Rozgrywane w Koloseum pojedynki gladiatorów mogło oglądać jednocześnie nawet 50 tysięcy widzów. Liczba ta jednak blednie w porównaniu z widowiskiem, które gromadziło w Wiecznym Mieście wielokrotnie większe tłumy. Mieszkańcy starożytnego Rzymu kochali ten sport. A najlepsi zawodnicy zarabiali prawdziwe krocie.
Nie da się zaprzeczyć, że walki gladiatorów cieszyły się przez setki lat ogromną popularnością w starożytnym Rzymie. Nie mogły się one jednak równać z zainteresowaniem jakie wzbudzały wyścigi rydwanów.
Reklama
250 tysięcy antycznych widzów
W stolicy antycznego imperium organizowano je w Circus Maximus (więcej na jego temat przeczytacie w innym naszym artykule). Według starożytnych źródeł z jego trybun wyścigi oglądało 150, a być może nawet 250 tysięcy ludzi jednocześnie.
I o ile walki gladiatorów w Koloseum odbywały się zaledwie kilka razy do roku, to w tym samym czasie zawody w Circus Maximus organizowano około sześćdziesiąt razy.
W czasach cesarstwa z zasady przeprowadzano dziennie aż 24 wyścigi. Jak czytamy w książce doktora Garretta Ryana pt. Nagie posągi, brzuchaci gladiatorzy i słonie bojowe:
Wyścigi organizowały cztery frakcje (drużyny), które miały swoje charakterystyczne barwy: Czerwoni, Biali, Niebiescy i Zieloni. Każda frakcja miała własne konie, rydwany i woźniców. W większości wyścigów wystawiały one po jednej kwadrydze.
Reklama
Był to rydwan zaprzężony w cztery konie. Najwięksi mistrzowie potrafili jednak powozić nawet dziesięcioma rumakami. Nowicjusze z kolei powozili jedynie dwukonnymi zaprzęgami. Zgodnie z tym, co pisze Garrett Ryan:
Każdy [wyścig] wyglądał podobnie. Rydwany ustawiały się za bramkami, które były przesunięte względem siebie, aby nie dopuścić do uprzywilejowania jakiejkolwiek pozycji startowej. Cesarz lub przewodniczący upuszczał fioletową tkaninę, mechanizm startowy się otwierał, a konie wypadały z bramek.
Do pierwszego zakrętu rydwany musiały pozostać na swoich torach. Później wszystko było dozwolone. Przez siedem karkołomnych okrążeń (w sumie około dziesięciu kilometrów) woźnice walczyli o jak najdogodniejszą pozycję.
Rzesze zagorzałych kibiców w starożytnym Rzymie
Na każdym okrążeniu kluczowe znaczenie miały zakręty. To właśnie tam rozgrywała się najbardziej zacięta walka. Najdrobniejszy błąd mógł jednak bardzo drogo kosztować woźnicę. Przy dużych prędkościach uderzenie w kamienny mur otaczający piaszczysty tor wiązało się z ryzykiem roztrzaskania rydwanu. W takim przypadku zawodnicy odnosili poważne obrażenia, często tracąc życie.
Reklama
W przypadku wyścigów, w których każda z frakcji wystawiała po kilka rydwanów zawodnicy „z jednej drużyny współpracowali ze sobą – jeden lub dwóch woźniców jadących z tyłu próbowało zablokować każdego rywala, który zbytnio zbliżył się do ich mistrza”.
Wyścigi budziły ogromne emocje a poszczególne frakcje posiadały rzesze zagorzałych fanów. Zasiadając na trybunach „nosili barwy swojej drużyny, kupowali miniaturowe stroje woźniców dla swoich dzieci i kolekcjonowali amulety z podobiznami swych ulubieńców”. Archeolodzy odkryli nawet nagrobek, gdzie pewien Rzymianin kazał wykuć informację o tym, że był fanem Niebieskich.
Kibicowali nawet rzymscy cesarze
Części widowni nie wystarczało dopingowanie własnej drużyny. Byli tacy, którzy „zamawiali tabliczki z przekleństwami pod adresem rywali i zakopywali je przy bramkach startowych i na zakrętach, gdzie najczęściej dochodziło do wypadków”. Wśród zagorzałych fanów byli również rzymscy cesarze, którzy mieli nie cofać się przed niczym, aby ich ukochana drużyna wygrywała.
Przykładowo Kaliguli zarzucano, że kazał otruć woźniców, którzy sprawiali problemy frakcji Zielonych. Z kolei „Neron, inny fan Zielonych, wysypał na tor Circus Maximus błyszczący malachit”. Władający na początku III wieku n.e. Karakalla rozkazał zaś „rozprawić się z kibicami, którzy wznosili okrzyki przeciwko Niebieskim”.
Reklama
Przy takim zaangażowaniu kibiców nie ma się co dziwić, że „mistrzowskich woźniców traktowano jak bogów”. Gdy któryś z nich zginął podczas wyścigu opłakiwały go tłumy. Zachowane antyczne źródła mówią nawet o przypadku, gdy wierny fan rzucił się na stos pogrzebowy mistrza Czerwonych.
Zarobki najlepszych rzymskich woźniców
Za popularnością szły również ogromne zarobki. Najlepsi zawodnicy inkasowali bowiem sowite nagrody za wygrane wyścigi. Przykładowo Krescenes Maur, który zaczynał jako trzynastolatek przez kolejne dziewięć lat zarobił ponad 1,5 miliona sestercji.
Stosując przelicznik zaproponowany przez Alberta Angelę w książce Jeden dzień w starożytnym Rzymie daje to ponad 19 milionów współczesnych złotych.
To jednak nic w porównaniu z Gajuszem Apulejuszem Dioklesem. Przechodząc na emeryturę w wieku 42 lat miał on na swoim koncie aż 1462 zwycięstwa w najważniejszych gonitwach.
Dodatkowo docierał do mety jako drugi lub trzeci 1429 razy. Według antycznych źródeł w trakcie swojej długiej kariery mistrz miał zarobić blisko 36 milionów sestercji, czyli równowartość około 460 milionów PLN!
Bibliografia
- Garrett Ryan, Nagie posągi, brzuchaci gladiatorzy i słonie bojowe, Dom Wydawniczy Rebis 2023.