„Wydałem właśnie wyrok śmierci na sześć osób”. Tak polski dowódca z Afganistanu wziął odwet na talibach

Strona główna » Historia najnowsza » „Wydałem właśnie wyrok śmierci na sześć osób”. Tak polski dowódca z Afganistanu wziął odwet na talibach

W 2008 roku Marcin Szymański dowodził polską grupą bojową wysłaną do Afganistanu. W tym czasie prowadził dziennik bojowy. Na jego łamach opisywał żołnierską codzienność. Znalazła się tam również szczera relacja na temat odwetu, jaki wzięto na talibach atakujących polskie i amerykańskie oddziały.

Katastrofa – kiedy następuje jest źle. Ludzie to przeżywają, boją się, dyskutują, szepczą, spiskują, łapią się za głowy… Gdy dochodzi do serii katastrof, zespół zalewa fala frustracji. Zwątpienie i bezradność wypierają motywację.


Reklama


Flaga opuszczona do połowy masztu

W naszej bazie mieliśmy zwyczaj podnoszenia flagi państwowej o wschodzie słońca. To nie było coś, co przyjęliśmy w spadku po poprzednich gospodarzach, ale – jak mawiam, nie zawsze coś, co jest „zawsze”, jest „dobre”. Zatem uparłem się, aby codziennie flaga szła rano na maszt. Opuszczaliśmy ją do połowy na trzy dni, jeśli ktoś z bazy ginął.

Nieważne – Polak czy Amerykanin, jeśli któryś z naszych sąsiadów ginął – opuszczaliśmy flagę. Był taki czas, że zalała nas seria katastrof. Pamiętam nasze wieczorne dyskusje: „Kiedy wreszcie podniesiemy flagę?”. Flagowa żałoba była dla wszystkich widocznym symbolem strat.

Jeden z pojazdów HMMWV należących do grupy bojowej dowodzonej przez Szymańskiego po ataku improwizowanym ładunkiem wybuchowym.
Jeden z pojazdów HMMWV należących do grupy bojowej dowodzonej przez Szymańskiego po ataku improwizowanym ładunkiem wybuchowym. Zdjęcie z książki Na sprzedanej wojnie (materiały prasowe).

Przez kilka tygodni flaga nie szła ani razu na szczyt masztu… Zespół zalała frustracja – potrzebny był bodziec, coś, co zwróciłoby nam poczucie skuteczności i kontroli. Gdzie tego szukaliśmy? Payback… Rewanż – wilki były żądne krwi.

W zespołach, plutonach – wilki poszukiwały rewanżu. Flaga, choć wszyscy chcieliśmy inaczej, tkwiła bezlitośnie w połowie masztu, a my poszukiwaliśmy winnych. Pewnej nocy odebrałem swój payback – spłaciłem dług wobec frustracji.


Reklama


MQ9 Reaper na posterunku

Siedzimy na stanowisku dowodzenia – drewniane ławki, stoły, wszystko urządzone na podobieństwo minikina na dwadzieścia osób. Zbity z płyt barak, wypchany nowoczesną technologią. Skrzypi podłoga, zapach kawy, kurz, stukają klawisze i szeleszczą radia. Przed nami trzy duże monitory, na środkowym obserwujemy obraz z bezzałogowego samolotu.

Dziś MQ9 Reaper patroluje północ naszego rejonu odpowiedzialności – jesteśmy nad dystryktem Mota Khan. Zaginął mały konwój ochraniany przez Afgańczyków. Szukamy go. W czarno-białym obrazie widzimy już słup dymu, wiem, co to oznacza. Operator Reapera leci w tamtą stronę. MQ9 to uzbrojony dron o sporych możliwościach uderzeniowych. Leci wysoko, w nocy go nie widać i nie słychać. My za to widzimy to, co on widzi.

Artykuł powstał w oparciu o książkę Marcina Szymańskiego pt. Na sprzedanej wojnie, misja Afganistan  (Bellona 2022).
Artykuł stanowi fragment książki Marcina Szymańskiego pt. Na sprzedanej wojnie, misja Afganistan (Bellona 2022).

Taktycznym czatem porozumiewamy się z jego operatorem. Jest zobowiązany robić to, co mu przekażemy. Jako dowódca grupy bojowej mam swój rejon odpowiedzialności – nadano mi status battle space owner (z ang. właściciel przestrzeni operacyjnej). Dysponuję dużą swobodą: decyduję o wszystkim, ale też biorę odpowiedzialność za to, co się tu dzieje w każdym wymiarze.

Reaper leci w stronę dymu. Po chwili widzimy dwie płonące ciężarówki. Jest też trzecia – nienaruszona. Na niej dostrzegamy maszynę inżynieryjną, która miała do nas trafić. To koparka, której potrzebujemy do rozbudowy bazy.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

„Zgoda na użycie uzbrojenia, czekaj na nasz sygnał”

Wokół kręci się kilka osób. Próbujemy odgadnąć, kim są i co robią. Mogą być talibami, ale równie dobrze mogą to być mieszkańcy sąsiedniej wsi, którzy przyszli pozbierać cokolwiek, co przyda im się w ich ubogich gospodarstwach.

Obserwujemy zachowanie grupy. Penetrują pojazdy. Na jednym ze zbliżeń widzimy, że kilku z nich ma przewieszoną przez plecy broń. Po chwili zdejmują kanistry z ciężarówki i zaczynają oblewać ją benzyną.


Reklama


Nie, oni nie przyszli tu po zaopatrzenie dla gospodarstw… Oblewają stojącą na przyczepie maszynę – podpalają. Słup dymu po chwili przykrywa cały pojazd. Czują się bezkarni.

