„Brak jakiegokolwiek poczucia winy czy choćby żalu” – pisał zszokowany amerykański dziennikarz po wizycie w Berlinie w 1945 roku. Niemcy tak uparcie powtarzali „my o niczym nie wiedzieliśmy”, jakby były to słowa nowego narodowego hymnu. Cały naród wykręcał się od odpowiedzialności.
Większość społeczeństwa zareagowała na wiadomość o śmierci Hitlera raczej nie smutkiem, lecz obojętnością czy wręcz ulgą. Legenda Führera w ciągu ostatnich miesięcy wojny zatraciła w dużej mierze swoją moc, a wraz z tym znacznie zmniejszyła się atrakcyjność narodowego socjalizmu. Czar prysł.
Reklama
Ursula von Kardorff 2 maja zaobserwowała: „Ludziom jest tutaj zupełnie obojętne, czy Hitler, ten ubóstwiany kiedyś i umiłowany Wódz, żyje jeszcze, czy nie. Jego rola na scenie dobiegła końca”.
Poza tym większość Niemców była nazbyt pochłonięta troską o własne przetrwanie, by rozmyślać o odejściu dyktatora. Osiemnastoletniej uczennicy, pochodzącej z socjaldemokratycznej rodziny z Hamburga-Barmbek, rano 2 maja 1945 roku w drodze do szkoły nasunęły się takie spostrzeżenia i refleksje:
Dziwna rzecz, nikt nie płakał ani nawet nie wyglądał na smutnego, a przecież zmarł umiłowany i czczony Wódz, w którym ci kompletni idioci widzieli niemal boga (…). Więc tak wyglądała owa zaprzysiężona wspólnota narodowa, co to chciała dla Führera poświęcić w s z y s t k o (…). Dryl się skończył, wszyscy czują ulgę.
„Wszędzie trwało wycinanie swastyk”
Masowy odwrót od narodowego socjalizmu dokonywał się w oszałamiającym tempie. Wszędzie pozbywano się symboli nazistowskiego reżimu: portretów Hitlera, odznak partyjnych, flag ze swastyką, mundurów.
Pisarz Erich Kästner, który w marcu 1945 roku wraz z kolegami z wytwórni filmowej Ufa przeprowadził się z Berlina do Mayrhofen w dolinie rzeki Ziller w Tyrolu, poczynił interesującą obserwację:
Reklama
Zaglądaliśmy do izb i w każdej ramie okiennej przedstawiał się naszym oczom niemal identyczny obrazek: wszędzie trwało wycinanie swastyki z hitlerowskich flag oraz rozkrawanie białych prześcieradeł. (…)
Widniejące na ścianach prostokąty nasyconego koloru opowiadały nam o tym, jak szybko tapety mają w zwyczaju blaknąć i jaki rozmiar miały portrety Hitlera. Gdzieniegdzie zaś ojcowie rodzin stali przed lusterkami do golenia i ściągając twarz w grymasach, bez krzty pietyzmu zeskrobywali sobie wąsik spod nosa.
„Każdy był prześladowany, nikt nie denuncjował”
Narodowy socjalizm zniknął z krajobrazu niczym widmo, niemal z dnia na dzień. Zdeklarowani zwolennicy reżimu w mgnieniu oka przeobrażali się w jego równie mocno zdeklarowanych oponentów.
Berlińska dziennikarka Martha Hillers (której anonimowo wydany dziennik, opowiadający o gwałtach popełnianych masowo na Niemkach przez czerwonoarmistów, wzbudził sensację w latach pięćdziesiątych) w połowie maja 1945 roku streściła to, co słyszało się w kolejkach sklepowych:
Każdy teraz odsuwa się od Adolfa, nikt nie brał w niczym udziału. Każdy był prześladowany, nikt nie denuncjował.
Podobnie wyglądały obserwacje Victora Klemperera, który po strasznym bombardowaniu Drezna w lutym zdołał wraz z żoną ujść do Bawarii: „Teraz okazuje się, że każdy tu z a w s z e był wrogiem partii. Ale gdyby oni faktycznie z a w s z e byli… (…) O III Rzeszy niemal nikt już nie pamięta”.
Dwanaście lat wcześniej, wiosną 1933 roku, sytuacja miała się dokładnie na odwrót, co znakomicie zapamiętał Friedrich Kellner. Wielu Niemców usiłowało wtedy „nader wątłymi świadectwami” udowodnić, że „od zawsze byli narodowymi socjalistami”.
„Cały naród wykręca się od odpowiedzialności”
Dziennikarze alianccy, którzy wiosną 1945 roku przemierzali zniszczony kraj, zadawali sobie pytanie, jakim sposobem reżim, rzekomo przez nikogo niepopierany, wytrzymał pięcioipółletnią wojnę.
Reklama
„Mając na twarzach niedowierzanie i pogardę, wysłuchujemy tej całej historii bez życzliwości, a już na pewno bez szacunku” – pisała amerykańska reporterka wojenna Martha Gellhorn. – „Mało budujący jest widok całego narodu, który wykręca się od odpowiedzialności”.
