W lipcu 1964 roku z jeziora Czarnego, położonego tuż przy czechosłowacko-niemieckiej granicy, wydobyto cztery metolowe skrzynie, rzekomo wypełnione cennymi nazistowskimi dokumentami. Według informacji przekazanych później mediom mieli je tam zatopić pod koniec wojny Niemcy. Tak naprawdę był to jednak element najbardziej sensacyjnej akcji dezinformacyjnej zimnej wojny. Za całą mistyfikacją stały komunistyczne służby: czechosłowacka StB oraz sowieckie KGB.
Późną zimą 1963 roku świat był wręcz zahipnotyzowany polowaniem na mityczne złoto nazistów, rzekomo znajdujące się na dnie alpejskiego jeziora w austriackiej prowincji Styria.
Reklama
Jeziora Czarcie i Czarne
Ostatecznie w głębinach jeziora Toplitz nie odnaleziono złota, za to wyłowiono inne skarby: dwanaście skrzyń pełnych podrobionych przez nazistów funtów brytyjskich, dwie skrzynie płyt drukarskich służących do ich fałszowania oraz całą kolekcję sfałszowanych pieczątek, a także pomysł na od-ważną operację.
W połowie drogi między Monachium i Pragą, niemal na granicy między Wschodem i Zachodem, ukryte w leśnej gęstwinie, sąsiadują ze sobą dwa jeziora: Czarcie i Czarne. Ich strome brzegi porasta sosnowy las. Już same nazwy sugerują związek obu jezior z lokalnymi ludowymi podaniami. Do dawnych legend dołączyły tymczasem nowe.
Podczas wojny w pobliżu wypalonej chałupy z widokiem na jezioro Czarne stacjonowały jednostki Wehrmachtu oraz SS, a lokalne plotki głosiły, że owe zbiorniki wodne kryją jakąś mroczną tajemnicę. W kwietniu 1964 roku czechosłowaccy producenci programu telewizyjnego Ciekawa kamera, zaintrygowani głośnymi poszukiwaniami nazistowskiego złota w jeziorze Teplitz, postanowili nakręcić film dokumentalny, aby odkryć sekrety owych dwóch tajemniczych czeskich jezior.
Potrzebowali jednak zgody władz, więc Ministerstwo Spraw Wewnętrznych uczestniczyło w owej przygodzie niemal od samego początku, a co za tym idzie, był przy tym także [odpowiadający za dezinformację] Wydział 8. [Zastępca naczelnika Wydziału 8 Ladislav] Bittman, nurek sportowy, wziął udział w badaniu głębokiej, luźnej warstwy mułu na dnie jeziora – ekipa filmowa oczywiście nie miała pojęcia, że zaprzyjaźniony urzędnik MSW para się brudnymi sztuczkami.
Plan Bittmana
Już wstępne badania wzbudziły duże zainteresowanie opinii publicznej. Zdjęcia zostały jednak szybko przesunięte na koniec maja. 3 maja 1964 roku, zaledwie dwa dni po poszukiwaniach, Bittman napisał notatkę, w której przedstawił pomysł na najbardziej sensacyjną operację dezinformacyjną w całej zimnej wojnie: operację „Neptun”.
Już podczas pierwszego zejścia pod wodę Bittman, dokonał, jak sam napisał, „ważnego odkrycia” w Jeziorze Czarnym, a mianowicie znalazł zalutowaną metalową skrzynię, która utknęła w mule na głębokości 12 metrów. Zasugerował, że jego jednostka dezinformacyjna mogłaby wykorzystać nadany poszukiwaniom rozgłos i po prostu dodać kilka skrzyń do tej, która już tkwi na dnie jeziora.
