Niemcy dostarczający uzbrojenie jednostkom Armii Krajowej. Współpraca wywiadowcza oraz wspólne akcje przeciwko sowieckiej partyzantce. Właśnie tak pod koniec wojny na Wileńszczyźnie i Nowogródczyźnie wyglądała codzienność części oddziałów polskiego podziemia. Jak do tego doszło?
„W lesie pod Trokami przyglądałem się defiladzie Wojska Polskiego z biało-czerwonym sztandarem na wysokim maszcie na polanie w asystencji wojskowych obserwatorów z Wehrmachtu i Waffen-SS”. Słowa te podobno padły w rozmowie Władysława Studnickiego ze Stanisławem Dobrowolskim.
Reklama
Kontakty AK z Niemcami
Czy taka defilada rzeczywiście się odbyła? Czy też Dobrowolski, spisując swoje wspomnienia, źle zapamiętał słowa Studnickiego? Wydaje się, że było to możliwe. Studnicki najprawdopodobniej został zaproszony na inspekcję do 3. Wileńskiej Brygady AK dowodzonej przez kapitana Gracjana Fróga „Szczerbca”.
Oddział ten zawarł z Niemcami lokalny pakt o nieagresji. Niemcy dostarczali mu broń i amunicję, a „Szczerbiec” tępił bolszewickie bandy terroryzujące polską ludność cywilną. Za cichym przyzwoleniem Niemców oficer ten stworzył nawet małe partyzanckie „państewko”, tak zwaną Republikę Turgielską, ze stolicą w miejscowości Turgiele.
Polaków odwiedzali w ich leśnych bazach niemieccy oficerowie na czele ze słynnym majorem Juliusem Christiansenem, szefem wileńskiej placówki Abwehry. Niemiec ten usilnie zabiegał – nie bez sukcesów – o skierowanie bojowej energii polskich partyzantów przeciwko Sowietom.
Na Wileńszczyźnie i Nowogródczyźnie kontakty z Niemcami nawiązało więcej polskich oddziałów. Między innymi 5. Wileńska Brygada rotmistrza Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, 6. Wileńska Brygada majora Franciszka Koprowskiego „Konara”, Zgrupowanie Nadniemeńskie rotmistrza Józefa Świdy „Lecha” oraz oddział Adolfa Pilcha „Góry”. Ten ostatni nie tylko brał od Niemców broń, ale razem z nimi prowadził akcje wymierzone w bolszewickie bandy.
„Niemcy nie rozumieją polityki polskiej”
Antykomunistyczną współpracę z Abwehrą nawiązał wileński kontrwywiad AK – a konkretnie komórka o kryptonimie „Cecylia”. Polacy i Niemcy przeprowadzili wspólnie kilka operacji, których celem była eliminacja komunistów. Pertraktacje z Niemcami prowadził zresztą sam komendant okręgu, podpułkownik Aleksander Krzyżanowski „Wilk”.
Niemcy nie rozumieją polityki polskiej – mówił oficer Wehrmachtu biorący udział w jednym ze spotkań. – Polacy stoją zapewne na stanowisku, że Niemcy zostaną pokonane. Ale nie może im być obojętne przez kogo. W razie pobicia Niemiec przez Sowiety czeka Polskę okupacja przez Sowiety.
Reklama
Jeśliby Niemcy miały być pokonane przez Anglosasów (przy utrzymaniu frontu wschodniego), tereny polskie zostałyby spod okupacji wyzwolone. Niemcy widzą wspólny interes Polski i Niemiec w niedopuszczeniu wojsk sowieckich do granic polskich. Możliwe jest więc porozumienie między armią podziemną a Wehrmachtem.
Sile tej argumentacji trudno się było oficerom wileńskiej AK oprzeć. Co tu dużo gadać, ów niemiecki oficer miał świętą rację. Dlatego właśnie wszelka pomoc udzielana Armii Czerwonej przez polską partyzantkę była wbrew polskiej racji stanu, a wspomniane taktyczne porozumienia z Niemcami były z nią zgodne.