„Dobrze nam tak”
Jako że emocjonalna więź z Hitlerem trwała, niesłabnąca, przez znaczną część drugiej połowy wojny, to 8 maja 1945 roku był w odczuciu większości Niemców dniem nie wyzwolenia, lecz zapaści i klęski.
W pierwszych tygodniach po kapitulacji radio i prasa nieustannie publikowały doniesienia o potwornościach, jakich dopuszczano się w obozach koncentracyjnych i obozach zagłady. Ujawniane informacje szokowały zarówno zwycięzców, jak i zwyciężonych; z bolesną wyrazistością wychodziły teraz na światło dzienne fakty, które w minionych latach skutecznie wypierano ze świadomości. A prawdę trudno było negować w obliczu powodzi dokumentalnych materiałów.
„Słusznie wytyka nam się teraz codziennie okropności kacetów, dobrze nam tak” – pisała Mathilde Wolff-Mönckeberg, żona Emila Wolffa, pierwszego powojennego rektora Uniwersytetu Hamburskiego. – „Na nas wszystkich spoczywa odpowiedzialność za te straszne zbrodnie i niech nikt nie próbuje umywać rąk”.
Reklama
„Brak jakiegokolwiek poczucia winy czy choćby żalu”
Lecz tylko nieliczni Niemcy byli gotowi skonfrontować się z potwornymi fotografiami i przyznać, że sami są współwinni. Większość reagowała odruchowym odwracaniem wzroku i myśli – ta sama reakcja w latach dyktatury czyniła ich nieczułymi na cierpienia żydowskich sąsiadów i innych prześladowanych.
Korespondentka amerykańskiego czasopisma ilustrowanego „Life” Margaret Bourke-White wiosną 1945 roku tak wiele razy usłyszała: „My o niczym nie wiedzieliśmy”, że słowa te wydały jej się niemieckim hymnem narodowym. A przecież wiedzieć mógł każdy, kto tylko wiedzieć chciał.
Pod koniec października 1945 roku William Shirer wrócił do Berlina – miasta, z którego wyjechał w grudniu 1940 jako amerykański korespondent. Z okna samolotu ujrzał panoramę spustoszeń: „Miasto gigant zrujnowane prawie nie do poznania. Centrum stolicy między Leipziger Straße a Friedrichstraße to jedno wielkie gruzowisko”.
Jeszcze gorsze od zewnętrznych zniszczeń materialnych były, jak Shirer wkrótce się przekonał, spustoszenia dokonane przez narodowy socjalizm w głowach. „Brak jakiegokolwiek poczucia winy czy choćby żalu”. Niemcom żal było tego, że przegrali wojnę, a nie że ją rozpętali.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
„Cały świat rzucił się na biedne Niemcy”
„Ech, gdyby tak Hitler w kampanii rosyjskiej posłuchał swoich generałów… Ech, gdybyż nie wypowiedział wojny Stanom… Ech, gdyby nie to, że cały świat rzucił się na biedne Niemcy…” – tak brzmiały najczęstsze głosy w chóralnych deklamacjach niewinności i odruchach przekory wobec świata.
Legenda otaczająca Führera obróciła się po 1945 w swoje przeciwieństwo. Hitler został wystawiony poza nawias, uznany za diabła w ludzkiej postaci, przed którego demonicznymi kusicielskimi sztuczkami nie dało się obronić. Tym sposobem usprawiedliwiano własne uwikłanie w narodowy socjalizm.
Reklama
Nawet oskarżeni w norymberskim procesie głównych zbrodniarzy wojennych 1945/46 prawie jak jeden mąż zaprzeczali wszelkiemu swojemu współudziałowi w masowych zbrodniach – ba, nawet współwiedzy o nich! – i w związku z tym oświadczali, że są niewinni.
Ta powszechna ucieczka od faktów sprawiała, że wszystkie programy reedukacyjne aliantów, podyktowane jak najlepszymi intencjami, trafiały w próżnię. Denazyfikacja zamieniła się w wielką rehabilitację: nawet w stosunku do mocno obciążonych winą funkcjonariuszy nazistowskich poprzestawano na drobnych karach lub w ogóle od kary odstępowano.
Zwłaszcza wśród elit akademickich, które po 1933 roku tak ochoczo oddały się w służbę państwu nazistowskiemu, nastało wzmożone zapotrzebowanie na „atesty niewinności”, Persilscheine.
„Ja sam obecnie doświadczam tego niemal dzień w dzień: wciąż nachodzą mnie ludzie, którzy chcą zostać zrehabilitowani” – opisywał Victor Klemperer w liście wysłanym z Drezna w czerwcu 1946. – „Każdy z nich zaklina się, że niczego, ale to absolutnie niczego nie wiedział o tych wszystkich okrucieństwach (…). No i dosłownie wszyscy bez wyjątku mieli żydowskich przyjaciół, a czasem nawet babkę Żydówkę, dla której ponosili ogromne ryzyko. Żałosna nędzna farsa”.
Reklama
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Volkera Ullricha pt. Hitler. Upadek zła. Ukazała się ona nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka w 2021 roku.
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.
2 komentarze