Już w trzeciej dekadzie swojego istnienia zakon krzyżacki stanął przed szansą stworzenia terytorialnego władztwa na terenie Europy. W 1211 roku otrzymał bogatą donację od króla Węgier Andrzeja II na terenie należącej ówcześnie do tego państwa Transylwanii, którą zaczęto potem zwać Siedmiogrodem. To tam, a nie w Prusach i na Pomorzu, zaczęło się rodzić pierwsze państwo krzyżackie.
Była to ziemia Borsa (prowincja Burzenland; okolice dzisiejszego Braszowa) obejmująca teren ponad tysiąca kilometrów kwadratowych. Krzyżacy otrzymali ją w charakterze beneficjum bez przyznania niezawisłości terytorialnej.
Reklama
W zamian, zwolnieni od podatków i danin oraz obdarowani wieloma innymi przywilejami, w tym prawem sądu, mieli przyjąć na siebie obowiązek zabezpieczenia południowo-wschodnich granic królestwa przed najazdami koczowniczych plemion Połowców. Nie potrafili sobie z nimi poradzić lennicy monarchy, który planował udział w wyprawie krzyżowej do Ziemi Świętej.
Dlaczego Andrzej II wybrał Krzyżaków?
Na wyborze mało znanych jeszcze podówczas Krzyżaków, nie zaś templariuszy bądź joannitów, dysponujących nieporównanie większymi możliwościami militarnymi i doświadczonych w zwalczaniu pogan, zaważyły związki rodzinne Andrzeja II; jego żona Gertruda pochodziła z niemieckiego rodu von Andechs.
Nie mniej istotne były bliskie kontakty z landgrafami Turyngii; córka węgierskiego monarchy, Elżbieta, miała zostać żoną landgrafa Ludwika IV, jednego z opiekunów zakonu. Jego ojcem był Herman z Turyngii, suweren rodziny Salza; niewykluczone, że mistrz krzyżacki nosił imię właśnie na cześć księcia.
Zawierając umowę, która była nie dość jasno sprecyzowana, obfitowała w niedopowiedzenia i stwarzała możliwości interpretacyjne, każda ze stron zupełnie inaczej widziała jej ostateczny cel.
Reklama
Rozbieżne wyobrażenia
Węgierski władca wyobrażał sobie, iż Krzyżaków zadowoli możliwość zasłużenia się Bogu w walkach przeciwko stepowym poganom i sowita zapłata za wykonane usługi, a później — rola zdyscyplinowanych wasali, działających jedynie w ramach wyznaczonych przez suzerena (suwerena). Krzyżacy od samego początku mieli jednak zdecydowanie inne plany.
Rycerze z czarnymi krzyżami na białych płaszczach złamali przyjęte ustalenia i z pożądanych gości szybko stali się niebezpiecznymi intruzami usiłującymi wykroić dla siebie odrębne władztwo terytorialne, i wyłączyć je spod podległości węgierskiego króla.
Podczas gdy on szykował się do krucjaty, a następnie przez dwa lata wojował, Krzyżacy energicznie utwierdzali swoją pozycję w przekazanej im w zarząd domenie. Nie ograniczyli się bynajmniej do samej walki z koczownikami.
Z Rzeszy przybywali chłopi, z każdym rokiem coraz liczniejsi, a dziki dotąd kraj zaczął się szybko zaludniać. Osłonę dawały ludności niewielkie gródki wzniesione przy wykorzystaniu najprostszych materiałów: ziemi i drewna.
Reklama
Obok nich powstało również pięć kamiennych warowni, stanowiących zarówno obronę przed koczownikami, jak i bazę dla ekspansji na kontrolowane przez nich terytoria. Ich nazwy: Kronstadt, Marienburg, Kreuzburg, Schwarzenburg, Rosenau mieli później nadać Krzyżacy zamkom wzniesionym w Prusach.
Połowcy, którzy przez dziesięciolecia siali zamęt na rubieżach królestwa, zostali od nich odepchnięci i sami musieli przejść do defensywy w obliczu coraz liczniejszych wypraw Krzyżaków, mających chrapkę na aneksję terenów w dole doliny Dunaju.
Słuszne obawy węgierskich elit
Żelazna konsekwencja, z jaką mnisi zabrali się do poskramiania koczowników, oraz ich błyskawiczne sukcesy zaniepokoiły węgierską szlachtę. Nagle okazało się jakimi możliwościami dysponuje niewielki liczebnie, ale doskonale zorganizowany zakon rycerski.
Ważną rolę odegrał oczywiście element zawiści i zazdrości; miejscowym wielmożom, w przeciwieństwie do Krzyżaków, nie udało się poskromić stepowego wroga. Ale nie tylko to i zapewne nie w największym stopniu wpłynęło na stosunek węgierskich możnych wobec Krzyżaków.
Zakonnicy nie zamierzali dzielić się z nimi zdobyczami z wypraw ani respektować uprawnień miejscowego biskupa. Najwyraźniej tworzyli własne autonomiczne władztwo, a tempo ich sukcesów na każdym musiało robić wrażenie. W oczach wielu wysoko postawionych Węgrów już nie Połowcy, ale Krzyżacy zaczęli stanowić problem dla ich królestwa.
Możni uznali, że ich monarcha popełnił poważny błąd, ściągając Krzyżaków nad Dunaj. Kiedy rozczarowany przebiegiem krucjaty i doznanymi stratami Andrzej II powrócił na Węgry, zasypały go skargi na Krzyżaków.
