Termin przedmoście rumuńskie nierozerwalnie wiąże się z ostatnim etapem kampanii wrześniowej 1939 roku. Ale właściwie czym ono było? Jaki obszar miało obejmować i czy dla dowództwa Wojska Polskiego naprawdę posiadało aż tak kluczowe znaczenie, jak przypisuje mu obecnie większość historyków?
Przedmoście to rejon na nieprzyjacielskim brzegu rzeki opanowany przez wojska własne. Przedni skraj wybierany jest w odległości niepozwalającej prowadzić przez nieprzyjaciela artyleryjskiego ognia obserwowanego na powierzchnię wody i stworzenia tym samym warunków do przeprawy na przeciwległy brzeg dalszych sił i środków w celu rozwinięcia natarcia. Podczas wycofania utrzymywanie przedmościa umożliwia wyprowadzenie wojsk za przeszkodę wodną.
Reklama
Koncentracja w Małopolsce Wschodniej
Zgodnie z rozkazem naczelnego wodza z 11 września 1939 roku Wojsko Polskie zamierzano skoncentrować na bliżej nieokreślonym obszarze Małopolski Wschodniej, „by połączenia z Rumunią były utrzymane”. Nieco dokładniej teren określił dowódca Frontu Południowego, generał Kazimierz Sosnkowski: od zachodu i północy miał być ograniczony linią biegnącą od źródeł Dniestru do Lwowa i dalej zakręcającą w stronę Krzemieńca.
Generał Sosnkowski uznał, że warunkiem sukcesu będzie utrzymanie się Lwowa przez dwa tygodnie (do 25 września). Odleciał zatem do Armii „Małopolska”, żeby uniemożliwić Niemcom zdobycie miasta, pozostawiając resztę obowiązków innym. Na szczęście wykazali się oni jeszcze większą inicjatywą.
Inicjatywa generała Kasprzyckiego
Jeszcze zanim wódz naczelny wydał rozkaz o koncentracji w Małopolsce Wschodniej, obszar ten zaczął być umacniany przez generała Tadeusza Kasprzyckiego. To właśnie jemu – jako ministrowi spraw wojskowych – podlegał tzw. obszar krajowy. (Na „obszarze operacyjnym” toczyły się walki i podlegały one dowódcom armii.)
9 września minister rozpoczął organizowanie z żandarmerii, policji oraz kompanii asystentacyjnych wielu barier, mających służyć do zatrzymania i zorganizowania maruderów i dezerterów uchodzących na wschód. Bariera taka została rozpostarta między innymi wzdłuż rzeki Stryj – jednego z prawych dopływów Dniestru.
Reklama
Wyznaczono ją nie dlatego, że Stryj miał jakieś większe znaczenie taktyczne niż pozostałe dopływy Dniestru, tylko dlatego, że rzeka ta… stanowiła granicę pomiędzy okręgami korpusów: X (przemyskim) na zachodzie a VI (lwowskim) na wschodzie. Jako że linia górnego Dniestru została przekroczona przez Niemców już 11 września – nb. bez żadnych negatywnych dla Polaków konsekwencji – tak więc leżący dalej na wschód Stryj stał się 13 września główną pozycją obronną. (13 września podjęto bowiem decyzję o uznaniu za obszar operacyjny całej Rzeczypospolitej.)
Trzy kręgi przedmościa rumuńskiego
W tym dniu marszałek Edward Śmigły-Rydz podjął również inne decyzje. Do tej pory w naczelnym dowództwie bardzo optymistycznie patrzono na sytuację, uważano, że front utrzyma się na Polesiu i Lubelszczyźnie, Wiśle i Sanie. 13 września przeważyło myślenie skrajnie pesymistyczne: linię obronną wyznaczono na linii rzek Stryj i Dniestr, ale wojska miały iść jeszcze dalej.
Te z północy miały ewakuować się po linii Tarnopol–Śniatyn, a z zachodu – po linii Lwów–Kołomyja. Śniatyn i Kołomyja to miasta leżące nad Prutem. Rzeka ta była obwodem półkola o promieniu 30 kilometrów, którego średnicę stanowiła rumuńska granica.
To właśnie tutaj miał znajdować się ostatni polski bastion. Były to tereny trzech powiatów, około 2000 kilometrów kwadratowych zamieszkanych przez blisko 200 000 ludzi (głównie zresztą Rusinów).
W ten sposób wyznaczono niejako trzy kręgi przedmościa rumuńskiego. Pierwszy, biegł linią górnego Dniestru do Lwowa i dalej zakręcał w stronę Krzemieńca. Drugi – przyjęty w polskiej literaturze jako „przedmoście rumuńskie”, co nie jest terminem właściwym merytorycznie – biegł rzeką Stryj do Dniestru i dalej na wschód. Wreszcie trzeci, wzdłuż Prutu, był ostatnim polskim bastionem i stanowił faktyczne przedmoście granicznej rzeki Czeremosz.
Wcale nie tak kluczowe?
Przedmoście rumuńskie było więc nie tylko bardzo nieprecyzyjnym terminem, lecz miało także dla dowódców Wojska Polskiego dużo mniejsze znaczenie, niż się dziś mu przypisuje. Było jednym z wielu pojawiających się pomysłów, a jego sława wynika z tego, że było pomysłem ostatnim przed sowieckim najazdem.
Po bardzo pesymistycznym 13 września nadszedł bardzo optymistyczny wieczór 16 września, więc być może już 17 września zdecydowano by się na znaczne rozszerzenie bronionego terytorium. Być może obroną objęto by teren znacznie mniejszy.
Pole manewru marszałka Śmigłego-Rydza i jego sztabu stawało się całkiem duże, tym bardziej że możliwości Niemców stawały się coraz bardziej ograniczone.
Reklama
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Tymoteusza Pawłowskiego pod tytułem Sowieci nie wchodzą. Polacy mogli wygrać w 1939 roku. Ukazała się ona w 2020 nakładem Wydawnictwa Fronda.
Czy Wojsko Polskie mogło wygrać w 1939 roku?
Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.
1 komentarz