Gdy w 1573 roku na polski tron zaproszono francuskiego królewicza Henryka Walezego, w jego orszaku przybył nad Wisłę także diuk Nevers i Rethel Ludwik Gonzaga. Wpływowy arystokrata występował w roli doradcy, a nawet mentora nowego polskiego monarchy.
Na prośbę nieoficjalnej regentki, królowej matki Katarzyny Medycejskiej, Ludwik Gonzaga miał wspierać w decyzjach niedoświadczonego dynastę.
Reklama
Polecono mu też, by jako świetny i czujny zarządca o dużym doświadczeniu przygotował raport na temat polskich stosunków, sytuacji korony oraz możliwych dróg umocnienia władzy Henryka.
Zbieranie materiałów zajęło sześć tygodni. Mogłoby trwać dłużej, ale ani polscy panowie, niechętni reformatorskim ideom Ludwika, ani młody król, przeciwny temu, by ktokolwiek krępował mu ruchy, nie życzyli sobie dłuższej obecności Gonzagi nad Wisłą.
Diuka zmuszono, by czym prędzej wyjechał do Wiednia. Dopiero stamtąd przesłał pełen raport Katarzynie Medycejskiej.
„O wszystkim złym, co dostrzegł w Królestwie Polskim”
Rozgoryczony arystokrata upraszał królową, aby „jego rady i memoriały nie poszły w zapomnienie, aby ich na łup myszom nie oddano”, bo wielce się natrudził, śpiesząc się z pisaniną pomimo choroby.
Reklama
Zarówno scysje z polskimi senatorami, napięte relacje z Henrykiem, jak i stan zdrowia mogły wywrzeć wpływ na treść traktatu. Książę niwerneński zapewniał, że zgodnie ze zleceniem postarał się donieść szczegółowo i szczerze „o wszystkim dobrym i złym, co dostrzegł w Królestwie Polskim”. A jednak widział i opisywał głównie negatywy.
„Nie leży w ich charakterze uprawiać jakąkolwiek cnotę”
„Usposobienie Polaków wydaje mi się nieznośne, gwałtowne i zarozumiałe” — stwierdził z całą stanowczością.
Podkreślał, że szlachcice znad Wisły nadużywają zaufania każdego, kto „okaże im nieco przychylności”. Jakby tego było mało, „nie umieją utrzymać tajemnicy”, są niestali „w przyjaźni, sądach i chęciach”, a choć odznaczają się wielką ogładą i zdolnością nawiązywania kontaktów, to szybko zdradzają swoje prawdziwe, odstręczające oblicza.
Miało im też brakować dowcipu i Ludwik cierpko przewidywał, że król nie znajdzie wśród nowych poddanych niemal nikogo, z kim byłby w stanie przyjemnie konwersować.
Reklama
Co do dysput na ważne, światowe tematy, książę de Nevers sądził, że w Rzeczpospolitej w ogóle nie ma nadających się do nich ludzi. A w każdym razie on nikogo takiego nie spotkał.
„Nie leży w ich charakterze uprawiać jakąkolwiek cnotę”, „nie są wcale zręczni”, „nie mają wcale dobrych koni”, „oddają się prawie wszyscy pijaństwu, w czym przewyższają Niemców”, wierzą nie w Pismo Święte, ale w to, co „podyktuje im kaprys”.
Ludwik sypał spostrzeżeniami jak z rękawa. A może raczej nie spostrzeżeniami, tylko obelgami. Polacy byli też, jak twierdził, skąpi, próżni, przesadnie ambitni. Czy coś ratowało ich przed zupełnym odsądzeniem od czci i wiary? Jedynie perspektywy.
Jedyna zaleta?
Książę dokonał szczegółowych wyliczeń, snuł szeroko zakrojone projekty. Doszedł do przekonania, że podstępem i zapobiegliwością dałoby się podwoić dochody skarbu królewskiego, poskromić elity, dać królowi realną, samodzielną władzę. Potem zaś podbić sąsiednie kraje, wykorzystując pewien prymitywizm, nieokrzesanie, ale też wielką zapalczywość Polaków.
Reklama
Katarzyna Medycejska nie zrobiła już żadnego użytku z tych buńczucznych wizji. Zanim do Luwru dotarła przesyłka nadana z Wiednia, umarł starszy syn królowej, władca Francji Karol IX Walezjusz.
Na wieść o zwolnieniu tronu Henryk Walezy potajemnie uciekł z Polski. A wszelkie plany, jakie wiązano z jego obecnością nad Wisłą, natychmiast legły w gruzach.
***
Powyższy tekst stanowi fragment mojej nowej książki poświęconej niezwykłym kobietom XVII stulecia i wpływowi, jaki wywarły na tę epokę przepychu i upadku. Damy srebrnego wieku kupicie na Empik.com.