W polskiej świadomości utrwalił się konkretny obraz garderoby właściwej szlachcicom i odróżniającej panów od chłopów. Pisze się, że tak zwany strój narodowy składał się z kontusza, żupana oraz wzorzystego, tkanego pasa, nazywanego często słuckim (od Słucka na obecnej Białorusi, gdzie wyrabiano takie akcesoria). W rzeczywistości typowy komplet odzieży miał jednak więcej elementów. I nie był wcale niezmienny.
Na spód szlachcic wkładał lnianą koszulę – element garderoby właściwy wszystkim stanom, w tym także chłopom – oraz spodnie. Te drugie, dobrze widoczne, ilekroć siadano, ale też często bagatelizowane, mogły wiele powiedzieć o statusie właściciela.
Reklama
Jędrzej Kitowicz, niezwykle czujny obserwator obyczajów XVIII stulecia, wyjaśniał, że spodnie „nowe, czyste i bogate” świadczyły, iż ma się do czynienia z „panem” i „majętnym człowiekiem”. Z kolei „portki dziurawe, łatane, wytarte” zdradzały osobnika „małego wątku”, a więc niskiej rangi.
Trzy warstwy szlacheckiej odzieży. Koszula, żupan, kontusz
Na koszulę oraz spodnie lądował żupan. Jak zwięźle wyjaśniała historyczka Maria Bogucka, była to „długa suknia z szerokimi ramionami i obszernymi górą, a zwężającymi się dołem rękawami”.
Zapinało się ją na guzy, często bardzo wydatne. Latem można było nosić żupan lniany, białego koloru, zimą wełniany, w barwie popielatej lub brunatnej. To były jednak warianty przeznaczone dla mniej majętnego odbiorcy. Prawdziwe panisko wkładało suknię z aksamitu bądź jedwabiu, a zapinało ją pozłacanymi guzami.
Trzecią, wierzchnią warstwę ubioru stanowił kontusz. Można by go porównać do dzisiejszych kamizelek albo płaszczy. Jego najbardziej charakterystycznym elementem były rozcinane rękawy, które odrzucało się na plecy, odsłaniając część żupana.
Czym naprawdę był polski strój narodowy?
Wokół opisanego zestawu narosło wiele nieporozumień. Nazwa polskiego stroju narodowego sugeruje pewną niezmienność stylu, ugruntowaną w odległej tradycji. Takie określenie zrodziło się jednak dopiero u samego schyłku XVIII wieku, w dobie Sejmu Czteroletniego, gdy konkretna garderoba urosła do rangi patriotycznego symbolu.
Wcześniej pisano nie o stroju „narodowym”, ale co najwyżej „polskim”. Za etykietą kryły się zresztą przeróżne odmiany i kombinacje odzieży.
Reklama
Polska mania naśladownictwa
W XVI wieku powszechne były nad Wisłą narzekania na niezwykłą gotowość, z jaką szlachcice przejmowali zagraniczne trendy.
Mikołaj Rej uznał skłonność do naśladownictwa wręcz za polską cechę narodową. Polak miał się odróżniać od przedstawicieli innych nacji tym, że ledwie ujrzał coś nowego i dziwnego, a już po trzech dniach sam chodził w takim stroju.
Na zjawisko zwracali uwagę także obcokrajowcy. Na przykład Aleksander Gwagnin – przybysz z Italii, obdarzony polskim indygenatem w 1571 roku – wyjaśniał, że strój polski to faktycznie zbiór odzieży zapożyczanej to od Włochów, to od Francuzów, Hiszpanów, Niemców, Czechów czy wreszcie Węgrów i Tatarów. Owocem była wielka różnorodność, charakteryzująca całą wczesną epokę szlachecką.
Kiedy zapanowała moda na szlacheckie żupany, kontusze i pasy?
Jak wyjaśniała prawdopodobnie najlepsza znawczyni tematu, profesor Irena Turnau, typowy komplet polskiej garderoby, z żupanem, kontuszem i pasem, zaczął się ujednolicać dopiero od lat 30. XVII wieku.
Reklama
Wciąż nie cichła jednak krytyka obcych wpływów – na przykład ziemiański poeta Wacław Potocki grzmiał, że Polacy „wyrzekają się przodków”, „oblekając się” na ich wzgardę po cudzoziemsku. Poza tym z dekady na dekadę zmieniało się faktyczne znaczenie słów takich jak żupan czy kontusz.
Modyfikowano kroje i zdobienia, często wręcz nie do poznania. Dajmy na to najstarszy zachowany kontusz – który wyjęto z grobu starosty czerwonogrodzkiego Stanisława Daniłowicza, zmarłego w 1636 roku – wcale nie miał jeszcze „wylotów”, rozciętych rękawów.
