Wstydliwa karta w życiorysie Jarosława Iwaszkiewicza. Dawni koledzy pisarza nie mogli mu tego wybaczyć

Strona główna » Historia najnowsza » Wstydliwa karta w życiorysie Jarosława Iwaszkiewicza. Dawni koledzy pisarza nie mogli mu tego wybaczyć

Jarosław Iwaszkiewicz zdobył popularność już w okresie międzywojennym. Współtwórca grupy poetyckiej Skamander był uznanym poetą oraz powieściopisarzem. Jako jedyny ze skamandrytów w trakcie II wojny światowej nie wyemigrował z kraju. Podczas niemieckiej okupacji zapisał chlubną kartę angażując się między innymi w ratowanie ludności żydowskiej. Jego powojenna postawa budziła jednak duże wątpliwości, czego nie mogli mu wybaczyć dawni koledzy. Pisze o tym Sławomir Koper w książce Politycy PRL prywatnie.

W pierwszych latach po zakończeniu II wojny światowej Jarosław usiłował znaleźć w nowej rzeczywistości właściwe dla siebie miejsce. Zadziwiał energią i zachowywał się tak, jakby chciał powetować sobie lata przymusowej bezczynności literackiej.


Reklama


„Nowiny Literackie”

Już w 1945 roku stanął na czele „Życia Literackiego”, a gdy po kilku miesiącach musiał odejść, niemal natychmiast otrzymał zgodę władz na kolejny tytuł. Wydawcą nowego czasopisma została należąca do PPS-u spółdzielnia Wiedza, a samo pismo miało być oficjalnym wznowieniem przedwojennych „Wiadomości Literackich”.

Mieczysław Grydzewski (na zdjęciu z okresu powojennego) miał za złe Iwaszkiewiczowi próbę przywłaszczenia sobie tytułu "Wiadomości Literackich" (domena publiczna).
Mieczysław Grydzewski (na zdjęciu z okresu powojennego) miał za złe Iwaszkiewiczowi próbę przywłaszczenia sobie tytułu „Wiadomości Literackich” (domena publiczna).

Nic zatem dziwnego, że ten fakt spowodował reakcję Mieczysława Grydzewskiego, który w Londynie wydawał oryginalne „Wiadomości Literackie”.

Nie trzeba chyba czytelnikom tłumaczyć, że to, co (…) nazywa się uprzejmie wznowieniem, byłoby w gruncie rzeczy próbą przywłaszczenia sobie tytułu pisma. Ale skoro reżim potrafił ukraść całą wielką partię polityczną, jak PPS, ukradzenie tytułu pisma jest doprawdy bagatelką.

Czasopismo ostatecznie otrzymało nazwę „Nowiny Literackie” i stało się w tamtym czasie najważniejszym polskim tygodnikiem literackim. Wydawano je w nakładzie 20 tysięcy egzemplarzy, a na jego łamach publikowano również autorów emigracyjnych, choć – co zrozumiałe – raczej unikano drażliwych tematów.

Emigracja nie wchodziła w grę

Iwaszkiewicz starał się wykazać swoją przydatność dla nowych władców kraju, gdyż w jego przypadku emigracja nie wchodziła w rachubę. Wyszedł z wojny obronną ręką, praktycznie nie poniósł strat materialnych, cieszył się niekwestionowanym autorytetem, miał pokaźny dorobek artystyczny.


Reklama


Doskonale też zdawał sobie sprawę, że chociaż znał kilka języków, to percepcja jego twórczości ograniczałaby się wyłącznie do wąskich kręgów emigracji. Poza tym nawet pod rządami komunistów prowadził wygodne życie, a nad Wisłą trzymały go również sprawy rodzinne, gdyż latem 1945 roku na świat przyszedł jego pierwszy wnuk. [Biograf skamandryty Marek Radziwon pisał:]

Iwaszkiewicz czekał, nie wykonywał gwałtownych ruchów nie manifestował pierwszy, ale też pierwszy nigdy niczego nie popierał. Nie angażował się zanadto, ale jednak na tyle, żeby nie stać się całkowicie bezbronnym, nie wypaść poza oficjalny krąg.

Artykuł stanowi fragment książki Sławomira Kopra pt. Politycy PRL prywatnie (Wydawnictwa Fronda 2023).
Artykuł stanowi fragment książki Sławomira Kopra pt. Politycy PRL prywatnie (Wydawnictwa Fronda 2023).

Należał nawet w najgorszych latach stalinowskich do nomenklatury świata kultury, był świadom swoich atutów i umiejętnie je wykorzystywał. Pozostawał bezpartyjny, i nie tylko dlatego, że wstąpienie do partii kłóciłoby się z jego poglądami, ale dlatego, że wiedział, że jest potrzebny właśnie jako bezpartyjny.

