Spadochroniarze Sosabowskiego w bitwie o Arnhem. Zamiast nad powstańczą Warszawą zrzucono ich w Holandii

Strona główna » II wojna światowa » Spadochroniarze Sosabowskiego w bitwie o Arnhem. Zamiast nad powstańczą Warszawą zrzucono ich w Holandii

Przygotowywani by wspomóc powstanie w Polsce, nigdy do niej nie dolecieli. Zamiast nad walczącą Warszawą spadochroniarze Sosabowskiego zostali zrzuceni w Holandii. Na skutek koszmarnych decyzji Bernarda Montgomery’ego ponieśli ogromne straty.

Nikt nie spodziewał się, że nastąpi to, co w końcu się stało. Zaskoczyło to wszystkich, zarówno tych, którzy układali plan działania, jak i tych, którzy mieli go realizować. To był plan Bernarda Montgomery’ego.


Reklama


Kryptonim Market-Garden

W swoim wyścigu z amerykańskim generałem George’em Pattonem, który przed nim chciał dopaść przemysłowe serce Niemiec, jakim było Zagłębie Ruhry, poważył się na plan, dla znawców sztuki wojennej szalony, zdobycia za jednym zamachem wszystkich mostów na Renie i obejścia w ten sposób Linii Zygfryda, która miała być swego czasu przeciwwagą dla francuskiej linii Maginota.

Nabrała aktualności, gdy alianci, po rozgromieniu sił pancernych Rzeszy pod Falaise, stanęli z początkiem września u bram Niemiec właściwych. Chcąc być lepszym od Amerykanina, „Monty” postanowił przeskoczyć sześć mostów na kanałach i delcie Renu i dopaść Niemców przed zimą w ich mateczniku, kończąc wojnę na Boże Narodzenie. Do tego potrzebne były potężne siły zarówno lotnicze, jak i powietrzno-desantowe.

Bernard Law Montgomery, pomysłodawca operacji Market-Garden (domena publiczna).
Bernard Law Montgomery, pomysłodawca operacji Market-Garden (domena publiczna).

Operacja lądowania trzech potężnych zespołów desantowych na trzech, a nawet sześciu przeprawach, takich jak: Kanał Wilhelminy, Moza, Lek, ujście Renu, otrzymała nazwę Market, czyli Rynek, na który dowozi się żywność lub kwiaty w Holandii.

Operacja pogoni za tymi punktami sił pancernych, naziemnych otrzymała kryptonim Garden, czyli Ogród, z którego się te kwiaty czy warzywa dowozi. Razem powstał plan olbrzymiej operacji o wspólnym kryptonimie Market-Garden, czyli opanowywania przez zaskoczenie kolejnych mostów i dociągania do nich sił pancernych, które miały zdążyć je zająć, zanim zrobią to Niemcy.

Marzenie Sosabowskiego

Obecny na odprawie dowódców sił desantowych dowódca Polskiej Samodzielnej Brygady Spadochronowej, świeżo mianowany generałem Stanisław Sosabowski, odezwał się wtedy publicznie, że brytyjscy planiści, pod dyktando „Monty’ego”, zachowują się tak, jakby Niemcy nie umieli strzelać, i on, Polak ostrzega ich, że Niemcy to może źli ludzie, ale na pewno dobrzy żołnierze i nie będą się zachowywać tak, jak im Brytyjczycy każą.

Niestety, od razu możemy to powiedzieć, uprzedzając nieco wynik tej operacji, że miał rację, za którą musiał odcierpieć upokorzenia. Wielki plan Market-Garden miał już na wstępie dwie wady główne, które zdecydowały o jego ostatecznym niepowodzeniu i tym, że wojna skończyła się dopiero na wiosnę, czyli wtedy kiedy musiała w maju 1945 r.


Reklama


23 września 1941 r. były wielkie manewry na szkockim poligonie, rozłożonym na wzgórzach Kincraig. Wybrany doborowy oddział przyszłych cichociemnych prezentował swe umiejętności przed generałem Sikorskim. Ten zachwycony sprawnością „ludzi Sosabowskiego”, zapytał go, co chciałby najbardziej usłyszeć od wodza naczelnego, Sosabowski, odpowiedział: „Chcę, tylko aby generał powiedział do moich chłopców: »od dziś jesteście Brygadą Spadochronową«”.

„Warszawa – Spadochroniarzom!”

