Rozpoczynając w czerwcu 1812 roku inwazję na Rosję Napoleon Bonaparte liczył, że kampania zakończy się po góra trzech miesiącach. Cesarz Francuzów był przekonany, że podobnie jak w przypadku wcześniejszych wojen decydująca okaże się jedna walna bitwa. Rosjanie jednak nie zamierzali do niej stawać i wycofywali się w głąb kraju. Gdy wreszcie w połowie sierpnia doszło do pierwszego większego starcia „bóg wojny” zdecydowanie nie miał powodów do świętowania.
Na początku 1812 roku Napoleon był przekonany, że wojna z Rosją jest nieunikniona. Liczył jednak, że to przeciwnik zaatakuje jako pierwszy i uda się rozgromić jego armie na ziemiach Księstwa Warszawskiego.
Reklama
Plany Napoleona
Car Aleksander I Romanow nie dał się jednak sprowokować i cierpliwie czekał na to co zrobi cesarz Francuzów. W tej sytuacji Bonaparte opracował nowy plan. Jak pisze Tomasz Bohun w książce pt. Burze na wschodzie. Wojny polsko-rosyjskie od XV do XX wieku przewidywał on „błyskawiczne uporanie się z przeciwnikiem na Białorusi”.
Liczące 220 tys. żołnierzy zgrupowanie pod dowództwem cesarza miało przekroczyć Niemen między Kownem a Olitą i z pomocą operujących z terytorium Księstwa Warszawskiego wojsk księcia Eugeniusza de Beauharnais’a i Hieronima Bonapartego (po 80 tys. żołnierzy) najpierw zająć Wilno, a później na raty rozgromić rosyjską 1. Armię Zachodnią (130 tys. żołnierzy) pod komendą rosyjskiego ministra wojny Michaiła Barclaya de Tolly’ego i 2. Armię Zachodnią (60 tys. ludzi) księcia Michaiła Bagrationa.
Rosjanie tymczasem doskonale zdawali sobie sprawę z liczebności i potencjału Wielkiej Armii. Szpiedzy donosili, że Napoleon dysponuje około 450-500 tysiącami żołnierzy. W tej sytuacji car oraz generałowie mieli świadomość, że nie mogą stanąć do walnej bitwy.
Bonaparte trafił w próżnię
Dlatego, gdy 24 czerwca 1812 roku Napoleon w końcu ruszył do ataku, trafił w próżnię. Wbrew jego oczekiwaniom przeciwnik oddał bez walki Wilno, wycofując się na wschód. Jednocześnie Rosjanie stosowali taktykę spalonej ziemi, co w kolejnych tygodniach, przy wydłużających się liniach zaopatrzeniowych, stało się dla wojsk cesarza Francuzów kluczowym problemem.
Reklama
Bonaparte za wszelką cenę chciał dopaść przeciwnika, dlatego – zgodnie z tym co podaje Tomasz Bohun – „w kierunku Mińska pchnął korpusy marsz. Louisa Davouta i Poniatowskiego, aby uniemożliwić Bagrationowi przeprawę przez Berezynę w okolicach Borysowa”. Dodatkowo miały je wesprzeć siły Hieronima Bonapartego, te jednak nie dotarły na czas. Napoleon ostro zrugał za to brata, który się obraził i opuścił szeregi armii.
Ostatecznie pościg zakończył się fiaskiem, bowiem wojska Bagrationa spokojnie przeprawiły się przez Berezynę. Również 1. Armia Zachodnia Barclaya de Tolly’ego wymknęła się depczącym jej po piętach korpusowi kawalerii Joachima Murata oraz 4. korpusowi księcia Eugeniusza Beauharnais’a. Z końcem lipca obie carskie armie dotarły pod Smoleńsk.
Szturm na Smoleńsk
Jak słusznie zauważa autor książki Burze na wschodzie „bilans pierwszego miesiąca wojny był niezbyt pomyślny dla Napoleona”. Nie dość, że nie udało mu się zmusić przeciwnika do walnej bitwy, to w zaledwie kilka tygodnie jego siły stopniały niemal o połowę.
Cesarz Francuzów miał jednak nadzieję, że losy kampanii rozstrzygną się pod Smoleńskiem. Był bowiem przekonany, że de Tolly będzie bronić miasta za wszelką cenę. Także tym razem „bóg wojny” się pomylił.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Kiedy 16 sierpnia pod Smoleńsk dotarła awangarda Wielkiej Armii głównodowodzący rosyjskich sił zdecydował już o wycofaniu się z miasta „pozostawiając do osłony ewakuacji 4. korpus gen. Dymitra Dochturowa oraz dywizje Piotra Konownicyna i Niewierowskiego”. Zgodnie z tym, co czytamy w książce Tomasza Bohuna następnego dnia rozpoczął się szturm na miasto:
1. korpus Davouta, który był najsilniejszym zgrupowaniem i stanowił centrum wojsk napoleońskich, uderzył na przedmieście Mścisławskie. Na lewo od niego, od strony przedmieścia Kraśnieńskiego, do szturmu ruszyły oddziały pod komendą Neya.
Reklama
Z kolei Poniatowski na południowym zachodzie zaatakował rogatki Nikolskie. Bój był zacięty i krwawy. Barclay de Tolly w mig pojął, że zadaniem działających na skrzydłach korpusów Neya i Poniatowskiego jest odciągnięcie uwagi od głównego aktora tej batalii – korpusu Davouta.
Broniący się Rosjanie ponosili co prawda duże straty, ale jednocześnie skutecznie odgryzali się przeciwnikowi. Przykładowo Poniatowski podczas zakończonego niepowodzeniem ataku stracił (zabici i ranni) aż 77 oficerów oraz 1265 żołnierzy. Nie mogąc przełamać oporu wroga Napoleon rozpoczął intensywny ostrzał artyleryjski miasta. To z kolei spowodowało wybuch olbrzymiego pożaru.
Nie mógł ukryć frustracji
Kiedy po zmroku Francuzom wreszcie udało się wedrzeć do Smoleńska Rosjanie zdążyli już ewakuować swoje wojska na drugą stronę Dniepru. Jak słusznie zauważa autor książki Burze na wschodzie „bilans walk był porażający: za cenę ok. 10 tys. zabitych i ciężko rannych Napoleonowi udało się opanować zgliszcza wrót do Rosji. Straty Rosjan były podobne”.
Po zdobyciu Smoleńska Bonaparte pozostał kilka dni w mieście. Nie mógł przy tym ukryć frustracji. Jego plan szybkiego rozgromienia Rosjan zawiódł. Cesarz Francuzów rozważał nawet powrót do Wilna, aby tam spędzić zimę. Ostatecznie jednak zdecydował się na marsz w kierunku Moskwy. Okazało się to fatalnym wyborem.
Historia wojen polsko-rosyjskich
Bibliografia
- Tomasz Bohun, Burze na wschodzie. Wojny polsko-rosyjskie od XV do XX wieku, Bellona 2023.
- Alexander Mikaberidze, Wojny napoleońskie. Historia globalna. Tom 2, Dom Wydawniczy Rebis 2023.