Czy obowiązek dbania o higienę może grozić śmiercią? W wyjątkowych warunkach tak, i Jerzy Dynin przekonał się o tym na własnej skórze.
Jerzy Dynin przetrwał wojnę, przyjmując fałszywą tożsamość polskiego arystokraty o nazwisku „Dunin”. Już sam fakt ukrywania swojego żydowskiego pochodzenia przed Niemcami sprawiał, że na każdym kroku musiał mieć się na baczności.
Reklama
Ogromne niebezpieczeństwo stanowiła dla niego choćby… budowa publicznej łaźni. Tak wspomina ten etap w książce Aryjskie papiery:
Obowiązkowa higiena
Na rozkaz lekarza rejonowego, przy poparciu burmistrza, zaczęto budować łaźnię miejską. Po jej otwarciu każdy mieszkaniec był zobowiązany uczęszczać do niej.
Niebezpieczeństwo znowu zawisło nad nami i spokój odszedł całkowicie. Doktor Piaskowski uparł się, że musi przeprowadzić oględziny medyczne wszystkich mieszkańców, gdyż jakoby w miasteczku panują choroby weneryczne.
Znowu tradycja obrzezania przybliżała nas do śmierci. Budowa łaźni miała się ku końcowi i zbliżała się kolejna próba. Przetrwaliśmy tyle i teraz mieliśmy ulec? Postanowiliśmy walczyć. Robiliśmy tysiące planów.
Co robić?
Zima była w pełni i głęboki śnieg pokrył wszystko dookoła. Sytuacja zdawała się być beznadziejna. Rozważaliśmy następujące możliwości:1. Pójdziemy do łaźni i przejdziemy oględziny lekarskie. 2. Ucieknę. 3. Uciekniemy wszyscy troje.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Wizyta w kościele była dla nich prawdziwą męką. Bali się, że przez to ich sekret się wydaPierwsza oznaczałaby śmierć. Doktor Piaskowski, jako że i tak, w naszym mniemaniu, podejrzewał nas o żydostwo, zwróciłby specjalną uwagę na mój członek i doniósłby o tym Reinesowi. Zresztą w łaźni każdy bez trudu zauważyłby, że jestem obrzezany, gdyż było się tam nagim.
Przy drugiej możliwości Niemcy by uznali, że „uciekłem do bandytów”, to znaczy do partyzantów. I gdyby nawet mnie się udało i dotarłbym do partyzantów, to matkę i siostrę Niemcy by zabili. To było dla mnie nie do przyjęcia. Jedynie trzeci projekt dawał nam jakąś szansę ratunku.
Reklama
Trudności związane z ucieczką
Ale jak to zrealizować? Okręg partyzancki zaczynał się od wsi Koniszczowczyzna. Aby tam dotrzeć, należało przejść przez las, gdzie pracowałem.
Chociaż miałem znajomych chłopów w wioskach po drodze, lepiej byłoby ominąć ludzkie siedziby, pomyślałem. Dla wszystkich będzie od razu podejrzane, gdy ja, mama i siostrzyczka, ni stąd, ni zowąd, pójdziemy w kierunku lasu.
I najpóźniej po paru godzinach Niemcy będą o tym wiedzieć. Okrężna droga zaś prowadziła najpierw szosą do Nowogródka, następnie przez las. Trudność polegała na tym, że musielibyśmy przejść połowę Horodyszcza.
Ową ucieczkę należało rozpocząć przed wieczorem, po powrocie mamy z biura. Gdyby wszystko ułożyło się po naszej myśli, zaczęto by nas szukać dopiero następnego dnia, kiedy mama by nie przyszła do pracy.
Co wiedzą sąsiedzi?
Mogłoby się jednak zdarzyć, że wieczorem ktoś z Winogradowów, którzy mieszkali pod jednym dachem z nami, przyszedłby o coś się zapytać lub coś pożyczyć. To się dość często zdarzało, pomimo nie tak dobrych stosunków ze starą Winogradową, która okazała się wielką jędzą.
Reklama
Dobre na początku stosunki sąsiedzi utrzymywali z nami tylko z powodu wydobycia od nas pewnych pozwoleń. Ze starą Winogradową miałem również osobiście bardzo przykre przejście. Pewnego dnia chciała zabrać z naszego pokoju okiennice, twierdząc, że ukradłem je od niej.