Reklama
W owych podrzuconych skrzyniach miałyby się znaleźć autentyczne nazistowskie dokumenty wraz z „dwoma lub trzema podróbkami” pozwalającymi skompromitować kilku najwyższych rangą urzędników w Niemczech Zachodnich. Bittman przekonywał, że dramatyczna scenografia tajemniczego czeskiego jeziora, jak sugerował to pełen zarys projektu przedstawiony dwa dni później, zwiększyłaby skuteczność operacji: „Romantyzm wiążący się z jeziorami Czarnym i Czarcim oraz sposób, w jaki owe materiały zostaną odkryte, będą atrakcyjne dla szerokiego grona odbiorców, zwłaszcza na Zachodzie” – zapewniał.
Wydział 8 dodał, że władze przez cały czas będą miały nad wszystkim pełną kontrolę, ponieważ StB przejmie zatopione materiały natychmiast po ich wydobyciu przez ekipę telewizyjną, podobnie jak zrobili to Austriacy nad jeziorem Toplitz, zanim jeszcze dziennikarze zdążą do nich zajrzeć. Minister spraw wewnętrznych szybko zatwierdził plan i Wydział 8 pośpiesznie rozpoczął własne podwodne prace w jeziorze Czarnym – nie w celu odnalezienia skarbu, lecz jego podrzucenia.
Cele operacji
W nocy z 19 na 20 maja 1964 roku z Pragi wyjechała oliwkowa radziecka ciężarówka GAZ i podążyła w stronę czeskiego lasu. GAZ wiózł cztery skrzynie z oznaczeniami Wehrmachtu, każda o wadze około 75 kilogramów, załadowane papierami, a także sprzęt do nurkowania i gumowy ponton wojskowy. Za GAZ-em jechał cywilny samochód osobowy z czterema pasażerami: szefem Pierwszego Zarządu StB Josefem Houską, naczelnikiem Wydziału 8 Jiřím Stejskalem, doradcą KGB ds. środków aktywnych przydzielonym do StB o nazwisku Szudenko, a także samym Bittmanem (…).
W pewnym momencie owej długiej nocnej podróży Bittman spojrzał na swojego szefa, Houskę, który wydawał się zmartwiony – Bittman wiedział, że jeżeli operacja zakończy się fiaskiem, kariery całej czwórki się skończą.
Reklama
Operacja miała kilka celów: po pierwsze, miała przypomnieć Światu, a zwłaszcza Niemcom w RFN, o nazistowskich zbrodniach wojennych. 8 maja 1965 roku minęła 20. rocznica kapitulacji III Rzeszy i zgodnie z zachodnioniemieckim kodeksem karnym odpowiedzialność za zbrodnie popełnione podczas wojny uległa tego dnia przedawnieniu . Wydział 8 obawiał się, że w tych okolicznościach zarówno autentyczne, jak i fałszywe oskarżenia o zbrodnie wojenne mogą po części stracić swoje znaczenie.
Drugim celem było „wspieranie antyniemieckich tendencji na Zachodzie”. Wreszcie chciano wprowadzić w błąd BND, zachodnioniemiecką służbę wywiadowczą; czechosłowacka telewizja miała „odkryć” dokumenty zawierające listę niemieckich informatorów z czasów wojny, z których wielu, jak zakładała StB, pracowało obecnie dla BND. Jeżeli tak by było, to taki wyciek informacji mógł spowodować zamrożenie środków dla BND.
Skąd wziąć nazistowskie dokumenty?
StB starannie zaplanowała większą część operacji, począwszy od pobrania próbek wody z jeziora, które poddano analizie chemicznej, próbek zbutwiałego drewna, przez zakup nowego sprzętu do nurkowania wyposażonego w głębokościomierze i tabele kompresji, określenie procedur bezpieczeństwa podczas nurkowania, zaznaczenie właściwego miejsca na dnie jeziora, zapewnienie odpowiedniego stopnia skorodowania metalowych skrzyń, po skrupulatne określenie harmonogramu działań i procedur.
