Średniowieczna medycyna nie kierowała się zasadą „byle nie szkodzić”. Lekarzom brakowało skutecznych, a tym bardziej nieinwazyjnych terapii. Najchętniej sięgano więc po flebotomię – puszczanie krwi. W całej epoce praktyce tej poddano miliony ludzi. Skutki nigdy nie były korzystne, a często zupełnie opłakane.
Ceniona wyżej niż pot, uryna czy spiritus [ożywiająca materia obiegająca ponoć mózg], krew była w średniowieczu najważniejszą substancją ciała.
Reklama
Kontrola przepływu krwi przez naczynia stanowiła dla uzdrowicieli kluczowy element podtrzymywania ogólnej równowagi ciała. Szczególnie istotne było zapobieganie stanowi humoralnemu zwanemu po łacinie plethora, a sprowadzającemu się do wewnętrznego nadmiaru, który mógł prowadzić do choroby.
Dla utrudnienia, choć krew uważano za samodzielny humor, miała ona też zawierać trzy pozostałe humory [- flegmę, żółtą żółć i czarną żółć]. Opróżnianie żył przez małe nacięcia wykonywane krótkim, grubym i ostrym nożem mogło więc prowadzić do upuszczenia czy przekierowania niebezpiecznych nadmiarów humoralnych każdego typu.
Terapia na wszystko. Komu zalecano upuszczanie krwi?
Flebotomia, jak formalnie nazywano praktykę upuszczania krwi, była zabiegiem uniwersalnym. Biorąc pod uwagę szybki dostęp do wszystkich humorów, zalecali ten zabieg różni specjaliści, by nieść ulgę pacjentom w każdym wieku i cierpiącym na rozmaite schorzenia.
Upuszczanie krwi można było nawet stosować profilaktycznie, gdy nie obserwowano żadnej konkretnej choroby.
Reklama
Upuszczanie ciepłego i mokrego humoru, jakim była krew, prowadziło do schłodzenia i napowietrzenia ciała pacjenta i miało zabezpieczać go przed ewentualnymi przyszłymi chorobami – przygotowywało ciało na mogące prowadzić do chorób zachwiania równowagi biologicznej i zmiany związane z porami roku. Słowem, na wszystko od nadchodzącej menstruacji po szczególnie gorące lato.
Zamknięty krąg błędów
Średniowieczni medycy nie mieli świadomości, że upuszczanie krwi nie mogło prowadzić do uleczenia trwałych chorób ani do zatrzymania rozwijających się dolegliwości, w istocie zaś prawdopodobnie przynosiło pacjentowi więcej szkody niż pożytku. W tym przypadku średniowieczna medycyna nie potrafiła wyjść z zamkniętego kręgu błędnie postrzeganych przyczyn i skutków.
Nie umiejąc i nie chcąc na nowo przemyśleć idei dotyczących funkcjonowania ciała, lekarze wieków średnich twardo trzymali się tradycji zakorzenionej w klasycznych tekstach, nawet jeśli sprowadzała się ona do upuszczania kilkuset mililitrów krwi z ciała całkiem zdrowej osoby.
Sztuka flebotomii. Jak upuszczano krew w średniowieczu?
Konkretne techniki flebotomiczne uważano za rodzaj sztuki. Aby wyleczyć określoną chorobę, krew upuszczano albo w bezpośrednim sąsiedztwie dotkniętej dolegliwością części ciała, albo też przeciwnie – jak najdalej od tego miejsca, uwalniając humory z części ciała teoretycznie przeciwległej. (…)
Niektóre naczynia krwionośne szczególnie silnie wiązano z określonymi chorobami. Żyły na kciuku wpływały na bóle głowy, a niewielki wypływ krwi z nich miał tę zaletę, że nie było groźby wykrwawienia pacjenta. Z kolei sieć grubych purpurowych żyłek pod językiem miała być kluczem do rozwiązywania problemów z zawrotami głowy i bólami gardła, jak również wszystkich schorzeń sangwinicznych.
Upuszczanie krwi z płaskiej żyły między piętą a kostką na obu stopach mogło pomóc w dolegliwościach genitaliów, pod warunkiem że równocześnie upuszczano krew z odpowiadającej im żyły na przeciwnej ręce. (…)
Reklama
Jak uspokoić pacjenta i kiedy go nacinać?
Zachowane teksty o flebotomii uczą też, jak radzić sobie z niepokojem pacjenta na widok ostrych narzędzi. Sugerują, że działanie szybkie i zręczne, jak również jowialny sposób bycia – pełen uśmiechów i wolny od trosk – mogą pomóc w złagodzeniu jego lęku. (…)
Kluczowy dla sukcesu flebotomii był również moment przeprowadzenia zabiegu. Ponieważ uważano, że ludzkie ciało jest centralną częścią otaczającego je świata, wpływ czynników kosmologicznych mógł być ogromny. Wyrazem tych idei była koncepcja melostezji, wedle której poszczególne części ciała mają ścisły związek z fazami Księżyca i ruchami planet. (…)
Dla medyków wiedza o związkach między częściami ciała a gwiazdami stanowiła istotny instrument diagnostyczny i terapeutyczny. Gdy Księżyc wkraczał w konkretny znak zodiaku – co można było sprawdzić za pomocą instrumentów astrologicznych lub korzystając z tablic kalendarzowych często dołączanych do książek medycznych – za sprawą wpływu ciał niebieskich do konkretnych regionów ciała miały docierać konkretne humory.
Wiedząc, gdzie dokładnie znajdują się te humory w chwili upuszczania krwi, można było uniknąć nacinania miejsc niebezpiecznych, skąd mogłyby wypłynąć w znacznej ilości, doprowadzając do wykrwawienia pacjenta.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Jacka Hartnella pt. Jeździec bez głowy. Co o ciele wiedzieli ludzie średniowiecza? Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa Poznańskiego w 2021 roku.
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.