W trakcie rzezi wołyńskiej ukraińscy nacjonaliści zamordowali dziesiątki tysięcy Polaków. Zdaniem Władysława Studnickiego skalę tragedii można było znacznie ograniczyć. Orędownik współpracy z III Rzeszą twierdził, że Niemcy byli gotowi uzbroić polską samoobronę, ale kategorycznie sprzeciwiła się temu Armia Krajowa.
Świadkowie, którzy następnego dnia przybyli do wioski, byli wstrząśnięci. Niektóre ofiary zostały „porąbane na sieczkę”. W jednym z domów nie można było wyrwać noża, którym do stołu przybite zostało niemowlę.
Reklama
W tej szokującej masakrze zginęło 150 Polaków 852 .Tego dnia rozpoczęło się ludobójstwo polskiej ludności Wołynia i Galicji Wschodniej. Na tym pierwszym terytorium osiągnęło apogeum latem 1943 roku. A wiosną kolejnego roku fala krwawych mordów zaczęła rozlewać się na Galicję. Celem operacji UPA była depolonizacja obu spornych terytoriów.
Studnicki jedzie do Lwowa
Ciągnął mnie do Lwowa mój sentyment do tego miasta – wspominał [Studnicki]. – Dwa odcinki mego życia przebyłem we Lwowie: 1901–1905 oraz 1909–1914 r. W pierwszym okresie poznałem i pokochałem Lwów, zwany „pomnożycielem polskości”.
To miasto germanizowane, kolonizowane przez urzędników i kupców niemieckich oraz Ormian, wszystkich ich przeobraziło w najlepszych patriotów. Lwów miał rozległe życie polityczne i temperament polityczny, którym przewyższał wszystkie miasta polskie. Drżałem o Lwów.
Na miejscu Studnicki natychmiast nawiązał kontakt z miejscową polską inteligencją, z przywódcami lwowskich Polaków. Miasto żyło wówczas tylko jedną sprawą: zaostrzającym się konfliktem z Ukraińcami. Studnicki przekonał się, że Niemcy faworyzują tę społeczność kosztem Polaków, co zresztą nie mogło dziwić.
Reklama
Ukraińcy wciąż proklamowali, że są sprzymierzeńcami Niemiec – pisał Studnicki – że okażą im znaczną pomoc w walce z Sowietami, Polacy zaś głosili, że są nieprzejednanymi wrogami, a prasa podziemna polska chwaliła się ciągle dokonywanym sabotażem, zapisując częstokroć na swój rachunek sabotaż dokonany przez bandy dywersyjne sowieckie.
Jedyną nadzieją polska samoobrona
Ukraińcy swoją uprzywilejowaną pozycję wykorzystywali do rugowania Polaków z Galicji, pozbawiania ich wpływów i wzmacniania swego stanu posiadania. Jednocześnie w szeregach ukraińskich nacjonalistów rodził się plan eksterminacji Polaków.
Gdy Polaków w tym kraju nie będzie – rekonstruował Studnicki rozumowanie ukraińskich radykałów – a będą tylko Ukraińcy, bez względu na to, jakie mocarstwo będzie decydowało o losie tego kraju, przyzna go Ukraińcom .
Polski germanofil ze zgrozą przyjął wieść o tym, że na Wołyniu trwa właśnie rzeź Polaków. Że polskie wioski są wyrzynane przez oddziały UPA i ukraińskich cywilów uzbrojonych w cepy, widły i siekiery. Jedyną pociechą było to, że w niektórych częściach Wołynia skuteczną walkę z banderowcami podjęła polska samoobrona, która – jak podkreślał Studnicki – „powstała za zgodą władz niemieckich i one ją uzbroiły”.
Studnicki przewidywał, że prędzej czy później również Polacy z Galicji Wschodniej staną przed groźbą zagłady. Do tego nie można było dopuścić! Studnicki miał nadzieję, że – tak jak na Wołyniu – uda się skłonić Niemców do zgody na stworzenie oddziałów samoobrony. Uzbrojonej przez Wehrmacht organizacji paramilitarnej, która chroniłaby polską ludność cywilną.