Jednak plan Bittmana napotkał na nieoczekiwany problem. Dokumenty historyczne okazały się zaskakująco trudne do znalezienia. Musiały bowiem spełniać dwa kryteria: mieć wartość dla prasy, najlepiej sensacyjną, zaś ich treść powinna być znana historykom i szerszemu audytorium. Grupa funkcjonariuszy Wydziału 8 gorączkowo przeszukiwała czechosłowackie archiwa, starając się nie korzystać z pomocy prawdziwych archiwistów, jednak bezskutecznie.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Ostatecznie Bittman skonsultował się z doradcami KGB w StB, których poprosił o pomoc. Wkrótce potem przyszła z Moskwy odpowiedź wraz z ofertą dostarczenia do Pragi wystarczającej liczby dokumentów, jednak dostawa miała trochę potrwać.
Podrzucenie skrzyń
Wydział 8 postanowił w tym czasie kontynuować przygotowania do operacji. Czescy agenci wypełnili cztery metalowe skrzynie czystymi kartkami, odpowiednio przygotowali ich powierzchnię, zalutowali, przymocowali ciężarki i załadowali na pakę GAZ-a. Grupa trzech samochodów wyjechała z Pragi, o północy znalazła się na posterunku straży granicznej i wreszcie o drugiej nad ranem dotarła do Jeziora Czarnego. Następnie zsunięto na spokojną powierzchnię wody ponton. Bittman i drugi nurek sprawdzili swój sprzęt – założyli kombinezony, maski, płetwy i akwalungi, po czym około trzeciej nad ranem zdjęli skrzynie i skoczyli do zimnej, czystej wody.
Reklama
Widoczność w wodzie wynosiła około 20 metrów. Po drodze, na głębokości około 5 metrów, partner Bittmana stracił jedną płetwę marki Bonito Super Fins. Nieco zaniepokojeni zgubą kontynuowali schodzenie. Świecąc podwodną latarką, szybko odnaleźli na dnie jeziora wybrane wcześniej miejsce, gdzie warstwa mułu nie była zbyt gruba. Bittman umieścił tam skrzynie i przykrył je nieco błotem, aby wszystko wyglądało tak, jakby spoczywały tam od niemal dwudziestu lat. W drodze na powierzchnię Bittman dostrzegł zgubioną płetwę i zabrał ją ze sobą. O piątej rano spakowali sprzęt i odjechali.
„Szybka, improwizowana praca”
Następnie przyszedł dzień odkrycia. Ekipa telewizyjna rozpoczęła poszukiwania od Jeziora Czarciego, położonego dwa kilometry na południe od Jeziora Czarnego. Ku zaskoczeniu StB zespół poszukiwawczy znalazł na dnie materiały wybuchowe. Zostały one zdetonowane z wielkim hukiem na pobliskiej łące. Gdy po eksplozji rozwiała się wielka chmura dymu, w ziemi powstał krater głębokości kilku metrów.
Nieoczekiwana przygoda z materiałami wybuchowymi tylko uwiarygodniła plan Wydział 8. W końcu, po niemal tygodniu poszukiwań w Jeziorze Czarnym, nurkowie odnaleźli zatopione skrzynie. Tymczasem Wydział 8 nadal czekał na dostarczenie dokumentów z Moskwy.
Tymczasem zabroniono postronnym osobom dostępu do Jeziora Czarnego. Fotografowie zrobili zdjęcia wydobytych skrzyń. Kolumna samochodów natychmiast przetransportowała je do Pragi, gdzie przekazano je technikom, którzy sprawdzili, czy ich otwarcie nie spowoduje jakieś eksplozji, a następnie je otworzyli.
Technicy nie byli wtajemniczeni w przeprowadzaną operację i sporządzili szczegółową notatkę, w której ocenili, że sposób przechowywania dokumentów wskazywał na „szybką, improwizowaną pracę” wykonaną przez kogoś, kto nie dysponował zbyt dużym zapleczem technicznym, a co odpowiada warunkom typowym dla „wycofującej się w nieładzie armii”.
Inżynierowie przekazali dokumenty, nie otwierając znajdujących się wewnątrz kopert. 16 lipca, za pośrednictwem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, Wydział 8 opublikował komunikat:
Reklama
Odnalezione w Jeziorze Czarcim materiały wybuchowe zostały unieszkodliwione w pobliżu miejscowości Železná Ruda. Skrzynie z Jeziora Czarnego zostały przewiezione do Pragi.
