Przez wieki ten grzyb był zmorą rolników. Odkrycie jego właściwości odmieniło życie ubogich chłopów

Strona główna » II wojna światowa » Przez wieki ten grzyb był zmorą rolników. Odkrycie jego właściwości odmieniło życie ubogich chłopów

Sporysz przez wieki stanowił zmorę rolników uprawiających zboże. Spożycie nasion roślin zaatakowanych przez pasożytniczego grzyba niosło z sobą szereg konsekwencji, takich jak halucynacje, przykurcze mięśni a nawet martwica tkanek. W latach 20. i 30. XX wieku badacze z firmy Sandoz odkryli jednak praktyczne zastosowanie alkaloidów zawartych w sporyszu. Całkowicie odmieniło to życie ubogich szwajcarskich rolników z wyżyny Emmental, o czym pisze w swojej książce Norman Ohler.

W 1935 roku dwudziestodziewięcioletni wówczas Albert Hofmann kontynuował badania nad pasożytniczym grzybem, które jego szef Arthur Stoll przerwał 10 lat wcześniej wraz z opracowaniem Gynergenu.


Reklama


Odkrycie przez Hofmann Metherginy

Tymczasem laboratoria w Anglii i Stanach Zjednoczonych nadrobiły zaległości w eksperymentach ze sporyszem i wyizolowały charakterystyczne jądro występującego w nim alkaloidu o nazwie kwas lizergowy.

Hofmann twierdził, że jeśli firma Sandoz chce utrzymać swoją przewagę, badania muszą być kontynuowane również w Bazylei. Stoll początkowo zareagował sceptycznie, gdy jego podwładny próbował ingerować w obszar jego zwierzchnictwa i ośmielał się sięgać po „nadzwyczaj delikatną, łatwo rozpadającą się substancję”: „Ostrzegam pana przed kłopotami”. Ostatecznie uległ naciskom: „Jeśli jednak chce pan tego, proszę spróbować jeden raz”.

Albert Hofmann na zdjęciu wykonanym w 1993 roku (Philip H. Bailey/CC-BY-SA 2.5).
Albert Hofmann na zdjęciu wykonanym w 1993 roku (Philip H. Bailey/CC-BY-SA 2.5).

Hofmann natychmiast zamówił pół grama ergotaminy z magazynu Sandoza. Zanim otrzymał zamówioną substancję, dotarł do niego sam Stoll – poza tą jedną wizytą nie pojawiał się więcej w laboratorium i zbeształ swojego chemika: „Jeśli chce pan pracować z alkaloidami sporyszu, musi się pan zapoznać z metodami mikrochemii.

To nie w porządku, że zużywa pan tak dużą ilość mojej cennej ergotaminy do swoich eksperymentów”. Stoll poinstruował przy tym Hofmanna, aby zrezygnował z izolowania kwasu lizergowego i nie oddzielał ergotaminy. Ale właśnie w tym działaniu Hofmann dostrzegał potencjał farmakologiczny. Gdy tylko Stoll opuścił laboratorium, mężczyzna o mocnym podbródku usiadł i ignorując polecenia swojego szefa, wyizolował kwas lizergowy, aby wykorzystać go jako materiał wyjściowy dla nowych związków chemicznych.

Pierwszym wielkim sukcesem Hofmanna było wyprodukowanie Metherginy, która przyćmiła Gynergen Stolla zarówno pod względem intensywności, jak i czasu działania. Zapoczątkowała również trwającą całe życie rywalizację między tymi dwoma mężczyznami. Jako niezawodny środek obkurczający macicę i środek hemostatyczny Methergina jest nadal stosowana podczas porodów na całym świecie. (…)

Potrzeba więcej sporyszu

Dzięki triumfowi Metherginy Alberta Hofmanna w firmie Sandoz gwałtownie wzrósł obrót produktami wytwarzanymi ze sporyszu. Firma wprowadzała na rynek coraz więcej środków na bazie alkaloidów grzyba zbożowego: Hydergin na zaburzenia krążenia obwodowego oraz zaburzenia wydajności mózgu w starszym wieku, Cafergot, Dihydergot i Deseril na migrenę, Dihydroergotamin do zwalczania bólów głowy, półpaśca i neuralgii nerwu trójdzielnego, Bellergal jako środek nasenny i uspokajający, Parlodel stosowany w leczeniu choroby Parkinsona.