Niemcy wrogiem numer 3
Polski germanofil uważał, że pozyskanie galicyjskich Polaków do tej koncepcji nie będzie trudne, niemiecka polityka okupacyjna na tym terenie nie była bowiem tak represyjna jak w pozostałych częściach Generalnego Gubernatorstwa.
Reklama
Chociaż podczas okupacji niemieckiej byliśmy pokrzywdzeni – wspominał Studnicki – jednak ludność Polski odczuwała pewną ulgę i wrogie usposobienie do Niemców było tam znacznie słabsze niż w tej części Generalnej Guberni, która nie poznała jeszcze okupacji sowieckiej.
Ludność polska rozumiała i odczuwała, że w Galicji głównym jej wrogiem są Ukraińcy. Oni to okresie okupacji sowieckiej byli ostrym narzędziem dla tępienia polskości, oni dokonywali rzezi na Wołyniu i przygotowywali się do rzezi w Galicji Wschodniej. Rosja bolszewicka była wrogiem nr 2, Niemcy wrogiem nr 3.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Amia Krajowa nie pomoże
Na pomoc AK Studnicki nie liczył. Zawiodła ona bowiem całkowicie na Wołyniu, gdzie nie broniła ludności cywilnej przed pogromami. Jego zdaniem wypływało to z proukraińskiego nastawienia kierownictwa Polskiego Państwa Podziemnego.
Już się lała krew polska wskutek rzezi dokonanej przez Ukraińców – wspominał – a prasa podziemna pisała o przymierzu polsko-ukraińskim. Tak, to była głupota potęgowana przez Delegaturę i naczelne władze AK.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Uratowała tysiące dzieci przed wywózką do Auschwitz. Historia zupełnie zapomniała o jej bohaterstwieW okrutny sposób mordowano nie tylko mężczyzn, ale i kobiety, i dzieci, przy czym w rozmaity sposób dręczono: obcinano języki, wyłupywano oczy. W wielu wypadkach napadano na kościoły, gdy te były przepełnione modlącą się ludnością.
Rzucano w modlących się granaty ręczne, a do wychodzących z kościoła skierowywano ogień karabinów maszynowych. Czasem podpalano kościół i mordowano wychodzących z kościoła.
O wszystkich tych wypadkach milczała prasa podziemna w Warszawie. Znajdowały się one bowiem w sprzeczności z sugestionowaną ideą przymierza polsko-ukraińskiego. Warszawa o dokonywanych mordach nie wiedziała.
Dowództwo AK mówi stanowcze „nie”
Informacje Studnickiego były bardzo precyzyjne. Po przyjeździe do Lwowa udał się do siedziby miejscowej Rady Głównej Opiekuńczej. Zastał przed nią tłumy uchodźców, którzy uciekli z wiosek spalonych przez banderowców. Otoczyli go oni zwartym kołem i ze szczegółami opowiadali mu o horrorze, którego byli świadkami.
Reklama
Aby ratować rodaków, Studnicki postanowił zwrócić się do Niemców o wydanie im broni. Okazało się jednak, że wystąpiła o to już Rada Główna Opiekuńcza. Niemcy się zgodzili, ale inicjatywę zablokowało… polskie podziemie!
Wolało ono, aby polscy chłopi ginęli z rąk banderowców, niż żeby Polacy „skompromitowali się” przed Brytyjczykami współpracą z Niemcami.
Do zorganizowania samoobrony nie doszło – relacjonował Studnicki – gdyż zjawił się komendant A.K. i zawiadomił, że „jeżeli będziecie robili samoobronę przy pomocy Niemców, to my was wystrzelamy”.
– To brońcie nas sami – powiedział dyrektor lwowskiego RGO.
– AK istnieje dla obrony państwa, a nie dla obrony jednostek.
