Normą wśród wczesnych Słowian były domy wkopane w ziemię, zagłębione, a więc ziemianki. Decydowali się na nie zwłaszcza mieszkańcy obszarów obecnej Ukrainy, Małopolski, Śląska, Słowacji czy Czech. Taka forma nie była przypadkowa. Choć już we wczesnym średniowieczu budziła konsternację wśród przybyszów z dalekich krajów.
Perski obieżyświat Ahmed ibn Rusteh, który przemierzał wschodnią Słowiańszczyznę na początku X stulecia, tak pisał o domostwach, jakie oglądał w mijanych wiejskich osadach:
Reklama
W kraju tym zima jest bardzo surowa i tak bardzo ludziom doskwiera, że każdy wykopuje dla siebie norę na podobieństwo dzikich zwierząt i nakrywa ją dachem z drzewa. I wtedy wchodzi do środka razem z całą swoją rodziną, zabierając sporo polan, drzewa oraz kamienie i rozpala tam ogień. I oni przebywają w tych domach aż do wiosny.
Zalety podziemnych domostw
Komentarz, choć zdawkowy, jasno ukazuje uprzedzenia autora. Rozwiązania, które były dla niego obce i nie do końca zrozumiałe odruchowo brał za prymitywne, nawet na poły zwierzęce.
Pewne rozbawienie może budzić z kolei reakcja ibn Rusteha na mrozy, które dla Słowian były zjawiskiem wprawdzie uciążliwym, ale zwyczajnym, natomiast dla przybysza z pustynnych okolic Isfahanu wydawały się czymś wprost sprzecznym z prawami natury.
Poza tym podróżnikowi domy myliły się z łaźniami, natomiast jego sugestia, że Słowianie korzystali z zagłębionych siedlisk jak z bunkrów, i nie wyściubiali z nich nosów aż do wiosny, brzmi tak bzdurnie, że nawet nie trzeba jej komentować. Warto natomiast zwrócić uwagę na trzon opowieści. W najważniejszych kwestiach perski geograf się bowiem nie mylił.
Domy wkopane w ziemię były normą wśród wczesnych Słowian, zwłaszcza tych ze strefy środkowej: z obszarów obecnej Ukrainy, Małopolski, Śląska, Słowacji czy Czech. Ibn Rusteh trafnie określił też najważniejszą przyczynę, dla której decydowano się właśnie na takie budowle.
Reklama
Podziemne izby zapewniały zimą dobrą izolację przed mrozem. Latem z kolei mogły skutecznie chronić lokatorów przed upałem, a żywność przed szybkim zepsuciem.
Jak głębokie były słowiańskie chaty?
W celu zbudowania dla siebie domu słowiańska rodzina po pierwsze wyznaczała odpowiednie miejsce, zwykle o kształcie kwadratu o boku około 3 lub 4 metrów. Z jakiegoś względu najbardziej ceniono budowle, w których wszystkie ściany były równej długości.
Na oczyszczonym gruncie wykonywano wykop. Przy użyciu prostych łopat, raczej drewnianych niż żelaznych, praca przebiegała mozolnie, uznawano ją jednak za nieodzowną. Dno zagłębienia miało służyć za podłogę budynku, natomiast jego boki za część ścian.
Nie jest całkiem jasne, do jakiej głębokości starano się dotrzeć. Na miejscu niegdysiejszych wiosek archeolodzy natrafiają zwykle na wykopy przynajmniej półmetrowe, często zaś metrowe lub nawet nieco głębsze. Jak podaje Sylwia Cygan na terenie Polski i Czech średnia wynosi 85 centymetrów. Ale to dystans liczony od obecnego poziomu gruntu.
Pierwotnie podłogi większości domów znajdowały się zapewne niżej. Erozja, powodowana wylesieniem i długotrwałą orką prowadziła bowiem z upływem wieków do stopniowego wypłukiwania gleby. Do takiego zjawiska dochodziło powszechnie, na całej Słowiańszczyźnie i nie tylko.
Reklama
Na wielu wsiach we wczesnym średniowieczu grunt był położony wyżej niż teraz. Na dobrą sprawę nie da się więc zatrzymać pośrodku jakichś wykopalisk i zadumać nad faktem, że stoi się w tym samym miejscu, w którym 1400 lat temu stali pierwsi słowiańscy rolnicy. To nieprawda. Jest bardzo prawdopodobne, że oni stali na przykład trzydzieści centymetrów wyżej.
Najważniejsze reguły słowiańskiego budownictwa
Wykop głęboki na metr wymagał usunięcia przynajmniej kilkunastu ton ziemi. Potem można było postępować na różne sposoby. Zachowane resztki słowiańskich chat wskazują, że nie istniała jedna standardowa forma domu czy nawet jedna technika, którą powszechnie by stosowano.
Znajduje się ślady po chatach z jednym albo dwoma głównymi filarami, ale też takie, gdzie słupów pierwotnie podtrzymujących konstrukcję można namierzyć choćby i osiem. A także takie, gdzie nie widać ani jednego filaru.
Wydaje się, że Słowianie przykładali wagę przede wszystkim do zagłębienia budynku i do prostopadłego układu ścian – w regionie nie było niemal żadnych gmachów na planie koła, albo z wygiętymi bokami. Co do reszty, decydowały miejscowe warunki, chwilowe potrzeby, umiejętności, albo po prostu gust „inwestora”. Zupełnie jak dzisiaj.
Błędne wyobrażenia o domostwach wczesnych Słowian
Domy pierwszych Słowian tradycyjnie wyobrażano sobie przede wszystkim jako chaty zrębowe. Takie, w których ściany były wykonywane z bali układanych jeden na drugim i łączonych „na zakładkę” w narożnikach. Budowle tego typu można łatwo poznać po tak zwanych ostatkach – końcach pni czy też belek wystających poza krawędź każdej ściany.
