Geertruuida Wijsmuller-Meijer ocaliła od Holokaustu i wywózki do Auschwitz ogromną rzeszę maluchów, a mimo to w wielkiej historii zabrakło dla niej miejsca. Kim była „ciocia Trusia”, jedna z głównych organizatorek Kindertransportów?
„Byliśmy na stacji, akurat odjeżdżał pociąg z dziećmi i kobieta, duża kobieta w dużym kapeluszu, powiedziała do mojej matki: »Jutro będę tu znowu z kolejnym transportem dzieci i ty bądź tu ze swoimi dziećmi. Zabiorę je ze sobą«” – opowiadała po latach Sophie Scheinowitz.
„Dużą kobietą w dużym kapeluszu” była Geertruuida Wijsmuller-Meijer. To między innymi z jej inicjatywy tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej zorganizowano tak zwane Kindertransporty, które pozwoliły ocalić życie około 10 tysięcy dzieci i nastolatków pochodzenia żydowskiego. Wśród uratowanych była także Sophie.
Reklama
Bezdzietna matka tysiąca dzieci
Można powiedzieć, że Geertruuida – urodzona 21 kwietnia 1896 roku w niderlandzkim Alkmaar – potrzebę pomagania innym wyssała z mlekiem matki. W młodości przyglądała się rodzicom, którzy ochoczo przyjęli pod swój dach dzieci osierocone na skutek pierwszej wojny światowej.
W 1923 roku wyszła za mąż za bankiera Joopa Wijsmullera. Wkrótce okazało się, że para nie może mieć własnych dzieci. Wówczas Truus (jak pieszczotliwie nazywano Geertruuidę) rzuciła się w wir prac społecznych. Była koordynatorką stowarzyszenia opieki domowej, a także administrowała przedszkolem dla maluchów, których mamy musiały pracować zawodowo.
Jako aktywistka społeczna oraz polityczna (kandydowała do amsterdamskiej rady miejskiej) nawiązała szereg kontaktów, w tym np. z Komitetem ds. Uchodźców Żydowskich (Comité voor Joodsche Vluchtelingen). Już wkrótce gęsta siatka znajomości miała okazać się prawdziwym błogosławieństwem.
Po nocy kryształowej – pogromie Żydów, który nastąpił nocą z 9 na 10 listopada 1938 roku – wrażliwa na krzywdę innych Wijsmuller postanowiła zaangażować się w pomoc prześladowanym. Gdy tylko dotarły do niej pogłoski na temat żydowskich dzieci błąkających się samotnie po lasach, wyruszyła w stronę granicy holendersko-niemieckiej.
Tak to się zaczęło
Pierwszym uratowanym przez nią maluchem był chłopiec pochodzący z Polski, którego przemyciła pod spódnicą i zabrała do Amsterdamu. Kolejny transport – sześciorga dzieci z Hamburga – zorganizowała już 17 listopada, zaledwie tydzień po tragicznych wydarzeniach w Niemczech. Tymczasem władze Wielkiej Brytanii, pod naciskiem organizacji pomagających Żydom, zdecydowały się na zmianę polityki imigracyjnej i warunkowo otworzyły granicę przed nieletnimi uchodźcami.
Reklama
Wijsmuller okazała się jedną z kluczowych postaci, bez których przerzut żydowskich dzieci do Anglii nie byłby możliwy. Momentem przełomowym dla całej operacji było jej spotkanie z Adolfem Eichmannem, do którego doszło w Wiedniu na początku grudnia 1938 roku. Wówczas władze Trzeciej Rzeszy rozważały jeszcze doprowadzenie do przymusowej emigracji Żydów z kraju, nie zaś – ich zagłady. Misja holenderskiej działaczki wcale nie była jednak prosta.
Tuż po przybyciu do miasta Wijsmuller została aresztowana przez Gestapo. Podczas przesłuchania domagała się widzenia z Eichmannem. Robiła to tak uporczywie, że wreszcie zwolniono ją i zaprowadzono przed oblicze hitlerowskiego aparatczyka.
Oko w oko z diabłem
Urzędnik, który do historii przeszedł jako główny wykonawca planu ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej, zgodził się ją przyjąć raczej w charakterze ciekawostki. O tym, że – przynajmniej początkowo – nie traktował jej poważnie najlepiej świadczy fakt, że już na wstępie zapowiedział jej, że nie przywykł do prowadzenia rozmów z kobietami.
Musiał być w szoku, kiedy rezolutna Holenderka odpowiedziała mu bez zastanowienia: „Przykro mi, ale zapomniałam zabrać męża, będzie pan miał do czynienia ze mną”. Choć wydawało się to obłędem, wystąpiła o zgodę Eichmanna na wywiezienie z Austrii żydowskich dzieci. Ten zaś był zdziwiony, że „taka czysta Aryjka jest taka szalona”.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Meg Waite Clayton, autorka powieści Ostatni pociąg, wyobraża sobie jego reakcję na prośbę „cioci Trusi” następująco:
Frau Wijsmuller wygląda na idealnie normalną Holenderkę. Przybywa, by zabrać część waszych Żydziątek do Brytanii. (…) Zróbmy sobie z tego żarcik, dobrze, Friedmann [Desider Friedmann – prawnik, przywódca wiedeńskiej społeczności żydowskiej]? – ciągnął [Eichmann]. – Do soboty zbierzesz sześćset dzieci gotowych do wyjazdu do Anglii (…).