Nie dopuszczając samoobrony i nie organizując samodzielnej obrony, AK ponosi moralną odpowiedzialność za 100 000 zamordowanych Polaków i 500 000 wyrzuconych z siedzib rodzimych.
„Trzeba było działać”
Zdumiony i rozgoryczony skandaliczną postawą podziemia był także prezes RGO Adam Ronikier, który wynegocjował z niemieckimi władzami zgodę na stworzenie polskich formacji samoobrony i wydanie im broni oraz amunicji z magazynów Wehrmachtu.
Reklama
Był pewien, że w ten sposób uratował tysiące rodaków przed śmiercią. Weto Delegatury Rządu na Kraj spadło na niego jak grom z jasnego nieba. Dla starego arystokraty było to szokiem.
Gwałty i morderstwa dokonywane na Polakach z dniem każdym przybierały na sile i barbarzyńskich formach – wspominał Ronikier. – Topniał stan posiadania polskiego w tej odwiecznie do Polski należącej ziemi, a panowie z Delegatury, nie pozwoliwszy nam na organizowanie obrony, nie raczyli myśleć o tym, że złemu trzeba było przynajmniej próbować zaradzić, a nie zostawiać te rzesze polskie na Kresach bez żadnej pomocy.
Trzeba było działać, a nie przyglądać się suchym okiem dziełu zniszczenia odpychającemu granice Polski na zachód.
Mordowali tysiące bezbronnych Polaków
Ostatecznie z powołania większych polskich jednostek zbrojnych na terenie Galicji Wschodniej nic nie wyszło. Skończyło się to tak, jak można było przewidzieć. Wiosną i latem 1944 roku fala zbrodni doszła pod Lwów. Ukraińscy nacjonaliści bestialsko wymordowali kolejne tysiące bezbronnych Polaków. Znowu przy biernej postawie miejscowej AK, która wolała zachować siły do akcji „Burza”. Czyli do współpracy z wkraczającymi do Polski bolszewikami.
Studnicki – mimo że wiedział o niepowodzeniu Ronikiera – postanowił podjąć jeszcze jedną próbę skłonienia Niemców do pomocy Polakom. Sytuacja była bowiem rozpaczliwa, a on, w przeciwieństwie do szefa RGO, nie zamierzał przejmować się zdaniem podziemia.
Druga podróż do Lwowa
W efekcie w czerwcu 1944 roku ponownie wyjechał do Lwowa. Spotkał się tam z gubernatorem dystryktu Galicja, Ottonem Wächterem. Był to rozsądny człowiek, który zdawał sobie sprawę, że rasistowska polityka III Rzeszy wobec Słowian jest samobójczym absurdem.
Reklama
Przed spotkaniem Studnicki posłał mu egzemplarz Systemu politycznego Europy po niemiecku. Oczywiście z dedykacją.
Przyjął mnie bardzo uprzejmie – wspominał Studnicki – bardzo chwalił książkę, zapytywał, czy posłałem kiedy tę książkę Führerowi. Powiedziałem, że doręczyłem mu ją w Norymberdze, gdzie byłem w charakterze gościa honorowego na Parteitagu. Mówiłem o międzynarodowym znaczeniu Galicji Wschodniej, o tym, że preparując ten kraj dla Ukraińców, zagrażają Austriii całej środkowej Europie.
Potem przeszedłem do sprawy rzezi. Wächter upewniał, że jest obecnie przytłumiona, że cofanie się frontu wywołało pewną dezorganizację władzy, następnie wyrażał ubolewanie, że nie zamieszkałem we Lwowie. Zwróciłem mu uwagę, że dyrektor Rady Opiekuńczej jest bardzo rzeczowym i rozumnym człowiekiem i że szkoda, że jego postulaty tak często były nieuwzględniane.
– Tak. Oni przychodzą z każdą poszczególną sprawą – odparł Wächter – pan z całą koncepcją polityczną.