Technika zrębowa była znana od czasów przeddziejowych, a w różnych częściach Słowiańszczyzny stosowano ją chętnie na wsiach nawet w drugiej połowie XX wieku. Dzisiaj w tradycyjnym budownictwie drewnianym też wraca się do opisanej metody. Poza tym właśnie chaty zrębowe można oglądać w przeróżnych rekonstruowanych osadach czy grodach słowiańskich, które ostatnio stanowią popularną atrakcję turystyczną w Polsce.
Reklama
Fakt, że twórcy muzeów na wolnym powietrzu wybierają taką formę budowli nie powinien dziwić. Archeolodzy nie mają wątpliwości co do tego, że chaty zrębowe faktycznie budowano na wczesnej Słowiańszczyźnie. Na ich wyraźne ślady natrafia się zwłaszcza w różnych grodziskach. Także na wsiach przynajmniej część budowli już pierwotnie stawiano „na zrąb”. Ale raczej nie większość.
Technika zrębowa mogła się dobrze sprawdzać w przypadku domów tylko nieznacznie zagłębionych w ziemi, a więc takich, które w nauce określa się mianem półziemianek. Domy głębsze były jednak nie półziemiankami, ale ziemiankami. Żyło się w nich pod powierzchnią, na tyle nisko, że ściany boczne nie musiały prawie wystawać ponad grunt. I nie wymagały solidnego szkieletu.
Szałas, a nie dom ze skansensu
Świetny polski znawca tematu archeolog Zbigniew Kobyliński przekonuje, że najbardziej typowa chata z pierwszych stuleci Słowiańszczyzny była konstrukcją wyraźnie prostszą, niż się zwykle sądzi. Przypominała nie XIX-wieczny dom ze skansenu, ale raczej szałas.
Zdaniem profesora z UKSW w Warszawie Słowianie wkopywali domy także po to, by unikać konieczności wznoszenia wysokich, pełnych ścian. Jeśli podłoga znajdowała się jakieś 70 lub więcej centymetrów poniżej ziemi, to należy się domyślać, że ściany boczne w ogóle nie były widoczne z zewnątrz i nie miały znaczenia konstrukcyjnego.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Wyciągano je ponad poziom gruntu tylko po to, by zapewnić lepszą izolację i ochronę przed szkodnikami. Dwuspadowy dach budynku dochodził jednak do ziemi, opierał się na niej i zasłaniał boki domu.
Szczelnie zabudować trzeba było przede wszystkim przód i tył chaty. Ale nawet w tym celu nie były konieczne pełne bale drzew. Do podtrzymania dachu mogły wystarczyć dwa pionowe słupy i jeden poprzeczny, biegnący wzdłuż kalenicy. Co zaś do ścian, dało się je wykonać chociażby z wyplatanych giętkich gałęzi, następnie uszczelnionych gliną.
Reklama
Dom bez okien
Ziemianki kryto strzechą, czyli wiązkami słomy lub trzciny. Wprawdzie żaden taki dach z epoki się nie zachował, ale sama technika wymuszała wybór określonych rozwiązań. Najprostsza strzecha niekoniecznie była trwała, nie mogła udźwignąć ciężkich zwałów śniegu, a i jej szczelność pozostawiała nieraz sporo do życzenia.
Dla uniknięcia przecieków i gnicia należało dbać o szybki odpływ wody deszczowej. Budynki w słowiańskich wioskach były więc zapewne strzeliste. Od poziomu ziemi do kalenicy typowy dom mógł mierzyć około dwóch metrów, ale od zagłębionej podłogi – już trzy.
Tym samym stojąc pośrodku lepianki Słowianin miał nad głową sporo więcej przestrzeni niż lokator typowego mieszkania lub domu w XXI wieku. Dzisiaj przecież stropy zawiesza się zwykle na wysokości około 250 centymetrów.
Wysoki dach był potrzebny jeszcze z jednego względu. Wiejskie chaty z wczesnego średniowiecza nie miały kominów. Słowiańskie, zagłębione domostwa nie miały poza tym też z reguły żadnych okien.
Reklama
Dym wydobywał się z pieca lub paleniska i rozchodził po wnętrzu budynku.
Aby mieszkańcy się nie udusili i aby w ogóle było możliwe gotowanie lub ogrzewanie przy zamkniętych drzwiach, każda ziemianka lub półziemianka musiała obowiązkowo posiadać dymniki. Były to spore dziury o trójkątnym kształcie, umieszczone u szczytu ścian, bezpośrednio pod przełamaniem dachu.
Jak trudno było zbudować słowiańską ziemiankę?
Ogółem konstrukcja typowej słowiańskiej ziemianki była na tyle prosta, że chatę dało się wznieść bardzo szybko i ograniczonym nakładem pracy.
Szacuje się, że do budowy wczesnosłowiańskiego domu wystarczały dwie osoby. Jeśli zaś pracowano w trójkę, całe przedsięwzięcie nie zajmowało raczej dłużej niż 3 lub 4 tygodnie. W marcu była więc leśna polana, w kwietniu już gotowe i zamieszkane domostwo.
****
Artykuł powstał na podstawie mojej nowej książki pt. Cywilizacja Słowian. Prawdziwa historia największego ludu Europy (Wydawnictwo Poznańskie 2023). To wnikliwe spojrzenie na początki Słowiańszczyzny, wykorzystujące najnowsze ustalenia naukowe. Poznaj życie codzienne, obyczaje i zagadkowe pochodzenie naszych przodków. Pozycja już dostępna w przedsprzedaży.