Niemcy życzliwie patrzą na polską partyzantkę
Warto przy tym dodać, że dzięki niemieckiej broni oddziały partyzanckie z Wileńszczyzny i Nowogródczyzny były najlepiej uzbrojone w całej AK. Ich dowódcy nie mieli więc powodu do wstydu. Natomiast bez wątpienia mieli go pomysłodawcy wariackiej akcji „Burza”, czyli współpracy z Armią Czerwoną, która doprowadziła do tragicznych skutków.
Działania „Góry”, „Szczerbca” i „Lecha” nie mogły nie przypaść do gustu Władysławowi Studnickiemu, germanofilowi, który przez całą wojnę występował w obronie polskiej substancji narodowej i zabiegał o stworzenie siły zbrojnej do walki z bolszewikami.
Reklama
Partyzantka ziemi wileńskiej, lidzkiej i nowogródzkiej była bardzo charakterystycznym objawem na naszych Ziemiach Północno-Wschodnich – wspominał. – Działała jawnie. W Lidzie, przed gmachem komendy partyzantki, stała straż. Komendant lidzki był w stosunkach z komendantem niemieckim. Wojsko niemieckie życzliwym okiem patrzało na naszą partyzantkę.
Niweczą bandy sowieckie, więc robią dobrą robotę. W szpitalu wileńskim, w oddziale chirurgicznym, leczyli się ranni partyzanci. Gdy jednego komendanta partyzantów, przybyłego do Wilna, Gestapo aresztowało, władze wojskowe kategorycznie żądały jego zwolnienia.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Objaw „zdrowych politycznych instynktów ludności”
Tym komendantem był Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka”, który został aresztowany przypadkowo w Wilnie wiosną 1944 roku. Natychmiast interweniował w jego sprawie major Christiansen i Niemcy wypuścili polskiego oficera, pozorując jego ucieczkę.
Po opuszczeniu niemieckiej „niewoli” Szendzielarz ze zdwojoną energią i animuszem przystąpił do tępienia bolszewików. Środków do tej walki dostarczyła mu Abwehra – osiem skrzyń z bronią automatyczną i amunicją.
Według Studnickiego te antysowieckie działania partyzantki były objawem „zdrowych politycznych instynktów ludności” Ziem Północno-Wschodnich. Nie tylko ludności polskiej. „Rzecz charakterystyczna – pisał – że nie tylko chłopi polscy szli do oddziałów, ale i chłopi białoruscy. Ludność białoruska w okresie wojny była na ogół lojalna wobec Polski”.
Fenomen ten występował szczególnie w oddziałach partyzanckich na terenie Nowogródczyzny, gdzie – jak oceniał Zbigniew S. Siemaszko – 30–40 procent żołnierzy było wyznania prawosławnego. Tylu Białorusinów służyło jeszcze tylko w armii Władysława Andersa.
Reklama
Rzecz możliwa – pisał Studnicki – że samo istnienie partyzantki polskiej wywoływało wśród Niemców poczucie potrzeby zmiany polityki w stosunku do żywiołu polskiego w Ziemiach Północno-Wschodnich. Gdyby ta partyzantka nie przyszła zbyt późno, mogłaby być zarodkiem armii polskiej walczącej z Rosją sowiecką.
Tego bardzo obawiała się Delegatura Rządu i Komenda AK. Obawiali się, że będziemy skompromitowani w oczach Anglików. Anglia jakoś jednak nie chciała spełnić zobowiązań wobec Polski. Ziemie Wschodnie oddawała Rosji.
Niemcy chcą się dogadać z Polakami
Studnicki podczas swojego pobytu w Wilnie nawiązał kontakt z partyzantami, widząc w nich – nie bez racji – pokrewne dusze. Pośrednikiem był najprawdopodobniej major Christiansen.
Niemcy przy pomocy Studnickiego szukają na gruncie Wilna możliwości dogadania się z Polakami – pisał w maju 1944 roku komendant wileńskiej AK Aleksander Wilk-Krzyżanowski. – W porozumieniu z Delegaturą nakazałem zająć stanowisko wyczekujące i czekać na rozwój wypadków.
