Początki Grupy Wagnera. Tak powstał zbrodniczy oddział najemników Putina

Strona główna » Historia najnowsza » Początki Grupy Wagnera. Tak powstał zbrodniczy oddział najemników Putina

Polityczne intrygi, zamachy, okrutne tortury. Ogromne pieniądze, tajne układy z afrykańskimi dyktatorami i polowanie na prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. Za tym wszystkim stoją wagnerowcy. O tym, jak wyglądały początki owianych złą sławą najemników pisze Grzegorz Kuczyński w książce pt. Wagnerowcy. Psy wojny Putina.

Korzeni wagnerowców, przede wszystkim pod względem personalnym, czyli ludzi, którzy stali u początku działalności tej CzWK, można doszukiwać się już w firmie pod nazwą Antiterror-Orieł. Skąd nazwa? Od miasta Orzeł w południowo-zachodniej Rosji, gdzie została zarejestrowana ta firma, formalnie ochrony, w 2005 roku.


Reklama


Moran Security Group

Oficjalnie zamknięta została w 2016 roku, a więc już gdy słowo wagnerowcy zaczęło pojawiać się w mediach. Ale Antiterror-Orieł faktycznie przestała działać dużo wcześniej, a jedną z nowych CzWK powstałych na jej bazie była Moran Security Group, specjalizująca się w ochronie tankowców, portów, platform wiertniczych.

Jednym z największych jej klientów była państwowa spółka Sowkomfłot posiadająca flotę tankowców. Po raz pierwszy o Moranie zrobiło się głośno w Rosji, gdy dziewięciu najemników tej firmy zostało zatrzymanych przez władze nigeryjskie w Lagos w październiku 2012 roku, i oskarżonych o nielegalne posiadanie broni.

Siedziba Grupy Wagnera w Petersburgu (FITY CC/CC BY-SA 4.0),
Siedziba Grupy Wagnera w Petersburgu (FITY CC/CC BY-SA 4.0),

W lutym 2013 najemnicy wyszli za kaucją, a w październiku pozwolono im opuścić Nigerię. Jeszcze gdy rosyjscy dyplomaci walczyli o pełną wolność dla rodaków-najemników, wiosną 2013 roku Moran Security Group rozpuściła wici wśród weteranów i ruszyły rozmowy kwalifikacyjne do pracy w firmie, którą chyba z perspektywy czasu można nazwać spółką celową Morana powołaną do realizacji konkretnego zadania.

Korpus Słowiański

W Hongkongu zarejestrowana została Slavonic Corps Ltd. Choć tak naprawdę wszystko, co jej dotyczyło, działo się – najpierw – w Sankt Petersburgu i Moskwie oraz – potem – w Syrii. Wszak w mieście nad Newą mieszkał i prowadził biznes formalny dyrektor Slavonic Corps Siergiej Kramskoj i jego zastępca Borys Czikin, jak już wcześniej wspomniano, jeden z założycieli Moran Security Group.

Wyłącznym właścicielem Slavonic Corps został zaś Wadim Gusiew, również zasiadający w kierownictwie Moran Security Group. Dlaczego szefowie Moran Security Group postanowili otworzyć dodatkowy biznes? Otóż latem 2013 roku dostali zlecenie o charakterze mocno odbiegającym od dotychczasowego profilu firmy.

Ministerstwo ropy naftowej i zasobów mineralnych Syrii złożyło propozycję, aby zwerbować, wyszkolić i przysłać „specjalistów” do ochrony obiektów wydobycia, transportu i przerobu ropy. Moran Security Group nie chciała związać się bezpośrednio umową z Damaszkiem. Dlatego kilku menedżerów firmy zarejestrowało w Hongkongu spółkę Slavonic Corps Limited (pol. Korpus Słowiański Sp. z o.o.).