Były to prorocze słowa. Nie minęło wiele czasu, gdy do tych wyselekcjonowanych chłopaków, jeszcze nie od Andersa, wypowiedziano te słowa. Ruszyły przygotowania, których efektem było sformowanie 2 Brytyjskiej Dywizji Spadochronowej, 1 polskiej Brygady Desantowej, która sztandar otrzymała od kobiet Warszawy w darze.

Artykuł stanowi fragment książki Krzysztofa Jabłonki pt. 100 polskich bitew. Na lądzie, morzu i w powietrzu (Wydawnictwo Zona Zero 2021).
Artykuł stanowi fragment książki Krzysztofa Jabłonki pt. 100 polskich bitew. Na lądzie, morzu i w powietrzu (Wydawnictwo Zona Zero 2021).

Tekst dedykacyjny napisała do niego Zofia Kossak-Szczucka. Brzmiał on tak:

Warszawa – Spadochroniarzom! Posyłamy Wam chorągiew, pod którą będziecie zwyciężać! Ojcowie i matki donoszą Wam, żeście ich bezgraniczną duma i miłością; rodzeństwo i dzieci – żeście ich nadzieją, ufnością i wzorem, a żony i narzeczone ślą Wam słowa oddania i bezgranicznej tęsknoty.

Tyle naród dał swym żołnierzom. List ten został odczytany w dniu wręczenia sztandaru w dzień święta Żołnierza Polskiego 15 sierpnia 1944 r. na placu sportowym w Cupar, w Szkocji, udekorowanym flagami nie tylko polskimi, ale też szkockimi, brytyjskimi oraz francuskimi i norweskimi, bo i z narodowości byli szkolący się skoczkowie.


Reklama


Awangarda powietrzna na szlaku bojowym

Teraz mieli się udać już tylko do kraju, bo dla kraju była przygotowywana cała brygada i miała w nim wylądować, gdy tylko warunki terenowe i polityczne na to pozwolą. Niestety, jak wiemy, nie warunki nie były sprzyjające już nigdy, bowiem na przeszkodzie stał Józef Stalin. Swoje spostrzeżenia napisał też Wódz Naczelny, którym po tragicznej śmierci w Gibraltarze generała Sikorskiego, został generał Kazimierz Sosnkowski.

Duma bije i zapał z przynależności do nowego i dotychczas nieistniejącego w Polskich Siłach Zbrojnych rodzaju broni, wiara przenikająca wszystkich, od żołnierza do jego dowódcy, że brygada stanowić będzie awangardę powietrzną na szlaku bojowym, wiodącym do Ojczyzny.

Żołnierze 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej w trakcie ćwiczeń (domena publiczna).
Żołnierze 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej w trakcie ćwiczeń (domena publiczna).

Prezydent Rzeczypospolitej na Uchodźstwie Władysław Raczkiewicz dopisał swoje życzenia:

Oby Sztandar ten doprowadził Was do zwycięstwa, aby zwycięstwo to otworzyło Wam drogę do Warszawy, które na Was czeka z całą nieopisaną wielką miłością. Aby zwycięstwo to było pełne chwały i tak wielkie, jak wielka jest Sprawa, o którą walczymy.

Sosabowski kontra Browning

Przy tych wszystkich zapewnieniach, że któregoś dnia otworzą się czasze spadochronów nad walczącą Warszawą, że przyniosą wolność stolicy Polski, a więc całej Polsce, toczyły się rozmowy z brytyjskim dowódcą generałem Browningiem, który żądał całkowitego podporządkowania brygady Brytyjczykom i brytyjskim celom.


Reklama


Przy okazji wyszło na jaw, że Wyspiarze, jak ich popularnie nazywano, kompletnie nie rozumieją specyfiki polskiej i stosują wobec Polaków swoje kolonialne nawyki, według których to oni szkolą „dzikusów” ze środka Europy, a oni w zamian mają być wdzięczni i bezwzględnie wykonywać ich rozkazy, a nie mieć inne zdanie i inne plany, a co gorsza – inną ojczyznę. Nie mieściło się to w głowie generała Browninga.

Doszło do scysji, która w późniejszym czasie będzie miała konsekwencje w prześladowaniu, a co najgorsze – oczernianiu generała Stanisława Sosabowskiego za obronę godności i suwerenności naszej armii i życia naszych żołnierzy.