AK trzyma rękę na pulsie
We Lwowie Studnicki spotkał się jeszcze z SS-Brigadeführerem Theobaldem Thierem, odpowiedzialnym za bezpieczeństwo i zwalczanie partyzantki.
Powiedziałem, że gdy nie mogą przeciwdziałać skuteczniej terrorowi ukraińskiemu – relacjonował Studnicki – niech dadzą carte blanche Polakom co do samoobrony. Generał SS upewnił, że polska samoobrona, działająca bez formalnego pozwolenia, nie jest i nie będzie prześladowana. Wszystko to było za późno.
Reklama
Rozmowy prowadzone przez Studnickiego były bardzo uważnie śledzone przez podziemie. Już 30 czerwca 1944 roku Bolesław Stachoń „Zbrożek”, naczelnik wydziału informacji lwowskiej Delegatury Rządu na Kraj, wysłał następujący meldunek do Warszawy:
Już drugi raz w ciągu roku zwiedza Lwów Władysław Studnicki. Owocem jego poprzedniej bytności na naszym gruncie była znana, wydana w 1943 roku, broszura o rządach Rosji sowieckiej we wschodniej Polsce. Obecnie zajmuje go sprawa ukraińska. Opowiada, że był w tych dniach u Wächtera i szefa SS i policji, gen. Thiera.
Na skargę Studnickiego, że Ukraińcy wymordowali na ziemiach wschodnich 200 000 Polaków, Wächter zaprzeczył, twierdząc, że cyfra ta wynosi najwięcej 30 000–40 000, a szef SS i policji określił ją na maksimum 100 000(!). Obydwaj obiecali, że właśnie myślą o stworzeniu w Galicji polskiego Selbschutzu (samoobrony).
Powstrzymać ludobójstwo na Polakach
Wracając do Warszawy, Studnicki zatrzymał się w Krakowie. Tam, w asyście hrabiego Adama Ronikiera, udał się do kolejnego oficera SS, nowego szefa Gestapo w Generalnym Gubernatorstwie, Obersturmbannführera Hansa Schindhelma. Cel spotkania był ten sam: skłonienie Niemców do powstrzymania ludobójstwa i wydania broni Polakom.
Reklama
Przybyły ze Lwowa w dniu 21 czerwca profesor Władysław Studnicki – wspominał hrabia Adam Ronikier – opowiadał nam swe wrażenia i poczynione kroki dla ukrócenia hajdamaków ukraińskich. Zdawało mu się, że uzyskał u władz zrozumienie niebezpieczeństwa tkwiącego w judzeniu jednych przeciw drugim i konieczności ostrych zarządzeń dla wstrzymania ciągle trwających rzezi.
Skłonić AK do działania
Akcję ratowania Polaków z Ziem Południowo-Wschodnich Studnicki prowadził dwutorowo. Z jednej strony czynił zabiegi u władz niemieckich, a z drugiej – starał się przekonać władze podziemne do zmiany dotychczasowej, fatalnej koncepcji politycznej.
Po powrocie do Warszawy – pisał – domagałem się wysłania oddziałów AK do Galicji Wschodniej dla obrony życia i mienia polskiej ludności. Wiedziałem, że jest parcie do powstania. Otóż usunięcie oddziałów AK z Warszawy uniemożliwiłoby powstanie.
Rzeczywiście realizacja takiego programu miałaby wręcz zbawienne skutki. Uratowałaby tysiące Polaków przed drastyczną śmiercią w banderowskich pogromach, a zarazem uchroniłaby Warszawę od powstańczej hekatomby. Ileż krwi, ileż cierpień zostałoby zaoszczędzonych narodowi polskiemu, gdyby najważniejsze decyzje podejmował wówczas Władysław Studnicki!
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Piotra Zychowicza pod tytułem Germanofil. Władysław Studnicki – Polak, który chciał sojuszu z III Rzeszą. Ukazała się ona nakładem Domu Wydawniczego Rebis.
Polak, których chciał sojuszu z III Rzeszą
Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.
11 komentarzy