George S. Patton był jednym z najlepszych, ale i najbardziej kontrowersyjnych amerykańskich dowódców II wojny światowej. Nie zginął jednak na polu walki. Zmarł kilkanaście dni po tym, jak 9 grudnia 1945 roku cadillac, którym podróżował zderzył się z ciężarówką. Oficjalnymi przyczynami zgonu były zator i niewydolność krążeniowo-oddechowa. Są jednak tacy, którzy twierdzą, że wrogiego Sowietom oficera zamordowało NKWD. Czy to możliwe?
Dziewiątego grudnia 1945 roku szeregowy Horace L. Woodring otrzymał rozkaz przygotowania do jazdy cadillaca model 75. Auto wyprodukowano jeszcze przed wojną. Było obszerne i wygodne, z mocnym silnikiem. Nie miało za to pancerza – Patton jeździł zwykłą „służbówką” wojskowego urzędnika, pomalowaną oczywiście na zielono, żeby z daleka było widać, że jedzie wóz należący do armii i przez przypadek nie otworzyć ognia.
Reklama
Młody, ale oddany kierowca
Kierowca był młody – szeregowy Woodring miał w 1945 roku zaledwie 19 lat. Cieszył się jednak dobrą reputacją i na pewno był doświadczony. (…) Przypadek sprawił, że posadzono go w generalskiej limuzynie. Podobno kapitan, który odpowiadał za wyznaczenie szofera, był zmęczony wieczną „łapanką ochotników”. Chętnie oddał kierownicę młodzikowi niższemu stopniem.
Co ciekawe, Horace Woodring miał wybór – zapytano go najpierw, u którego z dowódców chce służyć. Mógł wozić Eisenhowera, ale to Patton był jego idolem. Woodring nie wahał się ani chwili. Przez następne cztery miesiące, aż do feralnej przejażdżki na polowanie, woził ukochanego dowódcę.
Generał ustępuje miejsca psu
Patton usiadł z przodu, obok młodego kierowcy. Punkt 9 rano wyjechali z Bad Neuheim, gdzie rezydował armijny sztab. Wyruszyli w kierunku Mannheim z obstawą – towarzyszył im odkryty jeep, w którym prócz sierżanta Joego Spruce’a (w roli bagażowego i ochroniarza) jechał też… pies. Na drodze byli sami. Wojna skończyła się pół roku wcześniej, a większość aut – osobówek i ciężarówek – została zniszczona.
Zwiedzili pozostałości rzymskich ruin zasypane śniegiem. Patton bardzo przejął się mrozem i tym, że pies może się przeziębić. Dlatego na punkcie kontrolnym, gdy musieli zatrzymać się i pokazać dokumenty uzbrojonym żandarmom Military Police, Patton rozkazał, żeby zwierzaka przynieść do kabiny. Ustąpił mu nawet miejsca, przesiadając się do tyłu, tuż obok Hobarta „Hap” Gaya. Gdyby został z przodu, życie generała być może potoczyłoby się całkiem inaczej…
Zderzenie z ciężarówką
Dokładnie za kwadrans dwunasta kierowca cadillaca musiał przepuścić pociąg opodal zbombardowanej parowozowni. Jeep miał nieco więcej szczęścia i sierżant Spruce wysforował się do przodu. Żeby go dogonić, Horace Woodring przyspieszył, ale ówczesne cadillaki miały około 140 koni – były to ciężkie maszyny bez sportowej żyłki.
Należy więc założyć, że auto spokojnie się rozpędzało i na pewno „nie pędziło”. George Patton z dużym zainteresowaniem przyglądał się porozbijanym wrakom zepchniętym na pobocze – jak pisze Alan Axelrod: „Wojna jest straszna. Tyle po niej zostaje resztek!” – westchnął głośno Patton, myśląc najpewniej o jednym z czołgów, który akurat przykuł jego uwagę. Gdy go minęli, wciąż się za nim oglądał.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
W tym momencie, mniej więcej kilometr od przekroczenia przejazdu kolejowego, doszło do wypadku. Ciężarówka wojskowa nadjeżdżająca z naprzeciwka nagle skręciła wprost pod koła cadillaca. Za kierownicą siedział Amerykanin Robert L. Thompson, który w ostatnim możliwym momencie postanowił zjechać do wojskowej bazy remontowej. Później pojawiły się informacje, że był po prostu pijany i zignorował generalską limuzynę, kompletnie nie sygnalizując manewru.
Za wolno by uciekać
Tymczasem szeregowiec Woodring, gdy tylko zorientował się w zagrożeniu, zareagował prawidłowo, czyli najszybciej jak się dało, odbił w lewo – próbował w ten sposób uniknąć zderzenia. „Trzymajcie się!” – zdążył wrzasnąć generał Gay.