Reklama


Wszystkie te leki były owocami działalności laboratorium chemii naturalnej, w którym pracował Albert Hofmann, i na przestrzeni lat przyniosły firmie setki milionów zysku.

Na gruncie tego rosnącego sukcesu pojawił się też problem, mianowicie coraz większe zapotrzebowanie na sporysz. Dotychczasowe eksploatowanie dzikich zbiorów w Hiszpanii i Portugalii było uciążliwe, kosztowne i przynosiło marne zbiory.

Tekst stanowi fragment książki Normana Ohlera pt. Odurzeni. Naziści, CIA i sekretna historia psychodelików (Wydawnictwo Poznańskie 2024).
Tekst stanowi fragment książki Normana Ohlera pt. Odurzeni. Naziści, CIA i sekretna historia psychodelików (Wydawnictwo Poznańskie 2024).

– Aby dysponować odpowiednio dużymi ilościami sporyszu, firma Sandoz pod koniec lat trzydziestych dwudziestego wieku zmieniła swoje podejście – objaśniał [doktor] Beat [Bächi], podczas gdy wciąż oddalaliśmy się od górskiej hali. – Decydującą rolę odegrał w tym Emmental. Widzisz tę mgłę między wzgórzami? To trudny do zagospodarowania krajobraz.

Idealne miejsce do uprawy

Zbocza są strome, powierzchnia użytkowa niewielka, często poniżej jednego hektara. Jest dużo cienia. Rano zboże pokrywa gęsta rosa, a wieczorem utrzymuje się ta uporczywa mgła. Biedna okolica, protestancka. Dzieci od zawsze musiały tu pracować. W przeciwnym razie nie byłoby możliwe zapewnienie rodzinom utrzymania. Ale zgodnie z kalkulacjami prowadzonymi przez firmę Sandoz właśnie tutaj miałaby się udać uprawa cennej trucizny na dużą skalę, ponieważ wilgotny klimat sprawia, że zboża często atakuje sporysz. (…)


Reklama


Pod koniec lat trzydziestych delegacja z Bazylei otworzyła w małej pipidówce o nazwie Weiher tzw. biuro sporyszu. Jego kierownik, zapalony myśliwy Max Schori, rozbijał się odtąd po okolicy swoim jaguarem, zawsze z pistoletem i psem myśliwskim u boku. Jego zadaniem było przekonanie miejscowej ludności do kontrowersyjnego przedsięwzięcia, by zamiast uprawiać pożywne zboże zajęła się wzgardzonym sporyszem, którego ludzie unikali i nienawidzili przez wieki.

To oczywiście nie było łatwe. „Należy przede wszystkim wziąć pod uwagę strach rolników i ich stosunek do wszystkiego, co nowe”, czytamy w liście, który dotarł do Arthura Stolla z Emmental. Miejscowi obawiali się, że uprawa przyniesie nieszczęście i długotrwałe skażenie gleby, jeśli wiatr rozwieje sporysz po okolicy.

Arthur Stoll na zdjęciu wykonanym około 1950 roku (domena publiczna).
Arthur Stoll na zdjęciu wykonanym około 1950 roku (domena publiczna).

Potrzebna była zgoda władz

Ponadto fakt, że Sandoz wzbraniał się przed wzięciem odpowiedzialności za ewentualne szkody mogące powstać na sąsiednich polach, nie zwiększał zaufania do tego pomysłu. Był jeszcze jeden powód, dla którego rolnicy uznawali wymagania firmy farmaceutycznej za trudne do przyjęcia.

