Ada Mucha nie była komunistką, nie miała w sobie żadnej miłości do sowieckiego systemu. Losy wojenne zagnały ją jednak do „ludowego” wojska. Wywieziona na Sybir w 1940 roku wyrwała się z czerwonego piekła w szeregach Wojska Polskiego tworzonego pod komendą Zygmunta Berlinga. Była żołnierką 1. Samodzielnego Batalionu Kobiecego i wykonywała rozkazy. Po latach bardzo żałowała zwłaszcza jednego.
System, który niszczy ludzi, czasem działa jak miny z opóźnionym zapłonem, takie jak te, które w styczniu 1945 roku saperzy znajdują w opuszczonej przez hitlerowców Warszawie.
Reklama
Ada Mucha na co dzień patroluje ulice, ale 20 stycznia dostaje rozkaz: razem z dwudziestoma innymi żołnierkami batalionu kobiecego ma się stawić w sądzie. Idzie. Na miejscu dowiaduje się, że będzie ławniczką podczas rozprawy dezertera.
Nie do końca wie, na czym polega rola ławniczki, ma dwadzieścia jeden lat, nie studiuje jeszcze prawa, nie wróciła jeszcze nawet do gimnazjum, przerwanego po pierwszej klasie przez wojnę. Ale dezerter to dezerter, nieraz ją z całym batalionem prowadzono – z obowiązkowym śpiewem na ustach – na pokazowe egzekucje. Ku przestrodze, gdyby i im się wojsko sprzykrzyło.
Rozprawa trwa dwadzieścia minut. Ady nikt o nic nie pyta, sędzia ogłasza karę śmierci, każe podpisać dokumenty. Można odejść. Ada wraca patrolować ulice i odgruzowywać skwery. Wojna skończy się dopiero za kilka miesięcy. A potem, prawie sześćdziesiąt lat później, ta sprawa do niej wraca.
Jest listopad 2002 roku, Ada, emerytowana prawniczka, nie dostaje zaproszenia na kolejną sesję naukową organizowaną przez Fundację Generał Elżbiety Zawackiej w Toruniu.
Reklama
Zawacka, kurierka Komendy Głównej AK, cichociemna, druga kobieta w stopniu generała w historii Polski, fundację dokumentującą udział kobiet w II wojnie światowej założyła w 1990 roku, już na emeryturze.
Ada współpracuje z nią od lat, zbiera relacje żołnierek, które, tak jak ona, służyły w Wojsku Polskim, nazywanym teraz „ludowym”, a nie w Armii Krajowej, jak Zawacka. Teraz dzwoni do Fundacji upomnieć się o zaproszenie.
Kiedy kończy rozmawiać, robi jej się duszno, gorąco, po chwili czuje silny ból w klatce piersiowej. Za słuchawkę łapie jej mąż, wykręca numer pogotowia.
„Pragnęłam się nie obudzić czy to z narkozy, czy ze zwykłego snu, aby na nowo nie przeżywać tego samego”, pisze dwa miesiące później Ada do Elżbiety.
Reklama
„Pragnę jeszcze raz stanowczo stwierdzić, że byłam najgłębiej przekonana, że uczestniczę w procesie dezertera. Byłam wtedy młodą, niedojrzałą, niewykształconą, niedoświadczoną dziewczyną. (…) Są to tylko moje słowa, ale oprócz słów niczym innym nie dysponuję”, pisze Ada.
Edward Nowicki, żołnierz Armii Krajowej, skazany w styczniu 1945 roku na śmierć pod pretekstem dezercji, okazuje się stryjem jednej z żołnierek Armii Krajowej, również współpracującej z Fundacją. Elżbieta odpisuje:
Daję wiarę Twojemu tłumaczeniu, że nie zdawałaś sobie sprawy z tego, że wyrok ten sam w sobie był przestępstwem. Trzeba jednak zrozumieć nasze stanowisko.
Ów wyrok istnieje, człowiek został zamordowany. W każdej przecież rodzinie Akowców pamięta się o represjach, jakie dotknęły ich bliskich (…) Mój stosunek do Twojej pracy w myśl naszego hasła »Bądźmy wreszcie wszystkie razem« jest nadal pozytywny i dziękuję Ci za nią.
Ale wszystkie razem nie były i nie będą.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Olgi Wiechnik pt. Platerówki? Boże broń! Kobiety, wojna i powojnie. Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa Poznańskiego w 2023 roku.
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.