Marzec 1519 roku okazał się przełomowym miesiącem dla mieszkańców miasta Potonchan położonego na wybrzeżu Półwyspu Jukatan. Stało się ono pierwszym dużym celem, na który uderzył Hernándo Cortés. O tym, jak wyglądał początek podboju ziem dzisiejszego Meksyku przez osławionego konkwistadora pisze profesor Camilla Townsend w książce pt. Piąte Słońce. Nowa historia Azteków.
Okręty przybyły wprost do Potonchanu. W rozmowach, do których doszło między Hiszpanami i Indianami już pierwszego dnia, niewątpliwie podczas wyprowadzania z miasta kobiet i dzieci, przywódcy Chontalów powiedzieli bez ogródek, że zabiją każdego, kto wkroczy na ich ziemię.
Reklama
Zaoferowali przybyszom żywność i poradzili im, żeby odpłynęli, zanim stanie się coś nieprzyjemnego. Wódz obcokrajowców, mężczyzna po trzydziestce, który nazywał się Hernando Cortés, nie posłuchał ich, lecz postanowił dostać się na ląd.
Przywitał ich grad strzał
Podzielił swoich ludzi na dwie grupy. Jedna wylądowała przy ujściu rzeki i ruszyła na miasto, druga pożeglowała w jej górę, po czym wsiadła do mniejszych łodzi, zbliżyła się do osady i w zwartym szyku zaczęła brnąć do brzegu.
Lśniące miecze napastników trzymały obrońców na dystans, a ich wierzchnie ubiory, również wykonane z metalu, pozwalały im iść dość bezkarnie, gdyż kamienne groty strzał i oszczepów kruszyły się na nich. A jednak była to dla nich ciężka przeprawa. Oto jak tę bitwę opisał jeden z nich:
[Miejscowi] otoczyli nas w czółnach, zasypując takim gradem strzał, że powstrzymywali nas w wodzie sięgającej po pas.
Reklama
Dno było tak zamulone i grząskie, że posuwaliśmy się z trudem, a atakowało nas tylu Indian, ciskając oszczepami i miotając strzały, że dotarcie do brzegu zajęło nam dużo czasu. Podczas walki Cortésowi utknął w szlamie sandał i nie mógł go wyciągnąć. Wyszedł więc na ląd z jedną nogą bosą.
Gdy napastnicy dotarli do brzegu, zaczęli używać kusz i włóczni przeciw krajowcom odzianym tylko w stroje watowane bawełną i zmusili ich do odwrotu. Dzięki metalowej broni przedarli się przez drewnianą palisadę i wtedy przybyła ich druga grupa, która szła lądem. Indianie szybko uciekli, zostawiając napastnikom opuszczone centrum Potonchanu, plac otoczony pustymi świątyniami i innymi budynkami.
Obcy przespali się w nich, wystawiwszy straże. Z lepszą bronią i w zbrojach byli niepokonani, ale niebawem zgłodnieli. Gdy wysłali patrole na poszukiwanie jedzenia, Indianie zaatakowali je partyzanckim sposobem i zabili kilku żołnierzy.
Bitwa na równinie Cintla
Dwa dni później najeźdźcy, zdecydowani doprowadzić do tego, by coś się zdarzyło, wyszli całą siłą na otwartą przestrzeń. Na zakutych w metal cudzoziemców ruszyli fala za falą miejscowi wojownicy. Padali jak muchy pod ciosami śmiercionośnej metalowej broni, mimo to część z nich zabili. Bitwa trwała ponad godzinę. Dowódcy Chontalów byli przekonani, że napastnicy wkrótce się zmęczą, a wówczas, mając nad nimi przewagę liczebną, zwyciężą.
Reklama
I wtedy na równinie pojawił się nagle kolejny oddział wrogów pędzących z grzmotem kopyt na potężnych czworonogach, dwadzieścia razy silniejszych od jeleni. Pod osłoną nocy Hiszpanie wyładowali z okrętów stojących w ujściu rzeki dziesięć koni. Było to czasochłonne i trudne zadanie, ale chroniły ich ciemność i zbroje, a jeśli obserwowali to jacyś Chontalowie, nie mogli wiedzieć, jak ważna okaże się ta akcja.
Jeźdźcy, którzy przez cały ranek przedzierali się przez nabrzeżne mokradła, natarli na trawiastej równinie, kosząc w dzikim uniesieniu indiańskich piechurów. Chontalscy wojownicy nie mieli wyjścia i musieli się wycofać.
Niespotykane wcześniej straty
Wodzowie Potonchanu policzyli swoich zabitych, których ciała leżały na polu bitwy. W ciągu zaledwie kilku godzin stracili 220 wojowników. Nigdy jeszcze w historii utrwalonej w kamieniu i legendach nie zdarzyło się coś podobnego. Przy tak dużych ludzkich kosztach nie mogli sobie pozwolić na dalszą walkę, gdyż wyszliby z niej bardzo osłabieni i bezbronni wobec wrogów.
Poza tym wydawało się prawdopodobne, że w następnym roku przybędzie więcej obcych. Tak więc Chontalowie poprosili o rozejm. O dziwo jeden z wrogów mówił trochę po jukatańsku, w dobrze znanym Chontalom języku z rodziny majańskiej, gdyż wiele lat przebywał w niewoli na półwyspie. Powiedział, że jeśli dadzą okup, jego wódz, Cortés, zgodzi się zawrzeć z nimi pokój. Obok wielu innych darów, które wysłali mu Chontalowie, było dwadzieścia niewolnic.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Camilla Townsend pt. Piąte Słońce. Nowa historia Azteków. Jej polska edycja ukazała się w 2025 roku nakładem Domu Wydawniczego Rebis. Przekład: Andrzej Jankowski.