Latem 1787 roku cesarzowa Katarzyna Wielka wyruszyła w dół Dniepru, by na własne oczy zobaczyć jakie skutki przyniosła kolonizacja terenów nadczarnomorskich wydartych niedawno z rąk Turków. W podróży towarzyszył jej cesarz Józef II Habsburg. Gospodarzem był natomiast potężny kochanek, nieoficjalny mąż i niemalże współwładca Rosji – Grigorij Potiomkin.
Wyprawa obfitowała w niezwykłe atrakcje. Aby olśnić najjaśniejszą panią i dostojnego gościa Potiomkin zwerbował nawet 200-osobowy oddział wojskowy złożony wyłącznie z pięknych kobiet, „Amazonek”. W świeżo zbudowanym porcie sewastopolskim oglądano całą flotę wojenną złożoną z liniowców i fregat.
Reklama
Na bankiecie wydanym w Kaffie „wystrzelono 20 000 wielkich ognistych fontann”. Podróż zakończyła się zaś niesamowitą rekonstrukcją bitwy pod Połtawą, stoczonej niemal osiemdziesiąt lat wcześniej. W inscenizacji wzięło udział 50 000 żołnierzy, wcielających się w siły obu stron. Był to ponoć „żywy obraz, poruszający i do złudzenia przypominający rzeczywistość”.
„To Potiomkinowi zawdzięczam wszystko”
Cesarz i jego ludzie nie kryli wielkiego zachwytu wszystkimi szczegółami podróży. Sam Józef II Habsburg stwierdził: „Prawda jest taka, że trzeba tu być, aby uwierzyć w to, co widzę”.
Imperatorowa też nie posiadała się z radości i dumy. Gdy goście składali jej gratulacje, odpowiadała: „To księciu Potiomkinowi zawdzięczam wszystko”.
Skutki akcji kolonizacyjnej i budowlanej prowadzonej pospiesznie na terenach ochrzczonych mianem „Nowej Rosji” przerosły wszelkie jej oczekiwania. Zanim wyprawa dobiegła końca, Katarzyna Wielka wydała dekret sławiący sukcesy Potiomkina. Przyznała mu też nagrodę w kwocie 100 000 rubli oraz nowy tytuł kniaziowski.
Reklama
Narodziny „oszczerczego mitu”
Pozycja Potiomkina jako prawej ręki cesarzowej została potwierdzona. Jeszcze przed ekspedycją pewien obcokrajowiec pisał o nim, że miał w Rosji „władzę większą niż Wolsey, Olivares i Richelieu”. Gdy z końcem lipca Katarzyna Wielka powróciła do Carskiego Sioła, dla każdego było jasne, że książę to faktycznie „pierwszy minister” i „wielki wezyr”, jak o nim mawiano. Albo nawet „car pod każdym względem, z wyjątkiem nazwy”.
Potiomkin był jednak zbyt potężny i wpływowy, by nie narobić sobie wrogów. Ledwie dwór powrócił na przedpola stolicy, Petersburga, a w otoczeniu Katarzyny Wielkiej zaczęto rozpowiadać, że cała wyprawa stanowiła hucpę, mistyfikację. I że „wezyr” sprawnie mamił swoją panią, podczas gdy faktycznie nie poczynił żadnych postępów.
Simon Sebag Montefiore, autor książki Katarzyna Wielka i Potiomkin, wyjaśnia, że na skutek „największej z intryg” zrodził się „oszczerczy mit”, tak popularny, że do dzisiaj „wioski potiomkinowskie” stanowią symbol oszustw i fałszywych fasad, kryjących ponurą rzeczywistość.
Kto wymyślił wioski potiomkinowskie?
Po pałacu krążyły różne kłamstwa i insynuacje. Same „wioski potiomkinowskie” wymyślił jednak człowiek, który… w ogóle nie brał udziału w podróży i nie oglądał jakichkolwiek dokonań Potiomkina. Nie miał więc podstaw by weryfikować prawdziwość postępów. Oto co pisze na ten temat Simon Sebag Montefiore:
Reklama
Rozgoryczony poseł saski Georg von Helbig, którego nie zaproszono na Krym, ukuł określenie „Potemkinsche Dörfer”. Było tak zgrabne, że szybko weszło do języka potocznego i oznacza wszelką fasadowość, pozory, iluzoryczne dokonania. Helbig nie tylko użył go w swoich dyplomatycznych depeszach, ale w latach dziewięćdziesiątych w hamburskim piśmie „Minerva” opublikował biografię księcia, „Potemkin der Taurier, którą zainteresowali się wrogowie Rosji.
W 1809 roku ukazało się jej wydanie książkowe, które później rozszerzono i opublikowano po francusku i angielsku. Książka Helbiga dała początek fałszywej i niesprawiedliwej legendzie o Potiomkinie, którego zaczęto utożsamiać z twórcą fikcyjnych wiosek. Legenda przetrwała do dziś.
Helbig twierdził, że podczas podróży Dnieprem cesarzowa widziała pięć czy sześć razy te same osiedla, które w rzeczywistości składały się nie z domów, ale wyłącznie z fasad z pomalowanej tektury, przenoszonych wzdłuż rzeki.
Pisał także, że tysiące chłopów zabrano z ich domów w głębi Rosji i nocami pędzono brzegiem rzeki razem z inwentarzem, tak aby rankiem byli gotowi do powitania cesarzowej. Podróżnicy widzieli więc codziennie tych samych chłopów. W wyniku akcji wyludniono 1000 wsi, a wielu chłopów zmarło z głodu.
Mistyfikacja czy propaganda?
Czarna propaganda przyniosła niesamowite rezultaty. Autor książki Katarzyna Wielka i Potiomkin podkreśla, że uwierzono w nią tak w kraju, jak i zagranicą. Zachowane dokumenty i relacje faktycznych świadków nie zawierają jednak, jak pisze Montefiore, „absolutnie żadnych” dowodów na wielką mistyfikację.
Potiomkin stworzył wspaniałe i niezwykle kosztowne show, rzecz jasna wyzyskując, a często wręcz rujnując poddanych. Wizytę Katarzyny przygotowywał jednak aż przez trzy lata. I nie musiał zniżać się do tanich, łatwych do zdemaskowania, a przez to też bardzo niebezpiecznych trików, jakie potem mu zarzucano.
Bibliografia
- Montefiore Simon Sebag, Katarzyna Wielka i Potiomkin, Bellona 2021.