Reklama


Główne biuro zaś i tak działało w Moskwie. Do września 2013 roku spółka zwerbowała w sumie 267 osób. Zarobki wyglądały atrakcyjnie. Cztery tysiące „zielonych” miesięcznie. Za cięższą ranę 20 kawałków ekstra. A gdyby któryś nie wrócił do domu – nawet 40 tys. dolarów dla rodziny.

Całą historię, zdradźmy już teraz że krótką, opisał w swych artykułach dziennikarz portalu Fontanka.ru, Denis Korotkow. Zaakceptowani po rozmowie w biurze Moran Security Group ludzie trafiali do Bejrutu, a stamtąd jechali do syryjskiej Latakii.

Artykuł stanowi fragment książki Grzegorza Kuczyńskiego pt. Wagnerowcy. Psy wojny Putina (Bellona 2022).
Tekst stanowi fragment książki Grzegorza Kuczyńskiego pt. Wagnerowcy. Psy wojny Putina (Bellona 2022).

Pierwszy kontrakt

Kontrakt dotyczący ochrony „obiektów wydobycia, transportu i przerobu ropy naftowej” podpisywali z rządem w Damaszku, ale za akceptacją FSB i rządu Rosji. Mieli ochraniać instalacje naftowe w prowincji Dajr az-Zaur zagrożonej przez dżihadystów z ISIS.

Trzon Korpusu Słowiańskiego stanowili byli funkcjonariusze OMON i specnazu MSW. Jeśli już mieli jakieś bojowe doświadczenie, to z Kaukazu Północnego i Tadżykistanu. Weterani FSB i GRU byli w mniejszości, ale to oni tworzyli kadrę dowódczą. Przez kilka tygodni szkolili się i przygotowywali do misji we wspomnianej Latakii (później tam właśnie rosyjska armia zainstalowała swoje główne bazy).


Reklama


Pojawiło się tymczasem kilka problemów. Kluczowym było to, że Korpus Słowiański polegał na syryjskim rządzie w kwestii logistyki, ale zamiast obiecanej nowoczesnej broni otrzymał przestarzałe uzbrojenie i to w niewystarczającej ilości. Gdy zaś padł rozkaz wymarszu, a właściwie wyjazdu, okazało się, że zanim zaczną ochraniać naftową infrastrukturę… muszą ją najpierw odbić z rąk dżihadystów.

Uratowała ich burza piaskowa

13 października 2013 roku Korpus Słowiański zapakowano w busy i dżipy. Dostali tylko lekką broń, konwój ruszył na wschód – celem były naftowe instalacje w prowincji Dajr az-Zaur we wschodniej Syrii. Najemnicy tam jednak nie dotarli. Po czterech dniach podróży konwój wpadł w zasadzkę w pobliżu miasta As-Suchna w centralnej prowincji Homs.

Rosyjscy najemnicy z Korpusu Słowiańskiego, poprzednika Grupy Wagnera, w Syrii, jesień 2013 roku. Zdjęciu i podpis z książki Wagnerowcy. Psy wojny Putina (materiały prasowe).
Rosyjscy najemnicy z Korpusu Słowiańskiego, poprzednika Grupy Wagnera, w Syrii, jesień 2013 roku. Zdjęciu i podpis z książki Wagnerowcy. Psy wojny Putina (materiały prasowe).

Islamskich rebeliantów z Dżajsz al-Islam było kilka razy więcej. Rosjan przed rzezią uratowało nadejście burzy piaskowej – bez strat (tylko garstka lekko rannych) przebili się przez pierścień okrążenia i dostali do As-Suchna. Jednak jeden z najemników zgubił teczkę z dokumentami i rebelianci podnieśli alarm, że w Syrii walczą Rosjanie. To było nie na rękę ani rządowi w Damaszku, ani w Moskwie.

Korpus Słowiański szybko wywieziono z Syrii. Tyle że na moskiewskim lotnisku Wnukowo nie czekano na nich z kwiatami. Gdy dwa samoloty wylądowały, natychmiast otoczył je specnaz FSB Alfa. Wszystkich pechowych najemników zatrzymano. Funkcjonariusze FSB przesłuchali ich, zabrali karty SIM do telefonów. Ostatecznie niemal wszystkich wypuszczono na wolność (skończyło się na pouczeniu).

