W trakcie zimnej wojny nad Europą przez kilkadziesiąt lat wisiało widmo konfliktu zbrojnego między siłami Układu Warszawskiego i NATO. Ufni w swoją potęgę militarną Sowieci już od początku lat 60. XX wieku snuli plany ewentualnej inwazji na Zachód. Oto jaką rolę miało odegrać w niej ludowe Wojsko Polskie.
Powołany do życia w 1955 roku Układ Warszawski był odpowiedzią Związku Sowieckiego na utworzenie kilka lat wcześniej pod auspicjami Stanów Zjednoczonych NATO.
Reklama
W teorii ZSRS oraz jego satelickie państwa zobowiązywały się rozwiązywać ewentualne spory z innymi państwami „za pomocą pokojowych środków, aby międzynarodowy pokój i bezpieczeństwo nie zostały zagrożone”. W praktyce jednak sojusz militarny pomyślany został jako narzędzie umożliwiające Moskwie dalszą ekspansję terytorialną.
Front Nadmorski czyli Front Polski
Od początku zakładano, że będzie musiało dojść do konfliktu zbrojnego z Zachodem. Mimo że główny ciężar natarcia miała na siebie wziąć Armia Sowiecka, to komunistyczni planiści przewidywali również znaczny udział żołnierzy Wojska Polskiego w przyszłej operacji.
O tym, jak dokładnie miał on wyglądać możemy się przekonać między innymi dzięki ćwiczeniom wojsk Układu Warszawskiego z 1961 roku o kryptonimie „Burza”.
Co prawda w planach nie było jeszcze mowy ściśle o Froncie Polskim, a o Froncie Nadmorskim, ale tworzyły go jednostki 1 oraz 2 Armii Wojska Polskiego wywodzące się z pomorskiego i śląskiego okręgu wojskowego.
Obszar polskich działań operacyjnych obejmował północne tereny RFN i państwa Beneluksu. Zgodnie z tym, co pisze doktor Lech Kowalski w książce pt. Bracia Moskale a Układ Warszawski podczas manewrów pierwsi uderzali „imperialiści” z NATO. Gdy jakimś trudnym do wyjaśnienia sposobem udało się ich zatrzymać, strona sowiecka przechodziła do kontruderzenia.
Reklama
Uderzenie wsparte bronią atomową
W tym wariancie polskie natarcie ruszało „z terenów zachodniej Meklemburgii w kierunku na Hamburg i Szlezwik-Holsztyn”.
Gdyby szczęście dopisało, to po 2–3 dniach walk przewidywano rozbicie wojsk niemiecko-duńskich z Jutlandzkiego Korpusu Armijnego NATO – i osiągnięcie rubieży Łaby oraz dotarcie do granicy duńsko-niemieckiej. Z kolei w drugiej fazie ofensywy wspomniane armie polskie – walczące w strukturach Frontu Nadmorskiego – miały sforsować Łabę, by następnie rozwinąć powodzenie natarcia w celu dotarcia na rubieże Mozy lub Renu.
Natomiast inne zadania przewidziano dla 4 Armii WP utworzonej na bazie wojsk z Warszawskiego Okręgu Wojskowego (WOW). Ten okręg zawsze był w strukturach LWP najmniej liczny (utrzymywano jedynie 30 proc. stanu planowanego na wypadek „W”) i doposażony sprzętowo (uzbrojenie starszych generacji) – tak też prezentowała się wspomniana 4 Armia. Stąd padła propozycja wzmocnienia jej działań poprzez wsparcie uderzeniami jądrowymi na kierunku jej natarcia.
Celami ataków z wykorzystaniem broni atomowej miały być w Niemczech Zachodnich między innymi Hanower, Brunszwik, Kilonia oraz Brema. Z kolei w Danii miejscowości Esbjerg i wyspa Zelandia. Po takim przygotowaniu 4 Armia WP miała opanować Półwysep Jutlandzki, wyspy duńskie, a w końcu całą Danię.
Nierealny plan
Lech Kowalski nie ma żadnych wątpliwości, że powyższy plan był całkowicie nierealny.
