzkiej policji kryminalnej przestępczość polskich młodocianych zaczyna się „już od siódmego roku życia”.

Apel w obozie dla dzieci przy ulicy Przemysłowej w Łodzi (domena publiczna).
Apel w obozie dla dzieci przy ulicy Przemysłowej w Łodzi (domena publiczna).

Za to że były Polakami

Dokumenty wymieniają konkretne grzechy, z powodu których Niemcy, potomkowie Goethego i Schillera, wrzucali polskie dzieci do piekła. Jakie? „Rodzice nie przyjęli volkslisty”, „ojciec na robotach w Rzeszy, matka w Oświęcimiu”, „córka polskiego profesora”, „syn polskiego oficera” albo „zaniedbane dziecko polskie”, „żebrze, włóczy się”, „żebrze, starał się wzbudzić współczucie u ludności, bo brak mu jednej ręki i nogi”, „rodzice nie żyją, użebrane rzeczy przynosi do domu”, „sierota, włóczy się, bez środków do życia”. I na przykład:

Wskutek swego duchowego nastawienia i swej przynależności do narodu polskiego nie nadaje się do wychowania domowego w ramach opieki społecznej i należy go stosownie do zarządzenia ministra spraw wewnętrznych Rzeszy przekazać do obozu dla zaniedbanej młodzieży polskiej w Łodzi.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

To była maskarada. Zakłamanie okupanta. Dowodzą tego inne preteksty: „miał przy sobie zapałki”, „nielegalnie nabył karty żywnościowe”, „kradnie z innymi dziećmi owoce w ogrodach, zwłaszcza obywateli niemieckich, ojciec nie żyje”, „zarabia, odnosząc walizki z dworca kolejowego w Katowicach”, „rodzice wychowują je w duchu wrogim państwu” (to o dzieciach świadków Jehowy).

Rzeczywisty powód był jeden, jak cytat, który starczyłby za wszystkie pozostałe: „dziecko polskie”. Jak najdotkliwiej uderzyć w śmiertelnego wroga, jakim dla Niemców byli Polacy? Najcelniej w jego najdelikatniejszą i bezbronną tkankę: w dzieci.


Reklama


Ponad 1000 więźniów jednocześnie

Niemcy odrywali je od rodzin lub zabierali prosto z ulicy. Odzierali z wolności i poczucia bezpieczeństwa. Odbierali im godność i zarzucali zbrodnie, których nie popełniły.

Więzili je za rodziców, którzy walczyli w ruchu oporu, w Armii Krajowej, albo zginęli na froncie, trafili do obozów koncentracyjnych lub oflagów. Więzili je za polskość. Obóz dzielił się na dwie części: dla dziewcząt i chłopców. Przebywało w nim równocześnie mniej więcej tysiąc, tysiąc sto osób.

Apel małych więźniarek Kinder-KL Litzmannstadt. W drzwiach stoi Eugenia Pol (materiały prasowe).
Apel małych więźniarek obozu przy Przemysłowej. W drzwiach stoi Eugenia Pol (materiały prasowe).

W styczniu 1944 roku było ich tysiąc osiemdziesiąt sześć. Dzieci spały na łóżkach piętrowych. Czasami we dwoje. Miały sienniki ze słomy i po jednym kocu. Bez prześcieradeł. Były regularnie bite, często na apelach, przed stojącymi w szeregach rówieśnikami.

Folwark w Dzierżąznej

Polen-Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt miał filię w Dzierżąznej pod Zgierzem w gminie Biała, piętnaście kilometrów od Łodzi. Powstawała od stycznia do marca 1943 roku na stu pięćdziesięciu hektarach połączonych polskich gospodarstw rolnych. Nazywana była folwarkiem. Jej celem było „zapewnienie wyżywienia dla obozu macierzystego w Łodzi oraz przyuczenie dziewcząt do prac u niemieckich bauerów.


Reklama


Osadzano tam wyłącznie dziewczynki. Filią kierował pierwszy lagerführer łódzkiego obozu, sekretarz policji kryminalnej Hans Heinrich Fuge. Mieszkał w dworku należącym przed wojną do adwokata Adama Słomińskiego, wzorowanym na pałacyku Józefa Piłsudskiego w Sulejówku.

Ile dzieci zmarła w obozie?