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Dowódcy trafili do więzienia

Ale dwaj dowódcy Korpusu, Wadim Gusiew (wicedyrektor Moran Security Group) i Jewgienij Sidorow (szef kadr MSG) zostali skazani w październiku 2014 roku z art. 359 kodeksu karnego na trzy lata więzienia. Teczki z danymi całej reszty trafiły zaś na Łubiankę – miały się przydać już niebawem.

Nie wiadomo, dlaczego FSB zdecydowała się ścigać Gusiewa i Sidorowa – zwłaszcza, że ich kontrakt był zawarty z sojusznikiem Rosji, oficer rezerwy FSB był oficjalnym punktem kontaktowym i nie został aresztowany, a Korpus Słowiański po przybyciu do Syrii korzystał ze wsparcia logistycznego armii rosyjskiej i w jego skład wchodziło dziewięciu oficerów GU.


Reklama


Co jednak najciekawsze, nie jest wykluczone, że to nie jest cała historia Korpusu Słowiańskiego. Pojawiły się też bowiem, nigdy nie potwierdzone, doniesienia że członków tej formacji widziano podczas działań wojennych w 2013 roku w Dajr az-Zaur, Hamie i Aleppo. Inna grupa mężczyzn ściągnięta głównie z Sankt Petersburga pozostała zaś w Syrii do listopada 2013, strzegąc kluczowych syryjskich obiektów, w tym składów wojskowych.

Ich kontrakt, w przeciwieństwie do kontraktu pierwszej grupy, zawarty był z Zeitplus Consultancy Services Ltd, która była zarejestrowana na Cyprze. Umowa mówiła, że udzielają oni „pomocy humanitarnej przyjaźnie nastawionemu do Rosji narodowi syryjskiemu i rządowi syryjskiemu”, a także sugerowała, że powinni oni starać się o obywatelstwo syryjskie przed zaangażowaniem się w jakiekolwiek działania wojenne.

Najemnik z Korpusu Słowiańskiego przy opancerzonych samochodach w Syrii, 2013 lub 2014 rok Zdjęciu i podpis z książki Wagnerowcy. Psy wojny Putina (materiały prasowe).
Najemnik z Korpusu Słowiańskiego przy opancerzonych samochodach w Syrii, 2013 lub 2014 rok Zdjęciu i podpis z książki Wagnerowcy. Psy wojny Putina (materiały prasowe).

Kreml podchwytuje pomysł

Awanturnicza i krótka historia Korpusu Słowiańskiego miała, jak się okazało, ogromne znaczenie dla przyszłej, nieporównanie dłuższej i bogatszej historii wagnerowców.

Gdy oficerowie FSB przesłuchiwali hurtowo sprowadzonych do kraju nieszczęsnych najemników, w administracji kremlowskiej zrodził się pomysł, by na bazie właśnie tych ludzi zbudować coś zupełnie nowego. Idea gdzieś tam sobie na Kremlu krążyła już od kilku lat, ale akurat fiasko Korpusu Słowiańskiego dało dodatkowy impuls, a przede wszystkim kandydatów.


Reklama


Pomysł utworzenia CzWK, która tak naprawdę będzie realizować cele polityki państwa, przy okazji nabijając kabzę jej sponsorom biznesowym, zrodzić się miał jeszcze podczas XIV Międzynarodowego Forum Ekonomicznego w Stankt Petersburgu w czerwcu 2010 roku.

Dziewięć lat później rosyjski portal The Bell opowiedział o pewnym zagranicznym gościu, który zainspirował generałów i polityków z Moskwy. Eeben Barlow, były pułkownik armii RPA, założyciel słynnej PMC Executive Outcomes, która zasłynęła z czystek wśród bojowników w Angoli i Sierra Leone, brała udział w kilku wojnach domowych i tłumieniu przewrotów pałacowych na kontynencie afrykańskim.