Pochwały dla Bieruta i Stalina

Gdy jednak zachodziła taka potrzeba, potrafił wykazać się serwilizmem. W 1948 roku odegrał znaczącą rolę podczas wrocławskiego Kongresu Intelektualistów, a niebawem pogodził się ostatecznie z nową władzą. Był nawet autorem służalczej „laurki urodzinowej” dla Bieruta (wiersz List do prezydenta Bieruta) oraz twierdził, że Stalin był dla niego jak ojciec, a przecież w „sercach dzieci, starców, kalek, młodzieży, płoną świeczki, płonie miłość do ojca”…

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Regularnie wybierano go do Sejmu PRL-u i choć musiał na kilka lat ustąpić ze stanowiska prezesa Związku Literatów Polskich, to jednak objął funkcję wiceprezesa tej organizacji. Oczywiście nie miał też żadnych problemów z publikacją swoich utworów.

Krytyka ze strony Lechonia

Jego poczynania z odrazą obserwował przebywający na emigracji w USA Jan Lechoń. Nie ukrywał pogardy dla byłego przyjaciela, którego zawsze uważał za najsłabszego autora Skamandra. Nie miał również najlepszego zdania o jego walorach umysłowych, a określenia typu „głupi Jarosław” często pojawiały się na kartach jego emigracyjnego dziennika.


Reklama


Zygmunt Jurkowski nie był żadnym szczególnym pisarzem, ale skoro bolszewicy weszli do Warszawy, poszedł na praktykę do szewca. Uważam, że Iwaszkiewicz powinien był też pójść do szewca.

Lechoń, czytając nowe utwory Iwaszkiewicza, zauważał, że jego styl został „zachwaszczony przez paroletnie aportowanie Bierutowi”. Uznał również jego triumfy za przejściowe powodzenie.

Jan Lechoń (tutaj na zdjęciu z okresu międzywojennego) nie mógł wybaczyć Iwaszkiewiczowi jego serwilizmu wobec komunistów (domena publiczna).
Jan Lechoń (tutaj na zdjęciu z okresu międzywojennego) nie mógł wybaczyć Iwaszkiewiczowi jego serwilizmu wobec komunistów (domena publiczna).

„Iwaszkiewicz podobno jeszcze jest na szczycie powodzenia –– notował w styczniu 1952 roku –– jest najbardziej wpływowym obok zapitego Broniewskiego pisarzem. Boję się, że to jest ostatni triumf diabła, któremu się ten słabeusz zaprzedał, i jak nieraz bywało w życiu Jarosława, po passie oszałamiających powodzeń przyjdzie klęska. Ale tym razem to już chyba ostatnia”.

Umiejętność dostosowywania się

Lechoń mylił się jednak, bo Iwaszkiewicz potrafił bez szwanku przetrwać wszystkie burze dziejowe Polski Ludowej, umiejętnie dostosowując się do każdej sytuacji. W tej dziedzinie przejawiał wręcz nieprawdopodobną biegłość, która była zupełnie obca jego dawnemu przyjacielowi.


Reklama


Co by się stało Iwaszkiewiczowi, gdyby powiedział, że nie napisze takiego wiersza, że nie będzie pisał nigdy takich rzeczy. Zabraliby mu różne godności, posady i pensje i prowadziłby życie jak wielu zasłużonych ludzi na emigracji, którzy są przecież windziarzami i portierami.

Z odrazą czytał krajowe czasopisma, w których publikowano utwory byłego przyjaciela. Uważał, że Jarosław udaje idiotę, czasem jednak dopadały go wątpliwości i wówczas wyrażał bardziej zrównoważone opinie.

Naturalnie nie mogę przysiąc, co bym zrobił, gdybym się znalazł na miejscu Jastruna, Brzechwy czy Iwaszkiewicza. Ale muszę powiedzieć sobie, a nawet innym, że nie robiłbym tego, co oni, nie pisałbym wierszy na cześć Bieruta i Stalina. Bo przecież mówię sobie, że nie będę kradł, nie będę zabijał i w ogóle bez takich danych sobie przyrzeczeń nie może być żadnej moralności.

Jarosław Iwaszkiewicz na zdjęciu z przełomu lat 40. i 50. (domena publiczna).
Jarosław Iwaszkiewicz na zdjęciu z przełomu lat 40. i 50. (domena publiczna).