Wasólne zdjęcie, jeszcze wtedy pułkonwnika Sosabowskiego (z lewej) i generała Browniga (domena publiczna).
Wspólne zdjęcie, jeszcze wtedy pułkownika Sosabowskiego (z lewej) i generała Browninga (domena publiczna).

Holandia zamiast Warszawy

Gdy w Warszawie wybuchło powstanie, w brygadzie zawrzało. Doszły radiowe wieści, że Zgrupowanie AK „Garłuch” z oddzielnego Okręgu „Okęcie” właśnie zdobywa z ogromnymi stratami 500 poległych, lotnisko na Okęciu, właśnie po to, aby Brygada miała gdzie wylądować.

Straty tak ogromne i niestety bezowocne miały dorównywać marzeniom o wylądowaniu dobrze uzbrojonej w broń i artylerię polskiej brygady spadochronowej, w tym celu na obczyźnie szkolonej.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Groził bunt i samowolne wyrwanie jej z brytyjskich objęć i odlot nawet na zgubę, ale na pomoc walczącej Warszawie. Popierali w tym Polaków całkiem inaczej i bardziej patriotycznie myślący Szkoci i niektórzy, dobrze życzący Polsce Anglicy, ale przyznać trzeba, że niewielu ich było.

„Monty”, szef 21 Grupy Armii, zarządził pogotowie bojowe i natychmiastowe włączenie brygady do planu „Market-Garden”. Mieli lądować na mostach na Renie już następnego dnia po desancie. A desant rozpoczął się w pamiętny dla Polaków dzień, 17 września. Dotyczył wszystkich mostów naraz i powiódł się w 90 proc., jak twierdził obrońca planu „Monty’ego”.


Reklama


„To tak jak zdążyć na pociąg w 90 proc. i zobaczyć, jak odjeżdża z peronu” kpili z niego Polacy. Gdyby wszystko poszło zgodnie z planem, polska brygada przestałaby istnieć, tak jak przestała istnieć 1 Dywizja Brytyjska „Roya” Urnquarta. Osłoniły ją i na kilka dni zatrzymały w Anglii gęste chmury, które otuliły wyspy i wstrzymały loty bojowe.

Na odsiecz Szkotom

Gdy już dywizja Górska i 101 amerykańska walczyły w najlepsze i dzień po dniu okazywało się, że Sosabowski miał rację i Niemcy wbrew przypuszczeniom brytyjskim jednak potrafią strzelać i, co gorsza, strzelają, nie było sensu zrzucać kilku tysięcy polskich spadochroniarzy na Arnhem, gdzie właśnie poddał się kapitan John Forst, a zatem lądowanie pod Elden było nieaktualne.

Brytyjscy spadochroniarze wzięci przez Niemców do Niewoli 19 wrzesnia 1944 roku (Bundesarchiv/Erich Wenzel/CC-BY-SA 3.0).
Brytyjscy spadochroniarze wzięci przez Niemców do Niewoli 19 września 1944 roku (Bundesarchiv/Erich Wenzel/CC-BY-SA 3.0).

Teraz najbardziej palącą sprawą było wesprzeć w samotnym boju Szkotów z 1 spadochronowej dywizji lub pomóc im w ucieczce przed niechybną niewolą i możliwą śmiercią w niewoli.

Zmieniono miejsce lądowania na wioskę Driel naprzeciw przedmieść Arnhem o nazwie Oosterbeek, gdzie bronili się w obronie okrężnej samotni Szkoci. Dodajmy, że Polacy byli jedyną jednostką, która skutecznie przyszła im z pomocą, ratując życie wielu z nich. Owszem pod koniec walk przyszedł im z pomocą batalion Kornwalijczyków z Dorsetshire, ale został rozsiekany przez Niemców i prawie w całości wyginął w szalonym ataku przez Ren.

Dopiero 21 września 1944 r. o godz. 14.30 samoloty i szybowce wzbiły się w powietrze, lądując na polanach pod Drielok. 17. Niemcy właśnie zwinęli bojowe oczekiwanie z „gorącym” powitaniem i postanowili zaczekać do jutra, kiedy im nagle na głowę spadli Polacy.


Reklama


Kilku spadło na otwarte pole przed nosem gniazda karabinów maszynowych osłupiałych Niemców i już chcieli się poddać i iść do niewoli, gdy zobaczyli, jak ogromny spadochron z podwieszonym rowerem nakrył całą załogę tegoż gniazda.