Jeden z wariantów domniemanej flagi Grupy Wagnera (Haisollokopas/CC BY-SA 4.0).
Jeden z wariantów domniemanej flagi Grupy Wagnera (Haisollokopas/CC BY-SA 4.0).

Według źródeł The Bell, Barlow w czasie forum w Sankt Petersburgu wygłosił krótki wykład poświęcony korzyściom płynącym z działalności najemniczej. Według oficjalnego programu forum Barlow uczestniczył w sesji poświęconej współpracy wojska z sektorem prywatnym i temu, czy można „sprywatyzować” armię.

Jednak, jak pisze portal, głównym celem jego wizyty było zamknięte spotkanie z przedstawicielami sztabu generalnego rosyjskiego wojska. Barlow przedstawił im modele tworzenia firm najemniczych i zaproponował warianty funkcjonowania takiej firmy w rosyjskich warunkach. Największą kwestią sporną, jak podawał The Bell, był prawny status takich firm.


Reklama


Pomysł popierany przez szefa sztabu generalnego

Wśród przedstawicieli resortów siłowych pojawiły się głosy przeciw legalizowaniu PMC ze względu na problemy z kontrolą nad obrotem bronią. – Już wtedy mówiłem, że prywatne wojskowe firmy z Zachodu i ze Wschodu zaleją Afrykę – i tam, i tam są ludzie, którzy dążą do władzy, wpływów i kontroli nad zasobami.

Tak też się stało – powiedział po latach portalowi Barlow, pytany o wizytę w Sankt Petersburgu. Według The Bell, w Rosji pomysł utworzenia grupy „kombatantów”, tj. odpowiednio przygotowanych do działań bojowych wojskowych, którzy odeszli na emeryturę, był omawiany wtedy już od około roku. Plan ten miał poparcie ówczesnego szefa sztabu generalnego gen. Nikołaja Makarowa.

Po historii z Korpusem Słowiańskim w administracji prezydenckiej uznano, że czas na wprowadzenie w życie pomysłów, które jako pierwszy zasugerował Barlow. Trzeba było jednak najpierw znaleźć człowieka, który zepnie to wszystko pod względem biznesowym. Wszak prywatna spółka wojskowa, to spółka prywatna. Nie wiadomo, kiedy wybór padł na Jewgienija Prigożyna.

Być może na Kremlu uznano, że przydatne mogą się okazać jego biznesowe kontakty z wojskiem. Poszukując odpowiednich ludzi Prigożyn najpierw rozmawiał z byłym dowódcą zwiadu wojsk powietrznodesantowych pułkownikiem Pawłem Popowskichem, który kierował Związkiem Spadochroniarzy Rosji.

Władimir Putin i Jewgienij Prigożyn (CC BY 3.0).
Władimir Putin i Jewgienij Prigożyn (CC BY 3.0).

Ostatecznie Prigożyn postawił jednak nie na weteranów WDW, ale specnazu GRU. Popowskich zaś kilka lat później zginął w zamachu na ulicach okupowanego Doniecka. Akurat w czasie, gdy wagnerowcy – na zlecenie władz w Moskwie – likwidowali jednego za drugim lokalnych watażków.

Ich dowódcą był wtedy niejaki Dmitrij Utkin. To druga, obok Prigożyna, postać najmocniej kojarzona z wagnerowcami. W końcu zresztą to on im nadał mimochodem tą jakże charakterystyczną nazwę.

Przeczytaj również o tym dlaczego Czeczeńcy polują na prezydenta Zełenskiego? Te słowa sprzed lat uczyniły go wrogiem numer jeden Kadyrowa


Reklama


Źródło

Tekst stanowi fragment książki Grzegorza Kuczyńskiego pt. Wagnerowcy. Psy wojny Putina. Ukazała się ona w 2022 roku nakładem wydawnictwa Bellona.

Historia psów wojny Putina

Autor
Grzegorz Kuczyński

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.