Nieludzki system obozów koncentracyjnych zaczął powstawać natychmiast po tym, jak partia nazistowska ugruntowała swoją władzę na skutek sfałszowanych wyborów z marca 1933 roku. Natychmiast też zaczęto sięgać w nim po terror, tortury i perfidną przemoc. Świat nie mógł spodziewać się tego, co dopiero nadejdzie. Ale istnienie obozów i horror, jaki sprawiano ich więźniom, nigdy nie były też tajemnicą dla zagranicznych mediów oraz polityków.
Wiosną 1933 roku w Niemczech istniał jeden obóz koncentracyjny – w Dachau pod Monachium. Dwa lata później takich placówek było już siedem: Columbia-Haus w Berlinie, Dachau, Esterwegen, Fehlsbüttel, Lichtenburg, Oranienburg i Sachsenburg. Przetrzymywano w nich łącznie 10 000 więźniów.
Reklama
Do obozów początkowo kierowano przede wszystkim przeciwników politycznych nowego reżimu, a więc komunistów, socjalistów, działaczy związków zawodowych.
Za linie zasieków i do ponurych baraków trafiali także członkowie grup i społeczności, dla których w opinii nazistów nie było miejsca w Niemczech. We wczesnych latach represje w szczególnym stopniu dotykały między innymi Świadków Jehowy, Romów czy osoby homoseksualne. Od roku 1938 lawinowo rosła też liczba żydowskich więźniów obozów.
„Dobroczynne instytucje”. Fakty i propaganda
Jeszcze przed wybuchem drugiej wojny światowej w niemieckich obozach wprowadzono niesławne pasiaki, strażnicy otrzymali zaś umundurowanie z emblematem w formie trupiej główki. Władze rozmyślnie rozwijały i organizowały system nieludzkich tortur: poczynając od chłosty i pozbawiania więźniów snu, a kończąc na oficjalnych lub doraźnych egzekucjach.
Państwowa i partyjna propaganda przekonywała, że obozy stanowią „dobroczynne” instytucje służące reedukacji. Za ich sprawą „terroryści” mieli stawać się na powrót wartościowymi członkami społeczeństwa. Naziści nie byli jednak w stanie przekonać do takiej wizji ani ogółu ludności kraju ani wszystkich zagranicznych obserwatorów.
Reklama
Pierwsze doniesienia o systemie terroru
Wiadomości o obozach przenosili za granicę przede wszystkim emigranci polityczni. Ludzie, którym udało się wyrwać spod brunatnej władzy, ale którzy wciąż mieli kontakty w ojczyźnie i dla których sprawą najwyższej wagi było poinformowanie świata o bestialstwach dyktatury.
Jak wylicza Nikolaus Wachsmann na kartach książki KL. A History of the Nazi Concentration Camps, publikacje naświetlające temat mnożyły się między innymi w Szwajcarii, we Francji czy w Czechosłowacji.
W tym ostatnim kraju, konkretnie w Pradze, reaktywowano wpływowy tygodnik Die Weltbühne, związany z ruchem socjalistycznym. Redaktor naczelny pisma, Carl von Ossietzky, nie zdołał opuścić Niemiec, aresztowano go i zesłano do obozu koncentracyjnego Esterwegen. W niewoli spędził pięć lat, umarł na gruźlicę w szpitalu więziennym. Jego koledzy nie ustawali jednak w staraniach, by ujawnić prawdę o obozach.
„Najgorszy akt despotyzmu”
“Pisma działające na wygnaniu skupiały swoją uwagę na najbardziej niesławnych obozach, jak Dachau, Börgermoor, Oranienburg, czy Sonnenburg” – pisze Nikolaus Wachsmann. – „Jednocześnie lewicowe partie, kontynuujące działalność poza granicami Niemiec, opłacały publikację zeznań świadków nazistowskiego terroru”.
Reklama
Ze szczególnym oddźwiękiem spotkało się wydanie w Paryżu latem 1933 roku tak zwanej „Brązowej Książki”. Druk, następnie chętnie powielany i tłumaczony na kolejne języki, nazywał sieć obozów wprost „najgorszym aktem despotyzmu hitlerowskich władz”. Na trzydziestu stronach wyliczano w nim konkretne zbrodnie i tortury.
„Przez kilka dni nie był w stanie się podnieść”
Raporty szybko wyszły poza kręgi emigrantów. Podchwytywały je także zagraniczne media, odnosili się do nich politycy, interesowała się nimi opinia publiczna.
Na kartach KL. A History of the Nazi Concentration Camps można wyczytać, że na przykład w październiku 1933 roku „Manchester Guardian” przytoczył za prasą z Zagłębia Saary historię Friedricha Eberta, który „był uderzany kolbami karabinów tak długo, aż jego twarz zamieniła się w krwawą miazgę”, a także Ernsta Heilmanna, którego „pobito tak dotkliwie, że przez kilka dni nie był w stanie się podnieść”.
Setki relacji i odpowiedź brunatnego reżimu
Łącznie tylko w roku 1933, a więc w pierwszym roku działalności obozów, za granicą opublikowano kilkaset artykułów na ich temat. Relacje o „szokujących ekscesach” trafiały nie tylko na łamy pism z Francji czy Anglii, ale także Stanów Zjednoczonych, na przykład do „Chicago Daily Tribune”.
Reklama
Władze nazistowskie zaprzeczały wszelkim doniesieniom, a nawet zastraszały byłych więźniów, wymuszając na nich, by publicznie opowiadali o tym, jak dobrze ich traktowano oraz karmiono.
Wielka kampania propagandowa nie pozostała bez skutku. Jak podkreśla Nikolaus Wachsmann wielu zagranicznych dziennikarzy dawało się przekonać, że opowieści o torturach i bestialstwach nie są prawdziwe. Wierzyli poza tym w twierdzenia, jakoby taką wizję rozsiewali nie znajomi ofiar lub sami pokrzywdzeni, lecz tylko… komunistyczni intryganci.
Bibliografia
- Allen M.T., The Business of Genocide: The SS, Slave Labor, and the Concentration Camps, The University of North Carolina Press 2005.
- Wachsmann N., KL. A History of the Nazi Concentration Camps, Farrar, Straus & Giroux 2015.