Zanim się Niemcy wyplątali, sami już byli w niewoli u Polaków. Ale najważniejszym zadaniem było przedostanie się na drugą stroną odnogi Renu, w tym miejscu zwaną Lek. Wielką pomocą dla Polaków była młodziutka mieszkanka Driel, Cora Baltussen, późniejsza przewodnicząca Komitetu Driel-Polen i wielki przyjaciel Polski i Polaków, zwłaszcza w Holandii. Ona wskazała drogę do Szkotów i udzieliła pierwszej gościny rannym.

Artykuł stanowi fragment książki Krzysztofa Jabłonki pt. 100 polskich bitew. Na lądzie, morzu i w powietrzu (Wydawnictwo Zona Zero 2021).
Artykuł stanowi fragment książki Krzysztofa Jabłonki pt. 100 polskich bitew. Na lądzie, morzu i w powietrzu (Wydawnictwo Zona Zero 2021).

Odwrót

W nocy z 21 na 22 ruszyły przeprawy przez rzekę w obie strony. Tam płynęli Polacy, gotowi do dalszej walki, zluzować Szkotów, a z powrotem ranni i zabici, aby ich pochować na wolnej ziemi. Takim „sznurkowym” sposobem przeprawiło się obok batalionu z Dorsetshire ok. 300 Polaków z brygady. Wydobyto z kotła w Oosterbeek ponad 1,8 tys. Szkotów. Cały czas poszukiwano promu w Haveadrop, który się gdzieś zawieruszył w dole rzeki.

25 września 1944 r. nastąpił całkowity odwrót Dywizji z północnego brzegu. Pozostali na nim ranni i osłona odwrotu, złożona w końcówce walk głównie z wypoczętych Polaków z ośmiu kompanii.

Wspaniałą postawą zasłynął kapelan brygady ksiądz Musiał, który do końca spowiadał, rozgrzeszał i namaszczał chorych, dysponując niektórych na śmierć, a gdy nie było dla niego miejsca w pontonach, wszedł do wody z ostatnimi obrońcami i próbował przepłynąć rzekę. Gdy Niemcy zobaczyli płynącą na wodzie stułę księdza, a było to w dzień, oszaleli z nienawiści, strzelając tak długo i z taką zajadłością, aż ciało księdza, już nieruchome nie spłynęło do Morza Północnego.

Krwawy bilans

Straty były porażające, ale nie w polskiej brygadzie, gdzie zginęło zaledwie 97 żołnierzy zarówno podczas lądowania, jak i przy ratowaniu Szkotów. 218 było rannych. 81 uznano za zaginionych, wziętych do niewoli. Na samolotach desantowych i szybowcach przybyło do Driel 1679 zdolnych do walki Polaków, a opuściło pole walki 1283, a zatem straty wynosiły łącznie 23 proc.

Tablica upamiętniająca brytyjskich i polskich spadochorniarzy w holenderskim Wolfheze (Jane023/CC BY-SA 3.0).
Tablica upamiętniająca brytyjskich i polskich spadochroniarzy w holenderskim Wolfheze (Jane023/CC BY-SA 3.0).

Ale niczym to było w obliczu 80 proc. strat 10-tysięcznej Dywizji Brytyjskiej, z której powróciło 2 tys. żywych. Reszta albo poległa w okrążeniu, albo poszła do niewoli, z której zresztą wróciła po zakończeniu wojny. Niemniej jednak straty polskie trzeba rozpatrywać również pod kontem możliwych uzupełnień, których nie było skąd brać.

Gdy nadeszła wiadomość o upadku Warszawy i zakończeniu powstania, brygada w połowie października 1944 r. powróciła do Anglii, a potem do Szkocji, gdzie ich raz jeszcze serdecznie przyjęto jak rodaków, którzy ratowali ich rodaków.

Przeczytaj również o tym dlaczego Francuzi nie przyszli Polsce z pomocą w 1939 roku? Zdaniem tego historyka powstrzymała ich tylko… kiepska pogoda


Reklama


Źródło

Artykuł stanowi fragment książki Krzysztofa Jabłonki pt. 100 polskich bitew. Na lądzie, morzu i w powietrzu. Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa Zona Zero.

Batalie, bitwy i potyczki, które zmieniały bieg ojczystej historii

Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów i skrócony.

Autor
Krzysztof Jabłonka
1 komentarz

 

Dołącz do dyskusji

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.