I Frau Wijsmuller musi je zabrać sama. (…) Jeśli załatwi pani, że Wiedeń pozbędzie się sześciu setek, może z radością pozwolę pani usunąć stąd wszystkich Żydów. A może nie. Teraz może pani już iść.
Reklama
„Ciocia Trusia” przybywa na pomoc
Mimo że wyzwanie rzucone przez Eichanna wydawało się niewykonalne, Wijsmuller dzięki licznym znajomościom oraz działającej w Europie siatce organizacji żydowskich zdołała w ciągu zaledwie kilku dni zorganizować bezpieczny transport koleją dla zebranej naprędce grupy 600 małych uciekinierów. Był to jeden z pierwszych Kindertransportów.
Od tego momentu Wijsmuller zaangażowała się w akcję ratunkową na szeroką skalę. Dzięki jej działaniom do połowy 1940 roku tysiące żydowskich dzieci zostało wywiezionych z terenów kontrolowanych przez Trzecią Rzeszę i znalazło bezpieczne schronienie w Wielkiej Brytanii, a także w Szwecji, Szwajcarii, Hiszpanii i Palestynie.
Najpierw jednak musiały „przejść” przez Holandię. Głównym punktem przerzutowym w Amsterdamie stał się sierociniec Bergerweeshuis, gdzie sprowadzone z terenów okupowanych przez nazistów dzieci zatrzymywały się przed ruszeniem w dalszą drogę. Jeden z uratowanych przez „ciocię Trusię” chłopców, Arthur Adler, po latach wspominał:
Pani Wijsmuller codziennie przychodziła do sierocińca z komitetem żydowskich kobiet. Dopiero znacznie później dowiedziałem się, że była jedną z osób, które zarządzały całą akcją ratunkową.
Reklama
Ostatnia deska ratunku
Wijsmuller starała się dbać o potrzeby swoich podopiecznych. Zaaranżowała dla nich m.in. regularne lekcje pływania. Organizowała też wyjścia do muzeów czy zoo. Starsze dzieci zapraszała w piątkowe wieczory na kolacje w swoim domu.
Troszczyła się też o zaspakajanie potrzeb duchowych małych uchodźców. „Choć sama nie była Żydówką, znała żydowskie tradycje. Dbała o to, by dzieci chodziły do synagogi. Zorganizowała też bar micwę dla mojego taty, kiedy skończył 13 lat” – opowiada córka Arthura, Abbey Adler.
Czternastego maja 1940 roku, tuż przed kapitulacją Holandii, tysiące zdesperowanych uchodźców usiłowało dostać się na pokład SS Bodegraven, ostatniego okrętu, który miał odpłynąć z portu w Ijmuiden do Wielkiej Brytanii. Większości się nie udało. Mimo to Geertruuida Wijsmuller-Meijer zdołała jakoś „wcisnąć” na listę pasażerów 74 „swoich dzieci”.
Sama również mogła zdecydować się wówczas na ucieczkę, lecz to oznaczałoby zakończenie działalności w okupowanej Europie. „Ciocia Trusia” wierzyła tymczasem, że wciąż jest potrzebna. Postanowiła zostać. Przez resztę wojny niezmordowanie przerzucała żydowskie dzieci z Holandii do Szwajcarii, Hiszpanii i Francji, często ryzykując własnym życiem.
Zapomniana bohaterka
Nie zaniechała swojej prywatnej akcji ratunkowej nawet po drugim aresztowaniu przez Gestapo w 1942 roku (i tym razem – jak wcześniej w Wiedniu – została wypuszczona). Dwadzieścia lat po wojnie uhonorowano ją tytułem „Sprawiedliwej Wśród Narodów Świata”. Otrzymała też kilka odznaczeń w swojej ojczyźnie.
Zmarła 30 sierpnia 1978 roku w wieku 82 lat. Choć jej osiągnięcia były równie imponujące, co Oskara Schindlera czy Ireny Sendlerowej, to przez historię głównego nurtu została niemal całkowicie zapomniana. Dlaczego?
Reklama
Zdaniem doktor Patricii Heberer Rice z United States Holocaust Memorial Museum wynika to… z braku angielskich publikacji na jej temat. Jak tłumaczy historyczka: „Amerykanom brakuje szerszego spojrzenia na świat. Żyją w anglojęzycznej bańce, nawet historycy”. A szkoda.
Inspiracja
Do napisania artykułu zainspirowała nas powieść Meg Waite Clayton pod tytułem Ostatni pociąg, opublikowana nakładem Wydawnictwa Kobiecego. To poruszająca historia niezwykłej kobiety, która zdecydowała się na pakt z samym Adolfem Eichmannem, byle uratować życie bezbronnych żydowskich dzieci. Więcej na temat książki dowiecie się tutaj.
1 komentarz