Jechali jednak zbyt wolno, żeby duży i długi samochód odpowiednio zareagował na ruch kierownicą. Nastąpiło zderzenie. Woodring nie pamiętał gwizdu skręcanej i gniecionej blachy, raczej coś, co odebrał jak niezbyt silne szarpnięcie.
Patrząc na zdjęcia archiwalne wraka cadillaca zaparkowanego na jakimś bezimiennym, wojskowym placu, można zaryzykować stwierdzenie: „Nic poważnego, zwykła stłuczka”. Przód z prawej strony był pognieciony, a błotnik oddarty, ale to nie wyglądało groźnie – nawet nie wypadły okna. Ciężarówce, tej, która zajechała drogę kierowcy Pattona, też wiele się nie stało.
Reklama
Poważne obrażenia Pattona
Co stało się z pasażerami limuzyny? Woodring i Gay mieli tylko drobne zadrapania. Nie ma potwierdzonej informacji o psie, ale to bez znaczenia. Ucierpiał jedynie George Patton. Prawdopodobnie przez to, że oglądał się za siebie, gdy obydwa samochody się zderzyły – siła bezwładu tak skręconego wyrzuciła go na przegrodę pomiędzy częścią pasażerską i przednią kanapą.
Generał uderzył głową w metalową tabliczkę z napisem „Cadillac” (albo cokolwiek innego zamontowanego w aucie, co znalazło się na trajektorii lotu jego ciała – rączka ułatwiająca wysiadanie, sufitowe światło itd.), a następnie odbił się i upadł, krwawiąc, na kolana generała Gaya. Skąd krew? Od skóry zerwanej z głowy.
To nie jest prawda, że został oskalpowany – obrażenia były wprawdzie poważne, ale na pewno nie zagrażały życiu (skóra zdarta od nasady nosa do czubka głowy). Gorzej natomiast było z kręgosłupem. Patton złamał trzeci krąg w szyi, a ten czwarty – nie bez powodu nazywany „kręgiem wisielców” – był przesunięty i zwichnięty. Rdzeń został uszkodzony, lecz niecałkowicie.
„Woodring jest bez winy”
„Nic wam nie jest?” – zapytał dowódca legenda przez zaciśnięte zęby w sekundę po uderzeniu. A potem dodał: „Sądzę, że jestem sparaliżowany. Mam problemy z oddychaniem i nie czuję palców, Hap (pseudonim generała Gaya – przyp. autora), poruszaj nimi. I rozetrzyj ramiona! To piekielny sposób na śmierć”.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Ranny generał trafił do szpitala w Heidelbergu. Zanim go odwieziono ambulansem wojskowym, poprosił żandarmów, żeby nie denerwowali się na kierowców: „Woodring jest bez winy, a tamtego drugiego zostawcie w spokoju”. Zresztą Woodring przywiózł później żonę generała z lotniska, co – zdaniem amerykańskich historiografów – dowodzi wiary w niewinność młodego kierowcy.
Co było dalej? Czy człowieka z przerwanym rdzeniem da się wyleczyć? To cud nawet przy dzisiejszym stanie medycyny. Wtedy metody były oczywiście nieporównywalnie bardziej prymitywne. Do leczenia ważnego pacjenta skierowano dwóch znanych neurochirurgów, Brytyjczyka i Amerykanina. W sumie zespół liczył aż 14 lekarzy.
Reklama
Mieli do dyspozycji wszystko, nawet przenośne aparaty rentgenowskie. Ale co rzeczywiście mogli zdziałać? Niewiele, poza asystą lekarzy i próbami zmniejszenia bólu. Szczególnie drastyczne dla pacjenta musiały być druty zakończone hakami, które trzeba było wbić w policzki, żeby ustabilizować i usztywnić pogruchotany kręgosłup.
Śmierć u boku żony
Z kolei Eisenhower oddelegował samolot, żeby do Europy jak najszybciej przywieźć żonę Pattona. Przez kilkanaście dni stan generała stopniowo się poprawiał. Nie było oczywiście cudu i nagłego ozdrowienia – Patton spokojnie i po męsku przyjął wiadomość, że pozostanie sparaliżowany i że nigdy już nie wsiądzie na konia ani nie pójdzie samodzielnie na spacer.
Nadrabiał miną przy żonie, ale trzymał się, jak na zawodowego oficera przystało. Niestety, potem jego stan gwałtownie się pogorszył. Lekarze z prześwietlenia wywnioskowali, że wskutek unieruchomienia nóg i zastoju krwi w dolnej partii ciała grozi mu zakrzepica.