Począwszy od 1940 roku, z chwilą, gdy druga wojna światowa ogarnęła cały kontynent, Konfederacja Szwajcarska ogłosiła tzw. „bitwę o uprawy”, która zobowiązywała wszystkich szwajcarskich producentów żywności do zwiększania produkcji artykułów spożywczych. Wojenny Urząd ds. Wyżywienia w Bernie (Kriegsernährungsamt) musiał wyrazić zgodę na to przedsięwzięcie, uznając „wielkie znaczenie gospodarcze” sporyszu.


Reklama


Znaczenie to miało być większe niż ewentualne straty w zbiorach przy produkcji zbóż3. Co więcej, Stoll przedstawił gotowy argument, który ostatecznie przekonał miejscowych rolników: „fabryka”, jak nazwał Sandoza, płaciła za sporysz wielokrotność ceny żyta, do 20 franków za kilogram.

Życie chłopów uległo całkowitej zmianie

Przestawienie na produkcję grzybów zbożowych zmieniło w zacofanym Emmentalu dosłownie wszystko. To, co Sandoz realizował tutaj, było niczym innym jak rewolucją agrochemiczną, której skutki miały wpływ nie tylko na Szwajcarię. W grę wchodziła tu najważniejsza jak dotąd uprawa roślin leczniczych w Europie Środkowej. W oczach chemików z Bazylei stary dobry rolnik przemieniał się tym samym w dostawcę dla przemysłu farmaceutycznego, stając się trybikiem w łańcuchu przetwarzania.

Malownicze widoki wyżyny Emmental (JoachimKohler-HB/CC BY-SA 4.0).
Malownicze widoki wyżyny Emmental (JoachimKohler-HB/CC BY-SA 4.0).

Najbardziej zaskakujące dla rolników było to, że firma sama dostarczała materiał siewny dla zbóż, które miały być zaatakowane przez sporysz. Materiał ten to Kluser Roggen Spezial, wyhodowany w tym celu w rolniczej stacji badawczej Sandoza: KlusHof. Ze swoimi długimi kłosami i mocnymi źdźbłami był on bardziej niż inne odmiany narażony na inwazję grzyba.

Firma farmaceutyczna zgłosiła nawet na niego wnioski patentowe, co było wówczas nowością, a rolnikom nie wolno było wykorzystywać nasion do innych celów ani ich sprzedawać. Musieli też zamawiać je bezpośrednio od firmy Sandoz, w przeciwnym razie nie mogliby uczestniczyć w lukratywnej uprawie. Nawożenie upraw również nadzorowali biznesmeni z miasta: zalecano nawóz fosforowy produkowany przez firmę Sandoz, a także środek ochrony roślin Extar, środek owadobójczy Sandolin, również produkt Sandoza, oraz Kupfer Sandoz, który działał przeciwko szkodnikom.


Reklama


Niezbędna była standaryzacja

Miejscowi musieli najpierw nauczyć się prawidłowego zaszczepiania. Sporysz był opłacalny tylko wtedy, gdy uprawiano go na dużą skalę i gdy dochodziło do „niezawodnej masowej infekcji”. Dorastające emmentalskie dziewczyny z blond warkoczami, jeszcze niedawno niewinne wieśniaczki, zostały wyposażone w pistolety do szczepień i wysłane w pola. Tam wstrzeliwały grzybnię w zagłębienia kwiatowe zboża.

Mężczyźni z firmy Sandoz dostarczali w teczkach szczepionkę w postaci białego proszku, którego składu nie podawali do wiadomości. Zaangażowanych w tę akcję było ośmiu „szefów okręgowych” oddelegowanych przez centralę, trzydziestu czterech „asystentów maszyn”, trzy osoby do „technicznego nadzoru maszyn”, trzydzieści jeden maszyn do szczepień.