W tym czasie przeglądamy zapisy w aneksie prawnym do naszego rozkazu bojowego – to dokument, który daje mi możliwość zdecydowania o życiu i śmierci. „Bezpośredni atak na sprzęt, bądź personel koalicji” – tak, ich intencją jest zniszczenie naszego sprzętu, prawdopodobnie zabili bądź ranili członków lokalnej eskorty. Wymieniamy informacje z operatorem drona.

MQ9 Reaper nad Afganistanem (domena publiczna).
MQ9 Reaper nad Afganistanem (domena publiczna).

– Zulu 84, tu White Eagle: zgoda na użycie uzbrojenia, czekaj na nasz sygnał.

Reaper przenosi rakiety Hellfire, które kiedyś zaprojektowano do niszczenia sowieckich czołgów. Dziś wykonuje się nimi precyzyjne uderzenia w takich właśnie sytuacjach. Czekamy, aż grupa napastników zbierze się w jednym miejscu. Brutalna prawda – chcemy ich zabić jak najwięcej. Operator MQ9 niepokoi się – kończy się czas jego misji.


Reklama


– Czekaj na sygnał – to komunikat od nas. Wreszcie sylwetki na ziemi zeszły się w jednym miejscu – obserwują palącą się ciężarówkę.

– Zulu 84 – odpalaj – mówię. Komunikat natychmiast płynie elektronicznym czatem do operatora.

„To ostatnie sekundy waszego życia”

Przez ułamek sekundy obraz monitora blaknie – to rakieta zeszła z szyny. Teraz widzimy na ekranie klatkę celownika i szybko zmieniające się cyfry. Sylwetki pozostają w bezruchu – wygląda, jakby dyskutowali, odpoczywają.

Marcin Szymański na zdjęciu wykonanym w 2008 roku podczas misji w Afganistanie (materiały prasowe).
Marcin Szymański na zdjęciu wykonanym w 2008 roku podczas misji w Afganistanie (materiały prasowe).

Przez głowę przebiega mi myśl: „To ostatnie sekundy waszego życia”. Nagle biały obłok zakrywa grupę ludzi. Widzimy, jak robiąc nienaturalne salta, wypadają z niego ciała. Jeden z bojowników, kuśtykając, ucieka, po pozostałych w zasadzie nie ma śladu, przez chwilę kamera termowizyjna rejestruje jeszcze ciepło strzępów ciał. Potem wszystko zlewa się z otoczeniem.

W naszym baraku głosy podniecenia – wilki poczuły krew. Reaper teraz śledzi uciekającego – ten dopada do zabudowań. Tracimy go z oczu. Chcemy zidentyfikować dom, do którego dotarł.


Reklama


W naszym pomieszczeniu jest już dowódca patrolu alarmowego (QRF), zapoznaje się z sytuacją, przyjmuje zadanie. Ja jestem cały czas skupiony na korespondencji z operatorem drona. Jeszcze tylko pięć minut, potem Reaper musi wracać. Robimy ostatni przelot nad miejscem uderzenia – szukamy czegokolwiek, co mogłoby zagrozić patrolowi, który pewnie dotrze tam nad ranem. Czysto…

Idealnie byłoby obserwować to miejsce z powietrza do momentu przybycia naszych chłopaków, ale takiego komfortu nie mamy. Zamieniam jeszcze słowo z Robertem, studiujemy wideo z ataku, drukujemy kilka zdjęć lotniczych, dzwonię powiadomić Amerykanów o tym, że bezpośrednio przy ich rejonie odpowiedzialności będzie operował nasz patrol.

Sprawdzamy też, czy nie ma tam Afgańczyków. Notujemy w dzienniku działań bojowych szczegóły operacji. Na zewnątrz trzaskają włazy wozów bojowych – misja lądowa start…

Mam swój payback

Kilka razy jeszcze przewijam i oglądam wideo z ataku. Zapamiętałem dokładnie trajektorię lotu ciał – wydałem właśnie wyrok śmierci na sześć osób, czy mam z tego powodu wyrzuty sumienia, kaca moralnego? Nie… Jestem po prostu zmęczony. Mam swój payback, palę jeszcze papierosa z battle captainem i jego chłopakami – jest poczucie mocy, jest rewanż, morale ląduje na wyższej półce.

Payback samochód rebeliantów zniszczony przez jeden z naszych dronów Zdjęcie z książki Na sprzedanej wojnie (materiały prasowe).
Payback: samochód rebeliantów zniszczony przez jeden z naszych dronów. Zdjęcie i podpis z książki Na sprzedanej wojnie (materiały prasowe).

Wojna to dziwny stan ludzkiej świadomości – trudno to zrozumieć, nie będąc tutaj… Ocena, sumienie, odbiór moralny określonych czynów ma kompletnie inny wymiar niż w świecie, z którego pochodzimy. Mam nadzieję, że wrócimy do niego nie tylko fizycznie.

Spadam na krótki sen, zasypiam, nie śni mi się kompletnie nic: żadnego koszmaru, żadnych przyjemności, mój system po prostu wyłącza się na kilka godzin. Czym nas zaskoczy dzień?

Przeczytaj również szczerą relację polskiego oficera o śmierci pierwszego podwładnego w Afganistanie. „Niestety… Straciliśmy go”


Reklama


Źródło

Artykuł stanowi fragment książki Marcina Szymańskiego pt. Na sprzedanej wojnie, misja Afganistan. Ukazała się ona nakładem wydawnictwa Bellona.

Dziennik dowódcy grupy bojowej

Autor
Marcin Szymański

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.