Polscy lotnicy we wrześniu 1939 roku: kazano nam strzelać do czołgów, jedna trzecia z nas zginęła

Strona główna » II wojna światowa » Polscy lotnicy we wrześniu 1939 roku: kazano nam strzelać do czołgów, jedna trzecia z nas zginęła

We wrześniu 1939 roku polskie lotnictwo znacznie ustępowało Luftwaffe. Większość maszyn była przestarzała. Dowództwo zaś potrafiło wyznaczyć pilotom zupełnie bezsensowne misje. Jedną z nich było rzucenie myśliwców do walki z czołgami. Skutki okazały się opłakane.

Właśnie taki epizod opisał w swojej doskonałej książce Czarne krzyże nad Polską nasz najskuteczniejszy as myśliwski II wojny światowej, Stanisław Skalski.


Reklama


W momencie niemieckiej napaści na Polskę młody oficer służył w III dywizjonie myśliwskim 4 pułku lotniczego z Torunia. W drugim dniu wojny w czasie odprawy przeprowadzonej przez dowódcę dywizjonu kapitana Floriana Laskowskiego piloci usłyszeli, że czekają ich dwa zadania.

Samobójcza misja

Jedna z eskadr miała przeprowadzić rutynowe „wymiatanie”, polegające na patrolowaniu wyznaczonego obszaru w poszukiwaniu maszyn wroga. Drugiej przypadło w udziale coś, co zupełnie nie mieściło się w głowach większości naszych lotników.

Stanisław Skalski jeszcze jako podporucznik. Zdjęcie z książki "Czarne krzyże nad Polską" (materiały prasowe).
Stanisław Skalski jeszcze jako podporucznik. Zdjęcie z książki „Czarne krzyże nad Polską” (materiały prasowe wydawnictwa Bellona).

Dowództwo oczekiwało, że uzbrojone jedynie w karabiny maszynowe i pozbawione opancerzenia myśliwce zaatakują, zmierzające ku Wiśle, niemieckie kolumny czołgów!

Góra dała przy tym jasno do zrozumienia, że misja ma szczególny priorytet i musi zostać wykonana za wszelką cenę. A to dlatego, że – jak podkreślał Skalski – „atak ten głównie miał na celu podtrzymanie morale naszych wojsk”. Jednocześnie Skalski stwierdzał z nieukrywaną goryczą na kartach swojej książki, że:

Nie mogliśmy zrozumieć, dlaczego do atakowania czołgów nie wyznaczono eskadry „Karasi”, które mogąc bombardować, były w stanie wyrządzić rzeczywiście szkody kolumnie pancernej bez narażenia się w poważnym stopniu na ciężkie straty własne. Niestety, decyzja zapadła gdzie indziej.

<strong>Przeczytaj też:</strong> Polacy unicestwili pancernego kolosa. Zapomniany triumf z 1 września 1939 roku

To było piekło

Do młodego pilota uśmiechnęła się jednak fortuna. Jego eskadra została wyznaczona do wymiatania. Kolegów, którzy zaatakowali kolumnę pancerną czekała prawdziwa rzeź. Po powrocie z misji, w trakcie której zestrzelił dwa bombowce Dornier Do 17, Skalski usłyszał wstrząsającą relację kaprala Józefa Jeki, który tak opisywał to co się wydarzyło:

Tak nagle wpadliśmy na Niemców, że zaskoczenie było chyba obopólne. Czołgi, różnego rodzaju pojazdy i ludzie zlały się w jedną zbitą masę. Zgrupowanie dużej jednostki rozbiło właśnie biwaki w otwartym terenie, zupełnie niezamaskowane; po prostu bimbali sobie z możliwości jakiegokolwiek ataku z powietrza. Leciałem trochę z tyłu, mając przed sobą z prawej kapitana Laskowskiego i porucznika Urbana.

Niemal jednocześnie zaczęli obaj strzelać po czołgach i obsłudze, która jak czarna szarańcza rozbiegła się, padając i kryjąc za wozy. Mimo że całkowicie zaskoczeni, Niemcy otworzyli od razu piekielny ogień z broni przeciwlotniczej różnego rodzaju. Zrobiło się gorąco. Ze wszystkich stron otaczały nas białe smugi, a wybuchy pocisków artyleryjskich zamykały drogę wyjścia z tego piekła.