Dom niczym pałac

Wysługiwanie się komunistom przynosiło jednak wymierne efekty. Iwaszkiewiczowie nadal mieszkali w Stawisku, nie narzekali również na finanse. Wzbudzało to zazdrość innych krajowych autorów, którzy wiedzieli, że nigdy im nie dorównają. [Jerzy Zawieyski pisał w styczniu 1956 roku:]

Przed chwilą wróciłem od Jarosława Iwaszkiewicza. (…) Mieszkanie przy ulicy Szucha 16 – urocze, ciche, prześlicznie urządzone drobiazgami przywiezionymi ze świata. Oprócz pałacu w Stawiskach, to mieszkanie!


Reklama


Czułem się jak proletariusz, jak lump, ciemna masa czy coś podobnego. Nie mam własnej łazienki, nie mam telefonu – i to wspólne mieszkanie z półprostytutką i żebraczką oraz z psychopatką i „Dulską” w jednej osobie, Święcicką. Miałem wrażenie, że należę do innej klasy, do innej cywilizacji, zapóźnionej w rozwoju.

Jeszcze większe wrażenie wywarło na nim Stawisko – iście magnacka rezydencja, w której czas jakby zatrzymał się w epoce prezydentury Ignacego Mościckiego.

Wybudowana jeszcze przed wojną willa Iwaszkiewiczów w Stawisku (Marek i Ewa Wojciechowsc/CC BY-SA 3.0).
Wybudowana jeszcze przed wojną willa Iwaszkiewiczów w Stawisku (Marek i Ewa Wojciechowsc/CC BY-SA 3.0).

„Jarosław wzbudzać musi u wszystkich zazdrość -o pisywał Zawieyski przyjęcie imieninowe w Stawisku. – Mieszka jak książę w pałacu otoczonym wielohektarowym parkiem. Jego gabinet – to muzeum pamiątek. Biblioteka zajmuje ściany w kilku pokojach. Jarosław pokazywał nam fotografie z czasów swego dzieciństwa i młodości. Najwięcej zdjęć Karola Szymanowskiego i jego rodziny”.

Prezes Związku Literatów Polskich

„Jarosławowi zawsze mało – uważał Zygmunt Mycielski. – Chciałby mieć Nagrodę Nobla. Chciałby być ekscelencją, ministrem, ambasadorem, dostać jeszcze dużo orderów. W końcu nie on jeden. Znałem wielu takich. Nie wystarczy mu, że napisał dużo bardzo pięknych wierszy, że jest poetą”.


Reklama


Po latach najwięcej kontrowersji wzbudza działalność Iwaszkiewicza w charakterze prezesa ZLP. W 1959 roku zastąpił na tym stanowisku Antoniego Słonimskiego, czego dawny kolega z Ziemiańskiej i Pikadora nigdy mu nie wybaczył oraz nie przepuścił okazji do odegrania się na nim. Pomagało mu w tym świetne i wyjątkowo złośliwe poczucie humoru.

I tak, gdy Iwaszkiewicz opowiadał, w jaki sposób ZLP weszło w posiadanie pałacu w Oborach, Słonimski przerwał mu, mówiąc: „To przecież jasne, że ukradliście go Potulickim”. W tych samych Oborach miał też zwyczaj organizować poniedziałkowe wieczory brydżowe, aby pisarze nie oglądali emitowanej w Teatrze Telewizji „kolejnej sztuki tego szpiega rosyjskiego, Jarosława”. (…)

Antoni Słonimski na zdjęciu z końca lat 40. (domena publiczna).
Antoni Słonimski na zdjęciu z końca lat 40. (domena publiczna).

Nie wszyscy krytykowali

Powszechnie uważano, że Iwaszkiewicz był najszczęśliwszy wtedy, kiedy nic nie musiał robić. I nie krył niezadowolenia, gdy jakieś nieoczekiwane wydarzenie zakłócało jego błogi spokój. (…)

Zdawał sobie sprawę, iż można go nienawidzić, ale był też przekonany, że „nie sposób nie zastanowić się, ile dobrego z jego postawy wynikało”. I rzeczywiście niektórzy twierdzili, że polityka Iwaszkiewicza „dawała korzystne dla Związku rezultaty, amortyzując najdrastyczniejsze zagrożenia wynikające z licznych absurdów polityki kulturalnej”.

Nie zmienia to jednak faktu, że w krytycznych chwilach najczęściej wyjeżdżał z kraju. Po Liście 34 uciekł do Włoch i nad Wisłę wrócił dopiero po kilku tygodniach. Wypada również zaznaczyć, że zachował się wówczas bardzo przyzwoicie, próbując wyciszyć szum wokół tej sprawy.

Źródło

Artykuł stanowi fragment książki Sławomira Kopra pt. Politycy PRL prywatnie. Ukazała się ona w 2023 roku nakładem Wydawnictwa Fronda.

Życie elit Polski Ludowej

Autor
Sławomir Koper

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.