Reklama
Jak wiadomo, Delegatura złamała to porozumienie i akcję Studnickiego zwalczała. Wojsko przyjęło zaś Studnickiego w swoim leśnym obozie. Aż się prosiło, żeby antybolszewickim oddziałom z Wileńszczyzny i Nowogródczyzny nadać wspólne kierownictwo polityczne.
Akcja ta mogłaby się rozrosnąć – uważał Studnicki – gdyby AK zaniechała swej akcji dywersyjnej na korzyść Rosji i współdziałała z armią niemiecką przeciwko wkraczającym do Polski wojskom rosyjskim. Lecz czteroletni terror okupacji niemieckiej stworzył atmosferę psychiczną uniemożliwiającą współdziałanie Polaków z armią niemiecką. W kraju wierzono w lojalność Anglii.
Studnicki ostrzega akowców
Komenda Główna AK nie rozumiała specyfiki Ziem Wschodnich i lekceważyła zagrożenie sowieckie. W konsekwencji robiła wszystko, aby ukrócić współpracę polskich partyzantów z Niemcami.
Rotmistrz Józef Świda „Lech” stanął nawet przed sądem polowym, a komendant Okręgu Nowogródzkiego AK, podpułkownik Józef Prawdzic-Szlaski, został odwołany ze stanowiska. Jego oddziały zostały podporządkowane znacznie bardziej uległemu wobec Warszawy „Wilkowi”.
Reklama
Studnicki przewidział, że operacja „Burza” skończy się tragicznie. Podczas swojego pobytu w Wilnie starał się nakłonić tamtejszych partyzantów do niewypełniania nonsensownych instrukcji Warszawy. Zaklinał ich, aby nie ujawniali się przed Armią Czerwoną i nie podejmowali współpracy z Sowietami.
Przed wyjazdem z Wilna – wspominał polski germanofil – widziałem się z przedstawicielami partyzantki i mówiłem im, że na Wołyniu oddziały AK zameldowały się do dowództwa wojska sowieckiego. Oficerowie zostali aresztowani i wywiezieni do Rosji dla ich zniszczenia. Żołnierze zostali wcieleni do armii sowieckiej.
Musi to być dla was odstraszającym przykładem. W żadne porozumienie i w żadną współpracę z wojskiem sowieckim wchodzić nie możecie. Zgadzali się ze mną moi rozmówcy, lecz podłość i głupota rządu Mikołajczyka z jednej strony, z drugiej fatalna lojalność względem rządu, nielojalnego wobec Polski, przezwyciężyła.
Operacja „Ostra Brama”
7 lipca 1944 roku część oddziałów wileńskiej AK przystąpiła do operacji „Ostra Brama”, czyli ataku na niemiecki garnizon w Wilnie, a potem walki o zdobycie miasta u boku Sowietów. Po raz pierwszy w historii mieszkańcy Wilna nie walczyli przeciwko Moskalom, ale razem z nimi.
Według Studnickiego akcja ta była „ohydnym krokiem”.Miasto zostało zdobyte przez Polaków i bolszewików 13 lipca. A potem stało się dokładnie to, co przewidział Studnicki. Sowiecki sołdat zerwał polski sztandar z Góry Giedymina. Podpułkownika Aleksandra „Wilka” Krzyżanowskiego i jego oficerów aresztowało NKWD.
Polskie oddziały zostały spacyfikowane, rozbrojone i wpakowane za druty. „Tłumaczyłem AK wileńskiej oraz partyzantom – pisał smutno po latach Studnicki – że ich takiż los spotka, gdy przyłączą się do armii rosyjskiej. Nie miało to wpływu”.
Tak oto Komenda Główna AK wydała wyrok na bohaterskich żołnierzy wileńskiej konspiracji. Oddała ich w ręce morderców z katyńskiego lasu. „Wypadek ten nie nauczył niczego – komentował Władysław Studnicki. – W tydzień potem analogiczny wypadek rozegrał się we Lwowie, w miesiąc potem w Warszawie”.
Reklama
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Piotra Zychowicza pod tytułem Germanofil. Władysław Studnicki – Polak, który chciał sojuszu z III Rzeszą. Ukazała się ona nakładem Domu Wydawniczego Rebis.
Polak, których chciał sojuszu z III Rzeszą
Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.
5 komentarzy