Wywiązało się równolegle dość typowe w takiej sytuacji zapalenie płuc, a potem, 21 grudnia, tuż przed wieczorem, generał George Patton zmarł we śnie. Nie wykonano sekcji, jako przyczynę zgonu przyjmując zator i niewydolność krążeniowo-oddechową.
Ostatnie pożegnanie
Wojskowego pożegnano z należnymi honorami – trumnę okrytą amerykańskim sztandarem wieziono na miejsce ostatecznego spoczynku (cmentarz wojenny w Hann, nieopodal Luksemburga) na transporterze opancerzonym Halft track. Spoczął pośród 5 tysięcy Amerykanów, którzy oddali swoje życie, służąc w 3. Armii.
Oni zginęli w boju. Patton – choć jechał na polowanie – błyskotliwymi rozkazami na wielu polach walki zdecydowanie zasłużył na pogrzeb wojskowy. „Najlepsza rzecz, która może przydarzyć się staremu wojakowi to kula w ostatniej minucie potyczki” – miał powiedzieć generał w dniu, gdy Niemcy kapitulowali w drugiej wojnie światowej. Z tej perspektywy brzmi jak smutne memento.
Teoria spiskowa
(…) Śmierć w wypadku musiała być dla ludzi szokiem. Całkiem naturalne, że szybko pojawiły się szeptane hipotezy, a potem wręcz konkretne teorie zabójstwa na zlecenie. Wskazywano na Stalina i Rosjan, którzy mieli odpowiadać za zamach. Samą akcję miał zlecić ówczesny szef OSS (Offi ce of Strategic Services – Biuro Służb Strategicznych, z którego później wyłoniła się CIA), generał William „Wild Bill” Donovan.
Dogadał się z Sowietami, a było to tym łatwiejsze, że nienawidził generała i mienił się także przyjacielem Józefa Stalina. Zatrudniono w tym celu kapitana piechoty Douglasa Bazatę. W chaosie po zaaranżowanym zderzeniu to on miał wystrzelić do generała z tajnej szpiegowskiej broni – pistoletu sprężynowego lub na sprężone powietrze, który cicho lecz z ogromną energią miotał gumowe kule. Złamanie kręgosłupa szyjnego to właśnie skutek uderzenia taką kulą. Ponieważ Patton nie zginął od razu, do szpitala trzeba było wysłać agentów NKWD, którzy go otruli.
Reklama
Brakująca dokumentacja
Śmierci Pattona poświęcono kilka książek. Ostatnia, wydana zaledwie przed kilku laty to „Killing Patton” („Zabić Pattona”). Jej autorzy, znany z telewizji Bill O’Reilly oraz Martin Dugard, bardzo dokładnie przenalizowali wypadek samochodowy. Wedle ich wniosków nie został on odpowiednio wyjaśniony, dziwnym trafem dokumenty poginęły lub – jeżeli powstały – spreparowano je i to właśnie budzi ich poważne wątpliwości.
Bill O’Reilly nie wierzy w szeroko rozpropagowaną wcześniej historię Bazaty, ale wskazuje na wiele dziwnych okoliczności, które wydarzyły się w grudniu 1945 roku i już po śmierci bohatera. Można oczywiście napisać, że wszystko jest dziełem przypadku i że wojskowe raporty zniknęły, bo 12 lipca 1973 roku strawił je pożar.
A może pijany kierowca?
Rzeczywiście, niszczycielskie płomienie w National Personnel Records Centre w St. Louis w stanie Missouri zniszczyły od szesnastu do nawet 18 milionów akt wojskowych – przez godziny pożar nie dawał się kontrolować. Z drugiej strony sierżant Thompson, od którego świadkowie na miejscu wypadku wyczuwali wyraźny zapach nieprzetrawionego alkoholu, i o którym wiadomo, że całą noc spędził na piciu piwa, nie został pociągnięty do odpowiedzialności.
Co robił akurat w tym miejscu, gdy jego jednostka była kilkadziesiąt kilometrów dalej na północ i skąd nagle znalazł się tam w niedzielne przedpołudnie? Czy to prawda, że w kabinie ciężarówki GMC prócz niego było jeszcze dwóch ludzi, w tym Niemiec Frank Krummer? Skąd brak reakcji Military Police na ewidentny gwałt na przepisach – Amerykanom nie wolno było jeździć wojskowymi ciężarówkami we trójkę, a regulamin wyraźnie podawał, że szoferowi może towarzyszyć jedna osoba?
Reklama
Wypadek po pijaku, ze złamaniem procedur i do tego w dziwnym towarzystwie? To się powinno skończyć aresztowaniem, a tymczasem do niczego takiego nie doszło. Dlaczego Thompsona najpierw wywieziono w popłochu do Wielkiej Brytanii, tłumacząc to „chęcią uniknięcia linczu przez żołnierzy Pattona”, a potem nagle, dosłownie po czterech dniach, podoficer nagle wrócił do Niemiec i udzielił wywiadu znanemu dziennikarzowi Howardowi K. Smithowi?