Sporysz w kłosie żyta (Rasbak./CC BY-SA 3.0).
Sporysz w kłosie żyta (Rasbak./CC BY-SA 3.0).

Po górskich serpentynach, w górę i w dół krążyło szesnaście jeepów i kilka motocykli, a piętnaście traktorów sporyszowych z proporczykami Sandoza i okrągłymi reflektorami obsługiwali na zboczach specjalnie wyznaczeni „szefowie maszyn”.

– Wszystko po to, aby standaryzowana intensywna odmiana zboża rosła optymalnie i przynosiła maksymalne plony, bez względu na to, jak strome było zbocze albo podłoże – mówił Beat, gdy schodziliśmy niżej, docierając na pole, które chciał mi pokazać.


Reklama


Niekończące się i monotonne zajęcie

Nie było duże, miało może pół hektara i rozpościerało się przed nami czarne niczym noc. Rosło na nim żyto, wysoko nad naszymi głowami. Złapałem jedną z łodyg, przeciągnąłem po niej dłonią, ostrymi krawędziami rośliny przeciąłem skórę, cofnąłem się. Przez chwilę patrzyłem ze zdziwieniem na swoją rękę, z której sączyła się cienka czerwona struga.

– Selekcjonowanie sporyszu było [zajęciem] niekończącym się i monotonnym – usłyszałem głos Beata. – Ale Sandozowi to gigantyczne przedsięwzięcie się udało. We wczesnych latach czterdziestych we wszystkich częściach Emmental, a także po drugiej stronie, na obszarach w głębi gminy Lucerna, osiągano takie same wyniki.

Dom chłopa z Emmental na rysunku z przełomu lat 20. i 30. XX wieku (Rosemarie Wyss/domena publiczna).
Dom chłopa z Emmental na rysunku z przełomu lat 20. i 30. XX wieku (Rosemarie Wyss/domena publiczna).

We wsi Trub, której nazwa brzmiała dla miejscowych melancholijnie, świętowano nawet jesienną sprzedaż trucizny. Firma Sandoz z okazji dożynek zapraszała do gospody na piwo i Ratsherrentopf. Raz do roku rolnicy mogli poczuć się jak wielcy panowie, ale punktualnie o siedemnastej biesiadowanie się kończyło i wszyscy musieli wracać do swoich gospodarstw i rodzin.

Potem ruszały wagony towarowe Sandoza, a spichlerze w Bazylei wypełniały się zebranym sporyszem, aby chemicy zajmujący się substancjami naturalnymi, skupieni wokół Alberta Hofmanna, mogli ekstrahować z niego alkaloidy. Gdy właziliśmy z powrotem na halę, Beat podsumował: – Dla Sandoza bitwa materiałowa w Emmental oznaczała początek agrochemii i biotechnologii.

Koncepcja praw własności w odniesieniu do organizmów biologicznych została całkowicie zrewolucjonizowana. Uprawa sporyszu oznacza rolnictwo nastawione na maksymalny zysk, które nie dba o wyjałowione gleby. To początek systematycznego nawożenia, zwalczania szkodników i wielkich oprysków. Stanowiła przeciwieństwo uprawy długofalowej i organicznej.

Źródło

Tekst stanowi fragment książki Normana Ohlera pt. Odurzeni. Naziści, CIA i sekretna historia psychodelików. Jej polska edycja ukazała się w 2024 roku nakładem Wydawnictwa Poznańskiego. Przekład: Monika Kilis.

Nowa książka Normana Oghlera

WIDEO: Prędkość podróży w średniowieczu. Ile kilometrów na… dobę?

Autor
Norman Ohler

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Kamil Janicki

Historyk, pisarz i publicysta, redaktor naczelny WielkiejHISTORII. Autor książek takich, jak Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa, Wawel. Biografia, Warcholstwo czy Cywilizacja Słowian. Jego najnowsza książka toŚredniowiecze w liczbach (2024).

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.