Wojska natowskie, z którymi w teorii przyszłoby zmierzyć się siłom Frontu Nadmorskiego, były o wiele lepiej wyszkolone i uzbrojone niż polskie jednostki.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Co więcej, wykorzystanie broni atomowej mogłoby spowodować ogromne straty również wśród atakujących. Tak właśnie stało się w 1954 roku podczas ćwiczeń z użyciem bomby atomowej na poligonie Tockoje, gdzie na skażony teren rzucono około 45 tysięcy sowieckich żołnierzy.
Wykorzystanie polskich jednostek na – teoretycznie słabszym – kierunku północnym wynikało z obaw o jakość armii znad Wisły, ale nie tylko. Jak pisze autor książki Bracia Moskale a Układ Warszawski sowieckie dowództwo obawiało się też, że „polscy żołnierze niechętnie będą walczyli z wojskami angielskimi, amerykańskimi czy francuskimi, a do walk z Bundeswehrą nie będzie trzeba ich popędzać”.
Reklama
Siły Frontu Polskiego
W wersji planu przyszłej wojny z 1965 roku, który zatwierdził Komitet Obrony Kraju, Front Polski miał się składać ze:
1. Sztabu Frontu, któremu bezpośrednio podlegały cztery brygady artylerii rakietowej, dwie dywizje zmechanizowane, dywizja powietrznodesantowa, dywizja artylerii przeciwlotniczej, dziesięć brygad, w tym inżynieryjno-saperskie, saperskie, pontonowe, drogowe, kolejowe, mostowe.
2. Trzech armii ogólnowojskowych w składzie: czterech dywizji pancernych o pełnej gotowości bojowej w czasie „P”, dziesięciu dywizji zmechanizowanych, w tym czterech o pełnej gotowości bojowej i sześciu skadrowanych na okres „P”, dwóch dywizji artylerii przeciwlotniczej, sześciu brygad, w tym m.in. artylerii, saperów, dziesięciu pułków, m.in. łączności, artylerii, pontonowych.
3. Armii Lotniczej składającej się z: dywizji lotnictwa myśliwskiego w składzie czterech pułków, dwóch dywizji myśliwsko-szturmowych oraz siedmiu pułków lotniczych (rozpoznawczego, bombowego, transportowego, łącznikowego i sanitarnego).
Reklama
4. Wojsk Obrony Powietrznej Kraju (OPK) w składzie: trzech sztabów korpusów OPK, dwudziestu czterech dywizjonów rakietowych, jedenastu pułków lotnictwa myśliwskiego, pięciu samodzielnych pułków artylerii OPK, dziesięciu batalionów radiotechnicznych.
5. Marynarki Wojennej w składzie: dwóch baz morskich, jednego dywizjonu nabrzeżnej artylerii rakietowej oraz 84 jednostek pływających różnych typów.
Blisko milion żołnierzy
Łącznie dawało to 270 tysięcy żołnierzy i oficerów. W kolejnych latach liczba etatów wojskowych ulegała jednak ciągłym zmianom. Jak podaje doktor Kowalski „w 1967 roku front liczyłby 273 500 żołnierzy; w 1968 – jedynie 231 tys.; w 1969 – 289 tys.; w 1970 – 296 tys. (ale przewidywano zwiększenie wojsk nawet do 578 tys.)”.
Z kolei założenia z połowy lat 80. mówiły o tym, że Polska Ludowa na „okres wojny miałaby wystawić od 835 tys. do 930 tys. żołnierzy, w tym Wojska Wewnętrzne (WW) – 175 tys.”. W pierwszym uderzeniu planowano wykorzystać zaś nawet 400 tysięcy żołnierzy.
Reklama
To z kolei zdaniem autora książki Bracia Moskale a Układ Warszawski doprowadziłoby „polską gospodarkę do postępującej zapaści, a ostatecznie do ruiny”. Komunistycznej Polski nigdy bowiem „nie było stać na utrzymywanie takiej masy wojsk, co najwyżej 100–150-tysięcznej armii”.
Dla Moskwy rzecz jasna nie miałoby to najmniejszego znaczenia. Liczyło się tylko zwycięstwo w ewentualnym konflikcie. Na szczęście nigdy do wybuchu wojny nigdy nie doszło, dzięki czemu kompletnie nierealistyczne plany nie zostały wprowadzone w życie.
O sowieckim dyktacie narzuconym przez braci moskali
Bibliografia
- Lech Kowalski, Bracia Moskale a Układ Warszawski, Wydawnictwo Fronda 2023.