Koniak z własną żoną
Opowiedział oczywiście o tym, że to nie on ponosi winę, lecz kierowca generała, który przesadził z prędkością. Takich pytań jest o wiele więcej, bo – to chyba logiczne – wojskowe papiery sprawcy wypadku nie istnieją. Zaginął nawet raport szefa 7. Armii, generała Geoffreya Keyesa z 1952 roku.
Też wątpliwy, bo szeregowy Woodring w 1979 roku zarzekał się, że w ogóle z nim nie rozmawiano, więc skąd w dokumencie znalazły się zeznania rzekomo przez niego podpisane? Ciekawe, że O’Reilly mówi wprost, że nie wierzy słowom Bazaty, ale uważa, że atak na poboczu drogi był tylko uwerturą do tego, co zdarzyło się w szpitalu.
„Patton był sparaliżowany i nie mógł się bronić. Wiemy jednak, że… popijał koniak z własną żoną i zaraz potem nagle odszedł. Czy picie koniaku w szpitalu to norma?” – opowiadał w porannym programie telewizji CBS.
Reklama
Wątpliwości wokół „zamachu”
Trafiłem także na ciekawą analizę, z której wynika niemal ewidentna blaga. „Zamach” został tam dokładnie przeanalizowany. Wystarczy popatrzeć tylko na jeden przykład – strzał do oficera musiał odbyć się z niedużej odległości i w dodatku przy otwartej szybie. Wprawdzie zwolennicy spiskowania twierdzą, że wcześniej zablokowano mechanizm w drzwiach i szyba była spuszczona (i nie dało się jej podnieść), ale przecież były też zima i siarczysty mróz.
Trudno oczekiwać, że generał chciałby podróżować przez kilka godzin przy otwartym oknie. Ktoś od razu znalazłby zapasowy samochód. Patton miał w sztabie kilka maszyn na podorędziu, a wybrał cadillaca, bo był wygodny – do środka mogło się zmieścić nawet 7 pasażerów. Dziś powiedzielibyśmy: „Limuzyna jak wan”, ale… zepsutą limuzynę czymś jednak trzeba zastąpić, to oczywiste!
Mister Bazata mógł i raczej na pewno konfabulował. Tylko po co miałby to robić? Dlaczego opowiedział o wypadku dopiero w 1979 roku, gdy w sali waszyngtońskiego hotelu Hilton przemówił do 450 byłych agentów OSS? Przecież to jak przyznanie się do winy! A jednak w tym szaleństwie jest metoda!
Spowiedź szaleńca?
Koledzy zapewne uznali, że to rodzaj dziwnej spowiedzi starszego pana. Kapitan Bazata był bardzo szanowany – we Francji dokonał wielu aktów sabotażu. Na jego piersi zawisł Distinguished Service Cross, cztery Purpurowe serca i francuski Croix de Guerre z dwiema palmami. „Po wojnie wiódł kolorowe życie, którego wystarczyłoby na tuzin nowel” – pisał o nim krytyk sztuki Mark Webber.
Bo kapitan Bazata został w Europie, gdzie oddał się przyjemnościom życia. Uczył się produkcji wina, a potem zaczął malować. Był pod finansowymi skrzydłami księżnej Windsoru i Grace Kelly. Na jednym ze swoich surrealistycznych portretów umieścił go Salvador Dali, dziwne, ale w przebraniu Don Kiszota… Zabił więc na zlecenie czy nie zabił?
Moim zdaniem to ostatnie jest wątpliwe. Zdecydowanie zmyślał, wierząc we własne posłannictwo. Przecież mordercy herosa narodu nie przyjęliby – jak pisze O’Reilly – do pracy w administracji prezydenta Reagana. Odszedł spokojnie w 1999 roku w wieku 88 lat.
Reklama
Epilog
Żona Pattona nigdy już nie wyszła za mąż. Zmarła z powodu tętniaka aorty, który pękł, gdy galopowała na koniu – była mistrzynią siodła. Szpital, w którym leczono Pattona, armia USA wykorzystywała do 2013 roku. Horace Woodring wrócił do Kentucky. Całe życie sprzedawał samochody i jeździł skuterami śnieżnymi, bo tak kochał prędkość. Zmarł na atak serca w 2003 roku.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Rafała Jemielity pt. Crash historie, czyli wypadki zmieniają świat. Ukazała się ona nakładem wydawnictwa Bellona w 2021 roku.
Wypadki samochodowe, które zmieniły świat
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.