A gdy jej na to nie pozwoliłem, krzyknęła na mnie „JUD”. W każdym razie musiałem udawać mocno obrażonego, mama zaś wyraziła swoje oburzenie przed Miszą, jej młodszym synem. Byłem parę dni tym przejęty i przestraszony. „Czy aby ta baba się czegoś domyślała?”.
Niechętne przygotowania
Wszystko razem nie czyniło ucieczki bardzo pociągającą. Iść w nieznane z moją mamą, słabą fizycznie kobietą, i małą, dziesięcioletnią siostrzyczką; iść w ubielone od śniegu lasy i pola! Najbardziej baliśmy się dojścia do tych lasów i pól. Wyjść z miasteczka niezauważonym przez nikogo było prawie niemożliwością.
A potem przyszły inne myśli: mamy tu tak dobrze, ciepło i jedzenia pod dostatkiem, musimy to wszystko porzucić?! Widzieliśmy już w myślach, jak Winogradowa zabiera z naszego pokoiku nasze rzeczy, które, chociaż nie miały żadnej materialnej wartości, były nam tak drogie, gdyż przeszły z nami tak wiele.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Polski Żyd tłumaczy, dlaczego cieszył się z wkroczenia Armii Czerwonej. Warto poznać jego słowaPostanowiliśmy nie dopuścić do tego. Zanim uciekniemy, spalimy nasze rzeczy. Zaczęliśmy od mniej wartościowych, zostawiając lepsze na spalenie w ostatniej chwili, przed ucieczką. Tak ciężko było się z nimi rozstać.
Część dobytku miałem schować w lesie. Poszedłem do lasu, szukając jakiejś dobrej kryjówki oraz najbezpieczniejszych i najkrótszych dróg. Znalazłem bardzo odpowiednią dużą dziuplę, a także najkrótszą drogę, którą zaznaczyłem niebieską kredką na drzewach.
Reklama
Niespodziewany ratunek
Tymczasem łaźnię już otworzyli, należało więc się spieszyć z ucieczką. Wyznaczyliśmy dzień. Było nam bardzo ciężko na duszy. Pocieszałem mamę, jak mogłem, a moją stanowczością dodawałem jej otuchy.
Porównywaliśmy nasze położenie w tej chwili z tym, co będzie z nami za niecały dzień w lesie. „Żeby to była wiosna, to w ogóle nie byłoby biedy”, rzekła mama, „a teraz to przecież zginiemy”. Odłożyliśmy ucieczkę o jeden dzień, potem o jeszcze jeden.
Trzeciego dnia niespodziewanie łaźnia się spaliła. Batalion Sieglinga postanowił łaźnię odbudować już tylko dla siebie, a nie dla cywilów. Była w tym jakby ręka Boga.
Piaskowski nadal jednak nalegał na konieczność ogólnego przeglądu lekarskiego. Sądziliśmy, że to może tylko ze względu na mnie, ponieważ chce nas zdemaskować.
Reklama
Decyzja burmistrza
Mama uczyniła bardzo odważny krok. Podeszła przy okazji do burmistrza i powiedziała mu: „Jeszcze do tej pory w żadnym kraju nie praktykowano tego, aby ludność całego miasteczka przechodziła ogląd medyczny, aby stwierdzić, czy jest zdrowa, czy chora na choroby dyskretne (weneryczne)”.
Zasugerowała, że to będzie ośmieszenie burmistrza. Burmistrz wziął jej słowa pod uwagę i więcej nie mówiono o takich powszechnych badaniach. Oczywiście, że poczuliśmy się nieco lepiej, lecz byliśmy bardzo przygnębieni przeżyciami ostatnich czasów.
Pełną historię Jerzego Dynina i jego rodziny poznasz sięgając po książkę Aryjskie papiery – niezwykłą relację z czasów wojny.
Polecamy
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Jerzego Dynina Aryjskie papiery, wydanej nakładem wydawnictwa Prószyński Media (2019). Książkę znajdziesz w atrakcyjnej cenie na stronie Empiku.
Tytuł, lead, śródtytuły i teksty w nawiasach kwadratowych pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.
Ilustracja tytułowa: Patrol niemieckiej policji przeszukuje dom zamieszkały przez Żydów. Zdjęcie poglądowe z 1941 roku (domena publiczna).