Szalenie popularny serial Wikingowie stwarza wrażenie, jakby drużyny skandynawskich łupieżców składały się w ogromnej części z kobiet. Twórcy produkcji twierdzą, że to wizja oparta na faktach historycznych. Ale czy na pewno?
W roli Lagerthy wystąpiła kanadyjska aktorka Katheryn Winnick. Już po pierwszych sukcesach serialu obwołano skandynawską jarlankę „najbardziej feministyczną postacią w historii seriali”.
Reklama
„Kobiety faktycznie w tych czasach walczyły. Ustawiały się w ścianie tarcz na polu bitwy. […] Musimy zdać sobie sprawę z tego, że historia zrobiła później kilka kroków do tyłu, jeżeli chodzi o warunki życia kobiet i ich znaczenie w społeczeństwie” – stwierdziła Winnick.
Sfeminizowane armie… w serialowym świecie
W świecie [scenarzysty serialu] Michaela Hirsta armie wikingów są faktycznie silnie sfeminizowane. Niewiasty stanowią niemal jedną trzecią wojowników, są przy tym równie agresywne jak mężczyźni. Gwardia Lagerthy to zaś w całości tarczowniczki.
Sytuacja ta nie dziwi ani wikingów, ani chrześcijan – raz tylko frankońska księżniczka Gisela przystaje wzruszona nad trupami nordyckich wojowniczek – dowiaduje się, że niewiasty owe są równie odważne jak mężczyźni, a nieraz nawet bardziej.
Hirst w swym ukłonie wobec zwolenników tezy o średniowiecznym równouprawnieniu nie jest jednak konsekwentny.
Kobiet w wikińskiej hordzie pełno w scenach walki, życia obozowego, podczas rejsów. Gdy jednak przychodzi do łupienia, mordowania nieuzbrojonych mnichów czy wieśniaków, torturowania jeńców – czyli stałych elementów prawdziwych wikińskich rajdów bez względu na geograficzne czy społeczne pochodzenie hordy, wtedy nagle orężne panie znikają, a owymi przebrzydłymi czynami zaczynają trudnić się jedynie mężczyźni.
Reklama
Lagertha nie ma nic przeciwko temu, aby jej kompani brali udział w mordowaniu nieuzbrojonych kapłanów, ale jest oburzona, gdy jeden zaczyna gwałcić anglosaską chłopkę.
Dwa kluczowe znaleziska
Czy wikińskie armie przeprowadziły pierwsze w historii równouprawnienie w siłach zbrojnych? Hirst powołuje się na dwa znaleziska. Pierwsze z nich dotyczy grobu Bj 581, w którym obok ciała, jak się niedawno okazało, kobiecego, pochowano broń.
Drugie odkrycie dotyczy brosz przedstawiających uzbrojone kobiety. Historyk Neil Price jest skłonny uznać owe znaleziska za wystarczające dowody na istnienie wojowniczek w świecie skandynawskim. Nasuwa się jednak pytanie o częstość takich zjawisk.
Pytania i wątpliwości
Judith Jesch, autorka pracy Women in the Viking Age, wyklucza, aby wojowniczki pojawiły się na polach bitew w znaczącej liczbie. Łukasz Malinowski, autor fundamentalnej pracy Berserkir i Uifhednar w historii, mitach i iegendach, wyraźnie zaznacza, że bractwa wojowników były typowo męskie. W opisach ich rytuałów mowa o „braciach”, a nie o „braciach i siostrach”. (…)
Reklama
Doktor Leszek Gardeła, pracownik uniwersytetów w Bergen i Bonn zajmujący się m.in. wikińskimi pochówkami, tak opisuje kwestię obecności broni w grobach kobiecych:
Pogrzeby w dobie średniowiecza (i nie tylko) były teatralnymi spektaklami mającymi na celu spełnienie oczekiwań przede wszystkim żałobników. Poprzez składanie przedmiotów do grobu wyrażano różne treści – a same przedmioty wcale nie musiały świadczyć bezpośrednio o tym, KIM zmarli byli za życia.
Pamiętajmy, że zmarli nie grzebią samych siebie – to jak wygląda pochówek, jest decyzją żałobników.
Archeologiczne ślady… i ich brak
Odpowiedź na to, czy kobiety stawały wraz z mężami w ścianie tarcz, przyniosłyby badania kości poległych lub zmarłych. Przerosty prawej ręki – na jakie wskazuje Else Roesdahl w Historii wikingów, były cechą typowo męską, a nie kobiecą. Podobnie ślady cięć czy kontuzji. Do tego ostatniego zjawiska odnosi się Gardeła:
Jak dotąd w ŻADNYM grobie kobiecym zawierającym broń takich śladów nie znaleziono. Nie ma ich również na szczątkach kobiety pochowanej w grobie Bj 581 w Birce. Należy jednak zauważyć, że takich śladów zazwyczaj brak także w grobach mężczyzn pochowanych z bronią.
Tłumaczyć to można na wiele sposobów – albo te osoby za życia miały dużo szczęścia i nie odniosły w boju poważniejszych ran, pozostawiających trwałe ślady na kośćcu, albo NIGDY wojownikami nie były.
Gardeła przypomina też etos wojownika skandynawskiego: W staronordyckich źródłach pisanych nie ma ani jednej wzmianki o tym, aby do tego zaświatowego miejsca przyjmowano kogokolwiek oprócz mężczyzn oraz aby oprócz przebywających tam einherjar (wojowników mieszkających w Walhalli i toczących tam codzienne boje) były również kobiety (oczywiście z wyjątkiem nadnaturalnych Walkirii). Gardeła konkluduje:
Reklama
Tłumaczyć to można na wiele sposobów – albo te osoby za życia miały dużo szczęścia i nie odniosły w boju poważniejszych ran, pozostawiających trwałe ślady na kośćcu, albo NIGDY wojownikami nie były.
Jestem dość sceptyczny wobec postulowanych przez niektórych badaczy pomysłów na temat powszechności ,,kobiet wojowniczek” w epoce wikingów. Nie wykluczam, że takie jednostki istniały, ale raczej nie tak często, jak pokazuje to serial ,,Vikings”.
Prawda ekranu
Żaden ze współczesnych wikingom saskich lub frankońskich kronikarzy nie zwrócił uwagi na tak nieco- dzienny z pewnością w oczach chrześcijanina fakt, jak ściana tarcz pełna niewiast. Zanotowano natomiast w Rocznikach fuldajskich, że po stronie wikingów polegli mężowie piękni i rośli, jakich nigdy nie spotkano w tych stronach.
O kobietach wojowniczkach pisze Saxo Gramaticus, jednakże swoje dzieło stworzył trzysta lat po opisywanych wydarzeniach, i jak wykazała Judith Jesch, niemiecki kronikarz kopiował zarówno dawne mity skandynawskie, jak i wątek Amazonek Herodota. Obecność poległych kobiet odnotowali zaś Bizantyjczycy po zdobyciu twierdzy Dorostolon.
Tam jednak mieliśmy do czynienia z obroną rejonu umocnionego przez grupę ludzi zdesperowanych wizją przegranej. W takim przypadku na mury idą wszyscy – czasem nawet i dzieci. Świat wikingów nie stanowił zatem żadnego „preludium do równouprawnienia na wojnie”.
Reklama
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Jakuba Ostromęckiego pt. Skręcona historia (Bellona 2021). Znajdziecie w niej znacznie szerszy komentarz nie tylko do powieściowego ujęcia realiów XVII stulecia, ale przede wszystkim – do filmowej adaptacji Jerzego Hoffmana.
Największe wpadki w kinowych hitach
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.