Artykuł powstał głównie w oparciu o książkę Stanisława Skalskiego pod tytułem „Czarne krzyże nad Polską” (Bellona 2019).
Artykuł powstał głównie w oparciu o książkę Stanisława Skalskiego pod tytułem „Czarne krzyże nad Polską” (Bellona 2019). Kup z rabatem w księgarni wydawcy.

Rąbałem po nich aż do wyczerpania amunicji, zmieniając gwałtownie kierunek ataku. Starałem się iść jak najniżej, muskając niemal przeszkody, byle tylko uniknąć trafienia. Wszystko działo się w tak błyskawicznym tempie, że przechodzi to po prostu wyobraźnię.

Kapralowi Jece udało się jakimś cudem wyrwać z matni. Inni nie mieli tyle szczęścia. Podoficer tak zapamiętał śmierć swoich towarzyszy broni:

Kapitan Laskowski dostał od razu, już w pierwszej fazie ataku. Jego maszyna stanęła w jednej chwili w płomieniach i zwaliła się pomiędzy Niemców. Po uderzeniu na pełnej szybkości o ziemię, rozsypała się, silnik i jakieś płonące części poleciały w górę. Mam wrażenie, że kapitan musiał być śmiertelnie ranny, gdyż maszyna poszła do ziemi tak, jakby zupełnie niekierowana. Było to wstrząsające.

Zaledwie zdążyłem przelecieć koło dymiących szczątków, gdy poderwał się lekko w górę samolot porucznika Urbana i… runął przez lewe skrzydło w dół. Nie zapalili go. „Jedenastka” Urbana całą mocą wyrżnęła w czołg. Buchnął płomień, ale z samolotu nie zostało nic.


Reklama


Tragiczny bilans

Nie były to jedyne ofiary śmiertelne po polskiej stronie. W ataku na kolumnę pancerną życie stracił również kapral Benedykt Mielczyński. Ciężko uszkodzony został ponadto samolot podporucznika Edwarda Jankowskiego, który musiał awaryjnie lądować i wrócił do jednostki dopiero po kilku dniach.

Akcja mająca „podtrzymać morale żołnierzy” zakończyła się całkowitą klęską. Aż jedna trzecia pilotów biorąca w niej udział zginęła. Nic zatem dziwnego, że inny z naszych późniejszych asów myśliwskich Marian Pisarek, który również uczestniczył w ataku, po powrocie na lotnisko z goryczą skwitował, że jeszcze „kilka takich genialnie pomyślanych lotów »umoralniających«, a nikt z nas nie pozostanie żywy!”.

Skalski oraz jego koledzy nie mogli zrozumieć dlaczego do ataku na czołgi wysłano myśliwce a nie lekkie bombowce PZL.23 "Karaś" (domena publiczna).
Skalski oraz jego koledzy nie mogli zrozumieć dlaczego do ataku na czołgi wysłano myśliwce a nie lekkie bombowce PZL.23 „Karaś” (domena publiczna).

Co się zaś tyczy Stanisława Skalskiego to na kartach Czarnych krzyży nad polską po latach podsumował tragiczny w skutkach rozkaz pisząc, że:

Nie mogliśmy znaleźć żadnego usprawiedliwienia dla wyjątkowo bezsensownego użycia źle uzbrojonych i nieopancerzonych samolotów myśliwskich do tego rodzaju akcji. Decydowały o tym chyba brak doświadczenia i całkowita nieznajomość zasad przeprowadzania operacji z powietrza.

Lecz za takie błędy płaci się w czasie wojny krwią. Żadna siła nie jest w stanie cofnąć lub powstrzymać następstw „pomyłek”. Cena, którą żołnierz płacił za głupotę dowództwa, wydawała nam się zbyt wysoka.

Nowa edycja fenomenalnych wspomnień. Kup w księgarni Wydawcy

Bibliografia:

  • Robert Budziński, Zbigniew Otremba, Z Grudziądza nad Anglię. Podporucznik Jan Budziński i inni piloci z grudziądzkich szkół lotniczych, Regnum 2003.
  • Stanisław Skalski, Czarne krzyże nad Polską, Bellona 2019.

Ilustracja tytułowa: Zestrzelony samolot kapitana Floriana Laskowskiego. Zdjęcie z książki Czarne krzyże nad Polską (materiały prasowe wydawnictwa Bellona).

Autor
Rafał Kuzak
8 komentarzy

 

Skomentuj Z. J. M Anuluj

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.