Na wczesnym etapie popularne było też chociażby podbijanie kontuszy futrem, co czyniło z nich strój ciężki, wyraźnie zimowy.
Nieustanna pogoń za trendami
W XVIII wieku ogólne reguły już się ustaliły, ale detalami niezmiennie żonglowano. Jędrzej Kitowicz wyliczał, że tylko za jego życia „kontusze aksamitne, atłasem podbijane” ustąpiły miejsca „żupanom bławatnym”, potem zaś „kontuszom sukiennym”, podszywanym materiałem tej samej barwy, w jakiej wykonano żupan.
„Dalej weszły w modę kontusze bez podszewki sukienne, koloru pieprzowego, z żupanami aksamitnymi zielonymi. Znowu kontusze i żupany z jednakowego sukna, z grubym jak bicz furmański sznurem srebrnym lub złotym, to na koniec z brzegami dokoła kontusza suto haftowanymi, to z wycinanymi dokoła w ząbki albo w łuskę rybią brzegami”.
„Niedługo ta moda trwała” – podkreślał Kitowicz, by nadal wymieniać zmienne warianty i gusta. Łącznie wersjom żupanów poświęcił jedenaście długich zdań.
Reklama
Taka karuzela krawieckich przeobrażeń nikogo nie dziwiła, bo też polscy szlachcice stale żyli pod dyktat stylu. Moda nowożytna była zaś o wiele bardziej bezwzględna i kapryśna nawet od tej XXI-wiecznej.
Dzisiaj celebrytka, która zdecyduje się na kreację z minionego sezonu, naraża się, że spotkają ją docinki na TikToku albo Instagramie. 300, 400 lat temu w zdolności do hołdowania trendom wyrażał się jednak status społeczny. Kto nie rozumiał, jaki jest obowiązujący fason, ryzykował, że zostanie wzięty za chudopachołka albo wręcz plebeja, chłopa.
Bezwzględny dyktat szlacheckiego stylu
Moda obezwładniała i przytłaczała. Jan Chryzostom Pasek żalił się w swoim znanym XVII-wiecznym pamiętniku, że wszystkich zmian trendów, jakie zaobserwował, nie dałoby się spisać „na dziesięciu skórach wołowych”.
Rok w rok szedł niepisany nakaz: „To psuj, to przerabiaj, albo na tandetę daj, a inne sobie spraw”. Jeśli zaś nie nadążysz za zmianami, „zaraz [cię] palcem pokażą” i wyszydzą.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Przykład szedł z góry i to właśnie było źródłem tej szaleńczej pogoni. Magnaci starali się wykazać strojem swe wyjątkowe bogactwo. Zamożni szlachcice podążali za ich wzorem; średnie ziemiaństwo próbowało brać miarę z bogatszego, wszak stan uprzywilejowany miał być sobie równy.
Wreszcie szlachta zbiedniała, zagrodowa, sięgała po modę średniaków, by wyraźnie pokazać, że odróżnia się od plebejów. Również mieszczanie, pomimo pańskich protestów, oblekali się w kontusze i żupany, zamawiali nawet ich nowe kroje. Leciwe warianty tych ubiorów widywano zresztą i w chłopskich chatach – choć raczej tylko u nielicznych majętniejszych gospodarzy chcących dowieść, że wyprzedzają sąsiadów. I gotowych ryzykować gniew zwierzchności.
Reklama
„Nie wiedzieli panowie, jak się odróżnić od szlachty”
Styl się deprecjonował, zupełnie jak pieniądz, tracący wartość na skutek inflacji. „Nie wiedzieli panowie”, wielcy magnaci, „jak się odróżnić od szlachty” – kwitował Kitowicz. Jakąkolwiek bowiem modę wymyślili, tą zaraz dało się zobaczyć wśród mas ziemiaństwa.
Jeśli arystokrata obsadził sobie kontusz perłami, to podobnie czynił szlachcic, nawet gdy był zmuszony poobdzierać z pereł suknie należące do żony bądź córek. Jeśli magnat sięgał po diamenty, szlachcic się zapożyczał, byle nie pozostać w tyle. Ogółem – to już komentarz Paska – każda moda trwała tak długo, aż nie rzuciło się na nią pospólstwo. Jeśli masy coś przyjęły, szlachta była zmuszona szukać nowej normy.
***
Tekst powstał w oparciu o moją nową książkę pt. Warcholstwo. Prawdziwa historia polskiej szlachty (Wydawnictwo Poznańskie 2023). To bezkompromisowa opowieść o warstwie, która przejęła pełnię władzy w Polsce, zniewoliła resztę społeczeństwa i stworzyła system wartości, z którym borykamy się do dzisiaj. Dowiedz się więcej na Empik.com.