Po szczegółowym badaniu technicznym ustalono, że skrzynie nie zawierały materiałów wybuchowych, po czym zostały otwarte. W skrzyniach znajdowały się zapieczętowane metalowe pudełka zawierające nazistowskie dokumenty z czasów drugiej wojny światowej. Dokumenty zostały przekazane grupie ekspertów.
30 000 stron materiałów od Sowietów
Tak narodziła się legenda Jeziora Czarnego. Już następnego dnia historia sensacyjnego odkrycia została podana do wiadomości publicznej przez Associated Press i kilka dużych europejskich gazet, przy czym dodano, że w pobliżu owego odległego jeziora stacjonowała tajna jednostka Luftwaffe. Słynny łowca nazistów Szymon Wiesenthal, szef centrum dokumentacji Holokaustu w Wiedniu, podejrzewał (jak się później okazało – słusznie), że odnalezione w jeziorze dokumenty mogły należeć do RSHA Heinricha Himmlera, tajnej służby bezpieczeństwa SS.
Reklama
Jednak StB ciągle nie wiedziała, jakie to tajemnice zostaną ujawnione, ponieważ z Moskwy nadal nie nadeszły obiecane przez KGB dokumenty. Minęły niemal dwa miesiące od „odkrycia” i MSW nie mogło dłużej czekać. Ostatecznie pod koniec sierpnia zapowiedziano, że oczekiwana niecierpliwie międzynarodowa konferencja prasowa odbędzie się 15 września.
StB, a zwłaszcza funkcjonariusze od dezinformacji, zaczęła się niepokoić. Wreszcie, pięć dni przed zapowiedzianą konferencją prasową, do Pragi dotarł oficer dezinformacji z Moskwy, przywożąc kilka worków pełnych nazistowskich dokumentów – łącznie niemal 30 000 stron.
Skandale z czasów wojny
Starannie dobrani analitycy wywiadu przejrzeli dokumenty w poszukiwaniu treści, które mogliby wykorzystać operacyjnie. Praski Wydział 8 podejrzewał przy tym, że moskiewski Zarząd A mógł sfałszować część dokumentów, a nawet wszystkie, choć Rosjanie zapewniali, że były one autentyczne.
Niektóre dokumenty miały na marginesach odręczne adnotacje napisane cyrylicą, co dyskwalifikowało ich wykorzystanie w operacji, ponieważ żaden Niemiec nie zapisywałby swoich uwag cyrylicą. Niemniej właśnie te odręczne uwagi na dokumentach po rosyjsku przekonały czechosłowackich analityków o ich autentyczności.
Reklama
Najbardziej sensacyjne dokumenty ujawniały nowe szczegóły dotyczące skandali z czasów wojny. Były tam materiały na temat komisji historycznej SS badającej nieudany pucz w Austrii w 1934 roku oraz niemieckich operacji wywiadowczych w sprzymierzonych wówczas Włoszech wraz z raportami agentów SS szpiegujących włoskich przywódców faszystowskich. Sami Czesi także podrzucili kilka nazistowskich dokumentów, w szczególności na temat przymusowej deportacji 300 000 Żydów z Protektoratu Czech i Moraw.
15 września praskie MSW przeprowadziło długo oczekiwaną konferencję prasową. Minister przez godzinę przedstawiał sensacyjne detale. Czechosłowackie służby dyplomatyczne, chcąc oczernić Niemcy Zachodnie, poufnie przekazały dokumenty o nazistowskich prześladowaniach ambasadom USA, Wielkiej Brytanii, Francji oraz Danii, a także ośrodkom kultury żydowskiej. Czesi udostępnili także niektóre materiały Centrum Dokumentacji Szymona Wiesenthala, co pomogło w nadaniu im międzynarodowego rozgłosu.
Co udało się odciągnąć?