Przez łódzki obóz przeszło od dwóch do trzech tysięcy więźniów. Tatiana Kozłowicz, historyk, kierowniczka Redakcji Obcojęzycznej Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, podawała, że w latach 1942–1945 przewinęło się przez niego około dwóch tysięcy więźniów, w tym czterystu z Łodzi.

Pomnik Pękniętego Serca poświęcony małym więźniom „obozu przy ul. Przemysłowej” w Łodzi (Piotr Matyja/CC BY-SA 3.0).
Pomnik Pękniętego Serca poświęcony małym więźniom „obozu przy ul. Przemysłowej” w Łodzi (Piotr Matyja/CC BY-SA 3.0).

Autorka publikacji naukowej Karny obóz pracy dla młodzieży w Łodzi korzystała z dokumentów niemieckich. Z zeznań Józefa Borkowskiego wynika, że było to od trzech do pięciu tysięcy dzieci. Jedna trzecia zmarła.

Według doktora Adama Sitarka z Centrum Badań Żydowskich Uniwersytetu Łódzkiego w obozie i tuż po wyjściu z niego zmarło sto trzydzieści sześć osób. Jak wyliczał pediatra doktor Leon Urbański, zatrudniony w obozie dopiero latem 1943 roku, tygodniowo umierało w nim jedno, dwoje dzieci.


Reklama


Zachowało się siedemdziesiąt sześć aktów zgonu. W większości sfałszowanych. Jak w przypadku Urszuli Kaczmarek, gdzie jako przyczynę zgonu wpisano atak serca.

Ale takich mistyfikacji było więcej. Zofia Gabzdyl zeznała, że w zawiadomieniu o śmierci jej dwunastoletniego brata Jana Kubicy jako przyczynę śmierci podano gruźlicę. „Brat nigdy nie chorował na gruźlicę” – zapewnia.

Artykuł stanowi fragment książki Błażeja Torańskiego pt. Kat Polskich dzieci (Prószyński i S-ka 2022).
Tekst stanowi przedmowę książki Błażeja Torańskiego pt. Kat Polskich dzieci (Prószyński i S-ka 2022).

Kazimierz Stefański twierdzi, że zastrzelono dwóch jego kolegów: Władysława Bombińskiego i Alojzego Magdansa. Z aktów zgonu wynikało, że pierwszy zmarł „na skutek wyczerpania”, drugi z powodu gruźlicy płuc. „To nie jest prawda” – nie zgadza się Stefański.

„W sprawozdaniu z października 1943 r. wykazano jeden zgon, a z zachowanych kart wynika, że zmarły 2 osoby. Nie można było przeprowadzić dokładnej analizy tego zagadnienia, bowiem brak jest wszystkich kart zgonów, a nadto brak jest danych co do tego, czy wszystkie zgony były rejestrowane” – z materiałów prokuratorskich w sprawie Eugenii Pol vel Genowefy Pohl.

Zniszczone dokumenty

Były więzień Jan Woszczyk szacuje, że tylko dziewczynek zmarło w obozie około stu: „Wiem o tym ze swoich obserwacji. Nawet cztery razy wywoziłem zmarłe dziewczynki z obozu na kirchol. (…) Zwłoki dziewczynek wynoszono do ciemnego aresztu, a stamtąd w papierze na cmentarz”.

W zdecydowanej większości dokumenty obozowe zostały zniszczone. W katowickim archiwum zachowały się jedynie te, które dotyczyły genezy tego miejsca. Trzeba zatem opierać się na wspomnieniach ludzi.

Mali więźniowie obozu przy Przemysłowej podczas pracy (materiały prasowe).
Mali więźniowie obozu przy Przemysłowej podczas pracy (materiały prasowe).

Rzezi niewiniątek dokonywano w Polen-Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt terrorem psychicznym i fizycznym, regularnym biciem, głodem i niewolniczą pracą. Ale tego piekła dzieci samą liczbą ofiar zmierzyć nie sposób. To oczywiste: gdy umiera jedno dziecko, umiera cały świat.

Osiemnastego stycznia 1945 roku w Łodzi było słychać wystrzały artylerii nadciągającej Armii Czerwonej. Wtedy z obozu bezpowrotnie wyjechała niemiecka załoga wraz z polskimi folksdojczami.

Przeczytaj również o tym jak wyglądały odwiedziny w niemieckim obozie koncentracyjnym dla dzieci? „Matki odchodziły załamane”


Reklama


Opowieść o okrutnej strażniczce w obozie dla dzieci

Autor
Błażej Torański

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.