Reklama
Sięgano w nich zarówno po fakty, jak i zmyślone historie, byle tylko zaszkodzić mnichom i przedstawić ich w możliwie niekorzystnym świetle. Król początkowo nie chciał wierzyć w stawiane zarzuty i gotów był pozostawić Krzyżaków na zajmowanych przez nich ziemiach.
Nowy układ sił
Wydawało się, że mimo wszystko będą mogli liczyć na jego wsparcie i ochronę. Jednak po długiej nieobecności w kraju pozycja władcy wobec możnych osłabła do tego stopnia, że w 1222 roku musiał się zgodzić na obdarowanie ich licznymi przywilejami zapisanymi w tzw. Złotej Bulli.
Była ona odpowiednikiem Magna Charta Libertatum, dokumentu, który zaledwie siedem lat wcześniej brat Ryszarda I Lwie Serce, Jan bez Ziemi, wystawił angielskiej szlachcie. Andrzej II, jakby chcąc powetować sobie wspomniane ustępstwo wobec poddanych, twardo opierał się przed kolejnymi.
Sytuacja coraz bardziej się zaogniała, gdyż po stronie możnych stanął następca tronu, książę Bela. Im naciski były większe, tym mocniej król trwał w oporze. Nie tylko odmówił cofnięcia donacji na rzecz Krzyżaków, ale wydał statut rozszerzający ich uprawnienia i zawierający nowe nadania.
Reklama
Krzyżacy otrzymali kopalnie soli i ziemię wołoską do Dunaju. Wśród przywilejów znalazło się także prawo do wznoszenia zamków z kamienia. Jednak Krzyżacy, co pokazać miała bliska przyszłość, nie otrzymali już dość czasu aby z niego skorzystać.
Wielki błąd wielkiego mistrza
Jest pewne, że mocno i skutecznie wstawiali się za Krzyżakami królewski zięć Ludwik i jego żona. Wydaje się, że mnisi powinni na tym wsparciu poprzestać i starać się załagodzić stosunki z możnymi. Jednak Hermann von Salza zwrócił się o dodatkowe wsparcie do papieża. I to był wielki błąd.
Zasiadający od 1216 roku na Stolicy Piotrowej Honoriusz III, podobnie jak jego poprzednicy nie gardzący żadną okazją do wzmocnienia znaczenia i potęgi Państwa Kościelnego, wiosną 1224 roku wydał bullę i objął ziemie zajmowane przez Krzyżaków protektoratem, co w praktyce oznaczało, iż stają się one jego lennem. Zewnętrznym tego wyrazem było nałożenie na nie symbolicznego czynszu w wysokości 2 grzywien.
Przewrotność Krzyżaków i arogancja papieża, samowolnie dysponującego węgierskimi ziemiami, otrzeźwiły króla. Wreszcie dostrzegł to, na co bezskutecznie usiłowali otworzyć mu oczy możni.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Andrzej II zadziałał szybko i zdecydowanie. Zażądał, aby mnisi bez zwłoki opuścili jego królestwo, i jednocześnie wkroczył do ziemi Borsa z licznymi oddziałami. Zdobył jeden z zamków (pisze się o Kreuzburgu) i zażądał zwrotu niesłusznie pobranych przez Krzyżaków podatków.
Na nic zdały się papieskie wyjaśnienia, że w rzeczywistości chodziło jedynie o protekcję nad zakonem, ani pełne pokory i tłumaczeń listy słane do Andrzeja II przez wielkiego mistrza oraz innych krzyżackich dostojników. Podobnie nieskuteczne były próby zignorowania królewskiej woli.
Reklama
Sytuacja bez wyjścia
Kiedy Bela, upoważniony przez ojca, zaczął gromadzić oddziały, mnisi zrozumieli, że dalsze przeciwstawianie się węgierskiemu władcy może zakończyć się dla nich krwawą łaźnią i zostaną potraktowani tak, jak oni sami zwykli traktować swoich wrogów. Porównanie sił wypadało dla nich dalece niekorzystnie i o skutecznym oporze nie mogło być mowy.
Pozostawało albo zginąć w nierównej walce, albo pogodzić się z losem i zrezygnować nie tylko z ambitnych planów, ale również z materialnych efektów podjętych przez siebie działań. W poczuciu doznanej krzywdy, gryząc z wściekłości wargi i przeklinając Węgrów oraz ich władcę, mnisi w białych płaszczach wraz ze sługami i dobytkiem, nie ryzykując walki, zaczęli opuszczać ziemię Borsa i pobliskie terytoria.
W gniewie wyburzyli częściowo niektóre z warowni. W liczbie tych, które się zachowały, był niewielki drewniany zamek Dietrichstein w Branie, który został zniszczony kilkanaście lat później podczas wielkiego najazdu Mongołów.
W tym samym miejscu — lesiste wzgórze panowało nad szlakiem wiodącym z Transylwanii na Wołoszczyznę — w końcu następnego wieku powstał kamienny zamek, którego panem po następnych kilkudziesięciu latach miał zostać osławiony hospodar Wład Palownik, pierwowzór literackiego Draculi.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Sławomira Leśniewskiego pt. Krzyżacy. Czarno-biała legenda (Wydawnictwo Literackie 2022).
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.