Prasa francuska skoncentrowała się głównie na dowodach zbrodni wojennych. Z kolei prasa włoska najbardziej zainteresowana była niemieckimi szpiegami w otoczeniu Mussoliniego. Badacze austriaccy opublikowali kilka dokumentów związanych z Anschlussem. „Los Angeles Times”, publikując jako jeden z nielicznych ową opowieść w Stanach Zjednoczonych, wspomniał tylko, że nie odnaleziono złota nazistów.
StB wkrótce doszła do wniosku, że mistyfikacja ze znaleziskiem w jeziorze okazała się spektakularnym sukcesem. Przeprowadzona w marcu 1964 roku operacja „Neptun” wygenerowała ponad dwadzieścia „podśrodków”, jak raportował Houska w samochwalczej notatce do ministra spraw wewnętrznych. StB starannie śledziło relacje prasowe, odnotowując dwadzieścia pięć komunikatów we Włoszech, osiemnaście w Niemczech Zachodnich i siedem w Austrii, a także zainteresowanie prasy brytyjskiej, francuskiej, belgijskiej, szwajcarskiej, latynoamerykańskiej, afrykańskiej i w Stanach Zjednoczonych.
Houska zapewniał, że zostały osiągnięte wszystkie trzy cele: zachodnioniemiecki parlament przedłużył okres przedawnienia zbrodni wojennych, gdyż ugiął się pod „powszechną presją opinii publicznej, którą wywołaliśmy dzięki akcji «Neptun»” . Po drugie, główny szpieg podkreślał: „udało się nam sprowokować i wesprzeć tendencje oraz nastroje niechętne Republice Federalnej Niemiec, zwłaszcza w Austrii, Włoszech, Holandii, Belgii, Francji i Wielkiej Brytanii”.
I wreszcie, można założyć, że StB „nieco zakłóciło” działania wywiadu zachodnioniemieckiego. Wydawało się, że KGB zgadza się z tą oceną. Kilka miesięcy później sam dyrektor Pierwszego Zarządu Głównego KGB napisał do Houski, chwaląc zastosowany środek: „Realizacja akcji «Neptun» w naszym mniemaniu miała znaczący skutek polityczny”, można przeczytać w tajnej notatce od Aleksandra Sacharowskiego.
Wcale nie taki wielki sukces?
Nie udało się jednak uzyskać niezbitych dowodów na potwierdzenie wniosków o zapierającym dech w piersiach sukcesie. W marcu 1965 roku Bundestag rzeczywiście przedłużył okres przedawnienia zbrodni wojennych. Niemniej buńczuczne oświadczenia Houski, że było to bezpośrednim skutkiem operacji „Neptun”, są zdecydowanie przesadzone. Pogodzenie się Niemiec ze swoją mroczną przeszłością było olbrzymim, trwającym kilkadziesiąt lat procesem definiującym tożsamość, który wówczas był jeszcze w toku.
Dowiedzenie jakiegokolwiek wpływu przyczynowego na wizerunek Niemiec na Zachodzie pozostaje równie trudne, nawet jeżeli spojrzeć na to już po fakcie – łatwiej było dostrzec koszty operacji „Neptun”, przynajmniej z perspektywy czasu. W samym Ministerstwie Spraw Wewnętrznych tylko nieliczne grono osób uczestniczyło w operacji.
Reklama
Znaczna część rządu, oficjalna agencja prasowa oraz opinia publiczna, ale także szeroko rozumiany blok wschodni podlegały dezinformacji w jeszcze większym stopniu niż przeciwnik. Co gorsze, StB nie mogło wykluczyć, że także oni sami zostali ograni. Bittman przyznał: „Przynajmniej teoretycznie istnieje możliwość, że część materiału została sfałszowana przez radzieckich specjalistów”.
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Tomasa Rida pt. Wojna informacyjna. Jej polskie tłumaczenie ukazało się w 2022 roku nakładem wydawnictwa Bellona.
Tajna historia dezinformacji i wojny politycznej
Tytuł, lead, śródtytuły i teksty w nawiasach kwadratowych pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów i skrócony.